Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

gdybym powiedział
że to jedno zdanie
tylko dla mnie
jest w innym języku
nie musiałabyś
wśród sklejonych słów
szukać altruizmu

otwieram przebudzony oczy
staram się zmyć zimną wodą
mój astygmatyzm tego świata

przemieniony przez Ciebie
chcę uklęknąć i się przyznać
że należę do tych
co wierzą
w istnienie człowieka

Opublikowano

pięknie napisane... może mało konstruktywnej krytyki w moim komentarzu, ale tak właśnie reaguję na "coś" co mnie porusza... a ten wiersz mnie poruszył...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • A mi czasami wydaje się, że jestem niewidzialny... Stałem kiedyś w kolejce do kasy w banku i już była moja kolej, a za mną nie było nikogo, gdy podeszła jakaś kobieta i stanęła sobie, ot tak, po prostu, przede mną. Nieco zdziwiony zwróciłem jej uwagę, że przecież ja tu też czekam. Obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem z wyrazem wyrzutu, jakby chciała powiedzieć "Jakim prawem powietrze może się do mnie odzywać", ale przeszła jednak za mnie. Wiele lat później zdarzyła mi się bardzo podobna sytuacja, tym razem w sklepie, więc mam chyba podstawy żeby tak sądzić.   Pozdrawiam :)
    • @Ewelina

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Na polecenie Jerzego taksówkarz, zerknąwszy momentalnie do wstecznego lusterka - zobaczywszy, a może i zrozumiawszy całą sytuację - zaczął kierować auto w stronę chodnika. Po dłuższej chwili zatrzymał ǰe. Miałam nadzieję - jak zaraz okazało się, płonną - że Jerzy, nie przewidziawszy mojego dalszego zachowania, puści moją dłoń, co pozwoliłoby mi otworzyć drzwiczki, wyskoczyć na ulicę i zacząć biec. Byle dalej przed siebie i byle dalej od niego, bez celu tak naprawdę. Pomimo świadomości, którą owszem, można na pewien czas zagłuszyć albo - wiadomo, że bez powodzenia - spróbować wypchnąć ze swojego ja - że przed samą sobą nie ucieknę.     Gdy tylko kierowca zatrzymał samochód, spróbowałam zrobić to, co Jerzy przewidział. Skończyło się na otwarciu drzwiczek i wydostaniu się na chodnik: ale wciąż w jego obecności, moje palce ściskał bowiem nadal. Szarpnęłam raz i drugi, aby się uwolnić. Trzymał je wciąż. I wciąż mocno.     - Puść mnie! - syknęłam, zaczynając być zirytowana jego uporem. - Niech to szlag, Jerzy! Puść, cholera! Ja nie mogę, widzisz sam! Starałam się, jak długo mogłam, zapewniam! Puść, błagam... Nic z tego nie będzie! - coraz bardziej podnosiłam głos, aż do krzyku. - Puść mnie wreszcie i daj mi spokój! Pozwól mi odejść! Niech cię licho!! - rozemocjonowana, użyłam wolnej ręki, aby go odepchnąć. Udaremnił mój zamiar, chwytając za nadgarstek. Mocno przyciągnął mnie do siebie. Po czym uwolnił moje ręce, ale nim zdążyłam odwrócić się, aby odbiec, chwycił je ponownie tuż powyżej łokci. Nasze twarze znalazły się blisko siebie, jedna przed drugą. Przez moment minę miał napiętą. Potem powrócił nań spokój, oczy jednak pozostały baczne.     - Aga, uspokój się! - powiedział tonem, którego dotychczas u niego nie słyszałam. - Słuchasz mnie?! Słuchasz?!     Nie słuchałam, za to ponowiłam próbę uwolnienia się, starając się jednocześnie unieść obie ręce. Jednak trzymał je mocno, nadal przyciśnięte do tułowia. Szarpnęłam się raz i drugi. Nic pomogło.    - Słuchasz mnie?! - powtórzył tym samym tonem. Coś w jego głosie sprawiło, że uległam. Poczułam, jak nogi uginają się pode mną. Podtrzymał mnie, przewidująco uwalniając tylko moją lewą dłoń i swoją prawą obejmując w pasie. Oparłam się o niego i poczułam, że już dłużej nie dam rady powstrzymywać emocji. Rozpłakałam się. Z ulgi, że... Chciałam mówić, krzyczeć, wyrzucić z siebie wszystkie naraz! Umysł i słowa odmówiły mi posłuszeństwa. Tuliłam się doń, obejmowałam za szyję i płakałam. W milczeniu. Rozpaczliwie, za całe te lata. Nie wiedziałam, jak długo to trwało. Gdy uspokoiłam się trochę, Jerzy delikatnie pocałował mnie w czoło.    - Lepiej? - zapytał krótko i retorycznie wiedząc, że tak.     - Lepiej... - przytaknęłam, w milczeniu kiwnąwszy głową.     - Doskonale - odetchnął.    Ująwszy mnie na powrót za rękę, Jerzy otworzył przednie drzwiczki i nachylił się w stronę taksówkarza.    - Daleko jeszcze do hotelu? - zapytał.    - Nie, proszę pana - odparł kierowca, z punktu domyśliwszy się, o co chodzi Jerzemu . - Tą ulicą prosto, jakieś dwieście metrów. Potem skręci pan w pierwszą w prawo... nie sposób pomylić, to będzie na światłach, na skrzyżowaniu. Długa ulica, ale państwa hotel będzie za kolejne sto metrów, po prawej stronie.    - Dzięki za wyjaśnienie - odpowiedział mu Jerzy, po czym sięgnął po portfel do kieszeni marynarki. - Dalej pójdziemy pieszo. A oto umówiona należność - podał pieniądze taksówkarzowi, który w międzyczasie wysiadł, otworzył bagażnik i wyjąwszy walizkę Jerzego, postawił ją na chodniku.    - Dziękuję panu - kierowca skłonił się lekko. - Życzę państwu miłego spaceru i dobrej nocy.     - Dziękujemy - Jerzy odkłonił się za nas oboje.    Po czym, gdy tylko taksówka odjechała, założył mi na ramiona swoją marynarkę.     - Jest chłodno - ocenił, nie pozwalając mi zaprotestować. Miał zresztą rację, ta wiosenna noc nie należała do najcieplejszych.     Przytuliłam się do niego czując, jak głowa mi pulsuje od nadmiaru emocji, które - wiedzieliśmy to oboje - tylko przygasły na pewien czas.     - Skoro czujesz się lepiej - Jerzy odetchnął ponownie, popatrzywszy na mnie uważnie - chodźmy.     Przytuliłam się do niego i objęłam go, gdy tylko ruszyliśmy.     - Mój ty Jerzy... - pomyślałam po kilku krokach - dzięki wielkie niech będą za ciebie Wszechświatowi. Ale czy wiesz na pewno, w co brniesz? Obyś tylko dał sobie ze mną radę...      Voorhout, 26. Kwietnia 2025
    • Lubię siedząc w słońcu, słuchać jak się ważą  w wielkim kotle świata - losy przechodnich wróżbiarzy I nie muszę wiedzieć, o co naprawdę im chodzi,  i nie muszę pytać, co mogłoby im dogodzić,  co mogliby wygrać w tej krzątaninie ulicy  gdzie każdy kurczowo się trzyma  plis anielskiej spódnicy:  'Ktoś może mnie przejechać,  napaść - bez broni w ręku,  zabrać mi procent z wypłaty,  kastetem drasnąć - niemiękko' ...    Takie są właśnie obawy,  a ja lubię sobie posiedzieć  na skraju doczesnej ławy,  gdzie nikt nie częstuje kołaczem,  gdzie wino cierpkie się leje,  i tylko maluczki płacze,  a madame Losu Ironia  jedynie gorzko się śmieje  ...  
    • Purpura, góra, tron. Tylko po co, na co?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...