Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wrzucam pierwsze trzy strofy. Będę wdzięczny za głosy, opinie i komentarze.

 

Spacer w deszczu

 

 

Prochowiec szelestem szepcze,

żeby uchem strzyc miejski szmer.

Obcasów po bruku raz po raz

stukot klekot tupot w tanga takt.

 

Dżdżu parasolkowy głuchy plusk

basowy bulgot - studzienny chlust.

Smużką po czole ścieka stróżka

siąpi gładko i płynnie: chlup-chlap.

 

Po szynach konstal rzężąc szura

opasłe pcha cielsko kolubryna.

Bębni dudni gruchot opieszale,

podrygując domy wprawia w drganie.

 

(...)

Opublikowano

Dwie pierwsze zwrotki kupuję, trzecia odstaje, szczególnie cielsko kolubryna jest z innej bajki.

Zostawiam fragment wiersza L. Staffa

 

Aż chce się zmoknąć :) Słychać plusk, miarowość i szelest.

 

Deszcz jesienny

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

 

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

moim zdaniem chlup-chlap rozładowuje napięcie. 

 

Czy spacerując po mieście nie ma tej ostrości i chropowatości? To onomatopeiczny wiersz, który właśnie ma ten zgiełk oddawać. Nie do końca rozumiem, ale cieszę się, że skomentowałaś :) Dziękuję.

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Nie, no nie mam nic przeciwko tym mocnym, ostrym dźwiękom - to jest fajny zabieg - stwierdziłam tylko fakt, w końcu "w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie" jest cudowne, mimo, że nie każdy potrafi to poprawnie wyartykułować :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie chciałam wstawiać całego wiersza, z łatwością każdy może go odszukać i przeczytać w całości.

Nie wiem czy zauważyłeś, że w Twoim wierszu brak rytmu, a deszcz i spacer aż się sam o to prosi.

Chlup, chlup, chlip, chlap pasuje jak ulał, bo to onomatopeje. Trzeba więcej słów udających kroki

i deszcz, może powtórzeń, dzwoneczków i drżenia...

 oczywiście moim zdaniem :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Staffa znam, mówiłem o swoim wierszu, że wstawiłem jedynie 3 strofy. 

 

Dziękuję za komentarz i cenne uwagi. Co do rytmu - możliwe, że gdzieś ten rytm się gubi, ale to może przez 3 strofę - ja ten rytm czuję w 1 i 2 bezwzględnie. 

Opublikowano (edytowane)

odnoszę wrażenie zbyt dużego nagromadzenia elementów dźwiękopodobnych, bez uzasadnionego ich zastosowania. Prze co jest trochę na siłę. No bo skoro ono ma już mieć tego topeja, to niech go ma, ale choćby z minimalnym logicznym, ewentualnie poetyckim uzasadnieniem. Przykładowo:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

:)  przemyśl, bo na dobra sprawę, to trochę jakby nie po naszemu, czytelnik musi mocno główkować, co Autor miał do powiedzenia, więc czyta drugi raz i jeszcze, więc może

Obcasów stukot po bruku

w takt tanga raz po raz....  (i jeszcze dwie sylaby, oby nie klekot ;)

Myślę, że innym powodem tego mojego odbioru jest to, że wiersz, jak zauważyła Ala, nie płynie. Brak wyraźnego rytmu powoduje problem z czytaniem.

Wiem, że chciałeś dobrze, ale przesyt nie doda uroku, jeśli sam się nie "obroni".

Pozdrawiam.

PS

Tango, to wolno, wolno <-> szybko, szybko itd.

Może warto dostosować własnie ten rytm, skoro już użyłeś "tanga" jako elementu wiersza?

Edytowane przez jan_komułzykant (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No ale deszcz zawsze pada do rytmu, podobnie jest ze śniegiem  i spacerem. Słuchałeś kiedyś "Deszczowej piosenki"

Aż chce się nucić i tańczyć. Nie da się tego zrobić bez rytmu.

No ale to w końcu Twój wiersz, może gadam jak nawiedzona, spadam już :)

Opublikowano (edytowane)

Idę przez miasto, na mnie prochowiec,

deszcz szumi, kapie prosto na głowę

i nic nie mówię, a tylko słucham,

a on pluskając spływa do ucha.

 

Zadziornym krokiem wchodzę w kałużę,

plask, chlap w bajorze krócej to dłużej

po starym murze kropelki wody  

pac, pac, stuk, puk wchodzą na schody.

 

I tak szeleści, i tak ciachocze

niedługo będzie ze mnie wymoczek,

warkot silnika trzask, pisk gumowy

wskakuję, jadę, nie chcę być chory.

 

 

Edytowane przez Maria_M (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wyszedłem dziś rano na spacer w prochowcu

prochowiec szczękocze sztywnością w takt w rytm tu

i marszczy się zgina fałduje krok w krok

tu stukot tam chlupot tu stukot tam grzmot

deszcz domy zalewa i leje też na mnie

 

mkną krople stadami watachą przez wieś

wyszedłem dziś rano w prochowcu na deszcz.

Edytowane przez Maria_M (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
    • Ukradli konia ino: kil, Darku. Dar koi, no - koniokrady        
    • Wiersz krótki ale naprawdę znakomity... Pozdrawiam Najserdeczniej!
    • @Migrena Gdy czytałem ten wiersz autentycznie przeszedł mnie po plecach dreszcz... Naprawdę poczułem takie dziwne mrowienie... Jest on bezdyskusyjnie genialny i bardzo, ale to bardzo nastrojowy... Pozdrawiam Najserdeczniej!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...