Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

ostatnio jestem bardziej

śmiertelny

nie personifikuję i 

nie idealizuję śmierci 

lecz w jasnym widzie 

jako postępującą słabość 

do kobiet w całym spektrum 

moich kompulsywnych 

zachowań destyluję

prymitywny popęd 

 

ile już? - nie zliczę 

 

w różnych układach 

wiruje w mojej głowie 

chuj pizda pizda chuj

pożerają się nawzajem 

jak bezokie potwory 

samotnie przemierzające 

głębiny oceaniczne 

po to by gdy się raz

zejdą niszczyć się 

bez umiaru i polotu

 

wiadomo 

natura w naturę 

 

jak na świecę zaskoczoną

ostatnim rozbłyskiem 

patrzysz na mnie 

 

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Lahaj, zmienilabym tylko lekko szyk

" patrzysz na mnie

  jak na świecę zaskoczoną

  ostatnim rozbłyskiem" 

A może nawet " patrzysz na mnie   

                              jak na świecę  zaskoczona ostatnim rozbłyskiem"

 

Pozdrawiam

 

 

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

dosyć proste spojrzenie  na sprawy męsko damskie...

lecz celne

nie wiem ile masz lat lecz wierz mi to minie

choć u mnie tylko straciło na sile

z czasem fakty tracą swe cycki a pozostaje tylko życie bez ładu i kształtu

"natura w naturę'

pozdrawiam

 

Opublikowano

Nie doczytałam, ale byłam tu i pierwsza zwrotka mi się podobała, potem zbyt dosłownie dla mnie.

Jeśli tak masz jak piszesz, pewnie czytasz za dużo portalowych wierszy bez dostarczania innych znaczących bodźców z zewnątrz ;-) Wiersze są zwykle nienormalnie, powiedzmy to sobie wprost.

 

Możliwe, że masz przyjemność z pisania tego, ale ja już nie mam z czytania.

Pozdrawiam.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dlaczego posługujesz się więc wulgaryzmami? 

Natura jest piękna.

Moim zdaniem.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Myślisz?:-)

Przeszkadza ci wulgarna strona wiersza  

rozumiem sorry za epatowanie wulgaryzmami 

nie umiałem tego inaczej opisać 

piękno natury polega tez na tym ze nie bardzo się liczy z naszym poczuciem estetyki gdy nie musi. Dzięki pozdro

Uważam ze nie ma co komplikować 

 

:-) wystarczająco żeby wiedzieć ze gdy minie to jeszcze częściej będę myślał o śmierci 

konik pożądania gdzieś cię niesie 

brak konika ... no sam wiesz 

pozdro

@fregamo ten wzmożony popęd odbieram właśnie jako forpocztę zsiadania z konika a zarazem preludium do śmierci 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Rafael Marius dziękuję za dopytanie, fakt, to wspomnienia z dzieciństwa i późniejsze ;) Miasteczko Sz. jest położone w miejscu, gdzie nieodległa Wisła ma zdradliwe wiry; w tamtych czasach rokrocznie ginęło w nim w ( wyniku utonięć spowodowanych lekkomyślnością) - kilka osób, często w bardzo młodym wieku. Na wieść o tych zdarzeniach rozpacz i współczucie przeplatało się z poczuciem bezsilności, wręcz złości wobec ludzkiej dezynwoltury, braku wyobraźni…   pozdrawiam. 
    • piętro wyżej grają techno mi herbata stygnie z dymem i zostawia ci wiadomość na tej brudnej zimnej szybie   piętro niżej ktoś się kocha głośno mocno i szczęśliwie zanim wyjdę  na paluszkach podsłuchuję ich przez chwilę   w światle miasta aksamitnym na ulicach rozchełstanych gdy tak biegnę i się śmieję tak zadziornie świat się jawi   a jak wrócisz za tę szybę brudną zimną popisaną dolej wrzątku niech dopisze zaraz będę mam tak samo   weź ze sobą kilka marzeń wypuszczone jak latawce wplączą się naiwnie w niebo i zostaną w nim na zawsze    
    • Stary dom przy ulicy Klonowej oddychał ciszą. Miał w sobie coś z zamyślenia — jakby jego ściany były świadkami historii, których nikt już nie opowiada. Wysokie sufity, skrzypiące schody, zapach desek nasiąkniętych wiekami... To nie był dom młodych ludzi. To był dom, który się pamięta, nawet jeśli się w nim nigdy nie mieszkało. Remont strychu miał być formalnością. Nowe ocieplenie, wzmocnienie belek, może kilka szafek na sezonowe graty. Robotnik — pan Janusz, człowiek ze złotymi rękami i sercem do drewna — pracował z pokorą wobec materiału. Gdy podniósł jedną z desek, skrzypnięcie było inne niż zwykle — jakby dom zadrżał, nie chcąc zdradzić swojej tajemnicy. Pod deską spoczywały rzeczy owinięte w pożółkłe prześcieradła i gazety z datą 1937 roku. Kurz zatańczył w powietrzu, a światło latarki zatańczyło wśród wspomnień, które nie powinny być poruszone. — Proszę państwa... coś tu jest. Anna i Michał — właściciele domu — wbiegli na górę, niepewni, czy będą świadkami czegoś niezwykłego, czy jedynie kolejnej zagubionej walizki z poprzedniej epoki. Pan Janusz rozłożył pakunek z taką ostrożnością, jakby dotykał relikwii. Najpierw ukazała się zastawa stołowa — porcelana cienka jak papier ryżowy, z delikatnym złoceniem wzdłuż brzegów. Każdy talerz zdobiony był ręcznie malowanymi kwiatami — nie takimi z podręczników botanicznych, lecz tymi z dziecięcych wspomnień: róże, niezapominajki, maki. W filiżankach drżały jeszcze cienie dawnych rozmów, a spodeczki milczały jak dno studni, z której kiedyś czerpano śmiech. Potem pojawiły się świeczniki — mosiężne, z misternymi żłobieniami, na których czas osadził zielonkawą patynę. Ich kształt przypominał kolumny ruin, a wosk zastygły u podstawy mówił: tu kiedyś płonęło światło. Obok nich leżał wazon z opalizującego szkła, w barwach porannej mgły — szarość przechodząca w błękit, jakby uchwycono moment, w którym noc oddaje dzień w ręce światła. W jego wnętrzu spoczywał suchy, zbutwiały płatek róży. Może ślad po ostatnim bukiecie. Może dowód miłości, która nie zdążyła zwiędnąć. Najmniejsze, lecz najbardziej osobiste było pudełko — drewniane, z metalowym zamknięciem i wyblakłym napisem: „Dla Marii, na zawsze.” W środku — fotografie. Czarno-białe twarze, które kiedyś miały imiona. Kobieta z miękkim spojrzeniem i włosami upiętymi w koronę codzienności. Mężczyzna w mundurze, którego ręka spoczywała na ramieniu dziecka — może ich syna. Były tam też pocztówki — z Paryża, Lwowa, Wenecji. Pisane starannym pismem, słowa: „Tęsknię. Czekaj na mnie. Twój Janek.” Anna wzięła jedną z kartek i przeczytała półgłosem, z drżeniem: — „Miłość nie zna granic, ani czasu, Mario. Gdy zamkniesz oczy, będę obok.” Głos jej zadrżał, a w oczach zalśniła łza, nie wiadomo czy cudza, czy jej własna. Michał stał w milczeniu. Nagle poczuł, jakby dom przemówił — nie słowem, lecz obecnością. Jakby ich życie właśnie zostało splecione z losem tych, którzy byli tu wcześniej. Jakby każdy ich krok po tych deskach od teraz miał być uważniejszy, cichszy — w szacunku dla tych, którzy milczą. — Może nie jesteśmy tu przypadkiem — powiedział w końcu. — Może ten dom nas wybrał, bo wiedział, że go usłyszymy. Anna spojrzała na niego z czułością. Była w tym momencie jakaś dziwna, cicha intymność — nie między nimi, lecz pomiędzy nimi a przeszłością. Jakby czas przestał istnieć.
    • @Rafael Marius   Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...