Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

burzliwa i bardzo głęboka
nie przepłyniemy wpław

ani ja
ani ty

ale możemy zbudować most
na powrót z piasku i mułu
przez ocean prób

nie bój się fali

nieważne kto wzburzył nurt
nawet jeśli już jesteś tysiąc mil
na opak

zawróć

stań znowu przy mnie
z wiarą
piekielne moce skapitulują
a my

przepłyniemy problem

Opublikowano

Krysiu , lubię symbol mostu- Ty go budujesz , pięknie pomimo przeciwieństw losu..."przepłyniemy problem"!
O to jest to o czym pisałam pod Twoim postem , wskazówki, rady , i wiara ,że damy radę , tylko powalczmy!
Zabieram !
Serdeczności!
Hania
P.S.
Jak możesz , daj posłuchać, może choć poczytać?!
Proszę!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Haniu, dziękuję za wierne czytanie i "budujący" komentarz :))
Wysłałam Ci na PW link do piosenki.
Miłego słuchania :)))))
Krysia

Dziękuje serdecznie!
Piękna muza no i już wiem ,,,do kogo i dla kogo!
Gratujuję tak utalentowanego syna !
Proszę pogratujuj talentu od nieznajomej , kochającej poezję mamy -
-piszącej małe co nie co!
Uściski!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Haniu, dziękuję za wierne czytanie i "budujący" komentarz :))
Wysłałam Ci na PW link do piosenki.
Miłego słuchania :)))))
Krysia

Dziękuje serdecznie!
Piękna muza no i już wiem ,,,do kogo i dla kogo!
Gratujuję tak utalentowanego syna !
Proszę pogratujuj talentu od nieznajomej , kochającej poezję mamy -
-piszącej małe co nie co!
Uściski!
Cieszę się, że Ci się podoba. Oczywiście przekażę Twoje odczucia przy najbliższej okazji :))
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam miłośniczkę poezji "piszącą małe co nieco" (jesteś b.skromna!):))
Krysia
Opublikowano

Ciekawie z tym mostem, który może połączyć uczucia, ale może też powodować, że wspólnie przepłyniemy problemy, a może przejdziemy?
Jest fajnie, ale też zaciekawiło mnie to, że masz tak uzdolnionego syna, gratuluję i pozdrawiam:)

Opublikowano

zaciekawiasz, Krysiu.
piszesz o próbie powrotu do jedności, od początku wyrażając pragnienie ponownego złączenia w jednym nurcie, przez rozbicie zbieżności na osoby: "ja" i "ty" - każdy własną rzeką przepływa pod mostami, niosąc piasek i muł. teraz woda obmywa i koi, gdy pojawia się dłoń, wyciągnięta z toni codzienności, z oceanu problemów, piętrzących się z każdą milą po tysiąckroć. bo jest nadzieja i otwarcie na nowy nurt - nie bój się fali... w centrum rozmyślań wzruszasz mnie do łez, Poetko! choć to "tylko" słowa. delikatnie, z czułością, ale stanowczo przywołujesz tego, który teraz uczy się na nowo, jak przepłynąć rzekę. najprościej. najkrócej. najtrafniej zatopić problemy - usłyszeć spokojny szum fali...

jestem pod wrażeniem. kolejny Twój wiersz w ulu.

pozdrawiam serdecznie, Krysiu! miło po długiej nieobecności wrócić do Takiej poezji.

in-h.


P.S. muzyczne skojarzenie z Twoim wierszem - http://www.youtube.com/watch?v=F-4wUfZD6oc - jeden z moich ulubionych utworów tego kompozytora :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pomysł zbudowania mostu - na oceanie prób, by "przepłynąć" problem, ten fragment najbardziej zapamiętam.
Możnaby zapisać.. zbudujmy most.. co byłoby wyraźną, taką zdecydowaną zachętą.
Jest.. ani ja, ani ty.. dlatego poniżej.. a my.. wg mnie niepotrzebne, ostatni wers w l.mng. "mówi", że my.
Pozdrawiam... :)
Opublikowano

Krysiu, czasem tak trudno uspokoić te rwące rzeki w sobie, ale z tą nutą optymizmu Twojego wiersza, może i mnie się kiedyś uda. Podoba mi się, że piszesz: "nieważne kto wzburzył nurt", bowiem wina nigdy nie leży po jednej stronie. Pozdrawiam serdecznie.
J.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jeśli miłość nie umarła
odbuduje stare mosty
byśmy mogli pokonywać
i wybaczać w nas słabości

dziękuję Bolku za wierszowany komentarz i za wierność czytania moich rozważań :)

serdecznie pozdrawiam :-)
Krysia

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


"przepłyniemy" czy "przejdziemy" ...hmm...skoro "mosty" to przenośnie "mosty" porozumienia a "problemy" są "rwącą rzeką", to raczej "przepłyniemy" (płynność jest mniej stresująca :)
A syn?...pisze sobie teksty, komponuje i śpiewa od ... bodajże liceum, takie ma hobby :)

dziękuję za gartulacje i serdecznie pozdrawiam :)))
Krysia
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Kingo, wyczytałaś zamiar co do "literki"! Nic dodać, nic ująć! Czyż nie najważniejsze, by pomagać (podpowiadać) jak "przepłynąć" wzburzoną rzekę "w sobie"? Fakt, trzeba przedtem samemu wiele doświadczyć, by móc dawać życiowe rady innym. Jeśli nawet choć jeden człowiek spróbuje "uciszyć rzekę" i odważy się wrócić do kogoś "przez ocean prób" to warto o tym pisać. A gdy ktoś wzruszy się tak jak Ty, to ogromna radość dla autora.

Uwielbiam Twoje wnikliwe komentarze. Pięknie dziękuję i serdecznie pozdrawiam :)))

ps Słuchałam Yirumę - jego rzekę obejmują cudownie ukwiecone brzegi jak dwa ramiona w uścisku miłości, dlatego płynie spokojnie u stóp domu, w którym zapewne mieszka zrozumienie.
O takiej "rzece" w skłóconych ludziach marzy mój wiersz.
:)))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Aniu, nie wątpię, że Twoje "mosty" połączą wiele oddalonych brzegów, więc buduj je z takim talentem jaki otrzymałaś "z wysoka"! Nie, nie kadzę! Po prostu cenię Twoje pisanie.
Pięknie dziękuję za: "zabieram na własny użytek" - przyznam się nieskromnie, że to bardzo miłe :))))

dziękuję i serdecznie pozdrawiam - Krysia (teresa)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pomysł zbudowania mostu - na oceanie prób, by "przepłynąć" problem, ten fragment najbardziej zapamiętam.
Możnaby zapisać.. zbudujmy most.. co byłoby wyraźną, taką zdecydowaną zachętą.
Jest.. ani ja, ani ty.. dlatego poniżej.. a my.. wg mnie niepotrzebne, ostatni wers w l.mng. "mówi", że my.
Pozdrawiam... :)
Witaj Nato! Cieszę się, że znalazłaś fragment godny zapamiętania. Dziękuję za uważne wniknięcie w treść :)))
"a my" wydawałoby się, że zbędne, skoro wyżej "ani ja ani ty", ale to pierwsze znaczy "osobno, każdy po swojemu", natomiast "my" nie budzi wątpliwości, że "razem", więc zostanie tak jak jest :)

Serdecznie pozdrawiam :)
Krysia

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Januszu, wiem, że trudno. Rwące rzeki nieraz prowadzą do szaleńczego kroku, bez opamiętania niszczą wszystkie mosty. A jednak trzeba przywołać rozsądek i zacząć od siebie..."nieważne kto wzburzył nurt", warto zawrócić ...razem, choćby "przez ocean prób", może się udać ...Tobie też! I tego z całego serca Ci życzę :)))

Dziękuję i serdecznie pozdrawiam - Krysia

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego. Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką. Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie. Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić? Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt. Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam. Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam. Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą. Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim. Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać. To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka. Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy. Gorące pozdrowienia z Piekła,  Allen
    • Nie jesteś sam. Czuję Twój ból, choć nie mogę go unieść w całości. Nie musisz już dusić go w sobie - niech wypłynie, niech oddycha.   Moje myśli są miękką otuliną, która zna Twoje imię, choć nie wypowiada go na głos. Niech ten spokój, co rodzi się w milczeniu, dotknie Cię jak ciepły oddech nocy.   Jestem tu, nie po to, by uleczyć, lecz by czuwać - z sercem, które nie ocenia, tylko trwa.  
    • @P.Mgieł Nie spodziewałam się takiego komentarza, jestem naprawdę mile zaskoczona. Pisałam w dużych emocjach, niemal na bezdechu, i cieszę się, że wiersz dotarł tak głęboko. Dziękuję za tę czułą lekturę i słowa, które trafiają prosto w serce. :)
    • @Robert Witold Gorzkowski można i tak to interpretować Pozdrawiam  @Wiesław J.K. Dobre :) 
    • @Migrena bardzo Ci dziękuję Pozdrawiam 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...