Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Stoję przed starym lustrem,
co wiek osiemnasty pamięta.
Kryształ wskazuje dokładnie
każdy szczegół odbicia.

Cały rząd przodków próżnych
wcześniej w nim się przeglądał,
każdy miał swoją historię
i tylko jeden w niej pewnik:

Co się urodzi, to zemrze.
Co wzeszło, musi zmarnieć.
Co zbudowane, zniszczeje.
Po co więc życiem gardzić?

Krótka, ulotna nasza chwila
na tym padole łez srogim.
Szerzyć nam miłość? Nienawiść?
Tutaj równamy się z Bogiem.

Każdy z nas wybrać może
to, co mu odpowiada.
Wybór jest trudny, złożony.
Dobro? Zło? Gdzie przegroda?

Gdy skończy się byt ziemski,
czy my będziemy gdzieś?
Jeżeli już jesteśmy, później
czemu ma nie być nas?

I wtedy dobro ze złem
i miłość z nienawiścią
określą naszą bytność.

Tak nauczają od wieków,
aż do zarania sięgniemy,
a pewnik jest tylko jeden:
wcześniej czy później zemrzemy.

Opublikowano

Jeszcze raz ja.

Memento mori.

Mam pytanie. Lustro w tym wierszu... Czy ono nie jest tu nośnikiem myśli - non omnis moriar? Przecież lustro pamięta. "To co robimy w życiu odzwierciedla się w wieczności". Magiczne przedmioty przechowują cząstkę człowieka.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Lustro, zwłaszcza stare, kryształowe, ma tyle znaczeń interpretacyjnych, ile kropla wody: zawiera pamięć wszystkiego, z czym się zetknęło. Każda ziemska kropla wody najprawdopodobniej miała kontakt z każdym organizmem żyjącym kiedykolwiek na naszej planecie, kryształ lustra jest znacznie młodszy i bardziej wybiórczy, odbija fotony z otoczenia i teoretycznie jest możliwe odtworzenie danego odbicia przy wyjątkowo zaawansowanej technologii przyszłości. Wybrałam lustro, żeby zaznaczyć, że umieramy na naszej planecie, ale być może w przyszłości nie będzie to ostateczne, i takie lustro może nabrać jeszcze więcej znaczeń, ale to już futurologia, taka zabawa dla ludzi nauki, np. problem teraz czysto abstrakcyjny: czy odtworzyć organizm na podstawie elementów jego odbicia? Pozdrawiam serdecznie.

Opublikowano

to raczej rozważania niż wiersz... dla mnie już tematyka jest na plus, więc nie mam co się dalej produkować...
ale jedna rzecz zastanowiła:
"Jeżeli już jesteśmy, później
czemu ma nie być nas?" (chodziło o to, że może istnieć jakieś kolejne życie? czy tak?,ale w takim razie kłóci się to z wnioskiem na końcu:
"wcześniej czy później zemrzemy"

pozdr

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie jestem pewna, czy rzeczywiście oddałam w wierszu wszystko tak, jak chciałam. W wierszu chciałam podkreślić, że ludzie do tej pory mieli jeden aksjomat: śmierć. Przewidywania naukowe kreślą kres tego aksjomatu w coraz bardziej określonej przyszłości. Tak naprawdę każdy z nas umarł już kilka- kilkunastokrotnie fizycznie za przyczyną wymiany komórek w organiźmie, ale przecież wciąż żyjemy. Starałam się oswoić czytelnika z pojęciem śmierci, nadać temu pojęciu szerszą wartość która nie sprowadza się nachalnie tylko do unicestwienia fizycznego ciała. Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...