Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

x
Jestem barmanem.
Polewam i słucham ludzi.
Czasem im przerywam, by o coś zapytać, czasem coś skomentuję, czasem doradzę. Ale nie po to otwierają usta. Chcą po prostu gadać, bo gdy przegadają problem, ten robi się jakby mniejszy. Im więcej słów, tym on śmieszniejszy. A przegadany problem jest jak przegadany pomysł – traci znaczenie.
U mnie się cierpi i doznaje oczyszczenia. Można powiedzieć, że niosę pewien rodzaj posługi temu choremu światu.
Niewiele z tamtego dnia pamiętam, lecz wiem, że wymyśliłem Cafe Melancholia dawno temu, stojąc na krawędzi dachu trzynastopiętrowca. Miasto spało, niebawem miała przełamać się noc. Deszcz lał strumieniami, jakby gdzieś tam pękła niebiańska tama. Sceneria była idealna, a ja przecież chciałem się zabić. Zabawne, nawet dziś nie pamiętam z jakiego powodu.
Padał deszcz i strasznie szumiało mi w uszach. Nie pomagały wiersze ani opowiadania, nie pomagał opętańczy taniec ani pijaństwo. Ani praca. Ani skromne grono przyjaciół. I najmniej ja sam. Życie ma wartość, o ile mu ją nadamy. Owa wartość jest subiektywna i ulotna, łatwo ulega zepsuciu. Wtedy w moim przekonaniu życie wartości nie miało. Im dłużej o tym myślałem tym mocniej mnie dotykało dziwne uczucie ni to otępienia, ni to smutku, ni beznadziei. Roztapiałem się w nim i zatracałem, coraz bardziej odstając od norm, jakie narzuca rzeczywistość. Później pojąłem, że to coś, to czystej próby melancholia. Silniejsza niż wszystko inne, straszniejsza i wspanialsza.
Spoglądałem w ciemną czeluść, żarłocznie wyczekującą ofiary i nagle – nie uwierzycie – zadzwonił telefon.
Zadbałem o wszystko. Rozdałem wartościowe przedmioty przyjaciołom i znajomym, resztę spaliłem na wielkim stosie przed domem. Wymeldowałem się, podając fałszywy adres nowego miejsca zamieszkania, rzuciłem pracę ku zdumieniu szefa, który niebawem zamierzał mnie awansować. Odebrałem nawet zepsute żelazko z naprawy. Nie chciałem, by cokolwiek łączyło mnie z życiem i odciągało od ostatecznego kroku. Przecież gdybym w ostatniej chwili przypomniał sobie o czymś błahym, mógłbym nabrać niepotrzebnych wątpliwości. Wówczas cały misterny plan mógłby wziąć w łeb!
Zadbałem o wszystko. Z jednym małym wyjątkiem – nie wyłączyłem telefonu.
- Słucham?
- Cześć – usłyszałem chrapliwy męski głos – Przeszkadzam? Nawet jeśli, nowina jest tego warta.
- No to sam pan sobie odpowiedział...
- Dlaczego tak oficjalnie? To ja, wujek Fred.
Przetrząsnąłem komnaty pamięci, by po raz pierwszy stwierdzić, że coś z nią jest nie tak. Kształty były nieostre, postaci widmowe, wydarzenia owiane mgłą. Okazało się, że jedyne informacje, jakie mam na temat wujka Freda to takie, że wyjechał, założył z kochanką jakąś knajpę i... zmarł. Ale mogłem się mylić.
- Słyszałem, że nie żyjesz – zaryzykowałem.
Usłyszałem rubaszny śmiech i nerwowe kasłanie.
- A byłeś na pogrzebie? Nie, kochany. Nie tak łatwo się mnie pozbyć.
- Skąd masz mój numer? – zapytałem.
- Zdobyłem. Chcę ci oznajmić, że wyznaczyłem cię moim spadkobiercą.
Mimowolnie wybuchnąłem śmiechem. On też zarechotał. Przez moment zachowywaliśmy się jak skończeni kretyni.
- Wybacz, wujku. Właśnie pozbyłem się przedmiotów materialnych. Niczego przyjąć nie mogę.
- Czyżby? A jeśli to spełnienie twoich marzeń?
- Marzeń też się pozbyłem. Albo same umarły. Nie pamiętam.
Wujek Fred zrobił krótką pauzę, sądząc widocznie, że odpowiednia dramaturgia dobrze mi zrobi. I faktycznie, w końcu cmoknąłem z niecierpliwością.
- Dam ci knajpę w centrum - oświadczył w końcu – Kompletnie urządzoną. Klimat nadasz jej sam.
Zabolało. Zabolało jak miejsce po wyrwanym niedawno zębie. Nagle poczułem przenikające mnie zimno i dreszcze wędrujące po karku. Wraz z powracającymi zmysłami, traciłem silną wolę i przekonanie do własnych czynów. Znów czułem, że żyję i było to bardzo przykre uczucie.
- Nie chcę! – wrzasnąłem rozdrażniony – Nie potrzebuję, żadnej knajpy! Daj mi spokój!
Coś jednak nie pozwalało mi przerwać tej rozmowy.
- Tam właśnie znajdziesz spokój – powiedział kojąco wujek – Możesz z nią zrobić, co zechcesz, możesz nawet ją sprzedać. Po prostu ją zobacz. Potem zdecydujesz. Dla mnie to kwestia honoru. Knajpa jest rzeczą bardzo osobistą. My czynimy ją wyjątkową. Byle gnojek wszystko zepsuje.
Długo milczałem, wpatrując się w ciemną czeluść na dole. Płakałem ze złości. Przeklinałem w duchu producenta telefonu, operatora sieci, a nawet fale GSM. Przeklinałem siebie. Miesiące przygotowań, ciężkiej pracy nad sobą, pokory i cierpliwości przepadły.

Opublikowano

jakby gdzieś tam pękła niebiańska tama = to "tam" jest brzydkie, nie pasuje tu, poza tym dalej masz tamę

Nawet jeśli, nowina jest tego warta? = tu chyba nie miało być pytajnika?
...................

ojej a czemu tak krótko?
nawet nie spojrzałam wcześniej, zaczęłam czytać a tu koniec.. Szczerze, to po opowiedzeniu, skąd knajpka się wzięła, liczyłam na coś więcej! Jakąś opowieść, o jakimś kliencie, o wydarzeniu w tej knajpce, a tu oo....koniec. No podobało mi się, owszem, ale... wychodzę głodna.

Opublikowano

Tak sobie wrzuciłem, choć się zapierałem. Robię próbki, co się nadaje do kontynuowania, a co olać. Dlatego porzuciłem dąsy. Dzięki za zajrzenie. Będą klienci - najdziwniejsi...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Akurat jadłem dziś pierogi :)
    • Nie mogę się uwolnić Usta twe niczym wrota do piekieł Rozpalone namiętnie rozchylają sie powoli A Włosy twe aksamitne niczym perskie płótno opadają swawolnie na roznegliżowane ramiona, myslę Podchodzę,,obserwuje,dotykam w koncu całuje, jestem w niebie, jest pięknie Niech Emocje grają melodyczne dzikie dźwięki niech serce tobą pokieruje   Jej jęki znaczyły więcej niż milion słów Nie pamietam snu, w którym  bym Cie nie spotkał, nawiedzasz mnie nawet tam Jestes jak anioł coś stąpił na ludzka ziemie i z łaski swojej obdarzyłas mnie CiepłemZ’, którego nie zapomnę Ach żebym ja ino tez był aniolem to polecielibismy do gwiazd nie patrząc się za siebie
    • MRÓWKI Spałem spokojnie, gdy nagle przez sen poczułem mocne ugryzienie i zaraz potem ból. Przebudziłem się szybko, poszukałem latarki i przeszukałem cały namiot w poszukiwaniu sprawcy zadanego bólu. Nic szczególnego nie zauważyłem więc wsunąłem się w śpiwór próbując usnąć ponownie. Zgasiłem latarkę i położyłem się z powrotem spać. Do rana pozostało jeszcze kilka godzin, lecz nie mogłem zasnąć. Leżałem z przymkniętymi oczami czekając podświadomie na kolejne ugryzienie. To było pewne, że coś mnie ugryzło i przypuszczałem, że był to jakiś mały owad.  Na mojej lewej nodze zaważyłem zaczerwieniony ślad po ugryzieniu i poczułem swędzenie, pieczenie i niewielki bąbel. Dobrze, że nie jestem uczulony na jad owadów - pomyślałem.  Jak więc już wspomniałem nie mogłem spać trochę zaniepokojony, a trochę z bólu. Miałem przeczucie, że coś niedobrego wręcz potwornego dzieje się na zewnątrz namiotu. Tak więc leżałem i czekałem sam już nie wiedząc na co.  Nagle u wejścia do namiotu zobaczyłem małe punkciki posuwające się w moją stronę i po skierowaniu strumienia światła latarki w tamtym kierunku, aż dech zaparło mi z wrażenia, a gęsia skórka natychmiast ukazała się na mojej skórze. W namiocie były dwie czerwone mrówki. W oka mgnieniu zerwałem się na równe nogi i depcząc te, które zdążyły wejść do namiotu, musiałem odganiać te co chciały wejść do środka.  Podczas tej czynności ujrzałem używając latarki, że wokół namiotu jest masa czerwonych mrówek, które otaczały mój namiot że wszystkich stron.   cdn.    P.S. Opowiadanie powyższe napisałem w 1977 roku, czyli prawie pół wieku temu i jest to czysta fantazja.    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...