Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mi przejdzie to uczucie. Ono tylko nocą,
jak rąb księżyca: ostre, stalowe i twarde.
Jak te ćmy, co w przysłowiu przy lampie się tłoczą,
jak krew, a miast niej papier. Krew na prześcieradle.

To jest jak puste płuca. Chcesz się zapowietrzyć,
otworzyć się i tlen pić wszystkimi żyłami...
Runąć w dół. Ciąć przestrzenie. Z każdym taki cięciem
dreszcze czuć - i jak sól je zasysać wargami.

Magia jest w tej chorobie. Sam z siebie wypływasz,
wydobywasz dźwięk czysty, bo pusty i głuchy...
Głuchy jesteś na wszystko. Jak wierzba milkliwa,
ręce kładziesz po sobie i wstrzymujesz ruchy.

Wstrzymać trzeba - te chęci! Ja się chęci wstydzę,
one są jak nie moje - kiedy je wyplewię...
One mi pion mój mącą; sam z sobą się gryzę,
jak kolor niedobrany. Jak łoskot w przedśpiewie.

To mi minąć powinno. Jeśli nie? Mój Boże!
Ile mam zdzierać palce, trzymając rant świata?
To jest jak rzut monetą: raz wypada orzeł,
a raz ta w górę leci - i już nie powraca.

[XI 2004]

Opublikowano

Dzięki Wam wszystkim za komentarze. "Niemoje", przyznaję, niezłym było zgrzytem - tym niemniej tak mi to pachniało przymiotnikowym znaczeniem, że aż nieswój się czułem, widząc je oddzielnie. By zaradzić nieswobodzie, zajrzalem do kultowej "Ortografii na bardzo dobry" - no i tam bez cienia wątpliwości, wielkimi bukwami - "razem zaimków pisać niewol... nie wolno" ;))

Pozdrawiam, cieszę się, że są w miarę pozytywne wrażenia...

Antek

Opublikowano

Dobrze. Komentuję.
1. Mi przejdzie Źle. "mi" nie może być na początku. Prawidłowo jest "przejdzie mi".
2. rąb księżyca Co to jest rąb, poza imperatywem od rąbać? Rąbek - owszem - skrawek, kawałek. Ale o ile wiem nie ma formy "rąb"
3. chcesz się zapowietrzyć. Że ktoś się zapowietrzył - potocznie zabrakło mu słów, konceptu, oddechu. Tu chyba "napowietrzyć"?
4. wydobywasz dźwięk czysty, bo pusty i głuchy. Moim zdaniem jeżeli czysty, to dźwięczny, a nie pusty i głuchy.
5. one mi pion mój mącą Mi - mój połączenie bardzo niefortunne.
6. a raz ta w górę leci - i już nie powraca. Znów bardzo nieporadne - widać usilne staranie o zachowanie rytmu. Już lepiej by było: "a raz w górę poleci - i już nie powraca."

To są najbardziej rzucające się w oczy błędy i nieporadności językowe. One bardzo rzutują na odbiór. Popracuj nad tym, bo szkoda treści.
Pozdrawiam.
Ja.

Opublikowano

Pozwolę sobie odpowiedzieć.

Co do punktu pierwszego: tak między Bogiem i prawdą, to pojęcia nie miałem, że to błąd językowy jest - zaczerpnąłem z (własnego) słownika potocznego, jaki słownik, takie błędy. :) Zmienić tego nie zmienię - ale rację przyznaję raz pierwszy.

Dwójeczka. Rąb - prócz tego, że w oczywisty sposób łaczy się z księżycem - to także, jak to ładnie ujmuje słownik PWNu z '83: "zaokrąglony lub zaostrzony koniec młota, siekiery itp. przeciwległy płaskiemu obuchowi". Ja wyraz znam w znaczeniu zaostrzonym :)

Trzy. Wydaje mi się, że takie znaczenie "zapowietrzenia", w jakim ten wyraz występuje w tym wierszu, jest własnie znaczeniem podstawowym: w takim znaczeniu egzystuje sobie chociażby w "Piosence dla zapowietrzonego" Stachury.
A znaczenia potocznego do tej pory nie znałem :) U nas w liceum, wstyd przyznać, mówi się inaczej. Nie ładniej. Inaczej :)

Czwórki nie będe bronił, bo to kwestia odczuć. Mi po prostu taka lekko paradoksalna definicja wydaje się najprawdziwsza. Długo by o tym pisać, z dwa wiersze by z tego były :)

Piątkę przyjąłem do wiadomości :) Co do szóstki: dokonana forma "poleci" gryzłaby się z niedokonanym "wypada". Poza tym nie podkreślałoby to - jak to nazwać? - częstości występowania takich sytuacji.

Tak więc, jak widać, nie ze wszystkim się zgadzam - ale wszystkie uwagi przyjmuję do wiadomości. I na koniec bardzo, ale to bardzo dziękuję za komentarz. Bo lepiej mieć wiersz w dziale P z takim komentarzem, niż w dziale Z bez komentarza takiego. Polecam się więc na przyszlość i przeszłość: gdyby się Panu nudziło niepomiernie, to chętnie przeczytałbym Pana komentarze do innych moich wierszy na tym portalu. Nawet gdyby miały wylądować w Warsztacie :)

Pozdrawiam serdecznie
Antek

Opublikowano

mnie się tekst podoba - Pan Jacek już kilka potknięć wymienił... dodam od siebie:

strofa czwarta

Ja, moje, mi, mój, sam z sobą - za wiele 'ciebie' w tej zwrotce
i przyznam, że nadmiar wielokropków nieco mnie gryzie

najbardziej przypadła mi do gustu strofa ostatnia, puentująca (w ogóle pomysł na 'fabułę' bardzo ciekawy)

warto też zwrócić uwagę na Staffowski przedśpiew

uważam, że wystarczy zgrabny szlif aby otrzymać świetny wiersz

pozdrawiam
kowalski

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Sugerowałbym jednak zmienić na "Przejdzie mi". To jest błąd.


Ciekawe, nie znałem albo nie pamiętałem tego znaczenia. Zwracam honor i odszczekuję.


Qrcze, nie znam tego wiersza Stachury, i nie mam w tej chwili możliwości sprawdzić, ale jest jeszcze jedno znaczenie słowa "zapowietrzony" - dawniej tak nazywano kogoś chorego na zarazę, teraz - w przenośni - ktoś od kogo wszyscy uciekają. Więc może tam o to chodzi?

Cieszę się, że mój komentarz coś Ci dał. Jeżeli chodzi o inne, to komentuję wtedy, kiedy mam coś do powiedzenia. Też trzeba mieć coś w rodzaju weny. A nie zawsze tak jest.
Pozdrawiam.
Ja.
Opublikowano

Panie Antoni,
świetny wiersz. Wspaniała dyskusja pod nim i postawa autora - otwarta na uwagi i konsekwentna w argumentacji.
Dlaczego wiersz dobry - bo mądry. Bo w formie: dopracowany (czyli świadomie pisany).
Mi nie przeszkadzają :) fragmenty stylizujace na potoczną mowę (sam Pan stwierdza: "u nas się mówi"). Język nie jest kością z wieży słoniowej - czy jakoś tak :)
Jedyne, na co chciałbym Panu zwrócić uwagę, to - dla mnie zastanawiające - łączenie w tekście tej potoczności (z lekką ironią? podanej) z "językiem wysokim" poezji ("Jak łoskot w przedśpiewie." ). Jeżeli zobaczyć to z dystansu, to poza jakimś odbiciem osobowości Peela, w tym pomieszaniu można ujrzeć szansę na przekazanie dodatkowych sensów. Ale opozycje muszą być świadomie wykorzystane - teraz tego nie widzę.
I proszę się nie przejmować. "Mi przejdzie to uczucie. Ono tylko nocą," - to ciekawy wstęp, w dodatku uzasadniony tym, co dalej. Lepszy z pewnością niż wynalazki słowne (słów nieistniejących w słowniku polszczyzny), które niosą tylko rym (najlepiej do vulgaris).
pzdr. b.

Opublikowano

Przepraszam, że dopiero teraz, ale z przyczyn edukacyjnych przez ostatnie parę dni nie miałem po prost na portal czasu. Teraz czas mam; pozwolę sobie na komentarz odpowiedzieć.

Stachura. Udało mi się znaleźć wspomniany wiersz na naszym portalu: jest dostępny pod adresem http://www.poezja.org/index.php?akcja=wierszeznanych&ude=336. Osobiście wydaje mi się, że jest w nim PeeL "zapowietrzony" dosłownie, tak jak zapowietrza się - wybaczą Państwo zupełnie niepoetyczne porównanie - kaloryfer starej daty. To zapewne powoduje też inne, związane ze znaczeniem tego słowo, reperkusje: raz, że PeeLowi widocznie brakuje słów na opisanie swych odczuć, dwa, że - być może - traktuje się go jako odszczepieńca. Zapewne są jeszcze inne interpretacje - ale myślę, że wszystkie wpisują się w "zapowietrzenie" związane nieodłącznie z tlen i jego comrades. :)

Nie będę udawał, że w wierszu tym wyrażenie potoczne pełnią jakąś szczwgółną rolę - nie pełnią. Są raczej wynikiem faktu, że ja sam jeszcze nei do końca wiem, jakby chciał pisać: naturalniejszą wydaje mi się mowa potoczna, piękniejszą ta z wierszy Leśmiana, Grochowiaka czy Staffa. A ja lubię, gdy coś jest powiedziane ładnie - trochę jest we mnie z estety. Stąd ten styl, który jest w wierszu to, przynajmniej w tym przypadku, nie próba spojrzenia z zewnątrz - w wierszu PeeL patrzy z dwóch stron, lecz styl nie zmienia - a jedynie wypadkowa tych obu tendencji.

Pozdrawiam obu Panów serdecznie, dziękuję za komentarze.
Antek

Opublikowano

Dzięki za adres. Faktycznie u Stachury zapowietrzony jest w takim znaczeniu! Ciekawe czy to jest jego neologizm, czy też faktycznie jest to jedno ze znaczeń tego słowa. Trzeba by sprawdzić w jakimś po byku słowniku, a ja nie mam.
Pozdrawiam jeszcze raz i nie raz. Ściskam łapsko
Ja.

Opublikowano

Sprawdziłem :) Słownik jest raczej konserwatywny i starej daty, więc niespecjalnie już podąża za jezykiem i podaje dla tej rodziny wyrazów tylko dwie definicje: raz, że "zapowietrzyć", to jest "napełnić się niepotrzebnie powietrzem" (w odniesieniu do przedmiotów), dwa, że "zapowietrzony", to jest po pierwsze primo imiesłów od czasownika, a po drugie primo, tak jak Pan pisał, "człowiek chory na chorobę zakaźną" (acz tylko w związkach frazeologicznych). Wychodziłoby z tego, że Stachura nie wymyślił wyrazu - ale przeniósł go na ludzi. I starczy, bo to dość już nowatorskie :)

Dzięki wielkie, łapę z przyjemnością ściskam :)
Pozdrawiam ciepło
Antek

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież,  także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Likey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby?       Cusco, 22. Września 2025       
    • @lena2_ Leno, tak pięknie to ujęłaś… Słońce w zenicie nie rzuca cienia, tak jak serce pełne światła nie daje miejsca ciemności. To obraz dobroci, która potrafi rozświetlić wszystko wokół. Twój wiersz jest jak promień, zabieram go pod poduszkę :)
    • @Florian Konrad To żebractwo poetyckie, które błaga o przyjęcie, dopomina się o miejsce w czyimś wnętrzu. Jednak jest w tym prośbieniu siła języka i humor, dzięki czemu to nie poniżenie, lecz autentyczna, godna prośba. To żebranie z honorem - pokazuje wrażliwość i odwagę ujawnienia się.   Twoje słowa przypominają, że można być nieodspajalnym  (ładny neologizm) prawdziwym i trwałym. Ta pokora nie umniejsza, lecz dodaje blasku.      
    • @UtratabezStraty Nie chcę tłumaczyć wiersza, bo wtedy zamykam drzwi do innych pokoi czy światów. Czasem czytelnik zobaczy więcej niż autor - i to też jest fascynujące, szczególnie w poezji.
    • Skoro tak twierdzisz...  Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...