Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano


rozerwij ten kokon
papierowo szary
ubierz mnie w kolorowe sukienki
które wystają z szafy
ja nie mam odwagi

bądź zwierciadłem w którym będę
jędrniejsza
i smukła
ten pokój cały jest magią
więc zanuć
maleńka
Ty nie bądź gnidą poczuj freedom

a później dłoń do dłoni
opuszkami palców wskaż
wszystkie moje kształty

ciągłym jestem
zawstydzaj tresuj cierpliwość
nabrzmiałych piersi
na wysokości lewej nakreśl swoje inicjały
drugą łapczywie jak niemowlę
muskaj

połóż na dywanie plecy
i wszystkie blizny oddechem
udami i językiem
bawmy się w powoje
sprawdź jak głęboko
zapadliśmy w siebie
Opublikowano

kilka słabszych momentów psuje troszeczkę to śmiałe i wyzywające wyznanie . Pierwsza zwrotka pełna , jędrna . Druga niedopieszczona , zbyt gilgotkliwa . W trzeciej niezgrabna tresura - gryzie . Czwarta w formie , z dobrym finałem . Pozdrawiam , Czarek :-)

Opublikowano

Za muśnięcie ukropem, dzięki, lepiej nie! Masz ciekawy sposób pisania, podoba mi się ten erotyk; szczery a jednocześnie delikatny.
Nie rozumiem tylko w ostatniej strofie jak można "położyć na dywanie plecy i blizny oddechem udami i językiem"??
Ja jestem z dawnej epoki i najpewniej mam zaległości w tej dziedzinie. Wydaje mi się, że po "i" powinno być jeszcze jedno słowo: (usuń, zalecz, dotknij, pieść, poczuj), coś w tym rodzaju.
Powtarzam:wiersz podoba mi się, super!
Serdecznie pozdrawiam
- baba

Opublikowano

Śmiały erotyk. Prawie dosłowny.
Ale zgadzam się z Babą Izbą, brakuje czasownika jakiegoś, łączącego te plecy z bliznami i innymi detalami.
Trochę razi również zwrot...drugą łapczywie jak niemowlę muskaj... Łapczywie to znaczy gwałtownie, żarłocznie, a muskanie kojarzy się z delikatnością i umiarem. Więc albo łapczywość ,albo muskanie...
Pozdrawiam serdecznie
Lilka

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @TylkoJestemOna Dzięki, samo życie niestety. Pozdrawiam
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Niektórzy uważają, iż w tym jest clue poezji, ja się z tym nie zgadzam, ale życzę po prostu, by szukać w dobrym miejscu. Nie zamykać się. Pzdr.
    • Wygnanie z Raju. Albo Cztery wesela i pogrzeb. (szkocka orkiestra) Pzdr :-)  
    • Szedł z nisko pochyloną głową poboczem pola, piaszczystą drogą. Szedł. Idzie obok kartofliska, które okrywa potok wieczornego słońca. Cały w pomarańczowej zorzy. Chłopski malarz. Namalował świat: bydło na rżyskach i pajęczyny babiego lata. Drżące. Sperlone kroplami rosy.   Wiesz…   Jesteś tu jeszcze?   Idę i jestem tutaj. Idę tak, jak szedłem wtedy, pamiętasz? Niczego nie pamiętasz. Już nic nie pamiętasz i nie widzisz, gdyż twoje oczy.   Martwe. I takie zimne zimnem kamienia. Bladego marmuru wyciosanego wieki temu dłutem nieznanego rzeźbiarza…   Ale znowu idziemy razem. Idziemy tak, jak moglibyśmy iść we dwoje. Tak jak moglibyśmy…   Idziemy. Idziemy. I idziemy raz jeszcze…   Stawiamy kroki powolne, jakby w zadumie. Idziemy jak ten sen śniony nagle nad ranem. Jak ta widziadlana korektora zdarzeń, co chwyta za gardło jakimś ciężkim westchnieniem.   Wypiłem trochę, to prawda. I wypiłem raz jeszcze, wznosząc toast za ciebie. Za nas…   Dlaczego milczysz? Spójrz, wznoszę kielich… E, tam, kielich, butelkę całą. Wznoszę ją pod światło wieczornego słońca.   I przez szkło przesącza się światłość pomarańczowa. Nadciągający wieczór. I przez szkło, przez płyn przejrzysty, przez te szkliste turbulencje spienionych majaków…   Napijesz się ze mną? Patrz, jest jeszcze trochę. Widzisz. Nie widzisz. Ale ja, widzę za ciebie.   Nie wypiłem do końca, albowiem chciałem… chcę zostawić tobie.   Stoję w otwartym oknie i patrzę. Wiatr szarpie gałęziami kasztanów. Szeleści liśćmi.   I szepcze. Szepcze. O, mój Boże, jak szepcze…   Na stole leży talerz. Mży cały w pozłocie kryształowy wazon z wetkniętym bukietem czerwonych róż. I te róże. Te róże czerwone…   Choć, napij się ze mną. Na stole lśni butelka. Podnoszę ją, aby wznieść…   Wiesz, był tu przed chwilą mój ojciec. Przyszedł zza grobu, aby się ze mną napić. Nie mówił nic, tylko patrzył. I patrzył tryni swoimi oczami.   Takimi oczami zasklepionymi czarną ziemią jak u trupa. Był i znikł. Nie powiedział ani słowa…   Kielich stoi nadal. Mój i jego. Jego i mój… Był i nie ma, choć przed chwilą jeszcze…   Wiesz, ćwiczę wirtuozerskie szlify chorobliwej fantasmagorii. I próbuję przecisnąć się przez ścianę. Atomy mojego ciała łączą się z atomami tynku, zaprawy murarskiej i cegieł.   Lecz nie mogę. Utykam, gdzieś pomiędzy. Nie potrafię przebrnąć jeszcze tej otchłani czasu. Choć jestem już bliski poznania tajemnicy przemieszania się w czasie.   Wiesz, to jest w zasadzie proste. Bardzo proste… Wystarczy tylko…   Zamykam oczy. Zaciskam szczelnie powieki. I widzę jak idzie ten malarz chłopski i maluje odręcznie dym płynący z łęciny, nad lasem idący...   Mimo że cierpi na bóle głowy i zaniki pamięci.   Ogląda swoje dłonie, palce. Licząc odciski, rdzę z lemieszy zdziera.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-10)    
    • Oryginalne, wakacyjne porównanie podróżnicze :-) Głębokich rozmów ze swoim wnętrzem ciąg dalszy :-) Pzdr.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...