Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Życie bez śmierci było by niczym,
żadnym szczęściem, żadnym ducha uniesieniem.
Nie było by smutku i radości byśmy nie znali.
Gdyby śmierci nie było kary by zabrakło.
Kiedy jednak już przychodzi i u progu stoi,
siedzę cicho jak mysz pod miotłą, licząc na to, że pójdzie sobie i zapomni o mnie...

Życie to zabawa z czasem i nic więcej,
śmierć i tak po nas przyjdzie, później lub prędzej.

Opublikowano

Różo.. myślisz, że gdyby nie istniały chwasty to nie byłoby róż?!
Dualizm tak wszechobecny (upowszechniany odwiecznie przez religie fałszywe, tj. te których twórcami są ludzie) tak mocno się zakorzenił... Jak czytam twój utwór, to... pomyśl (przemyśl) czy nie może być inaczej? Czy istnienie dobra nieuchronnie implikuje istnienie zła niejako z automatu?! Czy istnienie życia tak samo nieuchronnie musi oznaczać konieczność istnienie śmierci!? Przecież by Boga nie było już, albo kiedyś tam, bo musiałby umrzeć skoro żyje. A przecież Słowo Boże, Biblia uczy:
"Zanim się narodziły góry,
nim zacząłeś jakby w bólach porodowych wydawać ziemię i żyzną krainę,
już od czasu niezmierzonego po czas niezmierzony ty jesteś Bogiem."

Psalm 90, 2.

Wybacz mi, jeśli poczułaś się pouczana, ale wręcz musiałem napisać co spowodował we mnie twój utwór. Zaprawdę, nie napisałem tego poto, aby sprawić ci przykrość, lecz powodowany miłością (agape) do PRAWDY i także do ciebie :)

Opublikowano

Rozumiem, że bawisz się słowem.. :) Jakkolwiek.. tego, co prawdzie nie odpowiada nie godzi się stroić w szaty poezji, przynależne temu co prawdziwe. Niemniej wolność słowa, jest i wiążąca się z nim odpowiedzialność też... Wejrzyj, proszę w słuszną naukę Mistrza, utrwaloną w Ew. wg Mateusza 12, 35-37: "Dobry człowiek ze swego dobrego skarbu wydobywa rzeczy dobre, natomiast niegodziwy człowiek ze swego niegodziwego skarbu wydobywa rzeczy niegodziwe. Mówię wam, że z każdej nieużytecznej wypowiedzi, którą ludzie wyrzekną, zdadzą sprawę w Dniu Sądu; bo na podstawie twoich słów zostaniesz uznany za prawego i na podstawie twoich słów zostaniesz potępiony".

Opublikowano

Nawet jeżeli Twoje słowa są naiwne, to są cudownie, ale i mądrze naiwnie. A już w żadnym wypadku Twoje słowa nie są grzeszne czy głupie. A już najbardziej, czego człowiek może zazdrościć człowiekowi, to bycia sobą, choćby i wbrew zawsze czemuś i komuś. Bo nieprzekraczalne są tylko pewne dogmaty. A sztuka jest także w tym/taka, że mając pewną wyobraźnie, pewien polot, trzeba nie dać sobie podciąć skrzydeł. Pozdrawiam

Opublikowano

Nie sądzę że w jakikolwiek sposób Bóg by miał mnie ukarać za te słowa które pisze, taką mnie stworzył i takie sytuacje stawia na mojej drodze co sprawiają że piszę w taki sposób nie inny. Wiem, że moje słowa mogą wydawać się naiwne, ale piszę tak jak potrafię i to co czuję, inaczej nie umie. Mam w sobie pokorę, dlatego krytyki nie przyjmuje jako skreślenie moich słów/ wierszy tylko jako wyrażenie swojego zdania na ten temat. W każdym człowieku drzemie inna dusza, więc i każdy ma inne potrzeby na zaspokojenie własnego umysłu i każdy ma prawo do innej oceny. Dzięki za pozdrowienia, również pozdrawiam ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Różo.. Proszę, przeczytaj raz jeszcze moje komentarze (zresztą nie tylko zamieszczone pod twoim wierszem) i bacz, że w nich nikogo nie osądzam, a jedynie składam świadectwo PRAWDZIE BOŻEJ, którą mieści Słowo Boże - Ew. wg Jana 17, 17 - z przekonaniem piszę to, wtórując Jezusowi.

Do tego bacz, że mój komentarz jest ad vocem treści twojego utworu a nie ad personam...

Bardzo przykro mi jest (czuję się prześladowany), że niejeden poeta na tym forum bezpodstawnie postrzega mnie i traktuje jako wroga ludzi (wręcz ludzkości) i komentując moje utwory lub komentarze daje temu wyraz niekiedy wprost, ale częściej przebiegle urabia mi opinię, na którą sobie nie zasługuję. Zwałem to już małostkowością, ostracyzmem i dawałem wyraz jak postrzegam w utworze o osądzie osądów, ale... jest jak czytasz.

Wierzaj mi Różo, że w tym do czego dążę nie tylko na tym forum, staram się iść w ślady (jak dla mnie) wybitnego człowieka, który ongiś upraszał: "bądźcie naśladowcami moimi tak, jak ja jestem naśladowcą Jezusa". Tenże człowiek korzystając z ateńskiego forum (areopag), wypowiedział się (jak dla mnie) we wzorcowy sposób, komentując to z czym miał do czynienia:

Mężowie ateńscy, widzę, że we wszystkim zdajecie się żywić większą niż inni bojaźń przed bóstwami. Na przykład przechodząc i uważnie oglądając wasze przedmioty kultu, znalazłem także ołtarz, na którym napisano: "Nieznanemu Bogu". Co więc - nie znając - traktujecie ze zbożnym oddaniem, to wam ogłaszam. Bóg, który uczynił świat i wszystko, co na nim, ten, będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych ani nie jest obsługiwany rękami ludzkimi, jak gdyby czegoś potrzebował, ponieważ on sam daje wszystkim życie i dech, i wszystko. On też z jednego człowieka uczynił wszystkie narody ludzkie, żeby zamieszkiwały na całej powierzchni ziemi, i on ustanowił wyznaczone czasy oraz ustalone granice zamieszkiwania ludzi, aby poszukiwali Boga, czy by nie mogli go niejako namacać i rzeczywiście znaleźć, choć właściwie nie jest on daleko od nikogo z nas. Dzięki niemu bowiem mamy życie i poruszamy się, i istniejemy, jak to rzekli nawet niektórzy z waszych poetów: "Bo jesteśmy też jego potomstwem".
Skoro więc jesteśmy potomstwem Bożym, to nie powinniśmy mniemać, że Istota Boska jest podobna do złota albo srebra, albo kamienia, do czegoś wyrzeźbionego dzięki kunsztowi i pomysłowości człowieka. Wprawdzie Bóg nie zważał na czasy takiej niewiedzy, lecz ]teraz mówi ludziom, żeby wszyscy wszędzie okazali skruchę. Ustalił bowiem dzień, w którym [u]zamierza w prawości sądzić zamieszkaną ziemię[/u] przez męża, którego wyznaczył, udzielił też gwarancji wszystkim ludziom przez wskrzeszenie go z martwych.
- Dzieje Apostolskie 17, 21-31

Jak czytać dalej reakcje na ową wypowiedź były różne, niezależnie jednak od tego apostoł Paweł nie uważał, iż odprawił jakiś cyrk, albo kogokolwiek obrażał, bądź osądzał. Wzorując się na nim nadal będę się starał składać świadectwo prawdzie, dążąc do tego, abym mógł (jak mój Mistrz) mówić o sobie: ja się po to narodziłem, aby dać świadectwo prawdzie

Życzę ci Różo
radości dużo
zaprawdę
kochaj prawdę
słowami
czynami
wierszami


:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar Zgadzam się ! Ładne porównania...  
    • Wieczór. Jezioro zapina horyzont ostatnim promieniem światła. Słońce – spóźniony kochanek – tonie w jedwabnej, szepczącej trzcinie. Cisza. Nie pusta. To język pragnienia natury. W niej każde ich tchnienie. Woda milczy Ale to milczenie drży – jak skóra świata przed pieszczotą dłoni. Oni. Bez imion. Miłość nie potrzebuje dźwięku. Spleceni, jakby czas tkany był z ich oddechów, jakby każdy gest, każda ścieżka - prowadziła do tej chwili, czekał zapisany w niebie. A jednak – w ich spojrzeniach cień. Dotyk losu. Świat szepcze kruchą pieśń przemijania. Ich pocałunki – ciepło ciał i drżenie warg, symfonia żywiołów: ogień i wilgoć, wieczny alfabet istnienia. Nie całują się. Oni się stwarzają. Jezioro patrzy: nieme. Wierne. Rozświetlone – bez końca Brzeg milczy, lecz to milczenie kłania się Przedwieczności – ciszą bezmierną.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      xd   Agatko,  Jeśli zametkowałaś twórczość w gatunku haibun, to utwór powinien chociaż stać niedaleko tego gatunku.  Nie czepiam się detali, tylko podstaw.  Proza + haiku. Tylko tyle.   Przecież nikt nie każe pisać ci pod Pulitzera, ale błagam szanujmy gatunki literackie. Bo za moment ktoś posunie się dalej i zrobi się bałagan.   Nie chciałam cię urazić, ale nie mogłam przejść obojętnie, bo ktoś weźmie przykład i zacznie rworzyć potworki.   Świat na zewnątrz zapiepapier, ale tu, w świecie literatury, są pewne ramy, z których całkowicie wyjść nie można.   Jest mi smutno i przykro. I proszę o zlikwidację lajka :(   Jaka wojna? O co chodzi? Nieważne. Jak zlikwidujesz lajka usunę wpis. I będzie ok.  
    • OBŁĘD Było to w miejscu, które nie znało już światła. Nie dlatego, że słońce przestało wschodzić — po prostu nikt nie miał już siły otwierać okien. Stary dom przy końcu ulicy Węgla. Numer zatarty, szyld wykrzywiony, kamień brunatny od upływu czasu. Mówiło się, że mieszka tam człowiek, ale nie było go widać. Tylko czasem, o trzeciej nad ranem, gdy miasto już nie śniło, ale jęczało, słyszano śmiech. Taki, który nie miał ust. Na początku Tomasz sądził, że to przemęczenie. Delikatne rozjeżdżanie się myśli — jakby alfabet nagle stracił przyczepność. Niektóre słowa przestawały znaczyć. Inne zaczynały znaczyć zbyt wiele. Obłęd. Nie jako diagnoza. Jako klimat. Jak wilgoć, która nie schnie. Jak szczelina w głowie, przez którą coś się sączy. Myśli, sens, imię. Tomasz tego nie nazywał. Jeszcze. Myślał, że to stres. Że umysł się przegina, ale wraca. Ale tym razem nie wrócił. Myśli się skracały. Potem rozciągały. Potem wracały. Ale inne. Jakby coś przeszło przez niego. Jak ciecz, która zapomniała, po co była. Zaczęło mu się wydawać, że obłęd się sączy. Jak światło, które leje się z głowy. Nie świeci — wycieka. Nie ogrzewa — zostawia ślad. W środku zrobiło się chłodno. Jakby ktoś otworzył okno, a za nim nie było świata. Dwie kromki chleba z masłem. Rano. Jakby codzienność próbowała się jeszcze trzymać formy. Ale masło smakowało jak kurz. A chleb — jak tynk z sufitu. Rozmowa z lekarzem — — Tomaszu, czy wiesz, gdzie jesteś? Światło lampy tliło się w aluminiowych szwach. Głos lekarza był suchy. Jak zapis. — W środku — powiedział Tomasz. — Ale we mnie ktoś patrzy. — Kto? Nie odpowiedział. — Co widzisz, gdy zamykasz oczy? — Lustro. Ale od środka. — Czasem słyszę słowo, którego nie znam. „Szuriel.” Powtarzam je, żeby nie przestało istnieć. Albo żeby ono jeszcze istniało, póki je powtarzam. — Słyszysz głosy? — Słyszę intencje. Zanim się staną. Jakby ktoś myślał za mnie, ale używał moich słów. Lekarz zapisał coś na kartce, która nie miała znaczenia. Zanim jeszcze wszystko zaczęło szumieć — pamiętał zapach sierści psa po deszczu. Miał na imię Maks. Gdy Tomasz płakał, pies układał się przy jego nodze, nie pytając, nie oceniając. Tamto ciepło miało gęstość. Teraz zostało tylko echo temperatury. Piwnica z cegły. Cień nie odbijał tam światła. Światło się tam bało. Tam Tomasz pisał — ręką, paznokciem, zębami. Nie po to, żeby coś przekazać. Raczej, żeby trzymać się znaczeń, które jeszcze nie wyparowały. Na ścianie pojawiło się zdanie, które powtarzał bezgłośnie, jakby chciał się nim zamknąć: Rana w głowie nie boli. Ale przez nią coś patrzy. Nie wiedział, co to znaczy. Ale wiedział, że to prawda. Rysa. Przyszła nocą. Nie w murze. W środku czaszki. Słyszał ją. Jakby ktoś drapał od wewnątrz. Jakby coś próbowało wyjrzeć przez niego. A potem przyszło coś, co nie miało imienia. Nie głos. Nie cień. Obecność. Jakby jego własna świadomość usiadła obok, na krześle, i patrzyła z kąta pokoju. To nie ja myślę — powtarzał. — To ktoś myśli przeze mnie. A potem: Jestem ciałem. Ale w środku jestem rozerwany. Zakleił uszy. Nie słyszał dźwięku. Słyszał intencję dźwięku. Lustro zakrył kocem. Ale wiedział, że i tak ktoś patrzy. Nie z zewnątrz. Z wnętrza odbicia. Zapiski stały się krwią. Nie pisał po papierze. Pisał, żeby zostać. Pisał, żeby jeszcze przez chwilę być czymś więcej niż miejscem. Myśl wypływała. On za nią. W środku zostawała cisza. Ale ta cisza była zajęta. Zamieszkiwało ją coś, co nie oddychało. Tylko trwało. Zimne. Nienazwane. Zadowolone. Końcowa spirala Którejś nocy poczuł, że to coś się otwiera. Nie w murze. Nie w głowie. W samym pojęciu „ja”. To nie ja. To nie ja. To nie ja. To nie— A potem już nic. W tym samym czasie, kilka ulic dalej, ktoś inny zaczął mieć wrażenie, że jego myśli są dziwnie znajome. Jakby kiedyś należały do kogoś, kto już nie istnieje. Albo... jeszcze nie przestał. Rano znaleziono go przy stole. Nie martwego. Ale nieobecnego w sposób, który nie podlega leczeniu. Oczy miał szeroko otwarte. Jakby patrzył gdzieś głęboko za plecy rzeczywistości. Albo jakby ktoś z wnętrza jego czaszki patrzył na nich. Na ścianach zdania w spirali. Setki razy powtórzone, coraz mniejsze, coraz ciaśniejsze, jakby miały się same wessać do środka. Wydrapane zębami: „Jestem tylko przestrzenią, przez którą coś przechodzi.” Niżej, niemal szeptem, jakby napisane przez dłoń, która już nie wiedziała, że istnieje: „To echo. Nie trzeba go rozumieć. Wystarczy je usłyszeć za późno.” W prawym rogu, na ścianie z czarnej cegły, najdrobniej, krwawym paznokciem: „Ten wewnątrz mnie wyrwał szczelinę. A ty właśnie przez nią przechodzisz.” W tym miejscu już nic nie śni. Nie śni się nawet cisza.
    • @piąteprzezdziesiąte A co Ty robiłaś, gdy zaczęła się kolejna wojna?   Pa    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...