Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

zbieram momenty wytrwale
te które migoczą zachwytem
wilgocią
gdy czas się zakończy
złoży mnie w całość
tęsknota dziecka

może
ciekawość bez grzechu
oduczy mnie strachu

wrota z mosiądzu
wrota ze złota
wrota chaosu
a przed
ferwor walki na śmierć
gdzie cień nadziei
jeszcze błyska

krok za krokiem
idę własną drogą
wzbijam kurz

potem światło się zmienia
lecz wachlarz zachowań
uporczywy jak mróz

może przesiąknę
tym zwykłym życiem
jeżeli warto
by nie uciekać?

Opublikowano

Wiersz pozwala iść z biegiem myśli peela, jakże bliskim wszystkim
myślącym ludziom! Puenta mimo pozornego spokoju, zawiera bardzo odważne założenie: "może przesiąknę tym zwykłym życiem
jeżeli warto by nie uciekać?" Temat pozostaje otwarty: a warto??
Interesujący wiersz!
Z pozdrowieniami
- baba

Opublikowano

krok za krokiem
idę własną drogą
wzbijam kurz

To mnie się spodobało i zainspirowany myślą napiszę coś o tej wędrówce własnymi drogami, chociaż wokół tłum wrzeszczy- Nie wychylaj się dostaniesz kijem w głowę.

Opublikowano

Bardzo dojrzały tekst. zwłaszcza pierwszych 6 wersów zapada w pamięć. Plus końcówka. A zastosowanie znaku zapytania, chociaż wydaje się na pierwszy rzut oka niepotrzebny, podkreśla filozoficzny kontekst. Sprawia, że czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy życiem rządzi zasada celu, czy wolności, czy zwykłości. Pozdrawiam,
Penelope

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



w sumie oba te zabiegi dodałem już po publikacji by dodać więcej czytelności tekstu, być może szkodą lekko w formie, ale staram się wierzyć że czytelność poprawiają
Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



początek to obietnica i nadzieja że może to wystarczy, może tu tkwi sens
próba zgłębienia płaskich moralnych założeń jak mamy żyć
dziękuję za ,,dojrzałość,, pozwala mi to mieć nadzieję że w zawartych założeniach jest ziarenko poszukiwanej prawdy
pozdrawiam
Opublikowano

Sebku interesuje mnie ten strach , skaczesz po nim jak po schodach , nie baczyć co wnosiła dana epoka .
Ale nie to naj ,,, naj to przejść te
bramy i dopnij swego!

Pozdrawiam!
Hania

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jak tak patrzę Haniu cóż wniosła nasza epoka,
Konformizm? Technikę by ten konformizm pogłębić
Kłamstwo i władzę by nieść kłamstwo na skalę globalną

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.
    • Witam - super - lubię takie klimaty -                                                                    Pzdr.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...