Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

*

Kiedy tylko H. otworzył oczy, natrętna myśl już była przy nim. Znów trzeba wstawać, choć ledwie człowiek zasnął. Znajomi z całego świata zazdrościli mu, że mieszka w samym sercu najpiękniejszego polskiego miasta i dziwili się, gdy kręcił z politowaniem głową. Za czasów PRL-u było całkiem znośnie, ale od jakichś 12 lat zupełnie nie do wytrzymania. Owszem, w bramie naprzeciw skatowali Pyjasa, nieopodal zginął inny opozycjonista, notabene mistrz walk wschodnich, a kilkadziesiąt metrów dalej podpalił się kolejny męczennik, lecz to wszystko odbywało się w ciszy. Teraz w każdej piwnicy mieścił się jakiś pub, w podwórku ogródek, zaś kawiarniane stoliki anektowały coraz większe połacie ulicy. Ludzi, tak znienawidzonych, hałaśliwych, nielogicznie szczęśliwych, przybywało z każdym dniem. Płynęli, jak niekończąca się rzeka, od sklepu do sklepu, od wystawy do wystawy, od rana do nocy. A nocą przychodzili inni, żeby się uchlać piwskiem, wytańczyć i wykrzyczeć. Pierwsi wyłazili z piwnic koło 21.00, ostatni nawet o 3 nad ranem. Żadne zwierze nie było w stanie wydobyć z siebie tak odpychających, wstrętnych, trudnych do nazwania dźwięków. H., który często bywał w zoo, też nie potrafił ich określić. Nie pomagały podwójne okiennice, zatyczki do uszu, przywalanie głowy poduchą, barbiturany. Dźwięki ulicy przesączały się przez każdą barierę, jak gdyby nie istniały dla nich jakiekolwiek ograniczenia.
H. zwlókł się z łóżka i poczłapał do łazienki. Zerkając na swoją zarośniętą twarz w lustrze, zastanawiał się co dziś nastąpi – rozwolnienie czy zatwardzenie. Osobiście wolał to drugie, bo dawało możliwość powrotu do sprawy w późniejszym terminie. Z ulgą powitał brak doraźnych powikłań i zabrał się do golenia twardszego z każdym rokiem zarostu.
Spożywając śniadanie, wiedział, że oni już tam są. Czekają na poranną ofiarę, obliczają roboczogodziny, dyskutują kwestie normalnemu człowiekowi zupełnie obce. Krążą, rozbijają szyk, atomizują chwilową wspólnotę i szybko wracają na pozycje. Kiedy wiązał krawat, mobilizował resztki sił na spotkanie z nimi. Do pracy miał tak blisko, że gdyby był młodszy, chodziłby dachami i po schodach narożnej kamienicy, schodził prosto do swojej pracowni. Krawiectwo należało do wymierających zawodów, jednak H. podzielił się lokalem z firmą od zakładów sportowych i jakoś przetrwał transformację. Czynsz na pół, opłaty na również, powierzchnia już nie. H. została mała klitka na zapleczu z wejściem od podwórka, ale i tak nie narzekał. Kolegów po fachu przez ten czas ubyło o dwie trzecie, a on, bazując na stałych klientach, jakoś wychodził na swoje.
Szedł po schodach, jak skazaniec, który doskonale zna swój los. W bramie obejrzał się krótko. Byli. Stali w długim szpalerze, zostawiając miedzy sobą tylko maleńki skrawek chodnika. Spuścił głowę i ruszył między nich. Najpierw dostał na odlew siecią taniej odzieży, potem z boku bezpłatną gazetką. Dalej poszło gładko, jak co dzień. Pizzeria, szkoła języków obcych, piekarnia, jakaś wyprzedaż kolekcji, wymiana opon, rozlewnia perfum, druk cyfrowy, ksero, produkcja ulotek...
Jedną ręką się zasłaniał od ciosów, drugą je zbierał. Ze spuszczoną głowa brnął ku wylotowi ulicy, jakby tam czekało przeznaczenie. Skulony, zmięty, obolały. Walili go z ze wszystkich stron i pewnie upadłby na kolana, gdyby nie myśl, że do celu już ma tak blisko. Giełda elektroniczna, kwiaciarnia, komis samochodowy, kafejka internetowa....
Z plikiem ulotek w drżącej ręce wydostał się wreszcie na wolność i prawie pobiegł ku upragnionej bramie, gdzie mieścił się jego zakład krawiecki. Obejrzał się. Zostali. Wypatrywali kolejnej ofiary, wcale nie zwracając na niego uwagi. Otworzył drzwi zakładu i zniknął w środku. Nie myślał jeszcze, że będzie tą drogą wracał.

Opublikowano

no taaak...zastanawiałam się nieraz skąd bierzesz tak cudowne, a jednocześnie tak proste pomysły na swoje opowiadanka?...już wiem...jesteś doskonałym obserwatorem codzienności ;
drepczę taką ścieżynką idąc do pracy, do tego szpaleru dodałabym jeszcze osoby, które wyciągają ręce, ale nic nie podają, tylko...żądają

Opublikowano

kręcił z politowaniem głową = a może kręcił głową z politowaniem?

każdą barierę, jak gdyby nie istniały dla nich jakiekolwiek ograniczenia. = uciełabym "jakiekolwiek ograniczenia" i zostawiła w domyśle bariery.

w lustrze, zastanawiał = chyba zbędny przecinek

Spożywając śniadanie = no ej.....znów jakiś milicyjny, tfu! policyjny ton wprowadzasz, jedząc już jest be? moim zdaniem brzmi bardziej adekwatnie

na spotkanie z nimi = brakuje mi się

kamienicy, schodził = znów zbędność przecinkowata

opłaty na również = to "na" się chyba zgubiło..? i albo brakuje mu "pół", albo to nie jego kwestia :)


pobiegł ku upragnionej bramie = no przed chwilą było to ku to może wystarczy? do upragnionej bramy też brzmi ładnie

Nie myślał jeszcze, że będzie tą drogą wracał. = albo o powrocie.
.........

tyle uwag wstępnych :)

początek apetyczny (tym bardziej, że jestem świeżo po kolejnym czytaniu małej apokalipsy a tu wyraźne powiązania do niej widzę :) albo ja je zobaczyłam nadprogramowo) dalej ciekawie a potem tylko ulotki. Sama nie wiem. Ale czytało się dobrze :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @KOBIETA a przegląd jest i ubezpieczenie ;)?
    • @hollow man Jest nastrojowo:)
    • @Noxen Hej Noxen, Niestety, to nie jest dobry wiersz. Bierzesz się za ciężki temat. Masz ze sobą moc setek tysięcy poetów i dołączasz do tych, którzy na temacie polegli. W warstwie - nazwijmy ją 'metafizyczną' - nie pojawia się tu błysk jakiegoś nowego podejścia, nowej idei, czegoś świeżego... Wiersz w skrócie mówi o tym, że peel nie wierzy w bajki i uważa, że po śmierci wchodzimy w 'nicość'. Nic nowego, to może na nowo da się to powiedzieć? Skąpy dobór rekwizytów nie pozwala wejść na jakiś głębszy poziom obrazowania. Poruszamy się w wątłej refleksji filozoficznej budowanej na wątłych obrazach. Osobiście lubię, gdy w wierszu jestem w stanie wyróżnić przynajmniej jeden z trzech aspektów (za Lacanem): symboliczny, obrazowy i 'realny', a najlepiej wszystkie trzy, ale to już wtedy Święty Graal. Czyli wiersz mówi do mnie na poziomie symbolicznym, gdy czuję, że podmiot bardziej jest mówiony przez język niż sam mówi. Na poziomie obrazowym, gdy jestem w stanie rozpoznać w jakiś sposób siebie w danym obrazie, a jednocześnie rozpoznać iluzję, która jest konsekwencją tego rozpoznania. I na koniec 'realne' - gdy wiersz rozmawia z moim Brakiem - czymś czego nie da się powiedzieć ani językiem ani obrazem, co wymyka się opisowi, ale uparcie powraca i nie pozwala mi się domknąć w spójną całość. I ten ostatni jest najtrudniejszy do wydobycia. Jeśli wiesz co chcę powiedzieć... Operujesz ciężkimi pojęciami - śmierć, dusza, nicość. Każde z nich osobno ma kaliber 44, ale razem - wcale się nie wzmacniają, tylko znoszą. A poza tym, w Nowym Roku, życzę Ci dużo lektur, wzruszeń i nadawania sensu.
    • @KOBIETA Ja bym jednak jechał przez Kołbaskowo żeby się bezpośrednio wpuścić w niemiecką 11, bo jak wiadomo, Niemiec nie ogranicza fantazji kierowców z temperamentem ;)
    • ach vivienne biedna vivienne cały paryż wypełniony nim to minie kiedyś minie teraz wszystko jego uśmiech jego imię noszą dni   chowasz twarz w dłonie nie mam pocieszenia popłacz vivienne dobre to łzy    przyjdzie znów wiosna wymażesz z pamięci saint-germain-des-prés każdą stację metra teraz już śpij vivienne    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...