Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

I litania


Rekomendowane odpowiedzi

krew nieba skapuje po liściach
łodygami spływa
w trzewia ziemi wsiąka
jej oddech
wstaje
głęboki przezroczysty
i w niebo biegnie niebem krąży

a lepkość nieba
ziemię wskroś przenika
szarpie tęsknotą
na wiatr kołysze
i będą się w ciszy rodziły nowe światy
nowe przestrzenie zapłaczą pierwszym krzykiem

i ten
co kiełkuje czas
będzie dojrzewał
w zgubionej modlitwie litanią powtórzonej

-od braku piękna uchroń mnie Panie
i od trywialnej obroń banalności
i kroplę ziemi-nieba wlej mi w serce Panie
tej z liści
niewinnej
najprostszej radości-

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-od braku piękna uchroń mnie Panie
i od trywialnej obroń banalności
i kroplę ziemi-nieba wlej mi w serce Panie
tej z liści
niewinnej
najprostszej radości-


To jest piękne. Jestem pod wrażeniem.
Moja modlitwa , nawet w oprawie muzycznej nie jest tak przejmująca.

pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@WiJa
zawsze deszcz (mgła, para wodna itd. he ) kojarzyły mi się z krwią nieba, ale z drugiej strony po to jest poezja, aby każdy z nas odczuwał, widział, rozumiał zgodnie z własnym sercem czy profilem psychologicznym czy jakoś inaczej :) :) :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
    • Nie mam ostatnio motywacji do pisania, więcej czytam. Dziękuję za komentarz  :)
    • @Leszczym Po co Tobie ta polityka, nie słuchaj idiotów
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...