Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nabieram lekkości próżni
egoizmu czarnych dziur
nie boję się

głęboko we mnie
granica za którą przyzwyczajenie
łagodzi powody przesytu

należność pocieszenia dusz
jest zawsze dobrowolna w pełni
nie zmienia smaku chleba

serce człowieka znów niespokojne dopóki

nieobecność usprawiedliwiona.

Opublikowano

Kaliope, dobrze, że czynisz rozmaite eksperymenty słowne i gatunkowe - to rozwija warsztat.
Nie mniej ja wolę zdecydowanie Twoje rymowane, liryczne wiersze z wewnętrzną muzyką i romantycznym obrazowaniem.
Serdeczności. :)

Opublikowano

Oxyvio, ja też najlepiej czuję się w lirycznym wierszowaniu, natomiast - tak, jak pisałaś - nie chcę zamykać się na inne gatunki, gdy czasem pióro inaczej nie pozwala.
co zrobić ;) próbuję sprostać.

pozdrawiam, wdzięcznie za poświęcony czas,
Kinga.

Opublikowano

Ładnie przedstawione, ale przekaz i temat bez szału, typowo poetyckie marudzenie o wewnętrznych przeżyciach, niekoniecznie ciekawych dla czytelnika. Do mnie osobiście nie przemówiła "lekkość próżni", ale możliwe, że to jakaś dziwna moja cecha, że próżnia nie kojarzy mi się z wagą piórkową. Zawsze jak słyszę to słowo, mam w umyśle obraz ciała człowieka rozrywanego od wewnątrz przez ciśnienie ;)

--
Pozdrawiam
Michał Małysa
http://www.mojwierszownik.pl

Opublikowano

Kaliope,
Eksperyment ciekawy, ale troszeczkę mało w tym wierszu Ciebie.
Sprawiasz wrażenie osoby bardzo lirycznej i wrażliwej i twoje wiersze zawsze "płynęły" delikatnie i ciepłym rytmem. Ten wiersz jest lekko chropowaty i przystający... Ale skoro lubisz eksperymenty to tak dla odmiany... spróbowałas.
Pozdrawiam ciepło
Lilka

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...