Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mówi mucha do komara
-Byłaby z nas dobra para,
pan wysmukły jest komarze
uczuciami pana darzę.

Biedny komar, zrozpaczony,
nie chce żadnej muchy żony,
nie mieliby przecież dzieci
bo on muchy nie przeleci.

Ona za nim ciągle lata
natrętna jest i pyskata,
jak może to jej unika
w leśnej kniei sobie bzyka.

Nawet leśny pająk mały
z podziwu wytrzeszcza gały,
mimowolnie raz podsłuchał
co też pieprzy durna mucha.

Głupot takich niech nie kleci
chwyciłby ją chętnie w sieci,
choć za bardzo już zboczyła,
posiłkiem by dobrym była.

Aż się muchy oburzyły,
między sobą uradziły
by nawrócić tą zboczoną
dla komara chce być żoną!!!

-Anomalie są w przyrodzie
lecz Ty szukaj męża w rodzie,
rada much tak powiedziała
do lekarza ją wysłała.

Chrabąszcz to dobry psycholog
szanowany jest wokoło,
przebadał ją i wysłuchał
-Ot zdurniała całkiem mucha!

-Słuchaj no Ty moja miła
żebyś więcej nie zboczyła,
masz nie latać za komarem,
daję przeto Ci rad parę.

-Stroń od kniei i od mroku
pozostawiaj bagna z boku,
fruwaj tam gdzie jest słonecznie,
więc przestrzegaj to-koniecznie.

Ona bardzo się starała,
tych zaleceń się trzymała
ze swym rojem tak się zżyła
i już więcej nie zboczyła.

Opublikowano

"Biedny komar, zrozpaczony,
nie chce żadnej muchy żony,
nie mieliby przecież dzieci
bo on muchy nie przeleci."

!!! :-)))



No! jest super.
Troszkę usterek edytorskich, ale już się nie czepiam, bo jest niezwykle śmiesznie.

Doczekałam się!:-)))
Serdeczności. Elka.

Opublikowano

Fajnie, śmiesznie i dowcipnie. Troszkę bym pozmieniała dla płynności np. w zwrotce 3:
jest natrętna i pyskata
on jak może jej unika
itp.
Ale po którymś przeczytaniu na głos, sam zobaczysz, gdzie i co nie gra.
Pozdrówka:)

Opublikowano

Biedna mucha. :-(

Tylko czasem w nocnej porze
mucha jakoś spać nie może,
łezki roni do poduchy,
bo nie umie kochać muchy,

bo pan mucha jej nie kręci,
choć się burzą wszyscy święci,
więc samotna i już stara
wzdycha skrycie do komara.


Pozdrawiam serdecznie, Bolku. :-)

Opublikowano

nic z tej muchy nie wyrośnie
to pod dębem, to przy sośnie
czycha nadal na komara
gdy go widzi, leci zaraz

- nie chcę ciebie mucho głucha
może by zechciała mucha
dać mi wreszcie święty spokój
przecież bzyczę tak od roku

- słuchaj, jeśli ci się zdaje
że ja, mucha, nic nie czaję
nie myśl, że odpuszczę teraz
przecież ważka, to cholera!

wiem, że do niej wzdychasz cicho
ale ona po kielichu
kiedyś mi wyznała szczerze,
a ja ważkom zawsze wierzę

że z kolei jej się zdaje
(wybacz, jednak nic nie czaję)
za chrabąszcza iść by chciała
więc, komarze, nic nie zdziałasz

okej, jeśli nie chcesz muchy
bądź na moje słowa głuchy
już się nie chcę z tobą bawić
pora mi... biedronkę spławić


i tak harce aż do rana
owad za owadem gania
finał tego będzie taki:
wszystkie polecą na... maki ;)))



Tak mi się dopowiedziało, na wesoło :)
Bolku, świetny Twój wierszyk, uśmiałam się! a do tego rytmiczny, aż płynie...

Pozdrawiam serdecznie!
Kinga.

Opublikowano

Bolku, długa, ale śmieszna historyjka, uśmiechnęłam się kila razy, było do czego.!
Są potknięcia... niżej, kilka sugestii , popatrz, jak chcesz, skorzystaj. Pozdrawiam... :)

Ona za nim ciągle lata
natrętna jest i pyskata,. . . . . . . . . . .i natrętna i pyskata
jak może to jej unika. . . . . . . . . . . . .on jak może jej unika
w leśnej kniei sobie bzyka.

Nawet ten pajączek mały . . . . . . nawet leśny pająk mały
wytrzeszcza z podziwu gały. . . . . . . . . . dziwi się wytrzeszcza gały
mimowolnie raz podsłuchał
co też pieprzy durna mucha.

posiłkiem by dobrym była. . . . . . . . .. niezłym by posiłkiem była

dla komara chce być żoną!!!. . . . . . . . .po co być komara żoną

Bolku, anomalia jest w przyrodzie, ale anoamlie.. są

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuję Kingo za miły komentarz i także zabawny wiersz:)

W całym roju się gotuje
znów ta mucha dokazuje,
natrętna jest do przesady
z trzmielem ma jakieś układy.

Razem cały dzień latają
i jak mogą dokuczają,
bez wyjątku tak, każdemu,
spać nie dadzą znużonemu.

Trzmiel zabrzęczy grubym basem
a mucha tak utnie czasem,
chcesz ją złapać to umyka
i złośliwie jeszcze bzyka.

Z serdecznym pozdrowieniem:)





Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


I komar ma spokój święty
muchą nie jest już przejęty,
czasami się krwi napije
i beztrosko sobie żyje.

Dziękuję Oxyvio za miły komentarz z wierszykiem:)
Z serdecznym pozdrowieniem:)
A morał jest z tego taki
(czy miłe to, czy niemiłe -
to głoszą wszystkie robaki):
nikogo nie kochaj na siłę.
Opublikowano

Przypomiało mi to bajkę O czapli i żurawiu. ..poszedł żuraw obrażony, trudno będe żył bez żony...
Albo (może bardziej zbliżony) ...

burak stroni od cebuli
a cebula doń się czuli
mój buraczku mój czerwony
czyżbys nie chciał takiej żony

burak tylko nos zatyka
niech no pani prędzej zmyka
ja chcę żonę mieć buraczą
bo przy pani wszyscy płaczą

Temat więc stary jak świat... Fajnie napisane Bolesławie!
A morał...
Należy się trzymać własnego gatunku
bo potem nie będzie żadnego ratunku
potomstwo poślednie na świecie się zjawi
w zdumienie i niesmak rodziców swych wprawi

Pozdrowienia!
Lilka


Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


I komar ma spokój święty
muchą nie jest już przejęty,
czasami się krwi napije
i beztrosko sobie żyje.

Dziękuję Oxyvio za miły komentarz z wierszykiem:)
Z serdecznym pozdrowieniem:)
A morał jest z tego taki
(czy miłe to, czy niemiłe -
to głoszą wszystkie robaki):
nikogo nie kochaj na siłę.

Bo to prawda jak świat stara
kiedy trafi swój na swego,
związuje się taka para
on ją kocha, ona jego.

Serdeczności Oxyvio:)
  • 6 lat później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia niestety nie, za takie coś, czekają mnie lata zsyłki na syberię, wieczne zmarzliny i chuchanie na zimne, chyba, że to jest bardzo wyrafinowane, tupnięcie nóżką, które zarazem, głaszcze go  pod włos;)    skomplikowany typ mi się trafił:P  
    • @hania kluseczka A na tupnięcie nogą też nie reaguje? 
    • @KOBIETA Nic tylko zamknąć oczy i sobie dopowiedzieć, co po języku jeszcze…;)
    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem... Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie. Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.   Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.   – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.   Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.   Wtedy to się stało.   Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki. Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą. Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.   Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny. Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.   – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!   – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.   – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.   – Chłopie, ale o co ci chodzi? – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.   – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję! Nienawidzę was wszystkich!   Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:   – Co tu się odbrokatawia!   – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.   Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem. – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.   Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.   Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.   Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.   Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.   Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.   Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.   To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...   Wesołych Świąt!    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...