Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
(niezobowiązująco proszę czytać; zresztą róbta co chceta ;-) )



Działo się bardzo, bardzo dawno: nad wodami unosił się Duch, zaś Bóg unosił się w swoim furor poeticus.
Działo się bardzo dawno. W wodach pląsała prymitywna fauna, zaś w podręcznikach szkolnych na Wenus pisywano, że „Ziemia, niepozorna planeta w znacznej odległości od Słońca, posiada trującą atmosferę siarkową”.
Działo się dawno. Któryś z fin de sieclów: po dnie z rzadka przemknie inkrustowany dekadencki stawonóg, natomiast w toni wodnej przepłynie często-gęsto zachłanny choć samotny mięczak.
Działo się drzewiej: gdzieś w rzeszowskiem tęsknie wyły hieny. Ursus spelaeus mlasnął smacznie raz i drugi przez sen. Ciepło w powietrzu, a wokół dobrobyt.

Działo się w holocenie: chłopiec podbiegał do ciasnego okna rzeźni, przyciągany niewyjaśnioną siłą, po czym skrzywiwszy wydatnie twarz, uciekał biegiem pełnym przejęcia i jasnej zapowiedzi powrotu. I odwrotu. A w rzeźni – wiadomo: krtanie, tchawice, jelita, wątroby, racice i kopyta nie śpiewały nigdy (przynajmniej na głos) hymnu ku czci Boga stworzyciela. Z piłą wchodzącą w krowią gardziel uchodziły śpiewne zamiłowania rozgadanego ssaka.

Tej nocy, wbrew wcześniejszym słowom, było dużo światła. Koniuch stąpał powoli po piwnicznych schodach, nieco przestraszony, dobrze podpity (w stanie nadzwyczajnej ostrości myślenia), w dłoni dzierżąc sierp. Gorzałka dopiero tego dnia przekroczyła próg oskarżenia pod adresem rzeźnika. Rzeźnik-rakarz. Dłoń sama trafiła na sierp, najpewniej z zemsty zaprzysięgłej jeszcze za lat pacholęcych.
Najbardziej obawiał się fornal chrzęstu mostka. Bo sierp wpakuje pod mostek. Natychmiast. I obróci. A potem będzie się pastwił nad być może jeszcze żywą ofiarą. Przede wszystkim twarz, na oślep pięściami, z rzadka obcasem. Raz po raz ruchy sierpem, aby wzmóc cierpienie (jeśli rzeźnik nie wyzionie ducha). Jeśli nie wyzionie – koniecznie do ran trafi mocz, wylewany powoli, z wymownym uśmiechem. A skoro mocz to trzeba będzie przydepnąć krocze. Jak już się zwali na ziemię. A zwali się szybko – nikt nie żyje długo z sierpem pod mostkiem.
Przez chwilę poważnie rozważał koniuch możliwość wykonania wiwisekcji:
- A rozewrę… a w bebechy napluję…
Stopy fornala dotknęły wreszcie piwnicznego gruntu. Ziąb tam był i mrok, jedynie przy małych oknach sączyło się więcej światła, bo – jako się rzekło – noc trafiła się jasna. A i sprzyjająca zaradności, bo już wkrótce znalazł się i płomień w lampie. Z płomienia zaś wychynął widok – tusz i półtusz, ryjów, kopyt, racic i ciał rozpłatanych i otwartych, zawieszonych na hakach, przeznaczonych do wędzenia i dopiero co podwędzanych. Brud tam był i smród olbrzymi, ubóstwo nieco mniej, bo rzadko kiedy widział koniuch tyle mięs w jednym miejscu. W tej chwili jednak wszystko to było w najwyższym stopniu niekoszerne, a rozwarte świńskie żebra układały się w każdym kącie w obmierzłe podbródki rzeźnika, czerwone i przyszarzone zarostem.
Dwa razy nie trzeba było prowokować koniucha: z okrzykiem odwagi wykonywał raz po raz wyroki boskie i z sierpem szarżował na trupy, kości i mięsa.
W rozcinanej szczecinie widział przecież rany w nalanym obliczu rzeźnika: ciął zaś metodycznie, z początku przede wszystkim chciał wypreparować oczy: więc twarz, rychle pozbawiona nosa, broczyła przez cały ten nierówny pojedynek. Mostek nie poszedł pod nóż pierwszy – o nie, najpierw przydepnięty ciężkim, okutym butem, niepokojąco, acz z miłością gruchnął, i wówczas dopiero spadł z przestrzeni – sierp.
W pierwej chwili był fornal nieco zdziwiony brakiem fonii. Z czasem doszła i ta ostatnia, czy to sam wrzeszczał, czy też siła sugestii znów okazała się siłą triumfującą… czy też może ślad ciężkiego buta odciśnięty na świńskim boku tak do złudzenia przypominał mostek – któż to wie…
Wydobycie narzędzia spod splotu żeber okazało się zadaniem zbyt trudnym: nadszedł czas na szlachetną szermierkę na pięści, ze szczególnym uwydatnieniem partii solowych i monologu. Ciosy słał szybkie i urywane, niby mistrzowie fechtunku. Szczególnie zaś upodobał sobie żuchwę, być może przez wzgląd na tak silnie znienawidzone podbródki przechodzące w wole, czy może przez powyższy idiotyczny, odżywiony wąs, przetknięty tu i ówdzie pierwszymi siwymi nitkami. Zatem: sierp. Z prawej. Z lewej. Cep. I cep. I cep (bo inaczej niż omłoty to nie wyglądało) – i żuchwa ustąpiła.
Zmęczył się fornal kapkę, a uznawszy, że rzeźnik-rakarz jest wystarczająco ubezwłasnowolniony, zakręcił dla pewności sierpem, i odpuścił na moment, tylko po to, by po chwili z jeszcze większą zaciekłością postanowić uwolnić narzędzie słusznej zemsty z nieprawego truchła.
Ciął ku południowi, jeśli za ten kierunek uznać linię symetrii ludzkiego ciała. Rzeźnik, wstrząśnięty do głębi tym ostatnim orzeźwiającym dreszczem, otwarł – by tak rzec – swe podwoje.
Z rozkoszą zapoznawał się koniuch z anatomią, obficie zroszoną blaszanym zapachem wydobywającej się krwi. Tymczasem uznał, że być może warto popróbować swoich sił w łamaniu kończyn. Przyszło to z niemałym trudem, i dopiero z pomocą młota, znalezionego gdzieś w głębi. Ze znalezieniem sił i ochoty do dalszego wpisywania swojego głosu w kwestii ewolucji nie miał już problemu. W wyraźnym natomiast wstrętem przecierał twarz rękawem kapoty z plamiącej go od czasu do czasu (doprawdy dziwne) posoki.
Zwyczajem oprawiania cieląt – oczy ustąpiły pod naporem pręta bez zbędnego marudzenia. Pojęcie mózgoczaszki zniwelował koniuch ze znaczną już wprawą. Szczególnie podziwiał nerwy wzrokowe, szarą materię mózgu, a także ścięgna ramienia, odkryte przypadkiem przy robocie na poły tapicerskiej.
Nie był natomiast pewien, czy ukradkiem nie schował do kieszeni wyjątkowo dobrze wybitego zęba…

Najbardziej nie lubił fornal tych dni, kiedy po przebudzeniu stwierdzał z goryczą, że chyba kogoś zamordował. Dlaczego natomiast otworzył oczy wśród ścinków na gulasz i dlaczego wokół tak cuchnęło moczem – nie potrafił powiedzieć.
Opublikowano

z początku jakby chciał przede wszystkim - jakoś nadmiar...

Panie: Wampirka i Piąta Cię polubią:)

Dla mnie zbyt drastyczne. Czasem, kiedy przechodzę obok rzeźni, chciałbym popełnić samobójstwo...

Ale tekst się broni. Skoro wybierasz taką tematykę, masz pewnie jakiś cel. Moim skromnym mógłbyś spożytkować na co innego, lecz pewnie będę odosobniony....:) Ten koniuch stylowo lepszy od poprzedniego...

Opublikowano

tekst napisany z polotem ale ledwie przeczytałam.. zmiłuj się... jest odpychająco - przerazający.... takie drastyczności w sobotni poranek... a tak miło się zapowiadało po przeczytaniu samego początku.... heh....
Pozdrawiam
Jak katar?

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka  Waldemarze, Twoje teksty poznałabym, nawet gdybyś się nie podpisał, a ten zupełnie do do Ciebie niepodobny i jeszcze to ha...ha... Ot, napisałam, co pomyślałam :)
    • @otja I to się nazywa 'wiersz liofilizowany'.
    • Spróbowałem nieco zredagować:

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Przynajmniej zmiana tematu i klimatu, ja to nawet kupię.   Mógłby kończyć się tutaj:  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Ostatnia cząstka to już postscriptum dla mniej kumatych.
    • @Manek Jak piszę komentarze, to chyba nie ulega wątpliwości, że zamieszczam w nich to, co JA uważam za słuszne (z wyjątkiem cytatów).  Co tu 'w odpowiedni sposób' wyjaśniać?   Sądząc po Twoich wierszach i dorobku, to powinieneś widzieć, na jakim poziomie jest jakieś 85% twórczości amatorskiej w internecie, i nie mówię tu o żadnym konkretnym forum, tylko o zjawisku społecznym. Kiedyś istniała zacna instytucja szuflady, do której trafiała nasza pisanina. Obecnie rolę szuflady przejęły portale, gdzie można wrzucać płody swojej weny w ilościach zasadniczo nieograniczonych, a jeszcze ludzie przeczytają, pochwalą, dadzą lajka.   Większość tekstów nie wymaga nie wiadomo jak dogłębnej analizy. Są proste jak budowa cepa, oparte na kalkach i komunałach, napisane ułomnym językiem, naśladujące autorów z repertuaru lektur w szkole średniej (i poza tę stylistykę wielu piszących nie wychodzi, bo nic innego już nie czytają), a mnie interesuje nie treść (niech sobie piszą o czym chcą), tylko sposób, w jaki język został użyty, żeby tę treść przekazać. Jedna z tutejszych autorek użyła bardzo ciekawego określenia - że tworzy czując wibracje słów. Najwybitniejsi twórcy umieli jeszcze do tego dodać żelazną, bezlitosną logikę. Jeśli - zacytuję teraz p. S. Płatka, żeby nie było, że kogoś personalnie obrażam - w jakimś tekście sensu jest tyle, co w delirium naćpanego kocura,  bo autor kompletnie nie kontroluje ani swojej wyobraźni, ani swojego gadulstwa, to o czym my w ogóle mówimy?   Istnieją kategorie takie jak kicz, banał, patos, dosłowność, wodolejstwo, infantylność, które wymagają nie tyle wiedzy leksykonowej, co przede wszystkim intuicji, oczytania i nie wytłumaczysz nawet dziesięciostronicowym wykładem, co i w jaki sposób zabija wiersz. Jeśli w kolejnym erotyku czytam 'otulona wiatrem twojego szeptu dotykam cię czułymi słowami', to jak konstruktywnie i merytorycznie udowodnisz, że to jest jeden z wielu pozostających w masowym obiegu liczmanów - i to komuś, kto zapewne jest jeszcze na etapie 'pisania czuciem' i oczekiwania, że czytelnik spojrzy na  utwór z tej samej perspektywy?   Czy Twoim zdaniem, powinienem zamieścić na forum CV z wykształceniem, dorobkiem, a może  jeszcze skan dowodu osobistego, żeby nie było wątpliwości, że ja, to ja, wygłosić serię wykładów z literaturoznawstwa, lingwistyki, socjologii sztuki, semiotyki, poetyki, to może wtedy będę miał prawo nieśmiało zasugerować,że jakiś wiersz 'no, może nie jest doskonały, ale tak troszeczkę, troszunio mógłby być lepszy (...)'?   Co masz na myśli twierdząc, że można kogoś popchnąć w złym kierunku? Przecież my nie dyskutujemy na poziomie programowym, tylko rudymentarnym.  Ktoś wrzuca tekst koślawy językowo, z częstochowskimi rymami (bo jak do rymu, to już wielka poezja jest), miałkim, epigońskim, naiwnym przekazem, niedopracowany rytmicznie (takich czytuję najwięcej).  Jaki należy mu wobec tego dać mu feedback, skoro namawianie, żeby przemyślał swoje pisanie i douczył się fachu poetyckiego jest wielkim faux pas?   Ktoś inny wrzuca codziennie na forum wiersze w różnych działach i codziennie prezentuje w nich takie same treści, przemielone już wielokrotnie przy pomocy tych samych słów i obrazów. Co nagannego jest w zasugerowaniu, że do rozwoju potrzebny jest pewien dystans do własnej bazgraniny, spojrzenie na nią z perspektywy czasu, niekiedy zatrzymanie się w gorączce pisania, żeby zdobyć nowe doświadczenia oraz inspiracje, poszerzyć horyzonty, a może coś udoskonalić? I ostatnie pytanie - ile razy można tej samej osobie coś klarować?  W dziesiątym komentarzu, skonfrontowany z czyjąś niereformowalnością, oczywiście, że się nie rozpisuję, bo i po co?   Zasadniczo postawiłem sobie tylko jedną granicę, którą uważam za nieprzekraczalną. Nigdy nie piszę nikomu, że nie ma talentu.  Nie zgadzam się z przekonaniem, że 'poetą trzeba się urodzić', czy też że 'albo się to ma, albo nie'. Jest to podejście które obiektywnie może zniechęcić i realnie sfrustrować, bo przekreśla możliwość jakiegokolwiek rozwoju, sugerując nieosiągalność celu pomimo starań i brak sprawczości wobec czegoś, na co nie ma się wpływu. Autorytarne, rzucane w twarz negowanie czyjegoś potencjału jest bezsprzecznie nierzetelne. Jeśli ktoś mnie na tym złapie, posypię łeb popiołem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...