Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

No, ja wczoraj też nie piwinienem ;)

Plus jeszcze komp szwankował.

 

Chciałem napisać, że też jestem tylko zwykłym czytelnikiem - to, że rozgrzebuję po swojemu, to już taki mój nawyk upierdliwca.

Co chcesz robić wżyciu, synu? Nie wiem, zawsze tylko was słuchałem i poniekąd swego zdania nigdy nie miałem (KNŻ) - też kiedyś nie wiedziałem co robić, więc poszedłem na studia... matematyczne. W liceum matma mi się podobała (królowa nauk - nie dość, że się kłaniam, to jeszcze umiem narysować), na studiach nieskończone przestrzenie i abstrakcje takie, że poezja. Zrezygnowałem zanim znienawidziłem i poezję. Po co więc się za nią biorę, skoro taki ze mnie humanista - co tu, kurwa, robię? (Hasiok) - no cóż, koło to też rodzaj symetrii. Szczególny. No i dobrze, że autor mnie nie słucha, bo czepianie się czepianiem, ale wrażliwość wrażliwością, i gdyby każdy pisał tak samo, to nic by się nie dało czytać - zaczęłoby się robić nudno i (zgrozo) poważnie.

 

Z ciekawostek (apropos bycia najlepszym uczniem z polskiego): wypracowania szły mi początkowo całkiem nieźle, później spadłem na trójki - nawet nauczyciel zapytał co się stało. Wiesz co się stało? W ramach przygotowania do matury wprowadził ocenianie wg klucza i okazało się, że nie zauważam oczywistych rzeczy: zamiast wymienić A, B , C, D, pisałem o Ż, Ź i było dobrze jak o Ć zahaczyłem. Tak samo mam tutaj jak próbuje coś konstruktywnego napisać: czasem nie wiem, o czym w ogóle jest wiersz, ale się wypowiem, bo mi jakaś zbitka słowna podeszła. Może i nie powinienem się wypowiadać, ale w sumie co komu szkodzi dowiedzieć się jak myśli druga półkula ;)

 

Pozdrawiam.

 

PS. Z chytrusowym trochę przesadziłem - to w maju dopiero więc jeszcze mogę nie doczekać.

 

PPS. Mógłbyś srobnąć coś o pisaniu piosenek: zawsze ciekawiło mnie czy zaczyna się od tekstu, muzyki, czy zależy. Jakieś anegdotki, czy coś, też chętnie poczytam ;)

 

PPPS (dopisany w edycji). Przepraszam Autora jeśli pod wierszem  "śmiecę" nie na temat.

Edytowane przez Don_Kebabbo (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ano widzisz Janek, Julian widać gorzej od nas liczył sesesesese

Zacieszem już, bo w sumie trochę śmieszy mnie to 'roztrząsanie' średniówki. Pamiętam wiersze, w których wyłapałeś nierówności, tam chyba rzeczywiście coś trochę chrzęśćiło, tutaj tego tak nie widzę, ale nawet. Niech będzie na Twoje/wasze Panowie. 

Zaczytując się w poezji polskich klasyków nie raz i nie dwa natknąłem się na powiedzmy 'zaburzenia' rytmu. Skoro zatem u największych się zdarzało, to pal sześć! Ja też chcę :D 

Ostatni raz nawiążę do tego, że 'średniówka furda' na przykładzie własnym, który wklejam poniżej. Pragnę jednocześnie nadmienić, że każdy komentarz, byle nie obraźliwy, czy mający na celu z jakichś tam nie merytorycznych, czy stylistycznych powodów wbić szpilę jest dla mnie mile widziany. 

A wiersz, w którym dokonuję brutalnego gwałtu na ponętnej średniówce idzie tak:

 

 

Lot sztukmistrza Cezarego
czyli bajka magiczna w dwunastu strofach bez morału

 

Popatrzcie ludzie nad dachy,
popatrzcie ponad kominy,
w nieb przestwór sztukmistrz Cezary
wyleciał na dzikiej świni!

 

Na szyi powiewa fontaź, 
beret jak laur na skroni, 
u siodła harfa eolska,
i pióro z obsadką w dłoni. 

 

Choć świnia niemal jak Pegaz, 
to jednak niektórzy gapie, 
(z tych wojny gotowych) p-gaz, 
kto miał, na twarz wciągał maskę. 

 

Co to za dziwy?! — ktoś krzyczy —
czyżby tu film był kręcony?! 
A sztukmistrz w błękicie wisi, 
piórem maluje androny. 

 

Stalówkę w obłoku macza, 
by zaraz z chmurnej materii, 
jak z kałamarza nakapać
koci jazzband sui generis. 

 

Warkoczem inkaustu krople 
spadają w miasta ulice,
gdzie warkocz ulicy dotknie,
tam — pstryk! — osoby  magiczne.

 

Wyłazi z piany fontanny 
Wenus zdębiała pociesznie, 
w skok za nią dwa hippokampy, 
gołe nimfy niosą wierzchem. 

 

Z ławki gwizd, to spodełbyczki, 
nagości nimf wielce radzi
w ryk — czaruś, wyczaruj whisky!
ty w pysk  [zwrot niecenzuralny]!

 

A sztukmistrz podkręcił wąsa,
osły spod ziemi wyrosły,
i jęły się deklamować, 
Sen letniej Szekspira nocy.

 

Słońce w ksieżycową szablę, 
gdy kichnął, niechcący zmienił,
wyburczał abrakadabrę,
i znów dzień stał się na ziemi. 

 

Na dnie w stawie miejskim Świteź, 
dzwonów bicie, ot skinieniem, 
lecz już ktoś wezwał policję, 
wrze w sieci, trzeszczy internet.

 

„Panie majster, zaraz złaź pan!”,         
mówią cyjniacy ponuro,
a sztukmistrz wzdął się jak bańka 
i wybuchł motyli chmurą. 

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wymianę zdań na poziomie przystającym do portalu o literaturze, bo jak już zdążyłem się przekonać nie każdy ten poziom trzymać potrafi ;)
 

Opublikowano

@Gaźnik, @Don_Kebabbo

 

Jeżeli chodzi o obawy, ze 'spamujecie' pod wierszem to nie mam absolutnie nic na przeciw, a wręcz przeciwnie - cieszy mnie fakt, że stał się on przyczynkiem do rozważań właściwie można już chyba rzec wszelakich. Takie rzeczy chyba zawsze cieszą autorów ;)

 

Od siebie dodam, że również pisywałem słowa do muzyki, zdarza mi się i teraz, choć rzadziej. Wiersze mnie zabrały ;)

Nie wiem jak Gaźnik w  kwestii pisania tekstów sobie organizował pracę, ale ja ze względu na fakt, że pisywałem teksty do muzyki hip-hopowej pisałem je i do podkładu i zupełnie od niego niezależnie. W końcu podkłady takie mają na ogół stałą prędkość więc pisane rytmicznie teksty zawsze się jakoś przypasowało. Kwestią istotną było tylko to, czy muzyka ma wydźwięk wesoły, smutny, energiczny, etc. by nie napisać tesktu o np. wylegiwaniu się w cieniu palmy do energetycznego, czy smutnego podkładu. 

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za waszą pod tym wierszem aktywność ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jak chodzi o pierwszy akapit to od początku spodziewałem się właśnie takiej odpowiedzi :) Dlatego sobie pozwoliłem na więcej :D

 

A w sprawie drugiego to też głównie rap pisałem, jednak nie tylko. Sam jestem fanem innej muzyki, jednak zwrotek rapowych mam na koncie kilkaset. 

 

Tu fakt, w ostatnich latach się chyba to zmieniło, jednak dawniej producenci walili w jednym tempie. Zwrotki to były prawie zawsze "szesnastki" więc było pod tym względem łatwo :)

 

A z innym rodzajem to już różnie. Nie wiem jak to określić, muzycznie jestem dość upośledzony wbrew mojej miłości. Jednak czasem gdy wpada fajny pomysł na balladę (ta ballada tak przykładowo) "słyszy" się w duchu muzykę, która nigdy niestety nie powstanie. Może gdybym miał z kim pracować pod tym kontem to byłbym współautorem ciekawych projektów. Niestety nie było mi to dane. Ostatni mój tekst, który mi się osobiście podoba powstał dawno temu. Nawet jest na forum. Wpadł mi do głowy podczas pracy na kopalni, jakoś tak miewam. Nie byłem skoncentrowany nawet na twórczości. po prostu wykonywałem swoją pracę i cały czas "słyszałem" Celito Lindo... W końcu nie wiedząc kiedy zdałem sobie sprawę, że mam swoją wersję gotową do zaśpiewania pod ten klasyk. Bardzo bym chciał żeby ktoś skomponował coś świeżego i nagrał mój tekst, jednak to się nigdy nie stanie.

Nie jestem "prawdziwym" autorem, nie wiem jak to wygląda u osób co robią to na poważnie. Jednak myślę, że zwykle wygląda to podobnie. W moim przypadku to zwykle były takie podświadome wylewy emocji. Kiedy próbowałem nawiązać współpracę z zespołem kolegi nic mi nie wychodziło. Bardzo chciałem napisać im coś dobrego i nic mi nie wychodziło. Im mocniej się skupiałem tym gorsze były efekty.

 

Pozdrawiam :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ostatni raz na ten temat słówknę i więcej się nie ośmieszam ;)

 

U siebie stosuję nudny rygor - w ośmiozgłoskowcu zwykle średniówka w połowie, ale miewałem i w innym rytmie (muzycznie mam podobnie jak Gaźnik, tylko gorzej: lubię słuchać, ale jakbym chciał zaśpiewać cokolwiek to masakra - słuch zerowy). To od czego zaczynałem na orgu to jakaś masakra, jedynie pomysły jako takie, ale technicznie: sztuka gniocenia ;) Po krytyce zacząłem nad tym pracować po swojemu i poza średniówką odkryłem takie rozbicie jak np 3/2/3, gdzie można przeczytać z minipauzą w miejscu sleszy (nie znam się, może ma to jakąś fachową nazwę) - możesz zajrzeć do mojego ostatniego tekstu na forum, to zobaczysz o co mi chodzi: 12-zgłoskowiec, średniówka, ale każda z połówek też ma coś w rodzaju średniówki (takie 3/3/3/3). W każdym razie chciałem napisać, że moje muzyczne i matematyczne upośledzenie nie pozwala mi na takie zabawy, jak w wierszu z Twojego ostatniego komentarza:

 

jak z kałamarza nakapać - nie wiem, co tu robisz, ale dobrze się to czyta nawet jakbyś w całym tekście poza tym wersem miał średniówkę.

 

Plus chciałbym jeszcze pochwalić spodełbyczki - naprawdę dobre!

 

Wybaczcie, że odpowiem hurtem, ale obaj napisaliście o tworzeniu muzyki, więc jakoś mi się to łączy:

 

 

Zajrzyj do mojego ostatniego w dziale "limeryki" - opisałem pod nim całkiem podobną sytuakcję ;)

 

Dziękuję, że odpowiedzieliście, poznałem paru muzyków, ale nie na tyle, żeby zagadać na ten temat. Jakbyście jeszcze wzmianknęli, czy ktoś te teksty u Was zamawiał i jeśli tak, to czy kiedykolwiek zdarzyła się jakaś ingerencja/wymuszenie jeśli chodzi o treść (np. napisz mi o dupie Marynie, bo Teresy nie lubię ;)) to też chętnie czytnę - ciekawi mnie temat.

 

Gaźnik, (posłuchaj, to do Ciebie):

 

 

jak dla mnie powyższe trochę się wyklucza ;)

 

No i ostatnie zdania z Twojego komentarza też doskonale rozumiem, nawet zdarzyło mi się napisać kiedyś miniaturkę na ten temat (wyszukałem, 10 lat temu, jak ten czas...):

 

"O czymś"


Kiedy nic nie ma
Nic się nie dzieje
Nie da się pisać
Na zamówenie

 

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dobre! To ja pocisnę z drugiej strony: u Vonneguta można gdzieś natknąć się na fragment o istotach, które całe życie tylko się rozmnażają, żrą i srają pod siebie. Brzmi uroczo? To drożdże i robią szampana.

 

Pozdrawiam.

Opublikowano

Wiara jest ślepa, a poeta dociekliwy. Lecz jak nie mieć wątpliwości i zgadzać się ślepo...., na całe zło

Jeśli jesteś bądź miłością

  która świat uzdrawia

I nie pozwól swoim uczniom

Panem cię przedstawiać 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 Czarku jako ateista nie rozumiesz religii. Żaden prawdziwy chrześcijanin czy muzułmanin nie wykorzysta religii do umacniania swej władzy, podbijania innych krajów, ludów itd... To nie działa tak. Ludzie, którzy wykorzystali wiarę dla szerzenia pożogi nie wierzyli w Boga. Dlatego łatwo było im go wykorzystać. Ponieważ w ich odczuciu on nie mógł się zemścić za ich przewrotność - gdyż nie wierzyli w jego istnienie. Inna sprawa, że wykorzystywali mało inteligentnych ludzi, których wiarę łatwo było "przekręcić". W wojnach religijnych zginęło wielu ludzi. Jednak w imieniu zwalczania religii także zginęło kilkadziesiąt milionów ludzi i tak to jest. Każdy kij na 2 końce. 

 

Nie wiem czy to zrozumiesz, nie chcę nikogo nawracać dlatego wolałem ominąć dyskusje teologiczne w twoim temacie. Dla ateisty jednak najlepiej pominąć temat Boga gdyż jedna i druga strona może te same argumenty przekształcać na swoją korzyść i tylko wiara (lub nie wiara) zmienia punkt ich odbioru. Jestem praktykującym katolikiem. Zgodnie z moją wiarą szatan najmocniej stara się kusić osoby o głębokiej wierze, czyli przede wszystkim duchownych. Gabriele Amorth - najbardziej znany egzorcysta w historii kościoła katolickiego - oficjalnie głosił, że najmocniejsze działanie diabła można odczuć w Watykanie. Za co zresztą miał wielu wrogów właśnie w Stolicy Apostolskiej. 

 

Pozdrawiam. Szanuję twoje przekonania ciekawi mnie czy nie wierząc w Boga jesteś w stanie zrozumieć moją wizję walki dobra ze złem :) 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Problem stanowi to, że zawsze istnieli i będą istnieć póki będą istnieć religie, czyli prawdopodobnie zawsze (niestety) ci przewrotni wykorzystujący religię do umacniania władzy poprzez mamienie durnego ludu. Według mnie wojny religijne i wojny przeciwko religii to to samo. Jedyną wojnę stricte przeciwko wierze jaka przychodzi mi do głowy wydał chyba komunizm, ale czy komunizm nie miał ambicji, by zastąpić miejsce religii stając się tą nieomal? 

 

Problemem z argumentacją jeśli chodzi o dyskurs na temat istnienia bądź nie boskiego stwórcy jest ten, że jedna ze stron przyjmuje za argument za jego istnieniem nieumiejętność zrozumienia powstania życia inaczej niż w kategoriach cudu. Druga zaś stara się ten cud zrozumieć w kategoriach czysto naukowych. Watykan nota bene nie uznaje teorii ewolucji i Wielkiego Wybuchu jako sprzecznych z naukami Kościoła. O czym swoją drogą większość gorliwych chrześcijan nie tyle nawet co zdaje się zapominać ile po prostu nie wie. 

 

O tym z kolei, że najwięcej diabła jest na najwyższych szczeblach hierarchii kościelnej również jestem przekonany :)

 

Staram się zrozumieć różne wizje. I dopóki wizje jednego człowieka nie krzywdzą w rzaden sposób drugiego jest ok. Tylko czy aby religie nie były, są i będą przyczynkiem dla krzywdzenia drugiego człowieka? Chciałbym wierzyć, że kiedyś nie.. 

Edytowane przez Czarek Płatak (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ogólnie z wszystkim się zgadzam. Jednak jeśli przyjmujemy, że Boga nie ma. Wtedy wszystko zupełnie łatwiej wygląda. Bóg nie istnieje, więc nie mógł dać ludziom podstawach do religii. Nie stworzył człowieka, nie przemawiał przez proroków itd. Człowiek dla własnych korzyści tworzy Boga i religię. Dalej wszelkie fanatyzmy religijne są zwykłą chęcią zabijania wybielana kultem religijnym. A skoro ludzie od tylu lat zdobywają władzę i pieniądze dzięki wyznawcom to gdyby odebrać religię odnaleźli by inną drogę do celu. :)

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Już znaleźli. Jedna z nich nazywa się kapitalizm. 

Nie zgodzę see natomiast, że wszystko wygląda łatwiej gdy przyjmie się, że Boga nie ma. Według mnie to właśnie nie poparta w silnych, niepodważalnych dowodach wiara w nadprzyrodzoną, wszechpoteżną istotę sprawia zrozumienie świata łatwiejszym niż jest w istocie. Np. jaka tam teoria strun?! Bóg, nie fizyka. Rozumiesz? 

Z pozdrowieniem :) 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Sporo czasu spędziłem nad teorią strun. Jednak to są zbyt skomplikowane na mój prosty - robotniczy umysł. Nie byłem w stanie pojąć "boskiej mocy" opisywanej przez ŚP. Stephana Hawkinga, jednak jakoś jego prace potrafiłem wykorzystać dla obrony Boga, w którego sam wierzę. :)

 

Przepraszam, że tak mocno wykorzystałem twój temat dla swoich rozważań. Jednak jak mówiłem. Bóg czy religia nie są winni wykorzystywania przez ludzi do działań nie zgodnych z daną religią. Dzisiaj widziałem w gazecie grafikę - kobieta spowiadała się u... Rydzyka i powiedziała coś w stylu "Przepraszam ojca, zgrzeszyłam. Oddałam 1% podatku na potrzebujące dzieci" - nie poczułem się urażony jako katolik. Jednak działalność wyżej wymienionego bossa z Torunia już obraża moje uczucia religijne.

 

Pozdrawiam :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ooo, jego działalność obraża wszelkie możliwe uczucia od religijnych po najzwyklejsze ludzkie. 

Rozumiem Twoje podejście i uczucia względem religii i cieszę się, że możemy sobie na ten temat spokojnie i bez nerwów rozmawiać jak dwaj dorośli ludzie, którzy choć prezentują odmienne światopoglądy to jednak zdawać by się mogło wcale od siebie tak odległe jakby mogło się zdawscy. Nie jestem osobą religijną, ale uważam i stawiam wiele, że tu się zgodzimy, że przychodzimy na ten świat, by nauczyć się jak być dobrymi. Nie ważne, czy w promieniach wiary, czy zwykłych słońca i księżyca. 

Serdecznie pozdrawiam :) 

  • 6 miesięcy temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Radosław Tak, Wszystkiego Dobrego !!
    • Francuska pisarka i entomolożka Anne Philipe opisuje w swojej Spirali światło i niebo. Ciszę i szelest wiatru spadający z wysoka. Na gałęzie drzew. Na liście. Na te szeleszczące liście. Na zwiędnięte. Na lśniące od deszczu. Na te zielone listki budzącej się dopiero co wiosny. Szare chmury sunące po niebie. Sine. Stalowe. Chmury dzielące się na mniejsze. Na stojące w miejscu i te, które je otaczają. Wirują wokół nich. I przesuwają się szybko w porywach mistralu. I te nikłe przetarcia błękitu. Takie chwilowe. Ulotne przebłyski słońca.   Po „rzeźni” Wiktora Jerofiefewa w Świecie diabła i Dobrym Stalinie. Po jego opisach przyziemnej egzystencji. Ciemnej i lepkiej od grzechu. Zdrady, zbrodni i strachu. Po schizofrenicznych, maniakalno depresyjnych inklinacjach Generalissimusa. Po pornograficznych ekscesach wyrostka zaspokajającego chuć dojrzałej, spragnionej kobiety, jego niani. W brutalnym opisie przyprawiającym o mdłości jego lśniącej od soków jej szeroko rozwartej waginy dłoni. Świat Anne Philipe jest idylliczny. Niemalże ekstatyczny. Eteryczny i ulotny. Jakby motyl przysiadł na chwilę na dłoni. Jerofiejew to brutal. Literacki bandzior. Choć przyjdzie jeszcze pora na jego Akimudy i Sąd Ostateczny. On i jego kolega po fachu, Władimir Sorokin. Drugi skandalista ścigający się na brutalne niesmaczne opisy wyuzdanego seksu, choć przeplatanego chwilą oddechu w postaci radości małej Marfuszy, ssącej i rozgryzającej rozpływające się w ustach fragmenty Spasskiej Baszty odłamanej z cudownie słodkiego cukrowego Kremla. Kocha władza Marfusze. W podzięce codziennych pokłonów dostaje raz do roku cukierka. Zresztą nie tylko ona, ale i inne dzieciaki pokroju Marfuszy. Radość jej jest wtedy nieskończona. Jest wniebowzięta. Tak bardzo kocha wszechwładcę, którego nigdy wprawdzie nie widziała na oczy, lecz słyszała jedynie jego głęboki głos płynący przez megafony na Placu Czerwonym. A więc wtedy, kiedy Marfusza, rozgryzając tę rozpływającą się w ustach słodycz szła do sklepu po chleb, mleko i papierosy dla ojca… Nie, wtedy, kiedy już wracała ze sklepu z chlebem, mlekiem i papierosami, była świadkiem przejścia ulicami Moskwy nawiedzonego Amoni, wariata przepowiadającego przyszłość. Przepowiadającego przelew krwi. Chudego i obdartego. Głodnego i biednego. Krzykliwego, cośkolwiek podobnego do nastroszonego ptaka. Z walącym za nim gęstym tłumem gapiów. A więc dała mu pieniądze. Nie. Nie pieniądze! Dała mu ten chleb, mleko i papierosy, co wcześniej kupiła w pobliskim sklepiku. Głupia, mała Marfuszka. Dała mu wszystko, co miała. Ech, zleją ją wściekli rodzice. Oj, zleją. Czy narkotyczny underground. Meta-amfetaminowy odjazd mieszkańców nie mających nadziei na jutro. Stających się w gorączkowych wizjach straszliwymi wilkołakami rozrywającymi swoimi szponami i kłami wszystko, co się rusza. Włącznie z niemowlęciem. Bezbronnym dzieciątkiem, któremu jakimś cudem udało się ukryć na placu w wielkiej fortecznej armacie Car-Puszce. Nie ma zmiłowania! Potwór wywęszył to biedne, maleńkie ciałko. Nachyliło działo i wchłonęło do paszczy, rozgryzając ze smakiem skrwawione ścięgna i mięśnie. I wypluwając z obrzydliwym bekiem ociekające posoką kruche kości. Jak widać Sorokin to także literacki kryminalista i sadysta. Taki czołgista miażdżący gąsienicami z metalicznym chrzęstem bezbronnych. To taki właściciel złomowiska wielkich ciężarówek, spychaczy (oczywiście w przenośni) Monstrualnych buldożerów ociekających cuchnącym smarem i buchających czarnymi spalinami z kominów w potwornym chrzęście i zgrzycie trzęsących się, poluzowanych na złączach blach. Nie ma litości dla innych na literackiej niwie. Spycha i rozjeżdża brutalnie wszystko, co tkliwe i eteryczne. Lekkie i muskające jak piórko. Wszędzie tylko chrzęst żelaznego złomu i otwierających łapczywie w potwornym skowycie i oślepiającym żarze jasnożółtej surówki paszczy martenowskich, hutniczych pieców. Te jego ciężkie opisy starego i otyłego oprycznika zaspokajanego przez młodziutkie kurwy w ekskluzywnym domu schadzek. Ta jego trąba słonia dosiadana naprzemian przez piskliwe i jęczące, lśniące od potu na falujących drobnych piersiach burdelowe ździry. Zero tkliwości. Jedynie sadyzm i wyuzdanie. Estetyczna orgia. Potwornie ciężki żelbetonowy kloc nihilizmu spada prosto na twarz czytelnika z zastygłym na ustach krzykiem i rozwartymi szeroko oczami przerażenia, przesłoniętymi instynktownie rozczapierzonymi dłońmi wyciągniętych do przodu rąk. Tak, jakby te ręce, te dłonie były w tej sytuacji jakąkolwiek osłoną.   Wróćmy do Anne Philipe. Upojenie i cisza. Ekstaza liryzmu. Piórko przelatującego ptaka, które przeciwstawia się eksplozji bomby wodorowej. W straszliwym blasku jawi się przejrzyste oblicze miłości, tęsknoty i żalu. Nawet opis pierwszego lądowania na księżycu jest tak lekki i zwiewny. Tak bardzo subtelny. Niezwykle introwertyczny świat. Dziejący się, jakby u kogoś w spektrum autyzmu. Świat wyizolowany. Zakotwiczony, gdzieś w ogrodzie. Między szumiącymi platanami. Zakotwiczony w piniach. W pełnej ptasiego śpiewu oazie bujnego rozkwitu. I jakiejś takiej nieuchwytnej melancholii pierwszego i ostatniego w życiu maja. Co jeszcze? Anne Philipe bardzo się uwrażliwiła po śmierci swojego męża Gerarda. Znakomitego aktora, który zmarł na raka. Opisała to w Chwili westchnienia. Ostatnie momenty jego życia, leżąc obok niego w łóżku. Ostatnie momenty jego śmiertelnej nieświadomości. Patrzyła na niego w milczeniu, kiedy to w okularach, przy zapalonej nocnej lampce, studiował poszczególne sceny przedstawienia, przygotowując się do kolejnej roli swojego życia. Do kolejnej teatralnej próby. Nie zdążył. Zmarł nad ranem. W ciszy i skupieniu, trzymając jeszcze w dłoniach pojedyncze strony rozsypanego na kołdrze scenariusza. To, co pisze Anne jest niewysłowioną ulotnością. Chwilą. Momentem. Przemijaniem. Apoteozą bólu i lęku, ale podanych w formie stonowanej. Jakby godzącej się na nieubłaganą kolej rzeczy. Bez grama protestu. Nawet my sami, jesteśmy ulotnymi piórkami na wietrze. Mgnieniem. Jerofiejew i Sorokin próbują się zakotwiczyć. Zbuntować. Przeciwstawić potędze śmierci. Ale to też przeminie. Nie pozostanie nawet ślad. No, może przez chwilę, zanim ślad na piasku zmyją fale morza złocącego się w migotach i refleksach. W jakichś takich niedopowiedzeniach. Metaforach istnienia czegoś, co jest poza życiem. Poza wszelką czasowością. I w przejmującym krzyku białej mewy szybującej wysoko. Zataczającej kręgi. Bądź lecącej nisko, szykującej się do nurkowania. Bądź innych, co kołyszą się spokojnie na falach, poddając się im płynnym ruchom. To jest próba opisania pięknego czasu. Którego już nie ma. Przeminął. Utonął w odmętach przeszłości. Pod stopami zapada się miękki, wilgotny piasek. Cudownie pieści podeszwy stóp. Stóp lizanych przez języki skotłowanej piany. Cofają się. Nacierają znowu. W powietrzu przesyconym solą. W tym wietrze nadciągającego zmierzchu, lecz wciąż jeszcze jaśniejącym drobnymi kropelkami rozpryskującej się wody. W tym słońcu. W tej liliowej powłoce. W tej chmurze obrzeżonej jaskrawą czerwienią. Grubą kreską. W tych konturach jasnych i pełnych. W tym wszystkim, co jest obojętne, nieosiągalne i nieskończenie daleko. W nieustannym szumie. Szepcie, jakby kogoś, kto chciałby coś jeszcze powiedzieć. W tych westchnieniach samotnych. W tej chwili westchnienia.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-26)
    • @Corleone 11 Cześć Michał, fajnie że zajrzałeś i ty się Świątecznie trzymaj gdzieś tam na wielkim świecie :)
    • @Corleone 11 Ładne opowiadanie, pewnie będzie ciąg dalszy. Co do godzin i podobnych liczb, niekoniecznie to musiał być przypadek:-) Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego, drugiego dnia świąt.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @A.Between Jaki piękny wiersz. Taki spokojny a jednocześnie pełen napięcia i oczekiwania, zawieszony gdzieś w przestrzeni …

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...