Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Awans Polaka 2013


Rekomendowane odpowiedzi

Chociaż harował jak dzikie zwierzę
dwanaście godzin, sześć dni w tygodniu,
kreśląc projekty na komputerze,
nie stać go było na nowe spodnie.

Wszystko zżerały raty, opłaty,
rachunki strasznie szybko rosnące,
więc często drapał się w łysą głowę,
myśląc:"Skąd zdobyć na to pieniądze?".

Teraz na Heathrow zmywa talerze
i żyje sobie dosyć wygodnie,
więc po godzinach dorabia jeszcze,
w klubie murzyna, już jako portier.

Kupił samochód i telewizor
jednak nie rusza w daleką drogę,
bo, w sumie, wszędzie ma bardzo blisko.
Nie poogląda też filmów sobie,

bo nie ma czasu, pracą zajęty.
W pracy się znowu całkiem zapętlił.
Sprawdza stan konta, chciałby mieć więcej,
dwoi się, troi, by wzmóc efekty.

Ktoś go zapytał czy jest szczęśliwy.
Chwilę się wahał, a potem odrzekł:
"Nie jestem ckliwy, ale ci powiem,
tam mi źle było i tu niedobrze".




Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak... Piękna pętla na ludzkie myślenie. Nie ważne co nie zrobi, samemu sobie nie dogodzi... Czasami myślę że fajnie że nie jestem materialistą. A z drugiej strony... A czemu by nie mieć nowego smartfona, laptopa i BMW? Ale odbiegam od tematu. Nie ma wielkiego porównania, ale jest wielka treść. Jest kolejny raz ta sama prawda, że pewnym ludziom nie dogodzisz...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Mayday"

uwaga
destroyery atakują statki
wymiatają z pokładów wszystko co możliwe
nie zostaje po nich mięso czy odpadki
zatapiają zęby pożerają chciwie

w sukurs płynie krążownik stawia groźne miny
lecz za późno abordaż pomylił mu szyki
znikają ogromne połcie wołowiny
nad pustym pokładem wrzaski słychać dzikie

po walce destroyery szczerzą syte gęby
kuchnia zamieniła się w pobojowisko
zlew zapchany statkami aż po same wręby

powstaje pytanie
kto sprzątnie to wszystko?



I ot, na temat zmywania :))


A poza tym człowiekowi nie dogodzisz. A w ogóle to najlepsze jest to czego nie mamy.
Brak zdecydowania kim być lub co mieć. Ludzka cecha.

I cytat:

"...Polak nie wie co robić z pieniędzmi:
czy szewca opłacić,
czy światło,
czy gaz..."

/M. Załucki/

podrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sylwku , jak zawsze u Ciebie świetnie!
Taka rola jak Polaków dola!

Pozwolę odpowiedzieć wierszem ,( leżakuje )w moich ,,,!


Uwięziona w rzeczywistości

rozwijam węzły w jednym rachunki
w drugim zdrowie trzeci a niech go
strapione jeszcze bije w takt rodzinnego
telefon niech to diabli zaraz trafi szlag
we wszystkim ja czasem uwikłana
piórem odpisuję urzędnicy litości
a moje gdzie lusterko spaćkane
bardzo chciałam podobać się dzisiaj
nie wyszło prasuję piszę calutka wymienna
krążenie biegnie nie w takt
brzęk pomysłów gra

czasu mi brak
brak siebie
dla mnie

Serdecznie !
No i do poczytania!
Hania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



za to uwielbiał zawsze kiełbasę
przed wyborami szczgólnie białą
szarych komórek używał czasem
to dziś mu z Polski nic nie zostało

i jak to zwykle bywało nie raz
znów się obudzi ogromnym zrywem
a wiatr historii już wieje teraz
niepokój mają dziś nawet Żydzi

pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...