Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Była pełnia. Blask księżyca niemal raził w oczy. E. przewracała się na łóżku, nie mogąc zasnąć. Dulux co chwilę podnosił łeb i przypatrywał się jej czujnie. Pomyślała, że może to przez niego. Zajmował sporą powierzchnię łóżka, zabierał jej kołdrę, wydzielał niesamowite ilości ciepła. Otworzyła okno i głęboko oddychała. Puls jednak nadal miała przyspieszony, a ścisk w dołku nie ustawał. Nie pomogły dwa ziołowe Nervomixy zażyte przed snem ani medytacje. Doszła do wniosku, że to skutek nerwicy z powodu męża i nic nie można na to poradzić. Nie chciała używać barbituranów, bo w jej sytuacji o uzależnienie było naprawdę łatwo.
Mąż spał w drugim pokoju, nie mając żadnych stresów, lęków ani wątpliwości. Po prostu wszystko olewał i było mu z tym dobrze. Chrapanie zza ściany dodatkowo ją przygnębiło. Był nędzną karykaturą mężczyzny, trzpiotem i pijakiem. Działał z regularnością robota. Wstawał po 5, jechał do pracy, kończył o 15, lecz tak po prostu do domu nie wracał. Szedł na fuchę, tam jadł i pił wódkę, wcale nie licząc się z jej uczuciami. Wracał przed 22.00 i od razu właził do nie zaścielonego rankiem łóżka. Z jednej strony E. było to na rękę, bo obiadu ani kolacji szykować nie musiała, z drugiej jednak prowadzenie domu dla samej siebie nie miało większego sensu. Wyszedł z niego prawdziwy diabeł już 5 lat po ślubie, ale jak każda młoda kobieta, żyła nadzieją, że się zmieni - i tak minęło następne 15. Kiedy wreszcie stwierdziła, że ma go dość, na rozwód było już za późno, a jakiekolwiek romanse przestały mieć znaczenie. Nie czuła się już atrakcyjna i wszelkie formy adoracji ze strony mężczyzn traktowała jako głupotę, zboczenie albo brak logiki. Pogodziła się z losem i gotowała, prała, sprzątała, jak Bóg przed nastaniem feminizmu przykazał. Co dnia obserwowała, jak on wykonuje swoje stąd-dotąd, zapada się w fotel i gapi na jakiś durny mecz czy film kryminalny.
Mijali się we mgle. Ona mieszkała w salonie, on w małym pokoiku z drugiej strony. Miał nawet własny telewizor i lodówkę. Poza tym żył po spartańsku, bo to nie wymagało częstego sprzątania. Do starcia dochodziło jedynie wtedy, gdy spod szpary w drzwiach przenikały na jej włości kłęby kurzu albo brudne okna narażały ją na wstyd przed sąsiadami. Czasem chodziło o psa. Sam przyniósł Duluxa, a potem przestał się nim interesować. Poza tym cisza, jak w rodzinnym grobowcu, rozdzierana z rzadka głosem komentatora sportowego lub rozmowami w serialowej kuchni.
E. obróciła się na wznak i tępo patrzyła w sufit. Zrozumiała, że to poczucie zmarnowanego życia odbiera jej chęć do spania. Lekko kopnęła Duluxa, przewracając się na bok. Mruknął niezadowolony. Posłała mu czułego cmoka. Podczołgał się i liznął ją delikatnie w nos.
- Nie wolno, Dulux. Wiesz, że pani tego nie lubi.
Pies podważył łbem jej rękę. Zaczęła głaskać go i tarmosić za uchem. Blask księżyca raptem przybladł, ale nie zwróciła na to uwagi.
- Dobrze, że jesteś, piesku. Gdybyś bardziej lubił Pana, byłoby mi gorzej na świecie.
Zamknęła oczy, nie przestając go głaskać. Po dłuższej chwili stwierdziła, że blask przenika przez zasłonę powiek i razi ją jeszcze bardziej.
- Co jest z tym księżycem? – mruknęła, siadając na łóżku.
Ale księżyc był daleko i wcale już tak nie jaśniał. Źródło oślepiającego blasku pochodziło z pokoju jej męża. Wiązki światła przebijały się przez szpary w drzwiach, przez co wyglądały one, jak skąpane w słońcu. Przerażona E. wtuliła się w kąt między oknem a ścianą i podkurczyła kolana. Dulux w jednej chwili zwiał pod łóżko i tam cicho skomlał.
Z pokoju męża dochodziły dziwne dźwięki, szmery, stuki, może szepty. Nie wiedziała ile to trwało, ale miała wrażenie, że długie godziny. Kiedy zerknęła na zegar, okazało się, że raptem półtorej minuty. Blask znikł tak niespodziewanie, jak się pojawił. E. podeszła na palcach do drzwi i pilnie nasłuchiwała. Omal jej serce nie stanęło, gdy znów usłyszała głośne chrapanie. Nie zdecydowała się sprawdzić czy z mężem wszystko w porządku. Wstąpiła do toalety i pospiesznie uciekła do łóżka. Wołała Duluxa, on jednak ani myślał wychodzić z kryjówki. Zakryła się kołdrą i w końcu usnęła.
Obudził ją delikatny pocałunek. Uśmiechnęła się lekko i otworzyła oczy. Mąż siedział na łóżku, głaszcząc czule jej włosy. Poderwała się gwałtownie, zażenowana tą sytuacją.
- Co jest? Gorzej ci? – zapytała niepewnie.
Mąż nadal uśmiechał się łagodnie, bynajmniej nie zbity z tropu jej reakcją.
- Śniadanie gotowe – powiedział tylko i wyszedł.
E. zajrzała pod łóżko. Dulux patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Cmoknęła, wyciągając ku niemu rękę. Liznął ją, lecz wychodzić najwyraźniej nie zamierzał. Usiadła na łóżku, nie wiedząc co robić. Była przerażona.
- Elu, nie daj się prosić – usłyszała i złapała się za głowę.
Ten facet albo nie był jej mężem, albo w nocy do reszty postradała zmysły.
Postanowiła zaryzykować. Najpierw poszła do łazienki, potem zajrzała do kuchni. Mąż siedział przy suto zastawionym stole, ogolony i w świeżo wyprasowanej koszuli. Omiotła wzrokiem idealnie pokrojone bułki, salaterki pełne past serowych, sałatek, płatków owsianych i spojrzała na niego błagalnie. Poza tym, że wyjątkowo o siebie zadbał, nie dostrzegała żadnych zmian w jego wyglądzie. Tylko to, jak się zachowywał, nakazywało jej ograniczyć zaufanie. Nie mieściło jej się w głowie, że w ciągu jednej nocy tak zdeprawowany człowiek, może doznać olśnienia i próbować wszystko naprawić. Skosztowała pasty. Była wyśmienita, jak zresztą wszystko, co przygotował. E. nie podejrzewała się o taki apetyt. Z reguły jadła rano jabłko, jogurt albo kawałek ciasta, a tymczasem zmogła cztery bułki i wciąż chciała jeszcze.
Kiedy wyszedł do pracy, odwiedziła jego pokój. Tam też nic nie uległo zmianie, oprócz tego, że panował idealny porządek. Pokręciła obolałą głową i zamknęła za sobą drzwi. Po chwili Dulux przyniósł w pysku smycz. Wyszedł spod łóżka dopiero, gdy zostali w domu sami.
Przez pierwsze kilka tygodni obserwowała zachowanie męża, nie bardzo wiedząc do kogo zwrócić się o pomoc, jednak wnioski z tych obserwacji okazały się na tyle krzepiące, że żadnej pomocy nie potrzebowała. Szeroko otwierała za zdumienia oczy, widząc, jak on wstaje rano, przynosi jej śniadanie do łóżka, a po pracy punktualnie zjawia się na obiad, jak naprawia najmniejszą usterkę, jak z pietyzmem podchodzi do każdej czynności, którą wykonuje. Często poruszał razem z nią ważne, życiowe tematy, popijał herbatkę z hibiskusa lub aronii, oglądał telenowele, chodził na długie spacery po parku, wieszał pranie. Niepostrzeżenie stawał się mężem idealnym. Ale najbardziej zaskakiwał ją w sytuacjach intymnych. Gładko ogolony i pachnący drogimi perfumami, najpierw czarował uśmiechem. Uśmiechał się jakoś tak miękko, delikatnie, czule. Później włączał relaksacyjną muzykę, zapalał kadzidełko z drzewa sandałowego albo kominek pot puri i robił jej masaż przy użyciu wyszukanych olejków do ciała. Rozpływała się w jego rękach, a to wcale nie był koniec rozkoszy. Kiedy ssał jej palce u stóp, przed czym się wcześniej wzbraniał, orgazm – nierzadko wielokrotny – był kwestią sekund. Eksplodowała i zasypiała w jego ramionach, budziła się i nie wierzyła, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Był tylko jeden mankament, ale drobny. Nowy mąż miał dziwaczne upodobanie do zjadania domowych roślin doniczkowych. Potrafił w kilka dni wykończyć wszystkie kwiaty, które z wielką pieczołowitością hodowała. Z początku drażniło ją to bardziej, niż wcześniejsze napady pijackiej czkawki, odór trawionego piwska i nie kończący się głos komentatora sportowego w telewizji, jednak szybko znalazła na to sposób. Raz na dwa tygodnie jeździli po nowe kwiaty i uzupełniali zjedzone zapasy. Wystrój domu tylko przez to zyskał, bo ciągle pojawiały się nowe elementy.
W rok mąż odbudował wszystko, co przez 20 lat tak skutecznie niszczył. Mało, rozkochał ją w sobie bezgranicznie. Była szczęśliwa. Spała świetnie. Któregoś ranka przy wyśmienitej jajecznicy z papryką i pomidorami, pomyślała, że brakuje im już tylko dzieci, ale zaraz wmówiła sobie, że przecież nie trzeba w życiu mieć wszystkiego.

Opublikowano

i było mu z tym dobrze na świecie. = po co jeszcze "na świecie"?

Rozpływała się w jego rękach, niby masło na patelni, = nie no piękne porównanie... jak już to roztapiała, bo masło na patelni się roztapia a nie rozpływa, no i .....ech może coś innego wymyślisz co? jak masło na patelni?! to brzmi tak nieczule! nie psuj dobrego opisu takim sformułowaniem

rozkochał ją sobie = a nie w sobie?

Była szczęśliwa, spała świetnie. - :) heh, rozumiem, że ważne jest zaznaczenie, że nie miała już problemów ze snem, ale może w osobnym zdaniu np tę kwiestię zamieścić?

każda kobieta ma takiego kosmitę, jakiego poślubi. - no i tym zdaniem pogrzebałeś moją piękną wizję, że w ową tajemniczą noc nawiedził jej męża anioł, który ostro skrytykował jego zachowanie i nakazał poprawę, bądź wysłannik księżycowych sal, któremu nie spodobało się, że Ela cierpi katusze przez męża i zwala to na Książyc :) a Ty mi tu z kosmitami...

no i czemu "E."? co ona proszek do prania? Nie rozumiem dlaczego nie można od początku napisać "Ela"


aaa poza tym wszystkim super mi się czytało :) i potrzebowałam dziś baardzo takiego opowiadania, takiej historyjki z happy andem, dziękuję :)
lekka i przyjemna, w sam raz na przedpołudnie

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

W Szortach (SZORTY - zbiorek opowiadań) wszyscy kryją się za Literkami. Taki dizajn :) Resztę przekumam i poprawię wedle życzeń - bo się całkowicie zgadzam. Jeśli nie kosmita, tylko Anioł, to musiałbym wywalić motyw ze zjadaniem kwiatów, a bardzo bym nie chciał. Pozdrówka dla obu Państwa... i... poprawki naniesione.

Opublikowano

Tym razem bez zachwytów. Stereotypowo przed 'interwencją' i równie po, iście harlequinowy happy end.

"Nie czuła się już atrakcyjna i wszelkie formy adoracji ze strony mężczyzn traktowała jako głupotę, zboczenie albo brak logiki." - tak to może myśleć staruszka, nie kobieta w średnim wieku zdolna do wielokrotnego orgazmu

"że to skutek wpływu księżyca" - nie brzmi zbyt ładnie, wpływ implikuje skutek

"Mąż smacznie sobie spał" - rozumiem, że bajeczka, ale...

"Barbituranów używać nie chciała, bo" - szyk przestawny chyba niekonieczny - ciśnie się na usta dopowiedzenie - bo była za mała

Poprawny, ale to nie to co tygrysy w Twojej prozie lubią najbardziej.

Opublikowano

Się poprawia... ale, że ona się czuje mało atrakcyjna, przekornie zostawię. Znam takie kobiety. Nata, kosimtę też wywalam, bo narzuca interpretację, a jak Twoja wykazała, każdy może mieć swoją... pozdrowienia!

  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

odnoszę dziwne wrażenie, że tutaj popisuje się bardziej w komentowaniu niż pisaniu swoich tekstów (co za niekonsekwencja) Co do tekstu, to czegoś mi brakuje na końcu i za dużo prostych opisów zwykłęj kobiety i nudnego życia, wystarczyłyby symbole. Podoba mi się.

Opublikowano

Damian, tekst w założeniu miał być prostym językiem napisany. Taka konwencja. Zawiłości zostawiam innym. Autorzy są fajni, dlatego pewnie taki styl radosny... I jeszcze jedno, przed oceną sprawdź, kto ile tu nawrzucał, bo niektórzy to już setki stron tu zamieścili :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I bi bi.                          Maska, jak sam.    
    • Ot; stary raper, trep ary, rat sto.    
    • On;       - baby brak(?) - skarby bab... no.  
    • Aby łamy, karoseria i resorak mały - ba.    
    • Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Tyle przecież jej zawdzięczamy, Poprzez liczne burzliwe wieki, Ostoją nam była naszej tożsamości,   W ciężkich chwilach dodawała nam otuchy, Gdy cierpiąc wciąż pod zaborami, Przodkowie nasi zachwyceni jej kartami, Wyszeptywali Bogu ciche swe modlitwy.   Gdy pod okrutną niemiecką okupacją, Czcić ojczystych dziejów zakazano, A pod strasznej śmierci groźbą, Szanse na edukację celowo przetrącono,   To właśnie nasza ojczysta historia, Kryjąc się w starych pożółkłych książkach, Do wyobraźni naszej szeptała, Rozniecając Nadzieję na zwycięstwa czas...   I zachwyceni ojczystymi dziejami, Szli w bój ciężki młodzi partyzanci, By dorównać bohaterom sławnym, Znanym z swych dziadów opowieści.   I nadludzko odważni polscy lotnicy Broniąc Londynu pod niebem Anglii, Przywodzili na myśl znane z obrazów i rycin Rozniecające wyobraźnię szarże husarii.   I na wszystkich frontach światowej wojny, Walczyli niezłomni przodkowie nasi, Przecierając bitewne swe szlaki, Zadawali ciężkie znienawidzonemu wrogowi straty.   A swym męstwem niezłomnym, Podziw całego świata budzili, Wierząc że w blasku zasłużonej chwały, Zapiszą się w naszej wdzięcznej pamięci…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Pseudohistoryków piórem niegodnym, Ni ranić Prawdy ostrzem tez kłamliwych, Wichrami pogardy miotanych.   Nie pozwólmy by z ogólnopolskich wystaw, Płynął oczerniający naszą historię przekaz, By w wielowiekowych uniwersytetów murach, Padały szkalujące Polskę słowa.   Nie pozwólmy bohaterom naszym, Przypisywać niesłusznych win, To o naszą wolność przecież walczyli, Nie szczędząc swego trudu i krwi.   Nie pozwólmy ofiar bezbronnych, Piętnem katów naznaczyć, By potomni kiedyś z nich drwili, Nie znając ich cierpień ni losów prawdziwych.   Przymusowo wcielanych do wrogich armii, Znając przeszłość przenigdy nie pozwólmy, Stawiać w jednym szeregu z zbrodniarzami, Którzy niegdyś świat w krwi topili.   Nie pozwólmy katów potomkom, Zajmować miejsca należnego ofiarom, By ulepione kłamstwa gliną Stawiali pomniki dawnym ciemiężycielom.   Bo choć ludzie nienawidzący polskości, W gąszczach kłamstw swych wszelakich, Sami gotowi się pogubić, Byle polskim bohaterom uszczknąć ich chwały,   My z ojczystej historii kart, Czynić nie pozwólmy urągowiska, By gdy oczy zamknie nam czas, I potomnym naszym drogowskazem była.   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…    Pośród rubasznych śmiechów i brzęku mamony, Ni kłamstw o naszej przeszłości szerzyć, W cieniu wielomilionowych transakcji biznesowych.   Nie pozwólmy by w niegodnej dłoni pióro, Kartek papieru bezradnie dotykając, O polskiej historii bezsilne kłamało, Nijak sprzeciwić się nie mogąc.   Nie pozwólmy by w polskich gmachach, Rozpleniły się o naszej historii kłamstwa, By przetrwały w wysokonakładowych publikacjach, Polskiej młodzieży latami mącąc w głowach…   Choć najchętniej prawdą by wzgardzili, By wyrzutów sumienia się wyzbyć, Wszyscy perfidnie chcący ją ukryć, Przed wielkimi tego świata umysłami,   Cynicznych pseudohistoryków wykrętami, Wybielaniem okrutnych zbrodniarzy, Nie zafałszują przenigdy prawdy Ci którzy by ją zamilczeć chcieli.   I nieśmiertelna prawda o Wołyniu, Przebije się pośród medialnego zgiełku, Dotrze do ludzi milionów, Mimo zafałszowań, szykan, zakazów.   Gdy haniebnych przemilczeń i półprawd, Istny sypie się grad, A skandaliczne padają wciąż słowa Milczeć nie godzi się nam.   Przeto straszliwą o Wołyniu prawdę, Nie oglądając się na cenę Odważnie wszyscy weźmy w obronę Głosząc ją z czystym sumieniem…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…  Prawdy historycznej ofiarnie brońmy, Czci i szacunku do bohaterów naszych, Przenigdy wydrzeć sobie nie pozwólmy.   Przeto strzeżmy wiernie ich pamięci, Na ich grobach składając kwiaty, Nigdy nikomu nie pozwalając ich oczernić, Na łamach książek, portali czy prasy…   Nie pozwólmy by upojony nowoczesnością świat, Zapomniał o hitlerowskich okrucieństwach i zbrodniach, By bezsprzeczna niemieckiego narodu wina, W wątpliwość była dziś poddawana.   Pamięci o zgładzonych w lesie katyńskim, Mimo wciąż żywej komunistycznej propagandy, Na całym świecie niestrudzenie brońmy, W toku burzliwych dyskusji, polemik.   O bestialsko na Wołyniu pomordowanych, Strzeżmy tej strasznej bolesnej prawdy, O tamtym krzyku ofiar bezbronnych, O niewysłowionym cierpieniu maleńkich dzieci.   Walecznych ułanów porośniętych mchem mogił,  Strzeżmy blaskiem zniczy płomieni, Pamięci o polskich partyzantach niezłomnych, Strzeżmy barwnych wierszy strofami,   Bo czasem prosty tylko wiersz, Bywa jak dzierżony pewnie oręż, Błyszczący sztylet czy obosieczny miecz, Zimny w gorącej dłoni pistolet…   Ten zaś mój skromny wiersz, Dla Historii będąc uniżonym hołdem, Zarazem drobnym sprzeciwu jest aktem, Przeciwko pladze wszelakich jej fałszerstw…                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...