Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

La Rambla


samm

Rekomendowane odpowiedzi

Pamięci ofiar ataku terrorystycznego 17 sierpnia 2017r. w Barcelonie

                                       *     *     *

 

las przeszkód rozgapionych

złowrogi ryk w oddali 

mąż z dzieckiem blisko żony

nie zdoła ich ocalić

 

skłócony z własnym życiem

odciskał czerwień w bieli

wyrywał sercom bicie

bo w starciu szans nie mieli

 

na ciepłym trotuarze

zrodziła krew kobierce

pamięci tamtych zdarzeń

i myśli: nigdy więcej

                             

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez samm (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 O takich wierszach mówię, że jest do zadumania i przeżywania, a nie do "rozkładania na czynniki pierwsze", niemniej jednak nie wierzę że był 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oni są przekonani, że to ich misja i powinność. Wielu z nich  po to przybyło.

 

Pozdrawiam, Bożena.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witaj Beciku.

Bardzo dziękuję za poczytanie i uwagi. Jestem otwarty na wszelkie sugestie, więc może ktoś z innych Forumowiczów coś podpowie?  Wiersz jeszcze dość ciepły i chwilowo też nie mam na ten wers pomysłu :(

Pozdrawiam serdecznie.

s

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

wyrywał sercom bicie

bo w starciu szans nie mieli

 

albo

 

wyrywał sercom bicie

w tym  starciu szans nie mieli

 

Może zbyt proste ale moim zdaniem związek przyczynowo-skutkowy jest, wiec może tak?

Edytowane przez czytacz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Czytanko - Bożenko,

tak naprawdę, to nikt nie wie, co w ich wypranych mózgach siedzi. Jedno jest pewne: życie doczesne nie ma dla nich większego znaczenia; a fakt zabicia jak największej liczby "niewiernych", przybliża ich do krainy szczęśliwości. I najgorsze jest to, że na to wszystko nie ma lekarstwa. Albo jest, lecz lekarze są jacyś... bardzo powściągliwi :(

Pozdrawiam optymistycznie, mimo....

s

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Co prawda nie jest to miejsce na tego rodzaju dyskusje ale... lekarstwo jest jedno.

To jest cywilizacja, która nienawidzi naszej wiec powinna żyć osobno. Myślę, że możemy się odwiedzać, mogą tu przyjeżdżać, my do nich też, jeśli ktoś będzie miał taką fantazję ale to wszystko.

Edytowane przez czytacz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Samm  -  powiem co myślę i nie mniej mi tego za złe - myślę że nie smacznie jest pisać wierszem o tych tragediach .

Wiem powieź  jestem nie ludzkim że nie widzę tego bólu.

Otóż właśnie o to chodzi by go nie zadawać - dlatego twój wiersz uznaje za powstały na ludzkiej tragedii.

My wszyscy wiemy kim są ci zamachowcy że nie są siebie godni - ale nie odpowiedni ludzie się tym zajmą

a nie poezja - mam nadzieje że się nie obrazisz na to co napisałem pod wierszem - ten typ taki jak ja tak ma.

Ale może innym przypadnie - 

                                                                                                                                                                                                             pozd.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jest dobry wiersz i bardzo (moim zdaniem) potrzebny.

Trzeba mieć odwagę, aby poruszać takie tematy w poezji i chwała Ci za to,

że się tego podjąłeś.

Jedynie pierwszy i ostatni wers drugiej zwrotki jakoś mi nie pasują.

Zwłaszcza "skłócony z własnym życiem", to trochę niefortunny skrót myślowy, oni są skłóceni

z wszelkimi wartościami wyznawanymi przez innych, normalnych ludzi, raczej nie są frustratami, 

tylko sadystami i krzywdzenie ludzi sprawia im po prostu przyjemność.

Jednak nie bardzo wiem, co Ci zasugerować,

ten wiersz najwyraźniej musi po prostu ostygnąć.

Pozdrawiam :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trudno mi nie skomentować Twojego przesłania tak, aby nie siedli zaraz na mnie lewacy i liberałowie oskarżając o ksenofobię, rasizm i nawoływanie do nienawiści. Chociaż to nie ja urządzam sobie przejażdżki ciężarówką po nicejskich bulwarach. Chociaż to nie w mojej głowie mieści się obraz samochodów wjeżdżających w tłum.
Ile jeszcze razy na fejsowe profile będziemy wklejać czarne kokardy, trójkolorowe flagi?

Czy Europa obudzi się dopiero w rezerwatach dla chrześcijan?
Może powinno być prawo, aby ścierwo każdego posrańca, który zabijał niewinnych ludzi z imieniem Allaha na ustach, spryskać świńską krwią? A wtedy nie będzie hurys, nie będzie nawet raju.

Nie ma przestępstwa jeśli się ono nie opłaca.

Czy Edgar Allan Poe wylądował swoim wehikułem czasu w Europie zamieszkałej przez Elojów, którzy padają ofiarą Morloków wyłaniających się nocą z Morza Śródziemnego?

Samm, zanurzyłeś pióro w rzece łez, bólu i rozpaczy, w strudze krwi, które wylały się na barceloński deptak. Ale jak pisał Broniewski w "Poezji" - To za mało! Za mało! Za mało!

To tylko pierwszy wiersz z setek podobnych, napisanych w takich okolicznościach, jeśli się nic nie zmieni.

Każdy normalnie reagujący człowiek czuje ból, przepełnia go współczucie. Ale takie wiersze same niczego nie zmienią.

Jeśli się czegoś z tym wszystkim nie zrobi, to na tym kontynencie odrodzi się faszyzm, zapłoną meczety i zginie jeszcze więcej ludzi. Jak zawsze tych najmniej winnych. 

Więc, co? Nie pisać takich wierszy?

Pisać. Ale tylko tyle to za mało.

Edytowane przez kot szarobury (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pozostawiając na chwilę na boku  tragiczne wydarzenie, któremu wiersz jest poświęcony (zgoda, że jest to dość trudne czy wręcz ryzykowne)  i czytając płynnie zwrotkę pierwszą i drugą odnieść można wrażenie że to mąż, który nie zdołał ocalić swoich  bliskich jest skłócony z życiem wraz z tego konsekwencjami. Jest jeszcze w dwóch pierwszych zwrotkach trochę "nielogiczności", ale w wierszu pisanym głównie emocją można to tolerować.

Dla mnie najlepsza jest trzecia zwrotka.

 

Co zaś się tyczy samego wydarzenia , a zwłaszcza jego genezy zgadzam sie w znacznym stopniu z poglądami kota szaroburego.

 

Pozdrawiam

AD

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Waldku,

przepraszam za nieco spóźnioną odpowiedź, ale niestety - w weekendy jestem zwykle poza netem.

Oczywiście, że nie ma mowy o żadnym obrażaniu się. Uznaję i szanuję prawo każdego do formułowania swoich, niczym nie skrępowanych opinii. Co do meritum Twojego wpisu, nie odeślę Cię do komentarzy innych Forumowiczów tylko dlatego, że tak do końca nie wierzę, żeby taki intelektualista, jakim mi się jawisz, jednym wpisem zdezawuował istnienie pokaźnej części dobrej, mądrej, światowej poezji tylko dlatego, że inspiracją do jej napisania były ludzkie tragedie.

Ale nawet gdyby tak było, masz do tego pełne prawo.

Pozdrawiam.

s

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @poezja.tanczy Dziękuję bardzo, zajrzę do Ciebie.  Pozdrawiam serdecznie,  Miłego dnia 
    • kraj nad Wisłą  cudowny kraj  rodzą się tutaj  nie chińczycy europejczycy  a Polacy  i nie jest to ich wybór  życie za nich wybrało    mogą być z tego dumni  dali Europie to  co ją zbliżyło do cywilizacji  Konstytucję  umocniła korzenie  nowoczesnego świata  i  i zburzyli mury między państwami    to nasze wspaniale dary    bądźmy POLAKAMI  patriotyzm to nie negacja innego  to szacunek do swojego   3 Maja 2024 andrew
    • Panie i Panowie. Przed Państwem –- Ciscollo! Powitajmy go gorącymi brawami! Jedyny i niepowtarzalny…   A więc w pustej sali…   (Zaraz, zaraz. Jakaż to pusta sala? Wróć. Jeszcze raz. Od początku. A gdzie, Ciscollo?)   A więc w pustej sali. W pustym teatrum. Puste siedzenia rażą po oczach czerwonym obiciem, jak wtedy, kiedy jechałem donikąd w pustym przedziale pociągu… Walają mi się pod nogami jakieś zużyte sprzęty. Jakieś truchła rozsypujące się w proch. Bielejące… Albo raczej żółknące w świetle wiszącej lampy mojego pokoju. Rozsuwam na bok krzesła. Pufy. Taborety…   (A co z teatrem, w którym jedynie cisza i szum płynącej w moich uszach krwi?)   Jakie to ma znaczenie. Pustka tu. Pustka tam…   A więc, pomiędzy krzesłami… Przedzieram się jak przez gęste chaszcze amazońskiej dżungli…   (strasznie dużo tu tych krzeseł)   A więc, pomiędzy pufami…   (tych też jest wiele)   Pomiędzy pustymi fotelami…   (Aa. Tych jeszcze nie było)   Więc, pomiędzy fotelami z poprzecieranym obiciem, pomiędzy tymi czworonogami przestępującymi niecierpliwie ze stukotem jadącego pociągu. Nie. Pomiędzy pustymi, stojącymi spokojnie fotelami, na których zasiadali moi rodzicie za życia. Ojciec wypalił nawet na oparciu dziurę od niedopałka papierosa, kiedy zasnął pijany po seansie spirytystycznym podczas przyjęcia z okazji którychś tam swoich urodzin czy imienin. Nie pamiętam.   W każdym bądź razie zasnął z tlącym się petem, który wypalił właśnie tę dziurę w oparciu. Za oknami pachniały jaśminy. Pachniało czerwcem i ptaki śpiewały tak tkliwie. Słowiki…   Ojciec mówił coś przez sen. W tej to żywiołowej gmatwaninie fazy REM, nadającej pozorów jawy. Poruszał szybko ocznymi gałkami. Pod zaciśniętymi powiekami albo i bez powiek. Jakoś tak przerażająco otwarcie. Mówił z przekąsem i z całą swoją surowością człowieka z zasadami. Wygłaszał coś oskarżycielskim tonem i wygrażał palcem.. Do kogoś. Do czegoś. Do nie wiadomo czego. Jak to bywa we śnie. Mówił potem o przestrzeni, która jest wg niego zakrzywiona. Jak tęcza… O wyimaginowanym napisie na froncie pianina (którego już dawno nie ma, albowiem został sprzedany przez matkę z grosze do jakiegoś muzycznego ogniska)  A więc dopatrzył się go między wyrzeźbionymi na nim liśćmi jakiegoś egzotycznego krzewu. Ciscollo! (cokolwiek to znaczy, mimo że brzmi jakoś tak z włoska) Powiedział to wyraźnie, wykrzyczał wyskoczywszy z fotela jak oparzony. Nie. Nie obudził się, tylko jako ktoś, kto śni na jawie albo w gorączce.. Potem powtórzył to słowo wiele razy, cały czas śniąc i przestępując z nogi na nogę. Wyglądał jak wypchana kukła albo manekin w kolorze wosku. Wreszcie opadł z sił, popadając w apatię i przygnębienie. I zanurzył się w bezkres szumiących fal. Jego tors opadał. Wznosił się. Opadał… Niczym przypływy i odpływy dostojnego oceanu…   Teraz jest to pusty, wygnieciony przez niego fotel i z wypaloną przez tlący się niegdyś niedopałek dziurą na oparciu.   Pusty fotel po mojej matce…   Cóż…   Pusty po mojej matce fotel z odpadającą drewnianą listewką między drewnianymi nóżkami, którą muszę chyba przykleić. Odpada i już. Widać, tak ma, że musi odpadać. Podłogowa klepka jest przed nim wytarta od ciągłego szurania przez nią kapciami z twardymi podeszwami. Jest wytarta, bo szurała stopami podczas oglądania filmów nocnego kina. Albo i nie szurała. I miała je spokojnie ułożone. Bez najmniejszego drgnięcia. Tak jak miała je spokojnie ułożone w otwartej jeszcze sosnowej trumnie. Widziałem… Była już sina na twarzy, kiedy leżała ze złączonymi dłońmi oplecionymi różańcem. Ojciec też był siny podczas trumiennego spoczynku w przykościelnej kaplicy dwadzieścia kilka lat wcześniej. Chciał coś jeszcze chyba powiedzieć, bo miał otwarte usta. Wokół nich był siny. W głębi czarny od toczących go gnilnych procesów. Oboje już dawno zsinieli, rozsypali się w rozwiany wiatrem pył. W atomy. Neutrony. Kwarki… Całą tę subatomową menażerię wkuwającego gówna. Bo nie zbadanego do końca. I wymykającego się wszelkim prawidłom naukowego postrzegania.   A więc puste po nich fotele. I pusta kanapa. Na której często kładła się moja matka, wracając późnymi popołudniami z pracy. Miesiąc przed śmiercią już się nie kładła, bo nie mogła leżeć i spać z powodu niewydolnego serca. Ale ostatecznie poszła spać. Już tak na amen. Pewnego marcowego przedpołudnia po kolejnej nieprzespanej nocy. Pamiętam, że rano świeciło słońce, mimo że takie lekko przymglone. Za to pod wieczór rozszalała się śnieżna burza. Zabrała ją. Tak po prostu zabrała ją wtedy śmierć. Tak bezceremonialnie. Z okrutnym rechotem absolutnej potęgi wszechwładzy. Runęły wówczas wszystkie gmachy. A każdy z nich miał w sobie mniej lub bardziej wierną, rozpadającą się twarz mojej matki. No cóż, zagrała kostucha na skrzypcach. Fałszywie…   Rozglądam się. Na ścianach wiszą jakieś zdjęcia. Krajobrazy namalowane przez nieznanych mistrzów. I stary wiszący zegar. Nie bijący już od dawna. Martwy, zeskorupiały trup. Nasłuchuję… Poprzez szumiący w uszach pisk przychodzą do mnie przez ściany dźwięki z dawnych kreacji przeszłego czasu. Takie pomieszane i jakoś tak nie po kolei. I pomiędzy wychylanymi do dna haustami alkoholu. Która to butelka? Nie wiem. Nie pamiętam. A zresztą nie ma to już znaczenia. Wznosząc kolejny toast do widma w stojącym tremie, zapominam nagle, co miałem zrobić dalej. Opadam na fotel. Bezsilny. Nie pamiętam, co zaplanowałem. Nie wiem. Nic nie wiem. Ale wiem, że płoną gwiazdy albo świece poustawiane w zakamarkach pokoju. Poustawiane nie wiadomo przez kogo. Przeze mnie? Ja to zrobiłem? Albo może ja, jako nie ja? Przez takie coś nie będące mną? Nie ważne. Płoną, to płoną. Niech ściekają stearyną czy woskiem. Na ścianach drgający zarys twarzy, skrzydeł. I czegoś tam jeszcze… A więc ktoś tu jeszcze jest. Kto? Nie odpowiada nikt. Zatem to muszę być ja, tylko podczas przepoczwarzania się w kolejnego ekscentrycznego robaka.   To, co przed chwilą było jeszcze kształtem, teraz nie ma już żadnego kształtu. Jakby jakiś negatyw nie-ludzkiej twarzy czy czegoś na jej podobieństwo. W każdym bądź razie to rozmija się ze mną. Zbliża. Oddala. To znowu przesuwa się coraz bardziej. Odchyla, odchyla…  Wygina się w pałąk jak podczas próby wniebowzięcia… W ekstazie. W skowycie. W spazmie agonii…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-03)    
    • I. Starzy mężczyźni Inspiracja oraz Motto: Rafał Adaszewski z cyklu "Trzy wiersze o kobietach i mężczyznach" "Starzy mężczyźni wyglądają dobrze. Noszą niewielkie zakupy, nie wiercą się na ławkach w parkach gdy z kimś rozmawiają, to odsuną się te pół metra od rozmówcy. Nie mówię zaraz, że są cichymi mędrcami o przenikliwym, łagodnym spojrzeniu. Raczej nie, ale wyglądają dobrze na żywych." Starzy mężczyźni z tonsurą łysiny lub glacą popstrzoną jak indycze jaje nie klną za to ryczą lub skrzypią omotani głuchotą - Starzy mężczyźni choć nie klną ale się śmieją szczęką stukającą na odległość chuchając placebo czosnkowym czasem z laseczką i jeszcze panie po rękach całują - Mówi się że lepszych od nich kładą do trumny II. Odchodzę lub Laurka Na dzień urodzin mojej Pani Lilki z Kossaków Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej :) Jesień z późnych ta najpóźniejsza Sianem lawenda przesuszona i jak krupy rozsypany wrzos - - - - - - - - - - - - - - - Odbicie nie okłamie - ze starej urody rozbieram się do naga 24 - 25.11.2015  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...