Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Przychodzę oto tutaj, leżę w lasku młodnika -
Czekając na Ciebie, ale Ty nie wiesz o tym.

Słodka dziewczyno kochana...

Spoglądam za Tobą przez gałąź kraty...
Czemuż to ja tylko w tęsknocie za Tobą bogaty?
Czym mam uwieść Ciebie: mową, urodą,
A może podarowanym polnym kwiatem,
Żeby nasze dusze były bratem?

Słodka dziewczyno kochana...

Leżę tutaj w lasku młodnika smutny
I myślą o Tobie zasnuty...
- Przyjdź do mnie, przyjdź,
Chcę Ciebie, nie pokuty!
Przyjdź tu do mnie, przyjdź, zmień zdanie?!
Nie pożałujesz, zmienisz o mnie mniemanie!
Wierszem w szepcie z Tobą zacznę rozmowę.

- Przyszłaś. Przysiądź tu koło mnie!
Spocznę głową ku sercu na pierś Twoją.
Przy Tobie tu ja będę w cieniu
I w przebłyskach słonecznych promieni...

- Jesteś tak delikatna i rzeczywista,
Jak ten czas, który w spotkanie nas przywołał!
Przytulę Cię, niech nam ta chwila
W dotyku będzie rzęsista...

Słodka dziewczyno kochana...

- Są na około piękne dziewczęta;
Włosy złote, oczy tęczowe, serca źródlane.
Ale Ty jesteś we mnie zaczęta,
Jak przez darń źródło przelane...

- A teraz daj mi rękę, chodź pójdziemy!
Zobacz, jak gryka pole ścieli!
Motyl lot zygzakiem na kwiat kończy.
Połóż rękę na duszy mojej - nas to rozweseli
I nikt już z tych uczuć nie rozłączy.

- Spocznijmy raz jeszcze w kolorach łąk, pól i nieba,
Po tym długim czasie Ciebie wywoływania.
Rozłóż warkocz włosów na pierś swoją,
Jeśli nie wtopię się w nie ciałem,
To położę duszę swoją na nie!

- Po tym przywołanie i tęsknota mi się skończy;
Będąc razem, leżąc razem, niech ten grzech rozkoszy
Już na zawsze nas połączy - będziesz moją - ja Twój będę!

Słodka dziewczyno kochana...

- Młodnik sosen, błysk promieni, gryka w bieli
Z pól i łąk wieść zaniesie niebu, ziemi,
Że Ty i ja spoczniemy w przyrodniczej pościeli...

[url]http://www.youtube.com/watch?v=X9_0ZKrDY7Q&feature=related[/url]

Opublikowano

To jest straszne. Aż mnie zemdliło. Wygląda jakbyś to pisał po pijanemu od czasu do czasu wrzucając rym. Najlepiej się zdecydować czy chcemy rymy czy nie i tego się trzymać w całości wiersza.
Twoje dzieło jest za długie, zwłaszcza że czytanie go to tortura. Dzięki za wiersz bo dzięki temu samemu łatwiej mi będzie wiedzieć czego unikać.

Opublikowano

Chciałbym Cię przeprosić. Miałem dzisiaj zły dzień i poniosło mnie. Nie powinienem się tak ostro wypowiadać o twoim wierszu. Ciągle uważam że jest to zły wiersz i że jest w nim wiele do poprawienia. Ale nie jest gorszy od innych wierszy ludzi początkujących. Przepraszam i życzę powodzenia w rozwijaniu swojego warsztatu.

Opublikowano

Do Johny -
Przeprosiny przyjmuję. Na opinię wiersza nie wypowiem się,
skoro wiersz był pisany w emocji z tęsknoty i uwelbienia do miłej.

Sylwestrowi Lasota -
Serdecznie dziękuję. Do Niemna nam niedaleko z 30 km.,
ale już po stronie białoruskiej. Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Na poboczu, tam, gdzie dzień i noc mieszają się jak świeża krew w brudnej filiżance, stoją – „dziewczynki”. Twarze ich oświetlone reflektorami jak manekiny z wystawy grzechów, które ktoś zostawił, żeby lśniły w ciemności jak lodowate diamenty z krwi i kurzu. Śmieją się cienko, śmiechem sprzedawanym na minuty, który odbija się od asfaltu jak plastikowa zabawka zmiażdżona przez ciężarówkę, i pęka w tysiąc dźwięków, które drżą w powietrzu, nie dla ucha, ale dla ciała, które czuje ciepło rozpadu. Kierowcy – rycerze szos z rdzą kilometrów w sercu – mylą pożądanie z wybawieniem, zatrzymują się nagle, jakby samotność wskoczyła na maskę i wbiła pazury w światło reflektorów. Jakby śmierć przyszła po swoje w najprostszej formie: dotyku. Wsiadają w tę ciemność jak w automat z losami, które zawsze wygrywają klątwę – lepka, śmierdząca klątwa, która przywiera do skóry jak cień po pożarze, jak sół w ranie, co nigdy nie przestaje szczypać, jak szron, który zamarza w żyłach, wstrzymując oddech. A choroby wracają z nimi jak czarne gołębie, z piórami pełnymi szeptów i trucizny, które nocą siadają żonie na ramieniu, dziobią jej zaufanie do kości, zamieniają ciepło w pył, zimno w ból, i wciągają w siebie kawałki serca, tak, że bije nie tam, gdzie trzeba, a krzyczy tam, gdzie nie ma słów. Wracają do domów z „pamiątkami” tak egzotycznymi, że nawet wirusy zadają pytania: kto tu zwariował naprawdę ? Patrzą w lustro z osłupieniem – nie poznają twarzy, która przed chwilą wciąż miała ciało, teraz wypełnione chemicznym oddechem ulicy, i światem, który twardo depcze po duszy. W kuchni żona pyta: „Dlaczego znowu unikasz światła ?" Nie wie, że mąż przywiózł spod znaku kilometra ruinę, starannie zapakowaną w milczenie i perfumy obcej skóry, w spalone wspomnienia, które pachną popiołem i krwią, i zostawiają na rękach rany, których nikt nie umie obmyć. Moralność leży na poboczu jak potrącony lis – wszyscy widzą, nikt się nie zatrzymuje, wszyscy patrzą, jakby zło było oczywistością, jakby czekało na kurs życia w przyspieszonym tempie, jakby każdy błąd był tylko kolejnym kliknięciem w automacie cierpienia. „Dziewczynki” stoją dalej, przetrwanie nauczyło je cierpliwości, jakby były latarniami z żarzącymi się żarówkami bólu, postawionymi, by oświetlały cudzy upadek, jakby nad każdą z nich wisiał anioł z wyrwanymi skrzydłami, trzymający w dłoniach ich los jak garść czarnego pyłu – i za każdym razem, gdy sprzedają dotyk, anioł dmucha w ten pył, rozsiewając go po świecie jak zarazę cudzego grzechu, aby każdy grzech odbił się w ich oczach jak ostrze stali. Liczą pieniądze, jakby przeliczały własną niewidzialność, a świat mija je z prędkością wstydu udającego pośpiech, jakby wszyscy byli ślepi, głusi i martwi jednocześnie. I tylko noc – wielka, czarna gospodyni samochodowych grzechów – poleruje gwiazdy, zamienia je w lustra ludzkich win, i patrzy, jak ludzie sprzedają sumienia za chwilę dotyku, zimną jak moneta wyjęta z błota, twardą jak kamień, którym rozbijają własne serca. Małżeństwo kruszy się jak witraż uderzony kamieniem cudzej skóry – kolory uczuć rozsypują się w kurz, nie ma już przez co przejść światłu, bo wszystko, co było, zostało odarte z delikatności, pozostały tylko ostre krawędzie, które tną duszę. Cały ten teatr kręci się dalej, jakby ktoś nakręcił go kluczykiem od stacyjki, aktorzy nie wiedzą, że grają w tragedii, i że scenariusz pisze noc, która nigdy nie kładzie się spać, której oczy widzą wszystko, a serce nie zna litości. Nikt tu nie jest diabłem, ale każdy niesie iskrę, która może podpalić dom, życie, twarz w lustrze, i w tym ogniu ujawni się prawda – surowa, bezlitosna, ostra jak brzytwa. Bo na poboczu, przy asfalcie, gdzie człowiek zdejmuje człowieczeństwo jak brudny kombinezon, nawet cienie mają choroby. A miłość – jeśli kiedykolwiek tędy jechała – wróciłaby tylko po własną, dawno zgubioną tożsamość, i płakałaby nad resztkami tego, który kiedyś nazywał siebie „człowiekiem”.      
    • Studnia   Białe ściany chłodzą dłonie, twarz blada od szukania światła. Z każdym wypadniętym włosem spadam głębiej i głębiej.   Tkwię w bezruchu latami, mimo że minął dzień. Mama co noc nie może spać, codziennie śni o wschodzie.   Skóra przemokła wilgocią, więc zacząłem pisać poezje — hermetyczną i brudną, powściągliwą i mokrą.   Czas obiecał mi poprawę, zamiast tego oddycham coraz płycej, szybciej. Czas miał mnie wyleczyć, zamiast tego tracę myśli.   Nadal ich czuję za moimi plecami, dlatego nigdy nie wróciłem do domu. Unoszę się w mętnej wodzie, pluskwy wżerają się w serce. Smród rozkładu mojego ciała sięga aż nad leśną polanę. A ja wmawiam sobie, że to się nie dzieje.        
    • @Leszczym Dobrze się to czyta, pewnie dlatego że z trzewi, prawdziwe. Lubię wiersze "monologi" oraz Twoje lekkie traktowanie słów. E.T.
    • @E.T. Pięknie uchwycone to, co dzieje się między dwojgiem ludzi, zanim cokolwiek stanie się „naprawdę” Ten niewidzialny magnes, to skracanie kroków, to napięcie pod skórą, które zna tylko serce. Jest w nim czułość, ale i prawda o tym, że codzienność potrafi trzymać człowieka za kostki, jakby nie chciała puścić. A jednak - w tym spojrzeniu, w tej dłoni, którą chciałby zastąpić ustami - jest wybieg do marzenia, takie małe, śmiałe „gdyby…”. Trafiony :)
    • Ulep oko, łódź, dąb bądź dół okop, Elu
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...