Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tylko beton


Tomasz Kucina

Rekomendowane odpowiedzi

Tomek - owych terminów nie znałem, mam kilka wierszy z powtarzającymi się słowami.

Ale... w Twoim wierszu ta melodia nie gra.

Przeczytałem wiersz S. Tam anafora jest w miarę oszczędna( na początku i na końcu wiersza), a przede wszystkim spójna i logiczna. Kasandra jest w szoku, jest w amoku bo jej nikt nie usłuchał, a  jej przepowiednia się spełniła. Te powtórzenia to jak walenie głową o betonowy(sic!) mur.

 

A Twoje betony?

Forma dla formy, choć Witkacemu, jest szansa, mogłoby sie to spodobać.

Masz wiedzę o gramatyce i tym wszystkim dookoła i chcesz to na siłę zastosować.

A gdzie natchnienie?

Gdzie jest wolna wola?

Szkiełko i oko nie zastąpi Muzy poezji czyli...

Kalliope, no chodź że ty tu no.

Amen, a może kto wie.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Cześć! Kuźwa, spać nie możesz? ;)) O czwartej u mnie to Kaliope jeszcze u Morfeusza w piernatach? :))

O budzi się, papierosa woła :)

No cóż, czyli że u mnie w pitstopie nie znalazłeś natchnienia? Fakt,  nie zatankowałem do baku przed napisaniem tego wiersza  ;P 

Wypada chyba tylko mnie się z tobą zgodzić :) Nigdy nie narzucam własnych ambicji w odbiorze własnego wiersza. Czasem zareaguję jak ktoś próbuje dorzucić swój szyk, a mnie to gdzieś wewnętrznie nie gra. No ale ty, piszesz tylko o własnych intuicjach w odbiorze utworu. Masz do tego prawo, nie wolno mi, i nie chcę polemizować w kwestii osobistych inklinacji w poezji. Każdy ma swój feblik :)

 

 

Rozumiem że moja jest nielogiczna? hmm? to może wina tego że, "czucie i wiara silniej [nie] mówi do mnie niż mędrca"

CYTUJĘ CIEBIE:

 

więc miej dla mnie litość, wszak sam mi proponujesz ogarniać bardziej duchem a mniej rozumem? Ulegnę w końcu twórczej kakofonii? ;)

Mickiewicz ci tego nie wybaczy? :P 

 

 

Jak zrozumiałem teraz, to już nie problem u ciebie z akceptacją klasycznych, powszechnie znanych środków poetyckiego przekazu, tylko w ich ilośći. Postaram się w przyszłości ograniczyć ich bolesny natłok :) Tak gwoli szacunku dla Szymborskiej, powtórzenia na końcu to epifora, na początku -zgadza się- anafora. Pisałem o tym przecież w ostatnim komentarzu? Werka z reklamy by zapamiętała.

 

Witkacy to był równy gość, był spoko, więc może na deser mój kiedyś tam napisany kawałek o mistrzu:

 

 

Tomasz Kucina

 

Utwory piurblagistów-

 

--

 

utwory piurblagistów

 

że blaga pióra z listu

 

nie ma artystycznego kaca i dzieł nieudanych

 

Witkacy się zatacza

 

Zakopanego lament

 

 

 

i nie ma też szczerości beztroska i byle_co

 

metafizyka głoski

 

to czystej formy kredo

 

odrębność wobec świata i kontakt z tajemnicą

 

ten facet nie miał zasad?

 

a może poznał życie...?

 

 

 

optymizm piurblagistów

 

choć grają marsza kiszki

 

społecznych brak ambicji i naturalnych gustów

 

i tylko kici kici

 

polerowanie mózgu

 

wciąż kłamać wiecznie kłamać? Mechanizacja życia

 

Witkacy miałeś gana?

 

choć miałbyś - rzekłbyś chyba...

 

 

 

niesemantyczne treści gdzie fantazjuje forma

 

utwory piurblagistów

 

metoda niepokorna

 

--

 

 

Cześć, yo!  pozdrawiam, dzięki za koment :) 

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ostatnich dniach rzadko tu zaglądam, więc jestem po „burzy” komentarzy, 

opinie zawsze są różne: szczere, nieszczere, profesjonalne, obiektywne, subiektywne, ....,

ale jeżeli jesteśmy już na trzeciej stronie dyskusji, to znaczy że wiersz nie jest tuzinkowy, sam się broni, bo jest spore zainteresowanie betonem!

Mimo wielu powtórzeń dotyczących betonu, uważam że jest b. dobry, ponieważ wyraża współczesną tendencję lansującą modę na wykorzystywanie betonu w budownictwie, aranżacji wnętrz, sztuce, ...., ponadto znieczulica wszechobecna, pogoń za mamoną- kasa, kasa, kasa / tworzy „betonowe serca”, 

cały surowy klimat betonowych miast, wnętrz przypomina/ jest odbiciem jednostek „zimnych jak kamień.”

Pozdrawiam :))

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolego wszechwiedzący: są strefy czasowe, samoloty i podobno jest globalna urwaniłowka.

Wiersz z Witkacym, o Witkacym angażujący. Był czystym blagierem?

To było nie tak dawno, ale kultura była o lata świetlne od naszej, nie wiem czy lepsza, na pewno inna. Na przykład nie do pomyślenia było, aby kląć w środkach masowego przekazu, czyli w gazetach lub radio. A teraz klną, a za przekleństwami idzie miałkość przekazu.

 

 

A pistolet miał...niestety.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Nie wiem o co znów ci chodzi? Zrozumiałeś ten wiersz? Obawiam, że chyba nie? LOL;) Kolejnego nie będę tobie tłumaczył, poczytaj szerzej o Witkacym, sam go użyłeś (niejako obudziłeś - w komentarzu), uzupełnij wiedzę a nie oskarżaj innych że coś tam wiedzą, nie wygarniaj od wszechwiedzących (bo nie ma takich ludzi), gdybyś miał odrobinkę skromności w sobie pewnie dawno byś zauważył. Wniknij w percepcje autora, przeczytaj jeszcze raz wiersz, nie wyciągaj wniosków bez uzasadnienia i absurdalnych tez o Witkacym, i o tym jak ja go rozumiem. 

 

Konstanty Puzyna (a był to wybitny eseista, publicysta, teatrolog i poeta przede wszystkim), napisał że „Witkacy wyżywi jeszcze kilka pokoleń badaczy”. I nie tylko tę wyróżnioną grupę, ponieważ dzieło i osoba autora stanowią nadal „łakomy kąsek”, „pożywkę” i symbol dla artystów, pisarzy, performerów, filozofów, reżyserów, twórców kabaretowych, kompozytorów, piosenkarzy, poetów, dramaturgów, a nawet przedsiębiorców. Witkacy jest jednak w większości przypadków traktowany powierzchownie i instrumentalnie, podobnie jak za życia ma nadal kłopot ze znalezieniem równorzędnych partnerów, którzy podjęliby dyskusję merytoryczną lub zadali sobie nieco więcej trudu wgłębienia się w jego przemyślenia i w same utwory. Ja myślę że ostatnim komentarzem doskonale wpisujesz się w kontekst.

 

Posłuchaj ja nie mam czasu na takie seriale brazylijskie pod moimi tekstami. Nie po to tutaj jestem. Masz prawo do własnych odczuć, pisałem o tym wcześniej. Po prostu wykorzystujesz fakt, że jestem sumienny wobec komentatorów i wnikliwie odpowiadam na komentarze. No ale to może być jedna, góra dwie szersze odpowiedzi a nie tasiemiec i walka z inwektywami. Może na boks się zapisz. Zbijesz emocje. Uspokoisz się. Cześć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Nie, doskonale zrozumiałem, więc zostaw Witkacego w spokoju, skoro wcześniej napisałeś że może tylko Witkacemu spodobałby się mój wiersz. Ani ty, ani ja, dokładnie do niego nie dosięgamy, więc nie rób takich porównań, są nieuzasadnione. Możesz napisać o Witkacym wiersz, jak ja, wyrazić go w kontekście subiektywnym, osobistym - ale nie przyrównuj innych do Mistrza, bo robisz innym i sobie krzywdę. 

To taka dobra rada.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mocny (jak przystało na beton) wiersz.

Lubię takie tematy w wierszach.

 

Początkowo szarość betonu skojarzyła mi się z PRL-em,

w tekstach z tamtego okresu betonowość też była wszechobecna,

nawet wg mnie bardziej niż teraz, pomijając awangardowe wyposażenia,

teraz chyba dominuje plastik,

notabene będący przyzwoitym tematem literackim, ale to tylko taka moja spontaniczna dygresja :)

 

Twój betonowy wiersz nasunął mi na myśl także starożytne Pompeje zabetonowane piroklastyczną masą.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Tak w kwestii Pompei masz rację. Dla wyobrażenia sobie jak to wtedy było podrzucam Tobie mój tekst.

"Dziesieć minut z życia Eumachii". 

 

 

autor: Tomasz Kucina

 

Dziesięć minut z życia Eumachii -

 

 

 

———————

 

Z podróży do wcieleń poprzednich-

 

———————————

 

Wezuwiusz się budzi …

 

———————————

 

Z cyklu: hipnotyczna podróż do pięknego ciała

 

 

—————————

 

 

 

Kosztowała 15 sestercji tunika z wełny, śmieszna kwota dla dystyngowanej Kobiety. Eumachia pochodzi z jednej z czołowych rodzin Pompei Sukienkę kupiła w którymś z fasadowych sklepów, na ulicy Obfitości. Eleganckim krokiem, dumnie, zmierza prosto do domu, melodyjna, odświeżona, oddawszy honory bogu Jowiszowi w świątyni na Kapitolu, w poczuciu spełnienia dziękczynnego obowiązku. Estyma, elegancja … ubrana w jasny płaszcz-stola przewiązana w pasie, i w woalowe-pala kontrowersyjny szal, sięgający do kolan; Jego górna część stanowi okrycie głowy; gęste zwoje platynowych kędziorków-lametowa Dama. Bóstwo fantasmagorii. Idzie, widzi … główne budynki publiczne Pompeji wokół Forum. Oto duży prostokątny plac, w kierunku: północ-południe na skrzyżowaniu dwóch centralnych ulic miasta. Dom Eumachii to budynek rogowy pomiędzy wschodnią stroną placu a ulicą obfitości; ulica-jest główną arterią Pompei, ma bez mała-850 metrów długości, łączy Forum miejskie -z Bramą Sarneńską. Kamienne bloki utwierdzono  poziomie chodnika w poprzek ulicy, bruk z zastygłej lawy, stanowi naturalne przejścia dla pieszych rozmiary imponujące, szerokość jakieś 8,5 metra-po obu stronach czterometrowy trotuar. Eumachia podziwia kolejną fontannę, to nie ta obok jej domu, jedna z wielu, kamienny postument, posąg kształtnych ud; od niej pochodzi nazwa ulicy. To kamień młodej kobiety dzierżącej w dłoni róg obfitości, jeden aż z ośmiu wodotrysków publicznych, rozmieszczonych od siebie, w równych odstępach. Najdłuższa ulica Pompei; gdzie spojrzeć warsztaty rzemieślnicze i domy mieszkalne, pulsuje życie, zawłaszcza mieszkańców, o czym świadczą liczne napisy na fasadach budynków, zazwyczaj: reklamy, banery wyborcze, i ogłoszenia o różnego rodzaju- wydarzeniach rozrywkowych. Eumachia wkracza teraz w centralną część pompejańskiego placu, w pas kłania się jej piekarz Storikus, jak zwykle, rozprawia o byle czym z Oktawiuszem Quartino gmerliwym sąsiadem Eumachii. Z młodymi dziewczętami flirtuje zaś oberżysta Lucjusz Wetetius Placidus. Forum non stop zamknięte dla wszelakiego ruchu, stanowi kanon życia politycznego, handlowego, i religijnego. Za czasów Augusta dokonano przebudowy: powierzchnię kontraterni wybrukowano płytami z białego trawertynu. Jest komunikat literą z brązu: informujący wszem i wobec o zakresie tego przedsięwzięcia. Wzdłuż placu usytuowano monumentalne kolumny, pomiędzy tymi filarami, piedestały, na których stoją posągi magistratów, i zasłużonych obywateli miasta. W środkowej części od południowej strony na monumentalnym cokole stoi posąg Samego Augusta. Od północy Majdan zamykają dwa łuki, ten znajdujący się we wschodniej połowie placu został-później-wyburzony by odsłonić widok na wielki łuk Tyberiusza zwieńczony konnym posągiem Cesarza. W osi centralnej placu, również od północy, wybudowano kapitol, to ta świątynia z której wyszła Eumachia. Ma dokładnie 37 i pół metra długości, wymurowana- na wysokich ceglanych fundamentach, o wysokości około 3 metrów, zaprojektowana na planie prostokąta, zwrócona ku południu, w stronę głównej esplanady agory. Prowadzą do niej dwa rzędy wąskich schodów rozszerzających się ku górze; Świątynia poświęcona głównie Jowiszowi, ale również Junonie i Minerwie. W pobliżu świątyni odbywają się najważniejsze manifestacje i fety: zgromadzenia, procesje triumfalne, ceremonie nadania inwestytury. Eumachia dostrzega Lucjusza Cecyliusza Jukundusa uznanego w mieście bankiera i finansistę, zobowiązał się użyczyć nieskromnej pożyczki-pewnemu folusznikowi robiącemu interesy z Eumachią. Bardzo jej zależy na pozytywnym załatwieniu sprawy. Przeto dostojny Lucjusz Cecyliusz wymachując swymi przykrótkimi rękoma, obiecuje krezusce ugodowy termin, i nakazuje by spec od tekstyliów pojawił się w jego atrium, jutro, od samego rana; poprawiwszy niechlujną togę, rusza czym prędzej w kierunku Bazyliki ( to miejsce rozpraw sądowych-widocznie, ma z kimś-na pieńku ).Eumachia pochodzi z jednego z prominentnych rodów Pompei, właścicieli ziemskich, oraz, wytwórców cegły przemysłowej. Sama para się handlem tekstyliami; W swoim domu często gości foluszników, czyli producentów wełny, jej wielkich rozmiarów dom ( 60 metrów szerokości, 40-długości ) to sztandarowy punkt wymiany towarów, transakcji i handlu, a także rezydencja przepychu i szpanu. Teraz Eumachia kłania się cywilistom, karnistom, notariuszom; mijając kolejno : 1. salę dekurionów- tzw. kurię, 2. ośrodek mieszczący archiwa, a więc-tabularium, oraz – 3. Comitium-siedzibę duumwirów, w której, odbywają się wybory władz miasta. Dalej dochodzi się już do jej domu; za nim Świątynia Hespazjana, Świątynia fortuny Augusta, Kaplica Larów Publicznych, oraz targ, czyli-Macellum. W zachodniej flance Kapitolu zbudowano-mały targ owocowowarzywny, publiczne latryny, jest Mensa Ponderaria, czyli-miejsce, gdzie dokonywano pomiarów jednostek miar i wag, w celu zabezpieczenia przed nieuczciwymi handlarzami. Oto w końcu Eumachia -wchodzi do swej rezydencji, nad której dwoma wejściami widnieje napis : ” Eumachii, córce Lucjusza, kapłance, zbudowany dla niej i jej syna Numistricjusza Fronto, za jej własne pieniądze, którego westybul, cryptoportico i portico poświęcone są zgodności i pobożności Augusta „. Rezydencje cechuje subtelna architektura, piętrowa kolumnada od strony fasady Główne wejście ozdobione rzeźbionymi fryzami na nadprożu i węgarach … zaś w niszach posągi Tyberiusza i Druzusa, oraz napisy- poświęcone historii-Eneasza i Romulusa. Wielka otaczająca plac ufortyfikowana kolumnada zawiera exedrę-ze statuą Concordia Augusta dzierżącą złoty łuk obfitości …Eumachia przetarwszy czoło, przechodzi prosto do tetrastylum klaszcząc na pokojówkę, pokłada wprost… na łoże.

 

-

 

 

Pozdrawiam również.

 

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Przepraszam,

że dopiero teraz ale naprawdę się nie wyrabiam z odpowiedziami.

Przeczytałam z zainteresowaniem, jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy historycznej

i z pewnym wstydem przyznaję, iż to tekst dla mnie póki co ciężko przyswajalny, dużo tu skrupulatnych opisów,

mało miejsca na czytelniczą wyobraźnię. Najlepsze są tu dla mnie puenta i pierwszych kilka linijek.

Trochę dziwna interpunkcja.  Rzadko obcuję z taką prozą, może przez to się w tym tekście gubię

(co nie znaczy, że cokolwiek sknociłeś :)).

Niemniej dziękuję za podzielenie się ze mną własnym tekstem, będę Cię jeszcze czytać,

jeśli tylko będę mogła :))

 

Uśmiechy posyłam :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przeszkadza mi ilość... betonu... w treści, wszak tytuł brzmi, "Tylko beton".   

Wprawdzie w ostatnich latach bardziej dba się o teren przyległy budynkom tworząc pasy zieleni,

nie zmienia to faktu, że nadal są typowe blokowiska, a w nich, "betonowi ludzie". 

Nietuzinkowo ujęty temat i ciągle na czasie, niestety.
Wers.. "Ludzie całkiem mali z betonu w mamutach".. trochę na nie..

A gdyby.. ludzie całkiem mali betonu mamuty.. To propozycja, wiersz Twój.
Pozdrawiam.
 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Cieszę niezmiernie, że wiersz przypadł do gustu. Dokładnie oddałaś sens wiersza. Tak, Polska pięknieje, są pasy zieleni, ale także (jak zauważasz) betonowe blokowiska.

 

Co do "mamutów", kolega wcześniej odniósł podobne wrażenie. Może więc po prostu skopiuję niżej moją odpowiedź w temacie, będzie szybciej i treściwiej: 

 

Ten wiersz jest utworem rymowanym. Mamut'ach głównie wpasowałem ze względu na rym. Bo wchodzi w interakcje z wcześniejszym butach, słowa się rymują. Aczkolwiek nie byłoby sensu, gdyby metafora ludzie całkiem mali z betonu w mamutach, nie miała logicznego uzasadnienia. Otóż, mamut symbolizuje tu wieżowiec, czy duży blok (w sensie wysoki - wielopiętrowy), mamuty były wielkimi zwierzętami (wysokimi), więc teoretycznie mogą reprezentować symbolicznie wysoki budynek. Ludzie w tych swoich betonowych domach tracą lata życia, starzeją, umierają, po woli stajemy się niszową cywilizacją ludzi urzeczowionych, których cechuje powszechny materializm. Taka cywilizacja jest bez przyszłości, i może podobnie jak mamuty wyginąć w swojej metaforycznej epoce lodowcowej - czyli w zimnych materialistycznych relacjach - to kolejny powód zastosowania - mamuta. W końcu mamut to prawzór słonia, cechą charakterystyczną obu gatunków są kości słoniowe. To ciosy, siekacze trąbowców. Z kolei kość słoniowa immanentnie kojarzy się z przemytem i kłusownictwem. Jest symbolem zła, chęci wzbogacenia się za wszelką cenę, nawet życia zwierząt. Wieża z kości słoniowej oznacza miejsce odosobnienia intelektualnego, kryjówkę przed światem zewnętrznym, więc owe zimne relacje międzyludzkie.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Tak interpunkcja - bardzo możliwe, pisane było na kolanie, kiedyś tam, nie sprawdziłem tekstu, mogą być nawet literówki, po prostu na biegu wrzuciłem, bo skojarzyło mi się z Twoimi betonowymi Pompejami - o nich wspominałaś w komentarzu. Dzięki, pozdrawiam serdecznie ;) Przepraszam za mankamenty w tekście, było na biegu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @poezja.tanczy Dziękuję bardzo, zajrzę do Ciebie.  Pozdrawiam serdecznie,  Miłego dnia 
    • kraj nad Wisłą  cudowny kraj  rodzą się tutaj  nie chińczycy europejczycy  a Polacy  i nie jest to ich wybór  życie za nich wybrało    mogą być z tego dumni  dali Europie to  co ją zbliżyło do cywilizacji  Konstytucję  umocniła korzenie  nowoczesnego świata  i  i zburzyli mury między państwami    to nasze wspaniale dary    bądźmy POLAKAMI  patriotyzm to nie negacja innego  to szacunek do swojego   3 Maja 2024 andrew
    • Panie i Panowie. Przed Państwem –- Ciscollo! Powitajmy go gorącymi brawami! Jedyny i niepowtarzalny…   A więc w pustej sali…   (Zaraz, zaraz. Jakaż to pusta sala? Wróć. Jeszcze raz. Od początku. A gdzie, Ciscollo?)   A więc w pustej sali. W pustym teatrum. Puste siedzenia rażą po oczach czerwonym obiciem, jak wtedy, kiedy jechałem donikąd w pustym przedziale pociągu… Walają mi się pod nogami jakieś zużyte sprzęty. Jakieś truchła rozsypujące się w proch. Bielejące… Albo raczej żółknące w świetle wiszącej lampy mojego pokoju. Rozsuwam na bok krzesła. Pufy. Taborety…   (A co z teatrem, w którym jedynie cisza i szum płynącej w moich uszach krwi?)   Jakie to ma znaczenie. Pustka tu. Pustka tam…   A więc, pomiędzy krzesłami… Przedzieram się jak przez gęste chaszcze amazońskiej dżungli…   (strasznie dużo tu tych krzeseł)   A więc, pomiędzy pufami…   (tych też jest wiele)   Pomiędzy pustymi fotelami…   (Aa. Tych jeszcze nie było)   Więc, pomiędzy fotelami z poprzecieranym obiciem, pomiędzy tymi czworonogami przestępującymi niecierpliwie ze stukotem jadącego pociągu. Nie. Pomiędzy pustymi, stojącymi spokojnie fotelami, na których zasiadali moi rodzicie za życia. Ojciec wypalił nawet na oparciu dziurę od niedopałka papierosa, kiedy zasnął pijany po seansie spirytystycznym podczas przyjęcia z okazji którychś tam swoich urodzin czy imienin. Nie pamiętam.   W każdym bądź razie zasnął z tlącym się petem, który wypalił właśnie tę dziurę w oparciu. Za oknami pachniały jaśminy. Pachniało czerwcem i ptaki śpiewały tak tkliwie. Słowiki…   Ojciec mówił coś przez sen. W tej to żywiołowej gmatwaninie fazy REM, nadającej pozorów jawy. Poruszał szybko ocznymi gałkami. Pod zaciśniętymi powiekami albo i bez powiek. Jakoś tak przerażająco otwarcie. Mówił z przekąsem i z całą swoją surowością człowieka z zasadami. Wygłaszał coś oskarżycielskim tonem i wygrażał palcem.. Do kogoś. Do czegoś. Do nie wiadomo czego. Jak to bywa we śnie. Mówił potem o przestrzeni, która jest wg niego zakrzywiona. Jak tęcza… O wyimaginowanym napisie na froncie pianina (którego już dawno nie ma, albowiem został sprzedany przez matkę z grosze do jakiegoś muzycznego ogniska)  A więc dopatrzył się go między wyrzeźbionymi na nim liśćmi jakiegoś egzotycznego krzewu. Ciscollo! (cokolwiek to znaczy, mimo że brzmi jakoś tak z włoska) Powiedział to wyraźnie, wykrzyczał wyskoczywszy z fotela jak oparzony. Nie. Nie obudził się, tylko jako ktoś, kto śni na jawie albo w gorączce.. Potem powtórzył to słowo wiele razy, cały czas śniąc i przestępując z nogi na nogę. Wyglądał jak wypchana kukła albo manekin w kolorze wosku. Wreszcie opadł z sił, popadając w apatię i przygnębienie. I zanurzył się w bezkres szumiących fal. Jego tors opadał. Wznosił się. Opadał… Niczym przypływy i odpływy dostojnego oceanu…   Teraz jest to pusty, wygnieciony przez niego fotel i z wypaloną przez tlący się niegdyś niedopałek dziurą na oparciu.   Pusty fotel po mojej matce…   Cóż…   Pusty po mojej matce fotel z odpadającą drewnianą listewką między drewnianymi nóżkami, którą muszę chyba przykleić. Odpada i już. Widać, tak ma, że musi odpadać. Podłogowa klepka jest przed nim wytarta od ciągłego szurania przez nią kapciami z twardymi podeszwami. Jest wytarta, bo szurała stopami podczas oglądania filmów nocnego kina. Albo i nie szurała. I miała je spokojnie ułożone. Bez najmniejszego drgnięcia. Tak jak miała je spokojnie ułożone w otwartej jeszcze sosnowej trumnie. Widziałem… Była już sina na twarzy, kiedy leżała ze złączonymi dłońmi oplecionymi różańcem. Ojciec też był siny podczas trumiennego spoczynku w przykościelnej kaplicy dwadzieścia kilka lat wcześniej. Chciał coś jeszcze chyba powiedzieć, bo miał otwarte usta. Wokół nich był siny. W głębi czarny od toczących go gnilnych procesów. Oboje już dawno zsinieli, rozsypali się w rozwiany wiatrem pył. W atomy. Neutrony. Kwarki… Całą tę subatomową menażerię wkuwającego gówna. Bo nie zbadanego do końca. I wymykającego się wszelkim prawidłom naukowego postrzegania.   A więc puste po nich fotele. I pusta kanapa. Na której często kładła się moja matka, wracając późnymi popołudniami z pracy. Miesiąc przed śmiercią już się nie kładła, bo nie mogła leżeć i spać z powodu niewydolnego serca. Ale ostatecznie poszła spać. Już tak na amen. Pewnego marcowego przedpołudnia po kolejnej nieprzespanej nocy. Pamiętam, że rano świeciło słońce, mimo że takie lekko przymglone. Za to pod wieczór rozszalała się śnieżna burza. Zabrała ją. Tak po prostu zabrała ją wtedy śmierć. Tak bezceremonialnie. Z okrutnym rechotem absolutnej potęgi wszechwładzy. Runęły wówczas wszystkie gmachy. A każdy z nich miał w sobie mniej lub bardziej wierną, rozpadającą się twarz mojej matki. No cóż, zagrała kostucha na skrzypcach. Fałszywie…   Rozglądam się. Na ścianach wiszą jakieś zdjęcia. Krajobrazy namalowane przez nieznanych mistrzów. I stary wiszący zegar. Nie bijący już od dawna. Martwy, zeskorupiały trup. Nasłuchuję… Poprzez szumiący w uszach pisk przychodzą do mnie przez ściany dźwięki z dawnych kreacji przeszłego czasu. Takie pomieszane i jakoś tak nie po kolei. I pomiędzy wychylanymi do dna haustami alkoholu. Która to butelka? Nie wiem. Nie pamiętam. A zresztą nie ma to już znaczenia. Wznosząc kolejny toast do widma w stojącym tremie, zapominam nagle, co miałem zrobić dalej. Opadam na fotel. Bezsilny. Nie pamiętam, co zaplanowałem. Nie wiem. Nic nie wiem. Ale wiem, że płoną gwiazdy albo świece poustawiane w zakamarkach pokoju. Poustawiane nie wiadomo przez kogo. Przeze mnie? Ja to zrobiłem? Albo może ja, jako nie ja? Przez takie coś nie będące mną? Nie ważne. Płoną, to płoną. Niech ściekają stearyną czy woskiem. Na ścianach drgający zarys twarzy, skrzydeł. I czegoś tam jeszcze… A więc ktoś tu jeszcze jest. Kto? Nie odpowiada nikt. Zatem to muszę być ja, tylko podczas przepoczwarzania się w kolejnego ekscentrycznego robaka.   To, co przed chwilą było jeszcze kształtem, teraz nie ma już żadnego kształtu. Jakby jakiś negatyw nie-ludzkiej twarzy czy czegoś na jej podobieństwo. W każdym bądź razie to rozmija się ze mną. Zbliża. Oddala. To znowu przesuwa się coraz bardziej. Odchyla, odchyla…  Wygina się w pałąk jak podczas próby wniebowzięcia… W ekstazie. W skowycie. W spazmie agonii…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-03)    
    • I. Starzy mężczyźni Inspiracja oraz Motto: Rafał Adaszewski z cyklu "Trzy wiersze o kobietach i mężczyznach" "Starzy mężczyźni wyglądają dobrze. Noszą niewielkie zakupy, nie wiercą się na ławkach w parkach gdy z kimś rozmawiają, to odsuną się te pół metra od rozmówcy. Nie mówię zaraz, że są cichymi mędrcami o przenikliwym, łagodnym spojrzeniu. Raczej nie, ale wyglądają dobrze na żywych." Starzy mężczyźni z tonsurą łysiny lub glacą popstrzoną jak indycze jaje nie klną za to ryczą lub skrzypią omotani głuchotą - Starzy mężczyźni choć nie klną ale się śmieją szczęką stukającą na odległość chuchając placebo czosnkowym czasem z laseczką i jeszcze panie po rękach całują - Mówi się że lepszych od nich kładą do trumny II. Odchodzę lub Laurka Na dzień urodzin mojej Pani Lilki z Kossaków Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej :) Jesień z późnych ta najpóźniejsza Sianem lawenda przesuszona i jak krupy rozsypany wrzos - - - - - - - - - - - - - - - Odbicie nie okłamie - ze starej urody rozbieram się do naga 24 - 25.11.2015  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...