Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@Polman Ok, mnie też wiele dziwnych rzeczy spotkało, i nie jestem zagorzałym sceptykiem co do istnienia świata duchowego, jednak mam wątpliwości, czy to co widziałem nie było spowodowane zmęczeniem, nadużywaniem pewnych substancji, rozstrojem nerwowym, czy chorobą psychiczną, której u mnie ostatecznie nie stwierdzono. A być może po prostu doświadczyłem tzw. zjawisk nadprzyrodzonych, tego również nie wykluczam.

Opublikowano

OK

Zgadzam się z Twoja opinią.

Usunąłem te teksty, bo one już gdzieś są i nie chce być nimi nachalny.

To był tylko taki chwilowy głos w dyskusji.

 

A rzeczy nadzwyczajne zdarzają się.

Dziś ograliśmy i to u nich mistrzów świata Hiszpanów.

Koszykarze.

Serdecznie pozdrawiam :-)

 

 

 

Opublikowano

@Jan Paweł D. (Krakelura) W każdym bądź razie trudno uwierzyć żeby trójka małych pasterzy z zatęchłej prowincji mogła sama spowodować zbiorową psychozę 70 tysięcy ludzi, więc takie śmieszne wyjaśnienia można między bajki włożyć. Cud był widziany zarówno przez ludzi zgromadzonych w Cova da Iria, jak i ludzi mieszkających w pobliżu doliny, z dala od głównego miejsca zdarzeń, I ci ludzie również widzieli to samo. Cud był ograniczony tylko do określonego obszaru, więc trudno, żeby to rejestrowały jakiekolwiek obserwatoria, o ile takie były.

Opublikowano

@Bogumił Ale co dziwne? że obserwatoria nie zarejestrowały ruchów Słońca? Faktycznie to dziwne, a nie zarejestrowały, bo żadnych ruchów Słońca nie było. Przyszli tam ludzie, w dużej mierze bardzo religijni z gorącym oczekiwaniem na cud, podłoże do zbiorowej psychozy było doskonałe, wystarczyło popchnąć kamyczek: patrzcie na słońce... i się zaczęło, od długiego patrzenia słońce zaczęło się ruszać i wirować, ale TYLKO w ich oczach, spróbuj popatrzeć dłużej w słońce jak się nie boisz uszkodzenia wzroku. Jak jest odpowiednie napięcie to nietrudno wywołać zbiorową psychozę. Między bajki to można włożyć to, że Słońce zaczęło wykonywać takie ruchy, które by spowodowały katastrofę kosmiczną i przeczyły prawom fizyki. To mi się wydaje bajką, natomiast złudzenia optyczne spowodowane długim wpatrywaniem się w słońce i ruchem chmur na niebie jak najbardziej mnie przekonują. Obserwacje astronomiczne prowadzi się od starożytności. Co jest bardziej prawdopodobne? że Bóg nałożył zaćmę na całą ludzkość poza tą zebraną w Fatimie, czy, że to ten tłum uległ złudzeniu i psychozie, ponieważ chciał zobaczyć to co zobaczył, a oni chcieli zobaczyć cud, więc go zobaczyli.

Opublikowano

@Jan Paweł D. (Krakelura) To nie było żadne długie wpatrywanie bo był deszcz więc wszystko zaczęło się natychmiast. Przyszło bardzo dużo sceptyków i niedowiarków żeby obśmiać. Padli na kolana o mało nie posrali się ze strachu. I ludzie w różnych okolicach to widzieli, nie tylko w samej dolinie. Więc psychoza odpada. Dobranoc.

Opublikowano

@Jan Paweł D. (Krakelura)

Janie Pawle, dla mnie największym cudem jest to, że ludziska potrafiące czytać, pisać, korzystać z komputera itd wciąż wierzą w brednie dzieciaków a drwią z praw fizyki i naukowców, dzięki którym korzystają z - na przykład - telefonów komórkowych. Chyba, że tu też jakiś permanentny cud zachodzi? Swoją drogą podziwiam Twoją wytrwałość w próbach przekonania tych, których przekonać po prostu się nie da. Jest na takich jak najbardziej naukowe określenie oraz wyjaśnienie. Trud Twój daremny więc, albowiem graniczy to z cudem. Ale... może Ci się przytrafi? Daj znać, jakby co. Tobie uwierzę! Pozdro!

Opublikowano (edytowane)

@Bogumił Przecież tam nie byli tylko chłopi, tam przyszło wielu ludzi, jak sam zresztą wyżej napisałeś ;))) W tamtym czasie były to pewnie jakieś szkła przyciemniające czy coś. Ciekawe czemu jedni widzieli Słońce skaczące po niebie, inni zbliżające się do nich, inni widzieli tylko rozbłyskujące kolory... Czyżby Matka Boska dała im wszystkim inne cuda? Czy raczej to wynika z indywidualnych i subiektywnych iluzji optycznych powstałych na skutek patrzenia w Słońce ? Jedna wielka bzdura, nic niezwykłego tam się nie wydarzyło. Ja nawet myślę, że oczekiwanie od Boga że będzie robił takie cuda, to nieuświadomione infantylne bluźnierstwo, ponieważ powinieneś wierzyć, że to on stworzył cały niesamowity wszechświat z niczego, to już jest cud, a Ty oczekujesz od niego czegoś jeszcze, że np. Słoneczkiem ci z nieba pomacha. "No fajnie Panie Boże, ale może coś jeszcze, bo nuda". Bluźnisz. :)

W dodatku albo tak naprawdę nie wierzysz w Jego istnienie, albo wierzysz bardzo słabo, bo potrzebujesz dowodów w postaci spektakularnych cudów. :)

Edytowane przez Jan Paweł D. (Krakelura) (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Jan Paweł D. (Krakelura) Paweł teraz możesz się już stuknąć w głowę, bo piszesz pierdolety do entej potęgi. Przychodząc na to miejsce, nikt nie wiedział, że będzie cud związany ze Słońcem. Blokuję dalszy ciąg, żebyś nie miał już możliwości wypisywania głupot. Sam się nimi karm.

  • Gość zablokował(a) ten utwór
  • Gość odblokował(a) ten utwór
Opublikowano

@Jan Paweł D. (Krakelura)

Jezus czynił cuda również podczas swojego pobytu na Ziemi, jako człowiek, właśnie po to, żeby niedowiarkom udowodnić swoją boskość i nadprzyrodzoną moc. Jest logiczne, że po ujrzeniu cudu, który wykracza poza ramy fizyki, bądź biologii, jak uzdrowienie nieuleczalnie chorego, bądź wskrzeszenie leżącego od kilku dni zmarłego pomaga ludziom o małej wierze inaczej pewne sprawy przemyśleć. Choćby cud w Kanie Galilejskiej, przemiana wody w wino. Niby mała rzecz, a do dziś ludzie sobie ją powtarzają.

Również po ukrzyżowaniu Jezusa, albo on sam, albo Matka Boska ukazywali się kilkakrotnie ludziom. W przypadku Fatimy to ludzie domagali się cudu, bowiem nie dowierzali dzieciom, co uważam za normalne. Więc ten cud dostali, taki jakiego się nie mogli spodziewać. Spektakularne wirowanie Słońca i wrażenie, że z dużą szybkością zbliża się do Ziemi.

Cud obserwowano w z kilku miejsc, nie tylko w Cova da Iria, ale także w wioskach nieco oddalonych od doliny objawień. Wykluczona jest więc jakakolwiek zbiorowa psychoza, bowiem nie było tam nikogo, kto mógł taką wywołać. Zjawisko było tym bardziej fascynujące, bowiem chmury rozstąpiły się podczas deszczowego dnia, który nie zapowiadał zmiany pogody.

Ludzie się domagali cudu, więc Piękna Pani spełniła ich życzenie, nie uważając tego za nic złego. Wielu ludziom pozwoliło to na nawrócenie, uwierzenie w Jezusa Chrystusa, poprawę własnego postępowania i dalsze lepsze życie.

  • Gość zablokował(a) ten utwór
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wyrzucił orła. Wyrzucił reszkę. Zdarzenia są sprzężone?  
    • @MIROSŁAW C. tak, spinają @Robert Witold Gorzkowski  Dziękuję. Robert bardzo mi miło, nie wiem czy zasługuję. Ale jeśli- to zaszczyt dla mnie
    • @Annna2 jesteś tą poetką na portalu, która każdym utworem mnie zachwyca i sprawia błogi uśmiech na mojej twarzy. Przy twoich tekstach odpoczywam i wprowadzają mnie pozytywnie w nowy dzień. 
    • @Gosława Gosławo. Tym wierszem Jakbyś otworzyła drzwi w ścianie pamięci -- tam, gdzie żywica pachnie stratą, a cień ma ludzkie imię. Wiersz czuły jak palce po brodzie, a jednak ostry jak jeżynowy cień. Porusza – bo boli miękko.
    • Dla Krzysia -- przyjaciela, brata krwi. Szliśmy razem przez łąki, bieszczadzkich pustkowi, przez trawy do pasa. Sierpniowe słońce paliło nam karki, a my śmialiśmy się jak dzieci, które zapomniały, co to czas. Krzysztof zerwał dmuchawca. Zdmuchnął go jednym tchem. -- To moje myśli. Teraz latają. Był filozofem. Skończył Uniwersytet Jagielloński z nagrodami.. Czytał Hegla i Nietzschego jak inni czytają poranną gazetę. Myślenie miał w oczach. Szukał sensu wszędzie. Świat czytał jak książkę -- bez tłumaca, bez przypisów. Był moim bratem krwi. Kochaliśmy się jak bracia -- jeden dla drugiego zrobiłby wszystko. A potem przyszło to, co przyszło. Szpital psychiatryczny. Białe ściany, białe piguły, biali ludzie bez twarzy. Dom bez klamek. Korytarze długie jak modlitwy bez odpowiedzi. -- Bóg to schizofrenik z demencją, a rzeczywistość to Jego wyobraźnia -- powiedział Krzysztof. Już wtedy wiedziałem, że w tym zdaniu jest więcej prawdy niż w całym psychiatryku. Spał w świetle jarzeniówek, w oddechu innych -- ciężkim jak metal. Zajmowali się nim ludzie, którym przepisy zastąpiły serce. Bez oczu. Bez imion. Cierpiał nie jak chory, ale jak więzień idei. Jak żywy wyrzut sumienia. Widzieliśmy się coraz rzadziej. Odwiedzałem go. Witał mnie radością w oczach. A ja, wychodząc, płakałem jak dziecko. Raz przyszedł nago na moje osiedle. Do mojego domu. Późną  śnieżną jesienią.  Na boso. -- Nie jestem chory. Ja jestem wolny. Potem znów zniknął. Gdy go znaleźli, leżał w altance jak pies, który zdechł przy drodze. Zwinęli go jak brudny dywan. Widzieliśmy się ostatni raz w prosektorium. Wsunęli mu kartkę na sznurku  do ręki: „Zgon naturalny.” Cokolwiek to znaczy. Nic nie jest naturalne w umieraniu z mózgiem przeżartym chemikaliami i duszą, która biegła do mnie nago po zaśnieżonym osiedlu. Wyszeptał wtedy martwymi oczami: -- Wiesz… te myśli w dmuchawcu?  One wróciły. -- Ale nie moje. A ja, wychodząc, nie mogłem powstrzymać łez. Bo widziałem go, ale nie mogłem odzyskać tego, co w nim kochałem -- błysku w oku, ostrości i przenikliwości umysłu. Zostawiałem tam resztki mojego przyjaciela. Brata krwi.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...