Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Szum Maturalnego Wina


Zbigniew_Rułkowski

Rekomendowane odpowiedzi

maturalne wino w głowach szumi

w natłoku wiedzy świat się wyłania

matura przeszła schowaj co umiesz

długi wiek drugi słychać wołanie.

 

Chaos przez Gaję światem się staje

Olimpu szczyty nie zamieszkałe

Chronos swe berło bogom oddaje

Zeus jest pierwszy nad Ziemią całą

 

dla odrzuconych czeluść Tartaru

tam zapomnienie mąk hekatomba

Eros samotny z miłości strzałą

Skutek straszliwy nienawiść wojna

 

to rozszczepienie kochania mordu

Schizis człowieka trwa od zarania

świat zagarniają bestialskie hordy

nieznane bóstwo do pojednania

 

matrona Hera jajeczka składa

płodność rozsiewa zaciekle knuje

Pallas Atena gasi ją zdradą

władzę przejmuje Grekom króluje

 

intrygi snują władzę kochają

genealogię swoją splatają

na los Atrydów wpływ rozciągają

ze śmiertelnymi krew swą mieszają

 

Chronos powraca usłużna Eris

już wykonała swoje zadanie

płynie wraz z nimi w cienie Hadesu

tak Lete kończy bogów władanie

 

nie ma już uczty śpiewu Kaliope

nie ma już szumu górskich strumieni

i tylko korzeń winnego krzewu

pompuje ludziom spiritus vini

 

więź to jedyna  mitycznie stara

rzeką szeroką Dionizji porą

Burgunda kolor posmak nektaru

krew bogów płynie sok vinifera

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

No to się pięknie popisałeś znajomością Mitologii, fiu, fiu... jakby to powiedział wróbelek Ćwirk

W pierwszym wersie średniówka jest po szóstej sylabie.

Zbigniewie,

No cóż powiedzieć, szczerze?

Trudny, ciężki i mało poetyczny przekaz.

Przynajmniej dla mnie, nie do uniesienia.Technicznie, kilka miejsc do poprawienia, zaznaczyłam rymy gramatyczne (cala zwrotka na jednym identycznym )

Widzę też rzeczownikowe gramatyczne zadanie - władanie, zarania - pojednania.

Sorry

Pewnie mnie znielubisz

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Alicja_Wysocka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbigniewie,

nie wiem w jakie słowa ubrać mniej zadowolone myśli.

Nie chcę być portalową Babą Jędzą,, myślę że mnie rozumiesz.

Najbardziej opłaca się chwalenie innych.

Jak Ty pochwalisz, to i Ciebie pochwalą, tak to działa. 

Więcej dają szczere uwagi i komentarze, ponieważ masz szansę zmienić coś na lepsze. Ale o tym to raczej już wiesz.

Oddajesz dobrym za złe, zawstydza mnie to,

Słonka :)

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

stosuj się do uwag Ali ma czas pisać

przypomnę jeden ze swoich komentarzy:

 

między sylaby dość często włażę
by przez melodię być wniebowzięty
lecz coś mi zgrzyta brak miłych wrażeń
bo tu i ówdzie wrzeszczą akcenty

zaś w gabinecie laryngologa
otwieram usta nadstawiam uszy
mija niepokój opuszcza trwoga
pan całkiem zdrowy pan nie jest głuchy

czy słoń podeptał autorom uszy
że bardzo rzadko coś brzmi przecudnie
choć treść wspaniała mogłaby wzruszyć
warsztat przeszkadza już tekst nie ujmie

przy dobrym wierszu wyskrobię cosik
pomiędzy pracą jedną a drugą
komentarz rymem jak wdowi grosik
byle nie nudzić nie pleść za długo

:))

Pozdrawiam Jacek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jacku, sorry, myślę, że czas ma w tym temacie niewiele do rzeczy, zależy od wielu czynników. Impulsu, talentu, wiedzy, chęci, inspiracji...

Można tworzyć jadąc samochodem (dyktafon) pisząc w  środkach lokomocji, nawet nocą potrafi się przyśnić jakaś fraza, trzeba ją natychmiast zapisać, bo do rana zniknie bez śladu.

Można siedzieć cały dzień nad wierszem i nic nie napisać.

A tak poza tym, czasu mamy wszyscy tyle samo, dwadzieścia cztery godziny na dobę  :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadszedł czas (właściwy, nie wiekopomny), abym się przedstawił bliżej

 

Pamiętnik

/czytany w sześćdziesiąte czwarte urodziny/

 

Dziś ku Jaćwieskim Kresom myśl moja pobieży

do Czarnej Hańczy źródeł tam gdzie Wigry leżą

bracia Litwin z Polakiem wieczne toczą zwady

gdzie granica czyj Niemen dociekają prawdy

wiosną spotykasz wszystkie odmiany zieleni

mroźną zimą biel śniegu diamentami mieni

wiatr z północy przemierza kurhany mogiły

tam każdy gość przyjezdny sercu zawsze miły

 

I wspomnę me dziecięce lata nad Rospudą

przepłynę wzdłuż mych Raczek podumam w Dowspudzie

posłucham ja raz jeszcze Jaćwingów legendy

o Jegle Żalgirysie ich losie przeklętym

znów się oprę oczami na wzgórzach zielonych

przygarnę w me ramiona złotych zbóż zagony

 

Do mej pamięci wraca obraz gdy wybiegam

w podwórko lat dziecięcych w wyprawie po śniegu

szare krótkie godziny pory adwentowej

dźwięki dzwonów z kościoła porządek na stole

wigilijne wieczory dom nasz cały w gościach

co przyszli do Jakuba zziębłe zagrzać kości

czas postu wlokący się przez zimę bez końca

wybuch Wielkanocy i okna pełne słońca

bryczki furmanki konie odpust Boże Ciało

brzózek listki klejące lato już nastało

 

Matki postać skupiona nad wszystkim od rana

stroić trzeba ołtarzyk żółte tulipany

stół białym lnem okryty dziś będzie ołtarzem

Świętej Hostii świątynią w modlitwie i wierze

 

Język śpiewny odmienny choć serce zrozumie

„tam undzie popatrywaj miej syćko w rozumie

jeglaska nad kalmusem w wode ślepi smutno

się odziewaj w samodział lepszy niźli płotno”

 

Tam matka moja chrzestna choć kobieta prosta

wartości wpajała przy lampie na wiosce

blask lampy tej oświetlał wiersze z Mickiewicza

Konopnickiej poezje płacz nad prostych dolą

historię mej ojczyzny smutny czas niewoli

Sybir zsyłki powstania krew bratnią przelaną

pieśń o Lwowskich Orlętach o Jurku Bieczanie

Naczelniku Kościuszce w sukmanie przysiędze

Targowicy haniebnej zaborców potędze

zmiażdżonej czynem zbrojnym Orłów Piłsudskiego

odrodzenie ojczyzny do bytu wolnego

 

Płynęła Polska lawą w głębię duszy dziecka

obroniła przed kłamstwem gdy czasy sowieckie

zniewoliły mój naród wartości rozmyły

do dziś jest mego serca mojej duszy siłą

 

Gdy nadeszło myślenie nad moją przyszłością

opuściłem dom ojca sam zacząłem kreślić

samodzielną stronicę losu mego treści

szukałem rozwiązania gdy mężniałem z wiekiem

jak biedy nie doświadczyć lecz zostać człowiekiem

 

Pamiętniku mój w strofach mowo poetycka

ujawniaj moje myśli i wypełniaj treścią

tego życia co biegło i górą i dołem

niech przekażą to bliskim moim przyjaciołom

niechajże wiedzą o tym przedtem świat też istniał

świat nie taki odmienny i że byli ludzie

żyli w smutku radości pięknie i ohydzie

a rozwój i myślenie nie jest rzeczą nową

przypisaną tym tylko co dziś zaczynają

swoje życie dojrzałe wejść w nie są gotowi

 

Tamte wszystkie obrazy dalej żyją we mnie

czy umrą razem ze mną czy inny podejmie

zachowa i przekaże piękność tej krainy

polskim duchem natchnionej choć odległej innej

 

Krew i pot moich przodków wsparte mocą boską

to moja ojcowizna to jest moja Polska

 

kwiecień 2010

 

Alicjo, Jacku, Deonix przetrzepcie wyżej zamieszczone strofy.

 

Najlepszego

Zbigniew

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj - trudna ta matura - dużo mitologii.

Jak dla mnie  trudny wiersz - zresztą wiesz jakie lubię.

                                                                                                                   pozd.

                                                          

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a może morze jesteśmy sami bez uniesień bez fal namiętności noc otula nas rybim ogonem łuszczą się sny rozmaite   zimno drapie się za głowę panele podłogowe imitują mokry piach i senną plażę na odludziu   chore zatoki dokuczają nieobecnym dryfujące myśli wyrzuciło na brzeg zrywamy się zachłannie każdy w swoją muszlę
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Zaiste, różne rzeczy można ciąć, słowa zwykle to definiują. Dziękuję i pozdrawiam :)
    • Pozdrawiam i dziękuję @iwonaroma i @Leszczym   Troszkę zmieniłam. Koronka nie w zębie ale na zębie, w zasadzie nie o zęby chodzi lecz półmrok, dodałam ostatni wers, żeby może bardziej w stronę owego kłusownictwa., czyli kłusującego kundelka.   Dziękuję wszystkim, daliście mi zdaje się "medal" ;-) rozumiem, że dla Żabki, to się zgadzam :-) Miłego
    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...