Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

GUMPEN

Dostałem nową rolę. Postać kolejna odgrywam. Jestem reklamą jakiegoś cukierka. Nazywam się Gumpen. Chodzę po wielkim terenie, który jest jednocześnie zoo i parkiem rozrywki, przebrany za wielkiego ptaka, kogoś na wzór postaci z ulicy sezamkowej i witam się z dziećmi, macham do nich ręką, bawiąc je. Pole widzenia mam trochę ograniczone bo żeby móc spojrzeć komuś w oczy muszę odchylić głowę do tyłu i wtedy ptak w którego skórze siedzę wygląda jakby spoglądał w niebo, patrząc czy przypadkiem nie zanosi się na deszcz. Oczywiście chodzi o to żeby dzieciaki w supermarkecie spośród tysiąca innych produktów wybrały właśnie mnie i naciągnęły swoich starych na sięgnięcie do portfela a tym samym przyniosły firmie krociowe zyski. Jak łatwo się domyślić jest to zajęcie niezwykle twórcze i inspirujące, dlatego żeby je jakoś przeżyć muszę sobie znaleźdź sposób na czas. Podejść do niego naukowo, nie myśleć o zbyt dużo bo wtedy sekundy wydłużają się w nieskończoność co grozi zwariowaniem. Już za pierwszym razem gdzieś tak po trzeciej godzinie pracy, otoczony gromadka berbeci, z których każde coś do mnie paplało, w obcym zupełnie mi nie znanym języku, nagle poczułem się jakbym był na oddziale szpitala psychiatrycznego. Wszyscy coś mówią, nikt nikogo nie słucha, ktoś się śmieje, ktoś płacze, ktoś kogoś woła, ktoś biega w kółko bez sensu i bez celu, kompletny brak kontaktu z rzeczywistością, nieskończona ilość bodźców naciskająca mnie ze wszystkich stron niczym woda płetwonurka znajdującego się gdzieś na głębokości stu metrów pod wodą. Do tego dochodzi nieodparte uczucie chęci zachłyśnięcia się powietrzem, którego nie ma. Macki obłędu chwytają mnie w swoje ręce. Jeszcze chwila i wyskoczę z tego, ciskając tym cholernym łbem, który uwiera mnie w skronie, w jakiegoś roześmianego od ucha do ucha Norwega. I właśnie wtedy niczym gwiazdka z nieba, światełko w tunelu, zapalają się w moich oczach małe dolarki, jak w komiksach kaczora donalda. Przecież to głownie dla nich tu przyjechałem, przecież to dla nich to robię, i nagle ukojenie opatula moje ciało ciepłym szalem i już po wszystkim. Czas minął. "Jesteśmy wolni, możemy iść". Mogę zdjąć z siebie ten kawał szmaty i iść na przerwę, napić się kawy.
Ach kawa, jej aromatyczny zapach, smak milo rozpływający się w ustach, ożywiający ciało i umysł, pozwalający zapomnieć o troskach i kłopotach. I błoga cisza, czas na refleksję. Teraz mogę chwilę pomyśleć i zastanowić się dlaczego to mnie tak męczy, dlaczego nie potrafię podejść do tego jak do zwyczajnej czynności, która trzeba zrobić. Jak sznurowania buta, mycia samochodu, sprzątania czy całej masy innych zajęć, które wykonujemy codziennie bez zastanawiania się nad tym czy je lubimy czy nie. I wtedy właśnie niczym ptak posłaniec przynoszący mi wiadomość wpada mi do głowy gotowa odpowiedź. Zrozumiałem że brakuje mi kontaktu, rozmowy, czegoś co by mi dawało jakiś rodzaj prawdziwego szczerego kontaktu z tymi dziećmi, bliskości, więzi. A nie tylko zwyczajowy uścisk dłoni machniecie i cześć.
I wtedy właśnie pojawiły się te dwie małe bliźniaczki. Wzięły mnie za ręce i oprowadzały po całym placu zabaw. Czułem się jak ich młodszy braciszek, któremu pokazywały świat i jego najskrytsze tajemnice. Nagle zrozumiałem że dla nich wcale nie jestem jakaś rzeczą czy zabawką, byłem od początku do końca ich przyjacielem. I jak to zwykle w takich chwilach bywa przebywanie ze sobą staje się źródłem radości, szczęścia, wypełnia duszę błogością i zachwytem. Czas staje w miejscu, otwierają się wrota percepcji wszystko jest zauroczeniem, cudem. Bawiliśmy się ze sobą jakąś dłuższą chwilę, pokazując sobie różne ciekawe rzeczy, jak porzucone samotnie patyki od lodów, puste puszki po coca-coli, których ktoś zapomniał wrzucić do kosza. Kamienie o dziwnych kształtach i było nam naprawdę wspaniale aż przyszedł czas kiedy to "rozstać musieliśmy się" rozstać musieliśmy się szala la la la la ach cha ch cha cha jak to śpiewał Szczepanik. Dziewczynki oczywiście chciały wziąć mnie ze sobą i ciągnęły za rękę jak najdłużej ile tylko się dało. Aż w końcu miła cierpliwa i troskliwa mamusia wytłumaczyła im że Gumpen nie może iść z nimi do domu, musi tu zostać bo tu jest jego miejsce. Łza w oku mi się zakręciła i poczułem się poruszony do głębi. Nagle przez krótką chwilę zrozumiałem jak to się wszystko kręci, toczy, płynie. "Przychodzi, odchodzi, powraca bez błędu". Mięła jedna krótka chwila, odeszła, został po niej jakiś ślad w płatach skroniowych. Być może one zapomniały już o mnie. Być może nawet trochę tęsknią. Morze zobaczą kiedyś na wystawie jakiegoś supermarketu i przypomną sobie owe chwile cudownej zabawy i już na zawsze pozostanę w ich pamięci.
Lecz cóż czas mija i zaraz po nich pojawiają się inne dzieciaki, spragnione zabawy psikusów i psot. Zawsze je rozpoznaje po hałaśliwym histerycznym śmiechu, przypominającym mi trochę wrzaski jakichś afrykańskich małpiątek. Zaraz potem wiem że mogę się spodziewać jakiegoś poszturchiwania, dotyków w plecy, lekkich uderzeń, ot takich dla hecy. Staram się to ignorować nie zwracać uwagi i robić swoje, poruszać wolnym dostojnym krokiem naprzód, roztaczać wokół siebie atmosferę magii i tajemniczości, wprowadzając się w stan ćwiczącego mistrza tai- chi. Ale to na niewiele się zdaje bo ich prowokacyjna energia robi wszystko żeby tylko wywołać jakąś moją reakcję. I jakikolwiek ruch z mojej strony od razu jest przyjmowany jak chęć odwetu czy wręcz walki. Rozbiegają się wtedy na wszystkie strony ku własnej uciesze a ja zastanawiam się wtedy jak to jest, że są tacy jak te dwie dziewczynki przyjaźnie, pokojowo i z miłością podchodzące do mnie i tacy jak te urwisy atakujący mnie i szukający zaczepki. A może te dwie dziewczynki mają też jakichś swoich wrogów, których nie lubią, których się boją, lub którzy wprowadzają je w rozdrażnienie a te urwisy na coś zupełnie innego reagują spokojem i z wnikliwą uwagą poświęcają temu swoje zaangażowanie, wykazując się dbałością. Może to jakby powiedział Kubuś Puchatek porostu takie jest i już.

Opublikowano

nie myśleć o zbyt dużo bo wtedy sekundy wydłużają się w nieskończoność co grozi zwariowaniem - no nad tymi wyrażeniami radziłabym się zastanowić

w obcym zupełnie mi nie znanym języku - proponuję przecinek, tak po prawdzie nei tylko tu, piszesz ciekawe, długie zdania, przydałyby się gdzieniegdzie te przecinki.

Jak sznurowania buta = Jak do sznurowania...

przynoszący mi wiadomość wpada mi = o jedno mi (pierwsze) za dużo :)

Morze zobaczą kiedyś- ?!!

no i literówki
....................

Piotrze jest to niezwykłe opowiadanie, po raz piewrszy spotykam się z takim tematem a dla mnie jest on wyjątkowo wdzięczny, jako studenki wczesnej edukacji :) jestem pełna podziwu dla pisania o takich rozważaniach, jakie mamy w końcowej części tekstu. Cóż, język może nie wyszukany, ale i dlaczego miałby taki być skoro mówi o takich a nei innych sprawach? Do mnie przemawia z pewnością :) Nie wiem, jak tam panowie się zapatrzą na ten tekst, być może z większą rezerwą, ale ja widziałam te bliźniaczki, widziałam ten żal przy żegnaniu się z nimi, czułam uwieranie głowy Gumpena i smak upragnionej kawy podczas przerwy. Więcej mi nie trzeba :)

Serdecznie pozdrawiam i czekam na kolejne teksty
Natalia

aha jeszcze chciałam powiedzieć, że fragment o porównaniu ze szpitalem psychiatrycznym wydaje mi się bardzo dobry.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Tyle przecież jej zawdzięczamy, Poprzez liczne burzliwe wieki, Ostoją nam była naszej tożsamości,   W ciężkich chwilach dodawała nam otuchy, Gdy cierpiąc wciąż pod zaborami, Przodkowie nasi zachwyceni jej kartami, Wyszeptywali Bogu ciche swe modlitwy.   Gdy pod okrutną niemiecką okupacją, Czcić ojczystych dziejów zakazano, A pod strasznej śmierci groźbą, Szanse na edukację celowo przetrącono,   To właśnie nasza ojczysta historia, Kryjąc się w starych pożółkłych książkach, Do wyobraźni naszej szeptała, Rozniecając Nadzieję na zwycięstwa czas...   I zachwyceni ojczystymi dziejami, Szli w bój ciężki młodzi partyzanci, By dorównać bohaterom sławnym, Znanym z swych dziadów opowieści.   I nadludzko odważni polscy lotnicy Broniąc Londynu pod niebem Anglii, Przywodzili na myśl znane z obrazów i rycin Rozniecające wyobraźnię szarże husarii.   I na wszystkich frontach światowej wojny, Walczyli niezłomni przodkowie nasi, Przecierając bitewne swe szlaki, Zadawali ciężkie znienawidzonemu wrogowi straty.   A swym męstwem niezłomnym, Podziw całego świata budzili, Wierząc że w blasku zasłużonej chwały, Zapiszą się w naszej wdzięcznej pamięci…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Pseudohistoryków piórem niegodnym, Ni ranić Prawdy ostrzem tez kłamliwych, Wichrami pogardy miotanych.   Nie pozwólmy by z ogólnopolskich wystaw, Płynął oczerniający naszą historię przekaz, By w wielowiekowych uniwersytetów murach, Padały szkalujące Polskę słowa.   Nie pozwólmy bohaterom naszym, Przypisywać niesłusznych win, To o naszą wolność przecież walczyli, Nie szczędząc swego trudu i krwi.   Nie pozwólmy ofiar bezbronnych, Piętnem katów naznaczyć, By potomni kiedyś z nich drwili, Nie znając ich cierpień ni losów prawdziwych.   Przymusowo wcielanych do wrogich armii, Znając przeszłość przenigdy nie pozwólmy, Stawiać w jednym szeregu z zbrodniarzami, Którzy niegdyś świat w krwi topili.   Nie pozwólmy katów potomkom, Zajmować miejsca należnego ofiarom, By ulepione kłamstwa gliną Stawiali pomniki dawnym ciemiężycielom.   Bo choć ludzie nienawidzący polskości, W gąszczach kłamstw swych wszelakich, Sami gotowi się pogubić, Byle polskim bohaterom uszczknąć ich chwały,   My z ojczystej historii kart, Czynić nie pozwólmy urągowiska, By gdy oczy zamknie nam czas, I potomnym naszym drogowskazem była.   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…    Pośród rubasznych śmiechów i brzęku mamony, Ni kłamstw o naszej przeszłości szerzyć, W cieniu wielomilionowych transakcji biznesowych.   Nie pozwólmy by w niegodnej dłoni pióro, Kartek papieru bezradnie dotykając, O polskiej historii bezsilne kłamało, Nijak sprzeciwić się nie mogąc.   Nie pozwólmy by w polskich gmachach, Rozpleniły się o naszej historii kłamstwa, By przetrwały w wysokonakładowych publikacjach, Polskiej młodzieży latami mącąc w głowach…   Choć najchętniej prawdą by wzgardzili, By wyrzutów sumienia się wyzbyć, Wszyscy perfidnie chcący ją ukryć, Przed wielkimi tego świata umysłami,   Cynicznych pseudohistoryków wykrętami, Wybielaniem okrutnych zbrodniarzy, Nie zafałszują przenigdy prawdy Ci którzy by ją zamilczeć chcieli.   I nieśmiertelna prawda o Wołyniu, Przebije się pośród medialnego zgiełku, Dotrze do ludzi milionów, Mimo zafałszowań, szykan, zakazów.   Gdy haniebnych przemilczeń i półprawd, Istny sypie się grad, A skandaliczne padają wciąż słowa Milczeć nie godzi się nam.   Przeto straszliwą o Wołyniu prawdę, Nie oglądając się na cenę Odważnie wszyscy weźmy w obronę Głosząc ją z czystym sumieniem…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…  Prawdy historycznej ofiarnie brońmy, Czci i szacunku do bohaterów naszych, Przenigdy wydrzeć sobie nie pozwólmy.   Przeto strzeżmy wiernie ich pamięci, Na ich grobach składając kwiaty, Nigdy nikomu nie pozwalając ich oczernić, Na łamach książek, portali czy prasy…   Nie pozwólmy by upojony nowoczesnością świat, Zapomniał o hitlerowskich okrucieństwach i zbrodniach, By bezsprzeczna niemieckiego narodu wina, W wątpliwość była dziś poddawana.   Pamięci o zgładzonych w lesie katyńskim, Mimo wciąż żywej komunistycznej propagandy, Na całym świecie niestrudzenie brońmy, W toku burzliwych dyskusji, polemik.   O bestialsko na Wołyniu pomordowanych, Strzeżmy tej strasznej bolesnej prawdy, O tamtym krzyku ofiar bezbronnych, O niewysłowionym cierpieniu maleńkich dzieci.   Walecznych ułanów porośniętych mchem mogił,  Strzeżmy blaskiem zniczy płomieni, Pamięci o polskich partyzantach niezłomnych, Strzeżmy barwnych wierszy strofami,   Bo czasem prosty tylko wiersz, Bywa jak dzierżony pewnie oręż, Błyszczący sztylet czy obosieczny miecz, Zimny w gorącej dłoni pistolet…   Ten zaś mój skromny wiersz, Dla Historii będąc uniżonym hołdem, Zarazem drobnym sprzeciwu jest aktem, Przeciwko pladze wszelakich jej fałszerstw…                      
    • ładnie   chłodne spojrzenia poranków pochmurne deszczowe dni a przecież nie raz się trafi że słońce kasztan da mi   na krzakach żółci się pigwa pod drzewem niejeden grzyb nad nami czerwień jarzębin wiatr z liśćmi rozpoczął gry ...
    • @Somalija stałaś tam, stojąc w słońcu. a wiatr rozwiewał ci włosy. to było wtedy, kiedy o wieczorze liliowe zapalały si,e obłoki, w którymś lipcowym dniu gorącego lata, w którejś znojnej godzinie podwieczornego skwaru...
    • @Nata_Kruk

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       A ja Ciebie i Twoje komentarze :)
    • głody ciebie tworzą omamy lśnienia podbite hormonami  puste przebiegi  złe noce alkoholicznej zorzy    poprzez łzy  widzę niewiele  dłońmi mogą sięgnąć jedynie  już wilgotniej małej  i rozlewać zimne orgazmy    noszę smutne ciało  przeniknięte tęsknotą  z pragnienia zatracam     siebie           
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...