Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

potarta struktura przemawia
melodią kryształu rozbrzmiewa
w odradzających się Arkadiach
nie można z symbolami przegrać

każdy szlif zadziwia wyglądem
załamuje światło mieni się barwami
struktura postrzeganie plącze
potrafi nienazwane zwabić

niuanse tańczą pośród kształtów
lśnią w światłocieniach
gubi podziały czarno-biały arkusz
pachnie liryką w papeteriach

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zostawiłeś ślad, ale zastanów się co poza autokreacją pokazałeś w nim? Komentarz, jak uważam, ma czemuś służyć. Ma pójść w stronę merytorycznych uwag, albo odczuć czytelnika. W tym drugim przypadku autor będzie oczekiwać kolejnych, jednak często pierwszy wpis ukierunkowuje nastepne. W pierwszym przypadku, może się zastanowić, spróbować popolemizować, albo zgodzić się z trafnością sądu.
Po Twoim wpisie jestem bezradny.

sooooorryy!
Opublikowano

Trudno mi się wypowiedzieć na temat Twojego wiersza Leszku.Rymy asonansowe są bardzo dobre.Wiersz jest nieregularny...no i właśnie jakoś mi brakuje tej regularności;)Może to tylko moje odczucie...Tym razem jakoś do mnie nie przemówił. Pozdrawiam.B.

Opublikowano

Dobry wiersz - ?

Nie znam się na anatomii poezji rymowanej. Zapędza mnie czasem w nieokreśloność.

Ten tekst nie ujmuje mnie formą - nie potrafię znaleźć porządku (tak podobno ma mieć poezja rymowana:-)).

Co więcej - nie ujmuje mnie treścią, przekazem. Próba ujęcia tegoż przekazu w jakiś reżim zagubiła sens, uwikłała go w jakieś dziwne metafory, inwersje, lirykę na siłę.

Próbowałam, jak umiem, uzasadnić opinię. Udało się? :-))
Pozdrawiam. E.

Opublikowano

niuanse tańczą pośród kształtó

Ten wers najlepszy, ciekawy, można z niego stworzyć inny wiersz. Czy z symbolami nie można przegrać? Raczej z nimi wygrać nie można, ale to zależy od punktu widzenia. Czytałem parę razy, jak zwykle świetnie napisane, tylko takie wrażenie jakby zakończenia nie było.
Ten wers z nuansami byłby dobrym zakończeniem.
Zresztą ja się nie znam jestem facetem, który jest kretynem jak to mnie poetka nazwała wszechwiedząca wszystko niczym Bóg.
Pan ten dział utrzymuje na poziomie.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To miłe, że rymy sie spodobały, zwłaszcza, że ostatnio o nich rozmawialiśmy.
W przekazach niejednopłaszczyznowych, bywa, że obrana płaszczyzna interpretacji, nie współgra z naszymi oczekiwaniami. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Już sam znak zapytania w klasyfikowaniu, jest pozytywem dla mnie, bo dylemat, to nie odrzucenie.



Jeśli spróbujesz podporządkować rytm semantyce wiersza, a nie wymuszeniom formy, takim jak średniówka, czy sylabiczność, to może mniej Ci będzie przeszkadzał brak porządku wyrażany regularnością.




Nie mogę się zgodzić z tą częścią wypowiedzi, a zwłaszcza, że coś jest wyrażane na siłę, poprzez próbę wtłoczenia przekazu w reżim.
Zapytam się Ciebie, czy jak piszesz wiersz, to najpierw określasz jego ramy, tworzysz jego szkielet na którym zawieszasz słowa? Jeśli nie i słowa skupiane są jedynie w ramach przemyśleń, to powiem, że u mnie jest podobnie.
Poezja powstająca w języku rymowanego przekazu, powstaje w jakby innym języku, który narzuca swoje reguły. Forma podobnie jak w wierszach wolnych układa się zgodnie z tłem zdarzeń. Nigdy nic nie robię na siłę, nawet rymy nie są przeze mnie jakoś specjalnie wyszukiwane, a jakby powstają w tle.
Jak już pisałem wyżej, to w zależności od płaszczyzny odbioru, metafory są sensowne, bądź dziwne.
Szanuję jednak wypowiedź i dziękuję za jej uzasadnienie. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Widzę, że moja liryka nadaje na falach Twojego przyjaznego odbioru. Cieszy mnie to.
Co do braku zakończenia, to wg mnie ono jest, a jeśli tym razem mniej wyraziste, to jednak można je dostrzec. :)
Opublikowano

potarta struktura przemawia
melodią kryształu rozbrzmiewa
w odradzających się Arkadiach
nie można z symbolami przegrać

każdy szlif zadziwia wyglądem
załamuje światło mieni się barwami
struktura postrzeganie plącze
potrafi nienazwane zwabić

niuanse tańczą pośród kształtów
lśnią w światłocieniach


Klasyka kiczu.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano.
Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano.
Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)


Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano.
Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)


Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :)


Dziękuje za doprecyzowanie wypowiedzi i jak już powiedziałem przyjmuję w pokorze Pana odczucia co do wiersza. Pozdrawiam Leszek
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano.
Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)


Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :)

nie wiem czy Pan zauważył, ale zacytował Pan prawie cały wiersz.Nie zgadzam się.Owszem są są fragmenty słabe, ale bez przesady...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano.
Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)


Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :)

nie wiem czy Pan zauważył, ale zacytował Pan prawie cały wiersz.Nie zgadzam się.Owszem są są fragmenty słabe, ale bez przesady...


Muszę panią uspokoić, owszem, zauważyłem :)
Obstawiłbym w ciemno duże pieniądze na to, że pani się "nie zgodzi". Myślę, że lirykę czerpiecie państwo (i jeszcze parę setek orgowych twórców) z tego samego, wspólnego "wiaderka"...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano.
Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)


Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :)

nie wiem czy Pan zauważył, ale zacytował Pan prawie cały wiersz.Nie zgadzam się.Owszem są są fragmenty słabe, ale bez przesady...


Muszę panią uspokoić, owszem, zauważyłem :)
Obstawiłbym w ciemno duże pieniądze na to, że pani się "nie zgodzi". Myślę, że lirykę czerpiecie państwo (i jeszcze parę setek orgowych twórców) z tego samego, wspólnego "wiaderka"...



Szanowny Panie, uważam, że jako gospodarz, powinien Pan zmierzać, do likwidowania podziałów, a nie do ich eksponowania i to w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano.
Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)


Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :)

nie wiem czy Pan zauważył, ale zacytował Pan prawie cały wiersz.Nie zgadzam się.Owszem są są fragmenty słabe, ale bez przesady...


Muszę panią uspokoić, owszem, zauważyłem :)
Obstawiłbym w ciemno duże pieniądze na to, że pani się "nie zgodzi". Myślę, że lirykę czerpiecie państwo (i jeszcze parę setek orgowych twórców) z tego samego, wspólnego "wiaderka"...



Szanowny Panie, uważam, że jako gospodarz, powinien Pan zmierzać, do likwidowania podziałów, a nie do ich eksponowania i to w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi.

"w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi"

Proszę nie popadać w demagogię.
Jedyny eksponowany przeze mnie podział dotyczy wierszy dobrych i słabych. Jeżeli wspólne "wiaderko" (czyli wtórność, banał i pretensjonalność), jest obraźliwe, to autorzy obrażają się sami...
Oczywiście, że mógłbym przypudrować swoją wypowiedź, jakimś eufemizmem, ale liczę na pana zrozumienie. Ostatecznie, nie powinien pan mieć pretensji do człowieka piszącego komentarze "inaczej niż pan lubi", to by eksponowało podziały...
:)



Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano.
Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)


Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :)

nie wiem czy Pan zauważył, ale zacytował Pan prawie cały wiersz.Nie zgadzam się.Owszem są są fragmenty słabe, ale bez przesady...


Muszę panią uspokoić, owszem, zauważyłem :)
Obstawiłbym w ciemno duże pieniądze na to, że pani się "nie zgodzi". Myślę, że lirykę czerpiecie państwo (i jeszcze parę setek orgowych twórców) z tego samego, wspólnego "wiaderka"...



Szanowny Panie, uważam, że jako gospodarz, powinien Pan zmierzać, do likwidowania podziałów, a nie do ich eksponowania i to w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi.

"w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi"

Proszę nie popadać w demagogię.
Jedyny eksponowany przeze mnie podział dotyczy wierszy dobrych i słabych. Jeżeli wspólne "wiaderko" (czyli wtórność, banał i pretensjonalność), jest obraźliwe, to autorzy obrażają się sami...
Oczywiście, że mógłbym przypudrować swoją wypowiedź, jakimś eufemizmem, ale liczę na pana zrozumienie. Ostatecznie, nie powinien pan mieć pretensji do człowieka piszącego komentarze "inaczej niż pan lubi", to by eksponowało podziały...
:)





Nie zamierzałem odpowiadać Panu na zarzuty o kicz, skoro takie są Pana odczucia. Jednak rzucane przez Pana kalumnie, oklepanymi, niepopartymi niczym stwierdzeniami, są wg mnie równie wtórne, banalne, pretensjonalne i epigońskie, co i wielu podobnych uzurpatorów jedynie słusznych sądów. Ma Pan rację, że mam pretensję do tak napisanych komentarzy (o czym napisałem na forum dyskusyjnym), bo poza Pana autokreacją, nie dają nic pozostałym użytkownikom, ani tym bardziej autorowi.
Gratuluję dobrego samopoczucia, jednak niech Pan przyjmie uwagę, że funkcja, jaką Pan pełni, to odpowiedzialność za miejsce, które kiedyś było jednym z piękniejszych i uznawanych. Zniszczyć coś jest bardzo łatwo, natomiast zbudować, jest znacznie trudniej, a odbudować jest czasami wręcz niemożliwe. Pozdrawiam Leszek Wlazło

PS Mam nadzieję, że nie wytknie Pan truizmów, a jeśli miałby Pan ochotę, to oświadczam Panu, że pomimo, iż przez niejednego takie oczywistości są odrzucane, to warto czasami się zastanowić nad nimi i spojrzeć w lustro.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano.
Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)


Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :)

nie wiem czy Pan zauważył, ale zacytował Pan prawie cały wiersz.Nie zgadzam się.Owszem są są fragmenty słabe, ale bez przesady...


Muszę panią uspokoić, owszem, zauważyłem :)
Obstawiłbym w ciemno duże pieniądze na to, że pani się "nie zgodzi". Myślę, że lirykę czerpiecie państwo (i jeszcze parę setek orgowych twórców) z tego samego, wspólnego "wiaderka"...



Szanowny Panie, uważam, że jako gospodarz, powinien Pan zmierzać, do likwidowania podziałów, a nie do ich eksponowania i to w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi.

"w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi"

Proszę nie popadać w demagogię.
Jedyny eksponowany przeze mnie podział dotyczy wierszy dobrych i słabych. Jeżeli wspólne "wiaderko" (czyli wtórność, banał i pretensjonalność), jest obraźliwe, to autorzy obrażają się sami...
Oczywiście, że mógłbym przypudrować swoją wypowiedź, jakimś eufemizmem, ale liczę na pana zrozumienie. Ostatecznie, nie powinien pan mieć pretensji do człowieka piszącego komentarze "inaczej niż pan lubi", to by eksponowało podziały...
:)





Nie zamierzałem odpowiadać Panu na zarzuty o kicz, skoro takie są Pana odczucia. Jednak rzucane przez Pana kalumnie, oklepanymi, niepopartymi niczym stwierdzeniami, są wg mnie równie wtórne, banalne, pretensjonalne i epigońskie, co i wielu podobnych uzurpatorów jedynie słusznych sądów. Ma Pan rację, że mam pretensję do tak napisanych komentarzy (o czym napisałem na forum dyskusyjnym), bo poza Pana autokreacją, nie dają nic pozostałym użytkownikom, ani tym bardziej autorowi.
Gratuluję dobrego samopoczucia, jednak niech Pan przyjmie uwagę, że funkcja, jaką Pan pełni, to odpowiedzialność za miejsce, które kiedyś było jednym z piękniejszych i uznawanych. Zniszczyć coś jest bardzo łatwo, natomiast zbudować, jest znacznie trudniej, a odbudować jest czasami wręcz niemożliwe. Pozdrawiam Leszek Wlazło

PS Mam nadzieję, że nie wytknie Pan truizmów, a jeśli miałby Pan ochotę, to oświadczam Panu, że pomimo, iż przez niejednego takie oczywistości są odrzucane, to warto czasami się zastanowić nad nimi i spojrzeć w lustro.

"Ma Pan rację, że mam pretensję do tak napisanych komentarzy (o czym napisałem na forum dyskusyjnym), bo poza Pana autokreacją, nie dają nic pozostałym użytkownikom, ani tym bardziej autorowi"

Przepraszam, ale to już pana problem, bazujący na przeświadczeniu, że to co "najpiękniejsze i uznawane" na portalu, znajduje wyraz w osobie p. Leszka Wlazło, a barycz, to tępy, uzurpatorski gbur. Zakładając, że ma pan rację, zupełnie nie rozumiem, czym się pan tak przejmuje, można gbura zbyć dystyngowanym milczeniem i robić dalej swoje. Czyż nie... ?
:)

Opublikowano

Panie Leszku,

Opinie, które nie chwalą Pana wiersza, wywołują pański bunt, zamiat refleksji i dyskusji.

Stawia Pan "kropę" pod negatywną opinią oceniając dodatkowo krytyka. Natomiast opinię, która Panu odpowiada, przyjmuje Pan jak bezdyskusyjny głask spoza rtefleksji.

A może jednak coś jest w Pana wierszu, co niekoniecznie buduje wielką poezję? Może jest?
Pierwsze dwa wersy już ustawiają ten tekst w niekorzystnie:

"przemawia
rozbrzmiewa" i za chwilkę - natłok czasowników.

Moim zdaniem tekst jest prosty i nieudolny. "pachnie liryką w papeteriach":-)

Z całą sympatią, nie drażniąc Zetki :-))))))) - E.



Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...