Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Szanowni Czytelnicy
otóż poniżej
a za niedługo i powyżej
znajdziecie kwiat współczesnej poezji polskiej
która
z nielicznymi wyjątkami
za niedługo znajdzie się w podręcznikach
a każda matka i każdy ojciec
uczyć swe dzieci na pamięć ich będą
ta wybitna twórczość cechuję się niesamowitym powiewem
tematycznym
wyczuciem i subtelnością
bogatą metaforyką która zbija zbija z nóg
cielęta
a ich głębokie przemyślenia nie na pospolite łby
wole
oczywiście droga na Parnas jest otwarta
wystarczy specyficzny konstruktywizm
wypracowany przez tuzy działu
oparty na wzajemności
który jest połączeniem landrynek z cukrem
z dodatkiem miodu i wazeliny
w bitej śmietanie i rodzynkami
w polewie karmelkowej
oblany czekoladą
jeżeli państwo zdecydujecie się
i podzielicie się swoim bogactwem artystycznym
że znajdzie się dla was miejsce w panteonie
proszę się zatem nie krępować
i wklejać z uporem maniaka ciągle i ciągle
cechą charakterystyczną naszej poezji jest to że
tutaj się mdleje z zachwytu
gigla i migla
całuje i buziakuje
oczywiście należy pamiętać że krążą szakale
zazdrosne o cudze arcydzieła
szakale te zechcą skrytykować wasz utwór
a nie jest to mile widziane
ale nie martwcie się
nas tutaj jest jak mrówek w mrowisku
jak wody w wannie
jak gołębi na Rynku
i potrafimy dać odpór!
W tym Nowym Roku obiecujemy
gzić się na skalę światową
nie będziemy li tylko poetami wprawnymi poezji org
zostaniemy poetami wprawnymi całego świata
a potem kosmosu
i pokonamy Lorda Vadera
jest to czarna na białym
a to sztuka
Słowo Wszechświata
Jak ja na to wszystko patrzę
słodycz!
świątecznie
pokusa i obietnica spokoju
życzę
bo tak chce natura bo tak chce Bóg

Amen!

Szczęśliwego Nowego Roku
życzą współcześni poeci
działu Zet
jedynego miejsca na ziemi
gdzie możemy zwać się poetami!!!





Opublikowano

i piszmy o naszych radościach
o ślubach o dzieciach o imieninach
o urodzinach i kochajmy się
tak
kochajmy się!
i o wiośnie napiszmy jak będzie wiosna
a potem napiszemy o lecie
a w międzyczasie na pewno coś się trafi
bo my
współcześni poeci działu Zet
zaprawdę oddajemy Wam
serca i duszę, ducha i trzustkę
i oczy i powieki i rzęsy
my chwalcy samych siebie
i ciebie pochwalimy
zaprawdę pochwalimy ciebie
jak nas pochwalisz
i będziemy się kochać
nie zbaczając na płeć
bo zaprawdę za pochwałę
gotowiśmy oddać wszystko
a tych którzy nas krytykują
czekają ognie piekielne
Belzebuba i Asmodeusza
Lucyfera i Beliala
Azazela iBehemota
Asmodeusza i Leviatana
my to
Eloah Quanach
Sidra, Tathmahinta, Adramat,
Auhez, Hatoumaha
jesteśmy wielcy Poeci
Wielcy po trzykroć!!

Opublikowano

Jak dla mnie Jedynym adresatem owych życzeń jest Administracja Portalu.
Jak mówi przysłowie: "okazja czyni złodzieja". Bez wątpienia "Dział dla Wprawnych Poetów" stoi otworem - zaprasza do Salonu - bez wyjątku wszystkich Wprawnych - Super, Anty, Pro - Poetów. Okazja jest - a samooceniać się korzystającym z TAAAAKIEJ okazji zwyczajnie nie wypada ;)))
Tekst jękliwy - to wszystko już było.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pańska dobroduszna wyrozumiałość dla "złodziei czynionych okazją", jest rozczulająca ;)
Wystarczy Administrację Portalu zastąpić policją i już można komfortowo przymknąć oko na to, że właśnie jakiś "uczyniony" czesze starowinę z resztek emerytury...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pańska dobroduszna wyrozumiałość dla "złodziei czynionych okazją", jest rozczulająca ;)
Wystarczy Administrację Portalu zastąpić policją i już można komfortowo przymknąć oko na to, że właśnie jakiś "uczyniony" czesze starowinę z resztek emerytury...



Dziś moje poczucie bezradności i rezygnacji wobec tandety i braku dystansu do "dzieł"niektórych poetów przegrało z bezsilną wściekłością.

Tylko - co robić, Anrzeju B? To walka z wiatrakami, a one się cieszą i puszą im dłuższe boje.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pańska dobroduszna wyrozumiałość dla "złodziei czynionych okazją", jest rozczulająca ;)
Wystarczy Administrację Portalu zastąpić policją i już można komfortowo przymknąć oko na to, że właśnie jakiś "uczyniony" czesze starowinę z resztek emerytury...

Policja? To dobry pomysł :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pańska dobroduszna wyrozumiałość dla "złodziei czynionych okazją", jest rozczulająca ;)
Wystarczy Administrację Portalu zastąpić policją i już można komfortowo przymknąć oko na to, że właśnie jakiś "uczyniony" czesze starowinę z resztek emerytury...



Dziś moje poczucie bezradności i rezygnacji wobec tandety i braku dystansu do "dzieł"niektórych poetów przegrało z bezsilną wściekłością.

Tylko - co robić, Anrzeju B? To walka z wiatrakami, a one się cieszą i puszą im dłuższe boje.


Temat stary jak ten portal: www.poezja.org/wiersz,79,95573.html
(to tylko jeden z przykładów).
Widocznie tak ma być :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pańska dobroduszna wyrozumiałość dla "złodziei czynionych okazją", jest rozczulająca ;)
Wystarczy Administrację Portalu zastąpić policją i już można komfortowo przymknąć oko na to, że właśnie jakiś "uczyniony" czesze starowinę z resztek emerytury...



Dziś moje poczucie bezradności i rezygnacji wobec tandety i braku dystansu do "dzieł"niektórych poetów przegrało z bezsilną wściekłością.

Tylko - co robić, Anrzeju B? To walka z wiatrakami, a one się cieszą i puszą im dłuższe boje.


Temat stary jak ten portal: www.poezja.org/wiersz,79,95573.html
(to tylko jeden z przykładów).
Widocznie tak ma być :)

Zazdroszczę panu. Szczerze !
Ja, jakoś nie mogę się przyzwyczaić do dziury w jezdni, smrodu w autobusie, gburowatego urzędasa, telewizji dla idiotów i skundlonego słowa...
Pan sobie strzeli w kanapowej pozycji "widocznie tak ma być" i może się już spokojnie zająć wygodnym i wyrafinowanym studiowaniem czubka własnego nosa ;) Pańska "chata z kraja", pańskie prawo. Tylko ta protekcjonalna wyrozumiałość wobec "nieprzyzwyczajonych", jakby nie na miejscu...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pańska dobroduszna wyrozumiałość dla "złodziei czynionych okazją", jest rozczulająca ;)
Wystarczy Administrację Portalu zastąpić policją i już można komfortowo przymknąć oko na to, że właśnie jakiś "uczyniony" czesze starowinę z resztek emerytury...



Dziś moje poczucie bezradności i rezygnacji wobec tandety i braku dystansu do "dzieł"niektórych poetów przegrało z bezsilną wściekłością.

Tylko - co robić, Anrzeju B? To walka z wiatrakami, a one się cieszą i puszą im dłuższe boje.


Temat stary jak ten portal: www.poezja.org/wiersz,79,95573.html
(to tylko jeden z przykładów).
Widocznie tak ma być :)


Pewne rzeczy się nie zmieniają, to pewne. Ale Pan jest niekonsekwentny, skoro zarzuca Pan, że coś było, to niech Pan podliczy ile świątecznych popierdółek jest w jednym tygodniu! A tutaj przykład sprzed roku (jak nie z przed dwóch).
Dwa - Administracja, właściciel akurat uznał, że taka postać portalu ma być i taka jest od lat. I od lat na "terenie"działu Zet działa taka, a nie inna krytyka. Czas pokazał, że było tutaj wielu Poetów z dorobkiem poważnym, kilku, którzy nauczyli się i pokory i warsztatu i tworzą dalej i stają się rzeczywiście cennymi artystami, wreszcie - (i znowu Pan się myli) grafomanii, którzy właśnie mają wysoką samoocenę. Niech Pan sobie poczyta wypowiedzi oceniające - słodkości, buziaczki i tyle. Jak dla pana jest to poważne, współczuje. A wątpię, żeby ktoś usuwał cudze wiersze, bo nie o to chodzi.
I po trzecie - każdy ma szansę i niech tak zostanie. Ale pamiętać trzeba o jednym. Jak ktoś decyduje się publicznie wklejać, niech ma świadomość, że ktoś to czyta i odbiera. I czas pokaże, czy będzie tutaj miejsce na rzetelną poezje, czy na pocukrowane towarzycho obcałowujące siebie do ósmej potęgi. Pan widzi to tak, ja tak i oczywiście każdy ma prawo do swojego widzenia. Ja osobiście nie uderzam w ludzi jako ludzi, uderzam w ich twórczość i to, co pod nią. Znajdą się na mnie kontrargumenty, to też będzie dobrze. Na razie ich nie widzę.
Hogw.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pańska dobroduszna wyrozumiałość dla "złodziei czynionych okazją", jest rozczulająca ;)
Wystarczy Administrację Portalu zastąpić policją i już można komfortowo przymknąć oko na to, że właśnie jakiś "uczyniony" czesze starowinę z resztek emerytury...



Dziś moje poczucie bezradności i rezygnacji wobec tandety i braku dystansu do "dzieł"niektórych poetów przegrało z bezsilną wściekłością.

Tylko - co robić, Anrzeju B? To walka z wiatrakami, a one się cieszą i puszą im dłuższe boje.


Temat stary jak ten portal: www.poezja.org/wiersz,79,95573.html
(to tylko jeden z przykładów).
Widocznie tak ma być :)


Pewne rzeczy się nie zmieniają, to pewne. Ale Pan jest niekonsekwentny, skoro zarzuca Pan, że coś było, to niech Pan podliczy ile świątecznych popierdółek jest w jednym tygodniu! A tutaj przykład sprzed roku (jak nie z przed dwóch).
Dwa - Administracja, właściciel akurat uznał, że taka postać portalu ma być i taka jest od lat. I od lat na "terenie"działu Zet działa taka, a nie inna krytyka. Czas pokazał, że było tutaj wielu Poetów z dorobkiem poważnym, kilku, którzy nauczyli się i pokory i warsztatu i tworzą dalej i stają się rzeczywiście cennymi artystami, wreszcie - (i znowu Pan się myli) grafomanii, którzy właśnie mają wysoką samoocenę. Niech Pan sobie poczyta wypowiedzi oceniające - słodkości, buziaczki i tyle. Jak dla pana jest to poważne, współczuje. A wątpię, żeby ktoś usuwał cudze wiersze, bo nie o to chodzi.
I po trzecie - każdy ma szansę i niech tak zostanie. Ale pamiętać trzeba o jednym. Jak ktoś decyduje się publicznie wklejać, niech ma świadomość, że ktoś to czyta i odbiera. I czas pokaże, czy będzie tutaj miejsce na rzetelną poezje, czy na pocukrowane towarzycho obcałowujące siebie do ósmej potęgi. Pan widzi to tak, ja tak i oczywiście każdy ma prawo do swojego widzenia. Ja osobiście nie uderzam w ludzi jako ludzi, uderzam w ich twórczość i to, co pod nią. Znajdą się na mnie kontrargumenty, to też będzie dobrze. Na razie ich nie widzę.
Hogw.
Ale ja to wszystko wiem, tylko co z tego :)
Skoro miejsce dla "wprawnych", więc niech będą to "wprawni" a nie motłoch. Czy wszystkich wpuszcza się do salonu? Raczej nie. A temat poruszony w tekście - naprawdę obmierzł.
Każdy robi Swoje. I po Swojemu.
Pozdrawiam i Wszystkiego Dobrego życzę :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pańska dobroduszna wyrozumiałość dla "złodziei czynionych okazją", jest rozczulająca ;)
Wystarczy Administrację Portalu zastąpić policją i już można komfortowo przymknąć oko na to, że właśnie jakiś "uczyniony" czesze starowinę z resztek emerytury...



Dziś moje poczucie bezradności i rezygnacji wobec tandety i braku dystansu do "dzieł"niektórych poetów przegrało z bezsilną wściekłością.

Tylko - co robić, Anrzeju B? To walka z wiatrakami, a one się cieszą i puszą im dłuższe boje.


Temat stary jak ten portal: www.poezja.org/wiersz,79,95573.html
(to tylko jeden z przykładów).
Widocznie tak ma być :)

Zazdroszczę panu. Szczerze !
Ja, jakoś nie mogę się przyzwyczaić do dziury w jezdni, smrodu w autobusie, gburowatego urzędasa, telewizji dla idiotów i skundlonego słowa...
Pan sobie strzeli w kanapowej pozycji "widocznie tak ma być" i może się już spokojnie zająć wygodnym i wyrafinowanym studiowaniem czubka własnego nosa ;) Pańska "chata z kraja", pańskie prawo. Tylko ta protekcjonalna wyrozumiałość wobec "nieprzyzwyczajonych", jakby nie na miejscu...
Rozumiem, że Pan łata wszystkie dziury w jezdniach, otwiera okna w autobusach, skarży gburowatych urzędników, pisze protesty do KRRiT i piętnuje każdą partię skundlonego słowa. A może jakieś zmiany systemowe bo to się można zarżnąć w takim natłoku wszystkiego :)
Moje prawo to nie jest żadna wyrozumiałość. Nie mój cyrk, nie moje małpy, taka prawda.
Do Siego Nowego :)
Opublikowano

Podejrzewam, że głos w powyższej dyskusji, do tej pory, zabrali jedynie wprawni poeci :)
Pewnie narażę się przedmówcą wciskając swoje trzy grosze ( sorry za beszczelność ) .
O co toczy się bój? O poziom polskiej poezji w przyszłości, czy o poziom tego działu?
Padło słowo Parnas. Drogi krytyku M. Krzywak, nie wystarczą Twoje dramatyczne apele zabarwione jadowitą drwiną, daremne wysiłki Mithotyna i Wam podobnych zawsze znajdzie się nieświadomy biedak próbujący wleź między wódkę a zakąskę. Walka z wiatrakami, walenie głową w mur, już lepiej coś podpowiedzieć ( najlepiej jasno :) ), niż kopać słabszego. Droga na Parnas nie jest taka prosta, nie wystarczy miód i wazelina " kolesiów ", czy lanie w mordę przez zagorzałych bojowników z " gniotami " na tym portalu, do tego potrzeba talenu i są tu tacy, obdarzeni iskrą Bożą, choćby przeklinany przez wielu [ :)) ] Mithotyn ( i nie są to żadne z mojej strony gigle i migle ), tak wystarczy nie zmarowany talent i nic wiecej.
Życie jest najlepszym krytykiem. Aby na przyszłość nazwa tego działu nie drażniła kogo kolwiek proponuje zmienić ją na " dział dla poetów wprawnych i wprawnych inaczej " :)
Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




nie posiadłem tytułu "poeta" i nim nie jestem, zatem liczba, to: 95381
oraz nie piszę "wierszy" (tutay drugie) zatem: 104161


Zajrzałam i ja ponownie. Uprzedzona przez Ciebie podpisuję się.

Nie posiadłam, nie jestem, nie piszę wierszy.

Zatem - tylko eksperymenty.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jak pan to przeczyta uważnie, co sam napisał, to będzie to samo, o czym pisze ja. Jakby pan jeszcze dokładniej przeczytał, co ja napisałem, to by pan zrozumiał, że chodzi raczej o ten dział (bo o Polską poezje nie ma się co martwic, zresztą o niej nawet nie wspominam). A jakby pan jeszcze rozeznawał się w tym, co sam napisał, to nic nie zmieniło, bo w konsekwencji stoi pan na stanowisku - aniołowi świeczkę, diabłu ogarek. Ot, złoty środek zaradczy. I w dodatku przeczący sam sobie (podobnie jak kolega oscar), bo pan nakłada mi kaganiec. To w końcu można pisać czy nie można? Czym różni się temat bydlątka wigilijnego od tematu poezji org? Na koniec zatacza pan pętle i krytykując krytykę sam krytykuje wazeliniarzy i zadymiarzy. Czyli - witam w klubiku!
Dalej nic konkretnego.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...