Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Świat według koniucha


Freney

Rekomendowane odpowiedzi

"Zgroza, zgroza"
Kurtz

Fornal mieszka w izdebce przyległej do stajni. Nie ma wygórowanych oczekiwań wobec przyjętej rzeczywistości, bo świat widzialny nie dostarcza mu rozrywki. Nie oznacza to bynajmniej, że pod płaszczykiem prostaczka skrywa jakąś pozę, co to to nie. Wzgardził światem już dawno, ot co – być może jako krwawy odwet za to, że zamiast fornalem zwany był przez całe lata koniuchem…? wolałby chociaż koniuszy, ale szlachtę wysadzono z siodła i nie miał już kto nadać mu równie zaszczytnego miana.
Szlachtę wysadzono, ale konie dziwnym trafem zostały. A stajnia marnieje.

Tam jest zawsze listopad. Czereśnie to tylko z rynku, słońce to tylko z rzadka.
Pozostawiony samemu sobie fornal musiał którejś wreszcie jesieni podnieść rękę na najlepszego ogiera (ochwacił się w międzyczasie poczciwy zwierz, zmarniał, a prawdę powiedziawszy to nawet na pańskim wikcie nie był to najśmiglejszy koń).
Wahał się koniuch długo. Patrzył na chylący się ku ruinie dwór, gdzie z rzadka przechadzał się po wielkich opustoszałych pokojach i z dreszczem emocji oglądał w popękanych od mrozu lustrach swoją twarz, pokrytą sztywną szczeciną, swoją szyję z widocznymi żyłami i kołnierz kapoty. Dalej wzrok nie sięgał.
Czasem zachodził aż na poddasze i strych, gdzie państwo zostawili po sobie nieco zmarniałej odzieży. Nie był to człowiek skłonny do wzruszeń, więc nie wydzierał mu się z żylastej szyi okrzyk zachwytu na widok niepoślednich (acz naddartych) fraków, fragmentów sukien, a nawet japońskiego kimona przytłoczonego stertą szalów, spodni, rękawiczek i cienką parasolką. Obok skrzyni – szkło. Po winach, koniakach, wódkach, absyntach, miodach, piwach, nalewkach, burbonach… Wszystko puste. O posiadanie wiadomości w tej sprawie podejrzewał grubą kucharkę, w osobie której od czasu do czasu urządzał sobie przytulisko. Posiadanych informacji nie chciała jednak ujawnić. Fornal na swój prosty sposób wytłumaczył sobie, że to on jest w tym związku niezrozumianym geniuszem:
- Blać… - na co dzień więc nie dzierżył jej, aż wreszcie przepadła zupełnie.
Długo się nosił z tą swoją nieszczęsną miłością do zwierzęcia. Ani wykarmił, ani odchował, bo państwo kupili nie tak dawno przed końcem. Ale na kiełbasę – żal. Przyglądał się więc niebu, cokolwiek buremu, okolicznym chudopachołkom wypalającym chwasty i trawy na gruntach po wschodniej stronie dworu, opodal bajora.
W piwnicach dworu zainstalowała się rzeźnia, bo chłodno tam było i w miarę przestronnie.
- Kurwisyny… - zacytował na swój prosty sposób któregoś z większych poetów ostatnich lat. Bo w istocie, życie tam uchodziło rumiane jak sama rzeźnia o poranku. (choć tam jest zawsze wieczór). Dawniej rzeźnia była bowiem odległa kolonią, do której gruba kucharka, albo i szczupła pokojowa (na którą, nawiasem mówiąc, miał fornal znaczną chrapkę), sunęła tempem parowca po zamulonym nurcie po przyprawy korzenne, konfitury, powidła bądź wina, kupowane od półek za dobre słowo albo i siarczystą klątwę, jeśli pająki były w ostatnim czasie pracowite. A teraz – każdy widzi…
- Marnacja… - wygłosił na swój prosty sposób przenikliwą diagnozę urządzenia współczesnego świata fornal.
Tego wieczora łuny długo nie gasły, najwyraźniej wypalanie wymknęło się chłopstwu spod kontroli. Przy akompaniamencie tej złowrogiej poświaty tłukł fornal styliskiem siekiery o kamień, żeby mocniej osadzić trzonek, i czyścił z rdzy zmizerowaną piłę, ostrzył narzędzia na kole. Blask za wschodnim oknem nie znikał, dopiero brzask go rozmył bądź zastąpił. Dwór nie spłonął, wiatr dął z zachodu.
Było coś upiornie wytrwałego w tym koniuchu-Ockhamie.
Konisko padło nad ranem, bez dramatycznego rżenia wśród nocnej ciszy i pomroki. Podkarmione gipsem, legło na boku i zadarłszy kilkakrotnie kopyta wzwyż, wyzionęło rozumną duszę rzekomego arystokraty. Nie był fornal amatorem koniny, po prawdzie to nawet w życiu nie próbował. Ale skoro zwierzę się męczyło, a bieda powoli zaglądała w okna ciemnej izby, przyklęknął na końskim boku i, położywszy na progu wyklepaną piłę, podostrzone siekierzysko i szewski nóż, zabrał się do oprawiania truchła.

W południe koniuch zataczał się po okolicy, pijany w sztok. Co go tak zaprawiło – nikt nie wie. Czy to berbelucha pędzona gdzieś po cichu, czy złe humory po szlachtowaniu konia, czy jedno i drugie – nie wiadomo. Niemniej, w stanie upojenia doznawał fornal niezwykłych przebłysków intelektu i zupełnie niebywałej przenikliwości. Wystarczy powiedzieć, że była to przenikliwość niema. Co najwyżej najbogatszy z okolicznych kułaków przejeżdżając swą bryczką wyczytał w oczach pijanicy – zgrozę. Co takiego zobaczył koniuszy-samozwaniec, można tylko spekulować.
W okolicach zmierzchu patrzył już w gęstą ciżbę na pierwszych nieszporach niedzieli.
Dookoła twarze zmęczone i brzydkie (kto wie? – być może zdrowe i krzepkie, ale tak to odbierał na swój przygnębiony sposób fornal-koniuszy). Tłuszcza śpiewała na smętną nutę suplikacje, psalmy, antyfony, fornal natomiast przyglądał się w tym czasie. Bo w podłym usposobieniu lubił do pewnego stopnia pławić się w grzechu i wyciągać złośliwe wnioski z obserwacji sąsiednich fizjonomii. Koniuch bowiem wyprzedzał poniekąd epokę – nie bacząc na krwawe obrzędy ku czci słońca, kult kotów ani nawet na Eldorado, zapuścił się w dzicz z chłodnym spojrzeniem badacza.
Koniuch przechadza się między grobami. Tu pamięć znika najszybciej – przy ścianie kościoła filialnego mało kto jest wspominany dłużej niż dwa pokolenia. Stoi po ciemku i widzi akurat tyle, ile potrzebuje: nie nadchodzi żadna strzyga, wąpierz, ani nawet majka. Okowitka nie pojawia się nagle deus ex machina na zawołanie „wspomożenie nasze w imieniu Pana”. On sam, fornal, przyzwyczajony do duchowości szorstkiej i twardej, zbiera spod drewnianego krzyża okruchy chleba (stare to i czerstwe, ale na sąsiednim grobie całkiem jakby wczorajsze) i przeżuwając mamrocze swoją wizję eschatologii:
- Tępe kurwiska… tyle chleba.
Ale w takt nieszporów tu i ówdzie oglądają się baby, czy aby miejscowej znachorki jeszcze nie widać. Bo boli w krzyżach. Od wiosny. A koniuch klęczy w kruchcie. Ktoś się z rzadka obróci (znają go w okolicy) i wskaże innym te kaprawe ślepia, co to inny przez nie świat wyziera. A fornal – pijaniutki – odbywa w tej chwili nader ważną dyskusję; ważą się sprawy ducha. Istnieje li terra australis incognita czy nie? a na północy? Roztrząsa – ale nigdy nie wchodzi dalej niż do kruchty. Więc tym razem ludziska już nie tylko odwracają głowy. Teraz koniuch już otwarcie zostaje wytknięty placem. (głupi; to już nie jest koniuch tylko Koniuszy). Złapany na gorącym uczynku przy wchodzeniu do nawy na nic nie baczy. Św. Józef znad ołtarza patrzy weń i patrzy z uporem, ale ten nic sobie z tego nie robi. Najświętsza Panienka z nieporadnej piety gromi go wzrokiem, on – nic. Jeden Pan Jezus miłosierny nadal zwisa z ramion Józefa. Koniuch miętosi w dłoniach czapkę.
(wszystkie spojrzenia weń utkwione; ministrantowi wosk kapie na komżę, baby przestają mamrotać koronki, chłopy rozwierają dzioby. Koniuszy postępuje krok jeszcze).
- Szczęść Boże, drogi bracie! – brzmi wreszcie donośny głos.
Zatrzymuje się natychmiast. Waży jeszcze w duszy tę koninę i tę wódkę, i tę klątwy. I tę grozę. Obraca się powoli. Postępuje kilka kroków. Obraca się.
Ciżba zaczyna się nudzić – co to za scena dramatyczna zamiast prostego rozwiązania. Głos, czysty i wypięlęgnowany, milczy.
Koniuszy osuwa się na kolana w kruchcie. I patrzą sobie w oczy ze św. Józefem z prezbiterium. Tylko te ślepia ma fornal jakieś dziwne, dziwniejsze niż zwykle, ciżba gęstnieje wokół niego, nikt nie obmywa rąk – jak to mają w zwyczaju – tylko cisną się doń i cisną, te ślepia, co on tam ma w tych ślepiach…
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję - odparł na swój prosty sposób autor :) Marcholt pedział, że nie, kumple chrząknęli, że lipa, koleżanka sapnęła, że takie sienkiewiczowskie klimaty to nie dla niej... ;) dworów by się kilka znalazło w naszej wiosce zachodniopomorskiej. Niektóre piknie odnowione nawet, więc zapraszam :) Jakieś uwagi, że przerost czegoś nad czegoś, kiepskie sformułowania, coś z tych rzeczy?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro chcesz...
Przerost formy nad treścią.
O cóż w tym chodzi? Ano o to, że u ciebie forma, budowa zdania, brzmienie słów i fraz - pojedyncze skojarzenia z nimi związane (pojedyncze, bo cały tekst to enklawa osobnych krzaków semantycznych, które nie tworzą jak dla mnie spójnego drzewa z całością), takie tam 'duperele' mają przewagę nad treścią. No, przewaga to za grube słowo. Są na równi. Są na równi, a powinny słóżyć klarownemu przekazowi treści. Twoje teksty prozatorskie, że tak powiem, sprawiają wrażenie jakbyś płynął na słowach, wprawdzie blisko brzegu, ale jednak znosi... Dziwi mnie to w zasadzie, bo poezyję piszesz raczej zwartą w formie a bogatą w treści. W prozie są obie rozbuchane.
Ale to moje zdanie bo ja lubię męską prozę (wiadomo, że męską, rutkowski odkrył moje zapatrywania).
Oczywiście nadal mam zdanie takie, że każde pismo artystyczno-literackie przyjmie twoje teksty z pocałowaniem w rękę. Ale do "Jadę i czytam" to się raczej nie załapiesz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po bardzo długim namyśle pojadę krytycznie. Pomysł interesujący. Natomiast realizacja msz wysoce hermetyczna. Występuje nagromadzenie elementów, mających przede wszystkim walor intertekstualny, które tu, z powodu dość zredukowanej fabuły, odbieram jako nawiązania wmontowane trochę bez rozwinięcia/kontekstu, koniecznego by funkcjonowały samodzielnie w strukturze tego tekstu, ergo nieczytelne bez znajomości kluczy.
Styl jak zwykle smakowity. :)

technikalium:
„swoją twarz, pokrytą na policzkach sztywną szczeciną” – policzki zbędne

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cenna uwaga, juz zmienione :) to słowo na "h" jakoś tu orbituje niebezpiecznie w pobliżu moich wystąpień na poezja.org :) A nie wiem czemu ;) nawiązań jest rzeczywiście troszeczkę, ale tak bez przesady. Z chęcią wskażę co tylko dusza zapragnie, a na najbliższą (i tę dalszą też) przyszłość już wziąłem sobie do serca wskazówki wszystkich Szanownych :)

Sługa niegodny,
F. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi nie chodzi o to, żeby Autor wskazywał. Mi chodzi o to by nawiązania w tekście, będącym dialogiem z innymi tekstami, wynikały z tekstu ('żyły' w nim), a nie były tylko 'zaznaczonymi' hasłami, 'przypisami'. Tekst, moim skromnym zdaniem, powinien 'istnieć' sam w sobie, nawiązania wzbogacać lekturę, a nie być warunkiem sine qua non odbioru. W innych Twoich nie miałam takiego wrażenia.
Nie mówię, że mi się nie podoba, czasem warto pobawić się klockami:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...