Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Franek K
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Świetne. Tylko literówkę popraw. Jakby. FK.

Gość Franek K
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Chyba że tak miało być...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Poprawione. Dzięki 

Chciałam się zabawić konwencją, bo samo hasło bez kontekstu afirmuje życie, ale w całości tego wierszyka - łamie ogólnie przyjęte znaczenie. 

bb

Gość Franek K
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To trzeba było zostawić. W pierwszej chwili myślałem, że pomyłka, ale później przyszła "lefteksja"...

Opublikowano

Witam -  łyk prawdy tu jest -  trzeba żyć dziś bo jutro

jest nieznane - nie wiadomo co przyniesie.

                                                                                                               Udanego popołudnia życzę.  

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Gandhi powiedział:  "Żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro. Ucz się tak, jakbyś miał żyć wiecznie."

"Żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro.'' Oznacza ,że powinniśmy się cieszyć z naszego życia każdego dnia. 

''Ucz się tak, jakbyś miał żyć wiecznie." Oznacza ,że bez względu na wiek powinniśmy się uczyć.

 

 
Bardzo dobrze, bo mamy kolejny dzień życia "tak jakbyśmy mieli umrzeć jutro."

 

Dla mnie niezrozumiałe. Możesz mi wyjaśnić ten paradoks? Pozdrawiam :)

 

Opublikowano

Beatko

piszesz

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

tylko nie wiem, czy do tej zabawy dobrałaś odpowiednie klocki.

Pierwsze wersy mimo, iż zawierają śmierć nawołują do intensywnego życia,

to nic innego jak carpe diem - używać dziś, bo nie wiadomo co nam jutro zgotują bogowie.

A Twoje dalsze wersy "ubolewają", że tyle wkładamy dziś w umieranie, że ......itd.

Pytam - jakie umieranie?

Chyba, że tytułowy paradoks tu się kłania, ale to raczej nie paradoks, tylko brak logiki,

może niekonsekwencja, chociaż w wierszu wszystko jest możliwe.

 

PS Carpe diem to jedna z nielicznych maksym, które mnie się nie imają

i nigdy jej nie aprobowałem. Od dziecka słyszałem:

- Żyj tak, jakbyś miał żyć wiecznie.

 

Pozdrowionka

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oderwane od części drugiej tak. Ale dlaczego początek nie może mówić o czekaniu na śmierć tylko na życiu?
(bo to utrwalony schemat). Znaczy tu - czekanie na śmierć spala tak, że znowu poranek rozczarowuje. I znowu czekanie. 

Zbyt jesteśmy przyzwyczajeni do rozumienia frazy wg afirmacji życia. Ale może zabieg przekombinowany. Nie wiem już sama. 

 

 

Paradoksem jest życie w oczekiwaniu na śmierć, która nie przychodzi, a jednocześnie brakuje na owo życie już sił i energii z powodu ciągłego czekania na śmierć. Brak decyzji, w potrzasku. Ani tu ani tam. 

 

Ściskam Wiktorze, bb

 

Opublikowano

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Sylwestrze, faktycznie, może to bardziej łamigłówka niż wiersz, tak z odbioru innych wnioskuję.

 

I oby tak Maryś dalej. :)

I tak jest. W każdą stronę. Założenia są potrzebne, ale bywa że i zbędne. Co jest lepsze? ;D

 

Nie praktykowałam. I wiem, że mało wiem. A szczególnie w szczegółach ;), jakim jest życie. 

Pozdrawiam wszystkich ciepło, bb

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Bardzo fajny, błyskotliwy komentarz, odwrócone lustro. Chylę czapkę Marlett. 

 

8fun, 

to zabieg celowy. W zdaniu powszechnie dekodowanym zmieniłam znaczenie. Żyj czekaniem na śmierć - to przekaz. To nadal życie, ale nie takie - jak je sobie wyobrażamy. Czy to już jasne? Biorę pod uwagę, że przekombinowałam...

Pozdrawiam, bb

Opublikowano

Twój wiersz jest paradoksalny podwójnie. Po pierwsze, Peelka wydaje się rozczarowana powtarzającą się nieobecnością śmierci, tak jakby była tym rozczarowana. Przypomina mi to czyjąś reakcję na kolejną informację o końcu świata: "Obiecanki-cacanki!"

Po drugie: zajęci umieraniem, nie mamy czasu żyć. To niesamowite, ale niedawno myślałam dokładnie o tym samym, wyrażając to właśnie tak, jak Ty w swoim wierszu. Nie myślałam jednak, by o tym pisać, a teraz tym bardziej nie myślę, bo mnie ubiegłaś. :)

 

Wiersz jest krótki, ale bardzo bogaty w treść - i może być bardzo różnie interpretowany.

 

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 Czyli, czekamy na śmierć - ona nie przychodzi, tyle energi wkładamy w czekanie, że nie starcza na życie.

 Myślałem, że pisząc "mówią" nawiązujesz do ogólnie przyjętego sensu tego powiedzenia. Drugie "przekombinowanie" moim zdaniem to tytuł "Paradoks" 

 

Błąd logiczny (Paralogizm?)

Mówią

"kto pod kim doły kopie ten sam w nie wpada." 
kolejny dól wykopałem 
i nie wpadam 
tyle energii wkładam 
w kopanie dołów
że nie mam czasu wpadać

 

Opublikowano

Przypomniał mi się Bond, James Bond i " Smierć nadejdzie jutro"

Hmm, właściwie logika w tym jest, więc nie wiem czemu paradoks.

Od urodzenia umieramy, a sztuką jest skupić się właśnie na życiu.

Wiersz zatrzymał, zastanawia, przez swoje kontrowersyjne tezy 

Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @marekg przepięknie napisales.  Jak tak dziś siedziałam juz sama na cmentarzu gdy się ściemniło i wszysvy sobie poszli, to dokladnie poczulam sie tak bezdomna, jak ten Twoj poeta z wiersza. I te rany - ech, poeci czują po stokroć...   Wspaniale piszesz.
    • @Robert Witold Gorzkowski Robercie. bardzo, bardzo dziękuję za Twoje słowa. pisząc te swoje wiersze zaczynam się obawiać czy nie przekraczam granic.   granic własnego JA.   dziękuję.     @Annna2   Aniu. to że wracasz jest cudowne. dziękuję.       @huzarc co tu powiedzieć.....   serdecznie dziękuję.    
    • @Migrena wg. mnie to zupełnie nie jest utwór o namiętnosci, bo namiętność tym wypadku to o wiele za mało.   To wiersz o nienasyceniu duszy - duszą, a cielesność jest tu jakby słodkim dodatkiem.    Ja tam wierzę w takie nienasycenie w miłości i w takie wiersze też, bo one sprawiają, że tętno przyspiesza, nie tylko to cielesne ale i duchowe..   I dodatkowo podpisuję się pod slowami @Robert Witold Gorzkowski - odniosl sie super adekwatnie do wiersza.        
    • Ktoś pióropusz ubrał  Inny z parasolem o przystojnym Zatańcz parasolki dreszczy słota  Zatańcz z parasolką niech się stanie  Kolorowa Kolorowe jeszcze liście  Kolorowe parasolki  Krople mienią się przejrzyście  Teraz tęcza zgadnij, za kim goni?
    • Moje dłonie siegają częściej po wino niż po chleb. Do późnego wieczora jestem zbyt zajęty umartwianiem duszy by odpowiadać na choć najskromniejsze potrzeby ciała. Są dni gdzie łóżko mnie więzi. Są jednak i takie gdzie łaknę wolności ścian swego odludnego więzienia. Przed snem, błądzę w ciemnościach zakurzonych kątów by choć przez chwilę dać posmakować artretycznie powyginanym palcom, zimna użytych do aranżacji farb. Szkarłatu krwi i perłowości łez. Duchy ze ścian poznają mój zapach. Łaszą się do swego pana. Mimo agonii, czasami zmuszą się do krótkiego śmiechu. Wołają mnie po imieniu. Tym ziemskim nie piekielnym. Wypalonym na duszy. Przed którym drżą aniołowie i ziemskie błazny. Kiedyś miałem imię. I czas na to by żyć. Bez bólu i lęku. Broniłem się przed cieniem. Uciekałem, lecz on był zawsze przed mym krokiem jeszcze o krok. Gdybym wtedy spłonął razem z moimi wierszami. Czy cień wkroczyłby za mną w ogień? Ale to przecież ogień rodzi cień. Języki ognia namawiają bym spłonął. Języki cieni liżą me rany. Trucizną próbują wymusić we mnie kolejny raz uległość. Tak przecieka rzeczywistość, przez dziurawy dach. Wschodzi czarna tarcza słońca. Gdy cząstka jego światła mnie dosięgnie. Obrócę się w proch. Duchy ze ścian pytają czasami, czy stąd daleko do nieba. Nie wiem. Mi tylko piekło pisane. I znów wczesnonocne harce. Trupi blask gwiazd. Nad łąkami. W zbożu jeszcze zielonym, cichutkie stąpania. To stopy bose północnic. Ich śpiewy przerywają świsty sierpów. Tną szyję i żywoty kochanków. Dobrze im tak. Kto jeszcze ufa miłosnym potworom. A może i żałować ich należy. Ja przecież też kiedyś ufałem. A teraz przeklinam nawet siebie. Czas się uwolnić. Udało mi się wzniecić wreszcie żar na zalanym przed laty i zapomnianym palenisku. Wiązki brzozowego chrustu czekały na tę chwilę. Języki ognia dostrzegły mnie, choć w narkotycznym uniesieniu chwili, były tak spragnione swego istnienia, że wolały pięścić ceglane ściany kominka. Pieściłem ich zmysły. Dorzucając drewna i szczap. Duchy ze ścian milczały zatrwożone, patrząc jak piekło wychodzi poza ramy swego świata. Prawie mnie mieli. Cienie tańczyły dziko, okadzone dymem. Pogrzebaczem wybiłem wszystkie okna by świeżym oddechem powietrza, wzbudzić furię ognia. Spod kuchennego stołu wyciągnąłem bańkę na naftę. I cisnąłem ją w ogień. Pamiętam tylko to jak cienie, porwały mnie przez rozsadzony pożarem komin. Duchy wybiły rygle z drzwi i rozpierzchły się w mgielny mrok boru. Płonąłem żywcem. Niesiony przez diabły w trupi blask gwiazd. Dobrze byłoby żałować i uronić choć łzę. Mnie ogarnął jednak demoniczny śmiech, który objął połacie okolicy. Okoliczni bajali potem, że słyszeli piorun, który najpewniej zniszczył chatę. Płonęła kilka godzin. Wiele miesięcy później na pogorzelisku, stanął jesionowy krzyż i światło łojowych świec rozświetlało mrok i klątwę. Na darmo jednak. Bo nikt stąd jeszcze nie trafił do nieba.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...