Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Trafiony poprzez naiwność
kiedy spadałem na dno
licząc na twoją bliskość
i ciepłą pomocną dłoń

 

Wierzyłem w twoje zrozumienie
nie wiedząc, że to tabu jest
a moje psychiczne wypalenie
oznacza tej bliskości kres

 

Powrócę z sercem ze stali
pewny siebie, nie mając skruchy
kiedy twój świat się zawali
już też nie dostaniesz otuchy

 

Przeżyjesz smutek beze mnie
tak jak ja dziś przeżywam swój
gdy oboje znajdziemy szczęście
będziesz znów moja, a ja twój

 

Razem dosięgniemy nieba
znowu na kilkanaście dni
po czym nadejdzie potrzeba
podzielić się na: ja i ty

Opublikowano

Proszę pamiętać o jednym. Przestałem opisywać swoje uczucia (tzn ładuje te teksty do szuflady). Miałem w głowie historyjkę, którą próbowałem opisać wierszem i nie da się ukryć, że w ogóle mi nie wyszło. Jak tak teraz patrzę to rzeczywiście jest mielizna.

Ale historia peela, którą miałem w głowie była ciekawa. Facet pomagał wyjść z kryzysu swojej przyjaciółce, która po wyjściu na prostą zrewanżowała się krótkim romansem. Po wszystkim zajęła się własnym życiem, a chłop nie zdając sobie sprawy popadł w podobny dołek gdy stracił bliskość ze swoją przyjaciółką (sam sobie nie zdaję sprawy, że ją zwyczajnie kocha). Ale ma nadzieję, że jeszcze powrócą chociaż do krótkiego romansu gdy oboje będą szczęśliwi. 

 

Nie bez powodu rzadko publikuje, bo piszę coraz gorzej. W dodatku czytanie twórczości innych ludzi (których Bóg obdarował prawdziwym talentem) zaczęło mnie z niewiadomych przyczyn dołować i trochę odpuściłem aktywność. Jednak przełożyłem zwrotnicę na właściwy tor i wracam do zdrowego rozsądku. Nie można się obrażać na innych za własne wady :D

 

Dziękuje za szczerość, bo to jest najważniejsze. Bez szczerej krytyki nie ma motywacji.

Pani Koziorowska chyba lubi lekko mroczne wyznania. Mam pewne drobne problemy, ale uspokaja mnie tworzenie bohaterów, którzy upadli dużo niżej ode mnie więc proszę nie traktować tego typu twórczości zbyt osobiście. To zwykła fikcja literacka. Prowadzę zbyt nudny żywot by warto go było opisać w jakiejkolwiek postaci. Jednak mam dużą wyobraźnie, niestety brak koncentracji do tworzenia opowiadań.

 

Pozdrawiam wszystkich :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Panie Gaźnik za przeproszeniem pleciesz pan trzy po trzy.
Co do talentu - "Narodowy Triumf" czy "Twój Czekan" samo się napisało a może duchy?
Piszesz pan tak samo, może nie czułeś tematu, może słabszy dzień itd. 
Pozdrawiam i czekam na następne Twoje wiersze.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Są ludzie, którym wychodzi raz na kilka lat, a nawet raz w życiu. Paul Anka zdobył sławę dzięki jednemu hitowi. Zespół Boston (złożony z naukowców, a nie muzyków) przeszedł do historii wydając jedną płytę...

 

W moim przypadku rzeczywiście najlepsza twórczość jest pisana jakby moją ręką przez inne osoby. Gdy pisałem "Twój Czekan" nie miałem żadnego pomysłu w głowie. Po prostu nagle pojawił się pomysł by wyciągnąć kartkę i długopis (w pracy)  i po chwili miałem połowę tekstu. Zapomniałem o nim na miesiąc, ale powtórzyła się sytuacja i nagle nie świadomie miałem przed sobą wiersz, w którym sam się zakochałem. Gdybym umiał przełączyć się na taką twórczość bez świadomości to pewnie częściej czułbym satysfakcje, ale to są wyjątkowe chwile uniesienia. Nie znam podobnych sytuacji z opisów innych osób, ale tak właśnie powstają najlepsze moje teksty we własnym mniemaniu. Czasem czuję mus napisania coś "w swoim stylu" i wtedy są to głównie opisy zniszczonych bohaterów lub proste gierki słowne, których nie warto przytaczać.

 

Ale dziękuje za wiarę we mnie, której od pewnego czasu sam nie posiadam. Jestem w trakcie zmiany terapeuty i może od przyszłego roku będzie już pod tym względem lepiej. Było by pięknie gdybym nauczył się pisać lepsze teksty bez użycia euforii hipomanii, której sam nie rozumiem :) 

Opublikowano

Najlepszym terapeutą jest człowiek sam dla siebie. Nikt go nie zrozumie tak jak on sam. I nie oszukujmy się, na kanapie u psychologa podaje się tylko część prawdy...po co go martwić i odkryć że ni w ząb nie pojmuje problemu. I zafundować sobie szok, no bo kto teraz pomoże  :)) 

Zwykla prawda schowana jest w kilku twierdzeniach. Jeśli sobie nie pomożesz Sam, to nikt ci pomoże. Nie przerzucaj odpowiedzialności za siebie na innych. Jesteś tylko ich pracą, dochodową ale jako człowiek nie liczysz się wcale. Podmiot finansowy...

 

Dołowanie przez wiersze innych? Tego nie znam ale doświadczam okresowej niechęci czytania utworów, szczególnie tam gdzie ludzie są tak cholernie szczęśliwi ;) No bo mi to przeszkadza :)

 

Prostota wiersza (?) jest odbiciem prostoty życia. Bo życie Mr Gaźnik jest proste jak sznurek i tylko człowiek komplikuje je do niebotycznych granic. Ciesz się wrażliwością...nie każdemu jest dane.

A kto powiedział, że to My nie jesteśmy Normalni? :))

 

Teraz już wiesz na pewno, że nigdy mnie nie spotkałeś ;p

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Długi czas uważałem tak samo, ale przestałem sobie radzić ze swoimi problemami. Nie mam tytanowej psychiki, a z wiekiem pękam coraz silniej. Do tego świadomość pogłębiania się problemów wbrew wszystkiemu jest takim perpetuum mobile. Wykonuję krok w przód prąc z całych świat, a wiatr mnie znosi 3 kroki w tył... 

Z terapeutami jest inny problem. Wielu z nich nie powinno nimi nigdy zostać. Duża część ludzi, którzy pomyśleli, że zrobią sobie łatwe studia. A Ci, którzy kierowali się pasją najczęściej sami mają ogromne problemy emocjonalne i właśnie z tego powodu interesują się tematem. Ładnie to opisała Pani Olga Tokarczuk... Zresztą sam znam te tematy lepiej niż wielu psychologów, psychiatrów czy psychoterapeutów z powodu tego, że mi na tej dziedzinie zwyczajnie zależy.

 

Nie wiem jaka jest Pani wiedza w tym zakresie, wiem że dla wielu ludzi problemy emocjonalne/psychiczne są wyimaginowane. A ja wiem, że jest inaczej. To są też problemy psychiczne, pewne obszary naszego organizmu nie funkcjonują prawidłowo przez co inaczej wygląda gospodarka hormonami odpowiadającymi za odczuwanie szczęścia czy regeneracje umysłu itd.

 

Raczej o tym nie wspominam, ale wczoraj rozmawiając z jednym z przyjaciół, którzy udzielają się też na tym forum opisałem tę sytuacje i dziś nie rozumiem dlaczego się tego wstydziłem przez tyle lat.

"Miałem wiele pecha w roku 1993, zostałem kopnięty przez krowę i straciłem mowę. Kilka miesięcy później po zatruciu przeżyłem śmierć kliniczną (byłem dwukrotnie reanimowany) po czym zapadłem w śpiączce. Po wyjściu ze śpiączki stałem się gadułą, ale jednak doszło do drobnych uszkodzeń w moim mózgu. Od 3 roku życia mam problemy z koncentracją, pamięcią krótkotrwałą... Lekarze twierdzą, że reszta moich problemów nie wynika z tego, ale sam nie jestem pewny. Miałem od dzieciństwa nerwice natręctw, psychodeliczne sny i drobne przejawy cyklotymii (żaden psycholog i psychiatra nie jest w stanie w to uwierzyć, że zaczęło się tak prędko). Z powodu nietypowych wad lekarze szybko rezygnują z prób leczenia mnie i nigdy nie przeszedłem dobrej terapii, jestem uznawany za kłamcę, co pogłębia moje problemy."

To jest ciężka dziedzina medyczna ze względu na kiepskie metody empiryczne, ale tego typu choroby nie są fikcyjne i nikt ich sobie sam nie wmówił. Żałuję, że nie mogę w swoim mieszkaniu zamontować worka treningowego, niezwykle odpręża pięściarskie obijanie "swoich demonów" :D :D :D

Opublikowano

No i nie twierdziłem, że się z Panią kiedykolwiek spotkałem. Skojarzyłem Pani twórczość z pewną dziewczyną, którą poznałem na jednym z serwisów poetyckich, które odwiedziłem przed orgiem. Z jednej strony żałuję, że jest inaczej, a z drugiej mam nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy mieli okazje wymienić się poglądami. Jestem sentymentalny, ale ludzie nie chcą ze mną utrzymywać bliższych relacji. Przez to tęsknie za wieloma ludźmi, którzy pewnie by mnie za to wyśmiali lub też źle odczuli takie intencje. Jednak nie jestem nachalny, znam swoje miejsce w szeregu i jeśli kogoś krępuje moja nadpobudliwa reakcja łatwo mnie stonować bez sprawiania mi przykrości - smutna to bywa jedynie ignorancja ludzi, z którymi zjadłem beczkę soli i nagle postanowili mnie zignorować. Na swoje szczęście takich większych przyjaźni od 2 lat nie utrzymuje i cieszy mnie poznawanie nowych osób. Na świecie jest ponad 7.6 mld ludzi. Skoro nie mogę się przyjaźnić z żadnym z nich, to chociaż chciałbym poznać w minimalnym stopniu 1,5 mln ;) Pozdrawiam i przepraszam za słowotok. Czasami tak mam :D

Opublikowano

Gadulstwa w wierszach nie ma :))

Poważnie...są w tych słowach momenty, które nas łączą. Im więcej słyszę tym więcej wspólnego internetowego powiązania. Internet ma to do siebie...

Odpisałam u siebie :))

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Mam to do siebie, że potrafię się zamknąć we własnej skorupie niczym żółw, ale gdy już z niej wyjdę to ryczę głośniej od lwa a i odwagi mam więcej od Króla :) 

 

Bardzo miło usłyszeć tak pozytywne słowa od mądrej kobiety. To rokuje pozytywne relacje :)

Opublikowano

Tak, przed nami miesiąc miodowy , a później piekło codzienności :)

Mam koszmarną cechę internetowego charakteru  i regularnie wyrzucam wiersze już opublikowane. Niestety,  nie zdążył pan przeczytać tego, co napisałam pod ostatnimi wierszami w odpowiedzi na pana komentarze. Filozoficzne konstatuję,  że widocznie tak miało być :))

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeżeli ten miesiąc rzeczywiście potrwa miesiąc to zrobię wszystko by osłodził Pani całe dekady codzienności z szaleńcem. Nie wiem dlaczego tak wyszło, szukam tych Pani komentarzy już dłuższą chwilę rezygnując z przelania pewnych twórczych myśli i niestety wciąż są zakamuflowane przede mną :( 

Opublikowano

Proponuję przelać twórcze myśli póki są w łatwo dostępnej, płynno - lotnej strukturze. 

I żadnych obietnic...w życiu nie ma nic pewnego poza śmiercią. Jedyne w co wierzę, że przyjdzie :))

 

Chociaż ostatnio usłyszałam, jak na złość, beznadziejny księgarski kawał,  na bazie "schyłku literatury". I ten kawał poddaje w wątpliwość nawet ten pewnik.

 

Pożegnać się teraz wypada :))

życzę bezsennej nocy ;)

Opublikowano

Ma Pani całkowitą rację. Od dwóch dni miałem prosty wiersz w głowie i licząc na kolejne zwrotki olewałem jego spisanie, a teraz ni umiem sobie przypomnieć jednego ze zdań po środku :D Pewnie rano sobie przypomnę :)

 

Nie rozumiem o co chodzi z kawałem, który Pani usłyszała jednak jak chodzi o wielkich twórców to ich się śmierć nie ima, a czasem wręcz dodaję żywotności :)

 

Dobranoc. Wiele przecierpiałem z powodu bezsenności, a te nie przespane w pozytywnym znaczeniu są już niestety dawno poza mną. Ale dziękuje i życzę snów kolorowych jak skittlesy :D

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zegara z kukułka kojarzy mi się z domem krewnych, którzy zakupili ten zegar wnukowi. Nie był to antyk, ale raczej zabawka dla milusińskich. Lubiłam wujka i ciocię, pamiętam głośne dyskusje, nawet zegar nie potrafił uciszyć gości. Niektóre błahe przedmioty budzą wspomnienia, wyjostwo nie żyje, a z ich potomkiem nie mam kontaktu.
    • @Roma ciepło wydziela się podczas tarcia
    • W podróży Marcjanna nie przywiązywała uwagi do regularnego spożywania posiłków. Pod wieczór kobietę ogarnął przytłaczający głód. Rozkopany rynek w Poznaniu oferował wiele możliwości kolacji w rozwiniętej sieci knajpek, ale ceny odstraszały jak widok piranii w akwarium. Czuła, że za chwilę straci panowanie nad nogami, szum w uszach i rozedrgane ciało domagało się dostawy kalorii.           Na chwilę przysiadła w pizzerii ulokowanej na skraju starego miasta. Kelnerka namawiała na smaczne naleśniki płonące niczym pochodnia. Trudno było wyjaśnić, że tej potrawy miała szczerze dosyć, gdyż towarzyszyła jej prawie przez trzy dni. Ostatecznie wybrała pizzę hawajską, lubiła ciasto drożdżowe, szynkę i ananasy. Nie podzielała opinii rozpowszechnionej wśród smakoszy tego włoskiego specjału, iż reprezentuje tylko amerykańską markę, niesłusznie przypisywaną twórcom tego typu dania.           Pierwsze kęsy uspokoiły organizm. Przeniosła się z chłodnego ogródka do wnętrza lokalu. Majowa pogoda okazała się kapryśna, częste mżawki i wahania temperatury. Słoneczne przebłyski urozmaicały wieczorną aurę, ale wraz z zachodem słońca rześkie powietrze nie zachęcało do pobytu na zewnątrz.           Wygłodniały organizm pożerał wzrokiem jedzenie. Spożyła połowę gigantycznej porcji, a na drugą zabrakło miejsca. Mili restauratorzy zapakowali w okrągłe pudełko niezjedzone fragmenty zamówienia. Przy świecach wesoło gwarzyła grupka nieznajomych. Omawiali rekonstrukcję historycznego zwodzonego mostu łączącego zamek w Czarnej Górze ze stałym lądem. Dyskusja między dwoma architektami a inżynierem nie należała do stonowanych. Wybuchały głośnie okrzyki i śmiechy.           Andrzej spostrzegł Marcjannę przy bufecie i bez zapowiedzi pożegnał kolegów. Biesiadnicy starali się zatrzymać kompana. Rozumieli, że odmiennymi argumentami posługuje się racjonalnie myślący inżynier, a innymi artyści rozmiłowani w kształtach i wierni tradycji. Usiłowali zbagatelizować nieporozumienie.           — Jutro powrócimy do tematu. Teraz idę za marzeniem. Zobaczyłem kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia. Nie ma czasu.           — Jędruś, ty latasz za młódkami. Ta turystka ma swoje lata, wkrótce cię znudzi. Ona nie na twój gust. Wkrótce opadnie niczym zwiędły liść.           — Nie wasza sprawa. Do jutra! ***           Ta wymiana zdań oddaliła mężczyznę od Marcjanny, która jeszcze długo włóczyła się po mieście z nieodłączną pizzą. Dotarła do ronda Kaponiera, gdzie postanowiła zakończyć wędrówkę. W oczekiwaniu na tramwaj zajęła miejsce na ławce. Miejscowy bezdomny zainteresował się firmową papierową torbą, która leżała obok właścicielki. Zareagowała głośno, że nie myszkuje się w cudzej własności. Niezrażony rozmówca odrzekł, że leżała obok. Marcjanna spojrzała na reklamówkę i zapytała wprost mężczyznę, czy nie jest głodny. Okazało się, że natręt właśnie polował na kolację, gdyż nie jadł ani śniadania ani obiadu.           Turystka wyjęła wydrukowany plan linii komunikacyjnych Poznania, który był cennym towarzyszem w podróży i wręczyła pizzę bezdomnemu, który szybko opróżnił opakowanie i jeszcze ciepłą pizzę złożył na pół. Wkrótce wskoczył do tramwaju i pomachał ręką dobrodziejce na pożegnanie. ***           Andrzej nieprzyzwyczajony do pieszych wędrówek z trudem łapał powietrze. Zmęczenie fizyczne i poczucie niepowodzenia nie odbierało woli walki o nieznajomą. Dostrzegł ją przy dworcu, kiedy oczekiwała na tramwaj. Dopadł wybrankę w ostatniej chwili, motorniczy przygniótł poły skórzanej kurtki. Interwencja pasażerów pozwoliła na wyswobodzenie się z niezręcznej sytuacji. Pomimo bólu w przedramieniu dotarł do Marcjanny kołysanej do snu monotonnym ruchem pojazdu.           — Czekałem na panią całe życie. Proszę o chwilę rozmowy, nie odtrącaj mnie od razu, moja droga!           — Nie znam pana, myli mnie pan z inną osobą.           — Nie ma błędu. Spotkaliśmy się w pizzerii, potem prawie dwie godziny szukałem pani.           Rozbawiona kobieta uśmiechnęła się lekko. Wymówiła typowe zdanie pasujące do sytuacji.           — Nie jestem nastolatką, która lubuje się w tego typu podrywie. Znam swą wartość i nie angażuję się w tego typu znajomości. Pan oszalał.           — Pani uroda i wdzięk nie pozostawiają mnie obojętnym. Czuję się jak uczniak uwiedziony przez tajemniczą boginkę.           — Dość tych żartów, proszę zostawić mnie w spokoju.           — Żąda pani zbyt wiele. Chcę umówić się na całe życie.           Prowadzili tego typu dialog prawie przez godzinę. Powrót do schroniska wymagał jeszcze przesiadki. Marcjanna zawsze dokładnie sprawdzała przed wejściem na pokład trasę autobusu. Na tablicy wyświetlał się właściwy numer linii komunikacyjnej. Drobne niedociągnięcie doprowadziło do nieoczekiwanej komplikacji. Pierwsze przystanki nie wzbudzały niepokoju, ale dalsze nagłośniane nazwy miejscowości brzmiały obco. Kierowca omijał miejscowość, w której nocowała Marcjanna.           Niespodziewanie z pomocą przyszła uprzejma dziewczyna, którą nieco zdradzał ukraiński akcent. Zaoferowała podwózkę po odbiorze samochodu z naprawy. Oboje zabrali się w drogę z pomocną nieznajomą. Po półgodzinie dotarli do celu. Z dala słychać było pohukiwania sowy. Nadeszła chwila rozstania.           Przygoda, która miała trwać przez całe życie, nie zakończyła się. Marcjanna usłyszała pukanie do drzwi.           — Tu nie ma wolnych pokoi, obok ciebie jest tylko wolne miejsce. Przyjmij mnie na jeden nocleg, jestem porządnym facetem. Nie obawiaj się. Zameldują mnie za twoją zgodą. Zobacz moje dokumenty.           Uporczywie przyglądał się kobiecie w twarzowym różowym szlafroczku.           — Śpisz przy drzwiach. Ani się waż zbliżać do mnie, bo narobię krzyku. Ucierpi twoja reputacja, kimkolwiek jesteś.           Mężczyzna nie potrafił poradzić sobie z pościelą. W odruchu współczucia Marcjanna przygotowała łóżko do snu. Sama zaszyła się w kolorowym śpiworze z poduszką ozdobioną falbanką i wkrótce zapadła w objęcia Morfeusza.           Andrzej przyniósł z korytarza wygodny fotel i przez całą noc czuwał nad snem kobiety. Rankiem obudził ich śpiew ptaków. Kiedy Marcjanna otworzyła oczy, uciekł z fotela na łóżko. Brak jakiegokolwiek załamania lub fałdki na posłaniu zdradzał, że nie spędził tam nocy. Na czas toalety musiał opuścić kwaterę. Kobieta wpuściła go do skromnego lokum, kiedy nie mogła poradzić sobie z zamknięciem walizki. Chwalił sobie wspólne śniadanie, dekoracyjnie sporządzone kanapki i kawę z mlekiem. — Znamy się niecałą dobę. Już wyjeżdżasz, zostań jeszcze chwilę. Mam zarezerwowany pokój w hotelu BAZAR. Uczcijmy to spotkanie. Nie pożałujesz. — Moje plany nie sięgają tak daleko. Realizuję program, który ustaliłam przed wyjazdem, zwiedzam katedrę, farę i izbę pamiątek po Ignacym Józefie Kraszewskim. O siedemnastej powrót do Warszawy. — Jesteś bezlitosna, nic nie poradzę. Dasz mi numer telefonu?           Zwiedzanie Poznania przebiegało pomyślnie, aura sprzyjała robieniu zdjęć we wnętrzach i na wolnym powietrzu. Opady deszczu nie utrudniały spacerów po mieście. W psychikę kobiety zakradł się lekki żal, że nigdy więcej nie natknie się na sympatycznego faceta.           Zaskoczyła ją kolekcja pucharów, jaką Polacy podarowali najpłodniejszemu polskiemu pisarzowi wszech czasów. Zapomniany dzisiaj, u współczesnych czuł się wielką estymą, musiał emigrować, gdyż władze rozbiorowe obawiały się jego obecności w Polsce. Frapowały ją wielce te myśli. *** Podróż minęła szybko, pociąg dojechał bez opóźnienia na stację Warszawa-Centralna. Ciągnęła powoli walizkę, która nie należało do lekkich. Na ruchomych schodach poczuła lekkie uderzenie w ramię. Andrzej nie próżnował. Wykwaterował się z hotelu i zdążył na przyjazd pociągu. Marcjanna starała się nie okazywać entuzjazmu, ale nie mogła opanować bicia serca. — Maryś, skąd masz takie niecodzienne imię? — Po mojej prababci po kądzieli. Kiedyś unikano nadawania dziewczynkom imienia Maria z uwagi na jej boskie pochodzenie. Stąd pochodzą Maryle, Marianny i Marceliny. Niektóre sięgają starożytnych epok. Czasami decydowała data urodzenia, przy chrzcie nadawano imię świętej patronki. Ty niezaprzeczalnie nosisz w sobie uroczego huncwota, który z niecnoty zamienia się w bohatera i niezłomnego męża. — Taka kariera postaci literackich. W mojej rodzinie każdy potomek nosi to imię jako pierwsze, drugie lub po bierzmowaniu. Wszyscy jesteśmy Jędrusiami. ***           Po miesiącu wyruszyli we wspólną podróż jako narzeczeni. Andrzej nadzorował pracę nad gotyckim mostkiem, a Marcjanna podróżowała po dworach i pałacach Wielkopolski. Upatrzyła sobie jedną siedzibę na miesiąc miodowy. W Czerniejewie upodobała sobie Piekiełko i czytelnię w palmiarni. ***           Na kilka dni przed ślubem zamieszkali w tym pałacu. Pomimo chłodu kobieta uporczywie przesiadywała pod palmami. Narzeczony przyszedł, aby zabrać ją do luksusowego apartamentu, ale ciągle przedłużała swój pobyt w ulubionym miejscu. Personel miło nastawiony do młodej pary zaproponował oddzielenie przestrzeni tylko dla nich przenośną ścianką. Upojeni atmosferą jedynej w swoim rodzaju siedzibie noc przed zaślubinami spędzili na sofie w cieplarni. Zasnęli przytuleni pod liśćmi rozłożystego drzewka. Rankiem obudziła ich głośnym krzykiem papuga, władająca niekoniecznie eleganckim słownictwem.           Po kameralnym przyjęciu w „Piekiełku” wybrali tę niecodzienną scenerię również na noc poślubną, tym razem po włączeniu ogrzewania. Z jednej strony, wytworna czytelnia ozdobiona egzotycznymi roślinami, a z drugiej skromne schronisko zapisało się złotymi zgłoskami w ich historii. Często tam powracali, chociaż oboje pochodzili z Mazowsza. ***           Zanim powiedzieli sakramentalne „tak”, Andrzej zdradził przyszłej żonie, długo skrywany sekret. Specjalnie wprowadził w błąd nowopoznaną kobietę. Wiedział, że autobus, do którego wsiedli, nie zawiezie ich do pożądanego celu. Pragnął zabrać ze sobą Marcjannę do hotelu w Poznaniu, uczynna Ukrainka tylko zaprzepaściła jego plany. Skromny nocleg pod Poznaniem związał ich oboje na dobre mimo zaskakująco skromnego otoczenia.           W ramach zwierzeń Marcelinka przyznała się, że tej pamiętnej nocy przed jej oczami rozegrała się niesamowita wizja. Dwa kręgi wirowały na niebie, lekkie i cienkie jak ślady odrzutowca. Samoloty zwykle pozostawiają ślady wysoko i w poziomie. Te koła zbliżały się i oddalały tuż nad ziemią. Po kwadransie połączyły się i stworzyły szeroką obręcz, która powoli rozpraszała się jak dmuchawce. W głowie zaświtała myśl, że może pisane jest im być parą. Bała się wspomnieć o tym Jędrusiowi, gdyż przypominało to polowanie na męża kobiety w średnim wieku.           Ten widok powrócił, gdy w kościele podążali do ołtarza w jednym z nielicznym drewnianych kościółków w krainie początków polskiej państwowości. Po wyjściu ze świątyni przy akompaniamencie marsza weselnego pragnęła przeniknąć w ciało Andrzeja i wzorem wyimaginowanych kręgów połączyć się na wieki. Bawiła ją analogia geometryczna o wpisanych figurach. Na niebie stado gołębi latało w formie koła tworząc aureolę nad ukośnym dachem kościółka. Dwie synogarlice powitały państwa młodych przed progiem. One symbolizowały miłość po grób. Po dziś dzień Marcjanna uwielbia te ptaki i rozsypuje przed nimi ziarna zbóż w niepogodę. ***           Czytelniku, jaki morał wynika z tej historii. Dobro zawsze zwycięża bez względu na okoliczności. Szczęście czeka przy drodze, sprzyja odważnym.  
    • @otja może ukoją, może i troszkę ogrzeją. Dzięki za komentarz ;)
    • @violetta Ale wiesz.. niebo wysoko, a my nisko, co prawda mógłbym tam zabrać kogokolwiek, bo mam klucze do wrót niebieskich. No i pytanie czy nie lepiej w piekle - tam jest naprawdę gorąco ;)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...