Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Związek


asher

Rekomendowane odpowiedzi

J. spod 23 obudziły dziwne dźwięki. Będąc jeszcze we śnie, zmarszczył brwi i wykrzywił usta, protestując przeciwko bezprawnemu wyrywaniu go z łóżka przed wrzaskami budzika. Zawsze kiedy nie dosypiał, przez cały dzień chodził struty i złośliwy. Był typem, który musi spać od ośmiu do dziesięciu godzin na dobę, ażeby normalnie funkcjonować.
Beczenie, bo było to ewidentnie beczenie, rozległo się ponownie tuż nad jego uchem. Machnął ręką, chcąc odpędzić natrętny dźwięk, ale już było po sprawie. Daremnie zaciskał powieki - sen prysł. Otworzył oczy i napotkał tępy wzrok czegoś białego. To coś beknęło znowu, wprawiając go w stan osłupienia. Zerwał się przerażony i przesunął się czym prędzej na drugi koniec łóżka. Z niedowierzaniem popatrzył na bielusieńką kozę stojącą u wezgłowia. Zwierzę miało chudy pysk i śmieszną bródkę, a przy tym sprawiało wrażenie niesłychanie sympatycznego. Kolejne bee! było przyjacielskie, niemal proszące, on jednak ani myślał zawierać znajomości z kozą. Wściekły pobiegł do łazienki. Kiedy podniósł sedes, usłyszał cichy tupot, po czym koza wsadziła łeb w drzwi i przejmująco beknęła. Natychmiast zablokowało mu pęcherz. Krzyknął i trzasnął drzwiami.
Sparzył się podczas kąpieli, zaciął przy goleniu, w końcu nawet poślizgnął i dotkliwie potłukł. To musiał być sen! Jeden z tych potwornych koszmarów, po których człowiek budzi się zlany potem i ciężko dyszy. To musiał być sen...
Ale nie był. Dotkliwy ból w kolanie i barku najlepiej o tym świadczył. I to nieustanne beczenie. Najchętniej nie wychodziłby w ogóle z łazienki, lecz czekały na niego liczne obowiązki. Gdy wreszcie znalazł w sobie dość siły, uchylił nieco drzwi i bojaźliwie wyjrzał przez szparę. Od razu napotkał cierpliwe spojrzenie kozy, a kolejne żałosne beknięcie zlało się z hukiem zatrzaskiwanych drzwi.
Pałając morderczą pasją zaczął zastanawiać się, kto mógł zrobić mu tak paskudny kawał. Ojciec!!! To na pewno on! Takie głupoty często chodziły mu po głowie. Zapewne miała to być symboliczna aluzja, że J. wciąż nie znalazł sobie kobiety. Chociaż nie. Ojca stać było na różne dziwactwa, ale bez przesady.
Kto wobec tego? Kto? Kumple z pracy? Wątpliwe. Sąsiedzi? Też raczej nie. Nikt nie pasował. Żyli w dużym mieście i większość z nich widziała kozy tylko w telewizji. Załamany J. usiadł na zamkniętym sedesie i bezsilnie szarpał potarganą czuprynę. Należał do ludzi raczej impulsywnych, wiec nie usiedział długo. Po krótkiej chwili z determinacją szarpnął klamkę i starając się nie zwracać uwagi na kozę, założył ubranie.
Kilka beknięć puścił mimo uszu, lecz gdy próbował zawiązać krawat, stracił nerwy na nowo. Wrzasnął dziko, piorunując zwierzę przekrwionymi z niedospania oczami. Koza zamilkła raptownie i jęła dreptać w miejscu, jak gdyby nie mogła ukryć zdenerwowania.
- Czego ty chcesz? - zapytał napastliwie, a kiedy koza beknęła cicho, dodał - No czego?
Potrząsnął szybko głową i otworzył drzwi wyjściowe.
- Musisz sobie iść...
Koza wpatrywała się w niego tępym spojrzeniem i ani myślała ruszyć nogą. Stali naprzeciw siebie, a tykanie zegara boleśnie przypominało mu, że musi iść do pracy. Nagle włączył się budzik i oboje podskoczyli ze strachu. J. rzucił się ku niemu i wyłączył mechanizm.
- W takim razie ja sobie pójdę, a ty rób co chcesz - rzekł zdyszany i bezceremonialnie zamknął za sobą drzwi.
Do pracy miał blisko. Zawsze chodził piechotą. Słońce pełgało po ścianach budynków, powietrze było jeszcze wolne od spalin. J. szybko by pewnie zapomniał o niedawnych wypadkach, gdyby za plecami nie usłyszał cichego beknięcia. Stanął jak wryty. Krew gwałtownie uderzyła mu do głowy. Odwrócił się z czerwoną, nabrzmiałą twarzą.
Koza także przystanęła, tylko w rozsądnej odległości, jakby wyczuwała grożące jej w tej chwili niebezpieczeństwo.
- Won!!! - ryknął J. tak, że nieliczni przechodnie obejrzeli się przestraszeni - Odczep się, bo zatłukę!!!
Koza beknęła cichutko. J. rozłożył bezradnie ramiona i rozejrzał się po ulicy. Ktoś roześmiał się głośno, ktoś inny zaczął czynić niedwuznaczne uwagi.
J. bez namysłu pobiegł chodnikiem, by jak najszybciej zniknąć szydercom z oczu. Skręcił za róg ulicy i biegł tak długo, aż zupełnie stracił dech. Dopiero wtedy ośmielił się odwrócić. Kozy nie było. Spojrzał dziękczynnie w niebo i radośnie pobiegł do pracy.
Zdążył w ostatniej chwili zająć miejsce przy biurku. Idący na codzienny obchód kierownik tym razem nie przyłapał go na spóźnieniu. Przesunął jedynie spojrzeniem swoich wodnistych oczu po jego twarzy i zniknął za korkowym przepierzeniem.
Niewyspany J. niechętnie zabrał się do pracy. Szybkim ruchem włączył komputer i wtedy usłyszał za plecami ciche beknięcie. Zerwał się z fotela, niczym oblany wrzątkiem i powiódł wokół panicznym wzrokiem. Koza stała w drzwiach i patrzyła prosto na niego. J. widząc uważne spojrzenia współpracowników, poczuł jak miękną mu nogi, a pot ścieka mu z czoła i zalewa oczy.
- A to kto, kochanka? - zapytał okularnik z sąsiedniego biurka.
- No, nareszcie. Gratuluję - dodał chuderlak spod okna. J. nigdy nie poznał ich imion.
Gruchnął śmiech, że ściany zadrżały. J. skoczył ku drzwiom, zmuszając kozę do chaotycznej ucieczki. Ona biegła pierwsza, on pędził za nią, biorąc po kilka stopni naraz. Bestia była jednak szybsza. Wypadła na chodnik i przystanęła w bezpiecznej odległości od ogarniętego dziką furią J. On tymczasem złapał pierwszy lepszy kamień i cisnął z mocą w jej kierunku. Umknęła uchylając zad. Obwąchujący jakiś kosz kundel obejrzał się za nią zdziwiony, po czym z ulgą podreptał dalej.
J. zatrzymał taksówkę i kazał wieźć się byle gdzie, byle dalej od kozy. W drodze odwołał wszystkie czekające go spotkania oraz poprosił kierownika o kilka dni bezpłatnego urlopu. Potem pojechał nad wodę. Tam spędził resztę dnia. Do domu wrócił późnym wieczorem. Ostrożnie zajrzał przez drzwi i zastał kozę grzecznie stojącą przy jego łóżku. Beknęła radośnie na powitanie, ale ją zignorował. Od tej pory starał się jej nie zauważać. Wziął prysznic, przegryzł coś i poszedł spać. Raz tylko pogroził jej nożem, kiedy około północy zachciało jej się beczeć, lecz reszta nocy upłynęła mu spokojnie.
Rano znowu obudziła go przedwcześnie i wszystko zaczęło się od nowa. Łaziła za nim wszędzie, powoli rujnując jego życie towarzyskie i zawodowe. Wszędzie budził szyderczy śmiech. Zaczął unikać ludzi, nie chodził do pracy, zakupy robił w najbliższym sklepie za rogiem. Po kilku dniach zdołał przyzwyczaić się do jej obecności. Zawsze rano i wieczorem przynosił jej trawy i nalewał wody do miski, licząc że będzie siedziała cicho, o świcie i po zmroku wyprowadzał ją na skwerek. Skutkowało. Wciąż jednak był powszechnie wyśmiewany. Wszędzie, gdzie się pojawiał, słyszał rechot i produkowane na bieżąco dowcipy na swój temat. Kompletnie załamany łkał po nocach i rozmyślał jak pozbyć się kłopotu. Zabicie kozy nie wchodziło w grę, mógł jednak oddać ją komuś albo samemu przeprowadzić się na koniec świata.
Mijały dni. Listonosz przyniósł mu pisemne wypowiedzenie z pracy oraz ostatnią wypłatę. J. cisnął pieniądze do szuflady i zmienił kozie wodę w misce. Beknęła z wdzięcznością. Otarła się głową o jego udo i przypatrywała mu się z czułością. Westchnął ciężko. Potem połechtał ją po szyi. Nigdy nikomu tak na nim nie zależało, nikt tak niewiele nie wymagał w zamian za wierność i towarzystwo.
- Jakoś będzie, malutka – mruknął – Jakoś będzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podoba mi się niezwykle. Absolutnie fantastyczna historia.
A teraz uwagi negatywne: literówka- węzgłowie, powiódł wodnistymi oczami po jego twarzy- mógł powieść wzrokiem, choć te wodniste oczy są fajne, nie wiem jak wygląda ściana z drewna korkowego, ale chyba chodzi ci o wyłożone korkiem przepierzenie, no i na koniec, napisałeś chyląc zad- chylić można raczej czoła, zad raczej uchyliła. I to by było na tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

uciekł czym prędzej na drugi koniec łóżka = to chyba jakieś ogromniaste to łoże było... może przesunął się? no nie wiem, ale uciekł? to się kojarzy z biegiem :)

no i tytuł! prawie mi się zajrzeć nie chciało, jak go przeczytałam, weź na przyszłość zachęcaj czymś, kuś, a nie tak o...
...........

reszta rewelacja :) a zakończenie takie niespodziewane i piękne, że jestem bardzo wdzięczna za takie, a nie inne, typu przebudzenie, czy przerobienie kozy na futro.

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najpierw było TA JEDYNA, potem KOZA, stanęło na ZWIĄZEK, choć rzeczywiście drętwota. ZWIĄZANY będzie lepik. A może macie coś jeszcze? Tylko tytułu na forum zmieniać nie umiem :(((
Niezmiernie wdzięczny żem. Nata faktycznie zbelfrowana :) Aha, poślizgnał się czy pośliznał, bo nigdy, kucza, nie wiem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zbelfrowana?!
phhhhhhh.....też coś,
lubię dobrze napisane słowa, to wszystko :)

nad tytułem się zastanawiałam, z tymi wiązaniami, jak już panowie chcecie, to może uwiązany, uwiązani, związanie, przywiązanie, koza J. spod 23 :) heh, żartuję, ale brzmi nieźle

z tym poślizgiem to nie wiem, obie są chyba poprawne, przynajmniej tak mi podają moje słowniki :)

pozdrawiam
Natalia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...