Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano




Nie zapłaczą po nas ci, którzy nadejdą
w skórze roboczych ubrań, w kaloszach, z młotkami
dni i noce jak te liście drzew zrzedną
które na przemian z jesienią wycinamy.
Nie zatrzyma się słońce, nie nawrócą rzeki
skończą w końcu ptaki co w chmurach śpiewały
i tylko - gdy zamkniemy strudzone powieki
zaskrzypi nad nami żuraw budowlany

(buu... buu. bu...)

Tu, po drugiej stronie wiosna zawsze
kwiaty rodzą pola nigdy nieorane -
nie usiądą na nich stalowe żurawie
budowlanego brak wszędzie nieładu.
Pagórzy się horyzont bez słupów, bez anten
nie ma żadnych domów, w domach internetu:
Bóg jest Stworzycielem a nie Budowlańcem -
żadna więcej praca nie czeka nas tu

(buu... buu. bu...)

W głos zapłacze każdy kto po nas nadejdzie
tak jak my przejęty takim spraw obrotem
doceni, co znaczyło mieć urlop lub przerwę
dzień nieusprawiedliwiony, lecz... w pracy.
Budowlane żurawie, żurawie budowlane
będziemy śnić nocami, o ile noc będzie
wspominać, jak budził nas budzik nad ranem
i jak do kościoła nie szliśmy w niedzielę

(buu... buu. bu...)

Żurawie budowlane, budowlane żurawie
skrzypcie nam na wietrze, póki wichry są
nie zostawiajcie samych, kiedy w trawie
zeszkli groby pierwszy, jesienny szron.
Tu w Raju tylko ssaki, rośliny i ptaki
bo Stworzycielem zaledwie jest Bóg:
jakże nam stąd uciec bez was, żurawi -
przedstawicieli ludzkich nóg?

(buu... buu. bu...)


Opublikowano

:))))))))))))))

aaa, jesteś nareszcie, Ubrany w Kalosze
boskie czy diabelskie Bóg sam jeden wie
witany tęsknotą, radością i owszem - wściekłością
żeś polazł czort jeden wie gdzie!
witaj, Wstrentny Boski, ściągnęłam cię myślą
z Parnasu wywczasów, z dna piekieł - więc bądź!

żurawiem wróciłeś, kiedy wszystkie ptaki
odeszły z jesiennym podmuchem (już!) - stąd.

więc jesteś, nareszcie
grzeszny
święty
wyklęty
Poeta!

:))))

tylko Muza (już)... nie ta.

cześć, Chłopaku! lubię te Twoje Nieziemskie Buciki!
;D

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


O, te fragmenty - to samo sedno tego, co ja tak samo czuję i myślę! To jest to, co najbardziej mnie przeraża w tzw. widmie śmierci! Mam nadzieję, że tak naprawdę po śmierci nas po prostu nie będzie.

A poza tym - witaj, Marek! Fajnie, że się objawiłeś tutaj, a nie gdzie indziej! :-) I mam nadzieję, że nie tylko tutaj, bo mam oczywiście kilka rzeczy dla Ciebie. Ale to już nie tutaj. :-)

A dla przypomnienia, w ramach poetyckiej rozmowy - bo na podobny temat - wklejam coś na górze strony. Znasz to chyba?
Zresztą o śmierci i pamięci mam też coś na dalszej stronie tegoż Orgu. Zajrzysz i skrytykujesz? :-) Ale nie poczuwaj się, nie musisz. :-)
Na razie!
Opublikowano

Rzucili się łapczywie na Żurawie. Poszłam za nimi nieświadoma niczego, a ciekawa.

Widoki z okna na raj mają głębię starych obrazów malowanych spokojną, wyważoną dłonią. Malarz z refleksyjną skrupulatnością wysącza smuteczki życia, każdy po kolei z laboratoryjną dokładnością. Ale czuję się nie w muzeum, a w starej bibliotece z klasyką. Miło mi czytać po raz pierwszy Twój tekst. Potrzebny tu jest na pewno. Pozdrawiam. E.


Jak na pierwszy raz, miało być " inteligentnie" i bez egzaltacji :). Udało się?

Opublikowano

A tu coś, co powstało od razu z inspiracji Twoim wierszem:

Bogobojnia

Bóg tylko stworzył czas i miejsce,
wypchnął z zaświatów naszą przestrzeń,
w którą wybuchła praenergia
i rozpoczęła obrót spraw.

A dalej świat się samotworzy,
a Bóg już nic tu nie zuboży –
materia rodzi się z promienia,
spiralą coraz ciężej gna.

Z tego wszystkiego wstaje życie
ze swą muzyką, rytmem, gniciem,
z chucią bawienia i zbawienia,
z jabłkami dobra oraz zła.

I dalej się buduje człowiek
za Bogiem w tajnej, świętej zmowie,
daną planetę zmniejsza, zmienia,
tropi Wytwórcę, gubi ślad.

Lecz Bóg nam świata już nie tworzy,
Bóg tylko wielki wybuch zbożył,
wyrzucił z raju światłocienie -
a może nawet i nie tak.

Teraz energia samotworna
wciąż tworzy światy niepokorne:
w ludziach się budzi wtórnym śnieniem,
a każdy człowiek – to jest świat.

Dlatego, kiedy się rozsypiesz,
zostanie tylko marne gnicie;
świat się rozmiele, rozaniele
na nieskończony pyłek gwiazd.


Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :-)
Oxyvia.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie, tym razem po prostu zakiciałem się na amen :)

h ttp://imageshack.us/f/841/modzie.jpg/

Musiałem wychować te pięcioraczki jak swoje, żeby wstydu nie przyniosły
ojcu (czempion Europy), matce (ta poniżej, w koralach)
i swojej rasie (devon rex). Teraz wreszcie mam trochę czasu, bo poszły już na swoje,
np. Aurica do Krakowa:

h ttp://imageshack.us/f/4/aurica.jpg/

Ale żeby nie było tak dobrze, jeszcze 3 dranie mi zostały:

h ttp://imageshack.us/f/38/starszyzna.jpg/

Teraz rozumiesz, dlaczego piszę o żurawiach? Dla odmiany, bo koty piszą - mnie.

(h ttp - usunąć spację pomiędzy "h" i "t")

Pozdrawiam Cię Magda serdecznie :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie będzie, jeśli do tzw. Nieba pójdziemy bez tego co było tutaj.
Stąd żurawie (tak pięknie się składa, że polski język oferuje takie podwójne znaczenie żurawia),
jako podwójny symbol - te które ulatują niebem i te, które zostają bo są... nasze.
Nie byłoby ich bez nas, a nas nie będzie bez nich.

Dlatego podwójny jest też wydźwięk wiersza - pierwsza połowa jest wręcz sielankowa, druga antysielankowa.
Autor i Czytelnik? Pośrodku póki co ;)

Pozdrawiam z trzeciej strony :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



I to jak! Wystarczy przerobić Twój komentarz na wersy i mamy czystą poezję :)


widok z okna


głębia starych obłoków
malowanych spokojem
wyważonym wiatrem

jesień z refleksyjną skrupulatnością
wysącza smutek życia
każdy dzień z laboratoryjną dokładnością
jakby był pierwszym i ostatnim

ale czuję się nie w muzeum

w starej bibliotece z klasyką
czytam we własnych myślach
czyjąś nieobecność

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Cieszę się, że jestem źródłem inspiracji tego ładnego wiersza :)
Sam podchodzę do tematu umierania na luzie, czy raczej - temat podchodzi do mnie ;)


Bogdan Bojny

kiedy byłem
kiedy byłem małym chłopcem, hej
czesały mnie szczotką
babcia wespół z ukochaną ciotką

kiedy byłem
kiedy byłem kawalerem, hej
moje włosy ciągnęły się za rowerem
dłuższe niż krzyk: hipis!
hipis na rowerze!
(a ja jadę i nic mnie nie bierze)

kiedy byłem
kiedy byłem żonaty, hej
miałem łeb jak cipka kosmaty
leciały na mnie wszystkie przyjaciółki
żony jak pszczółki

kiedy jestem
kiedy jestem po rozwodzie, hej
czeszę się i cieszę z tego względu
szczoteczką do zębów

a kiedy będę
gdy będę już całkiem stary, hej
przytulę się wieczorem do gitary
(w nieparzyste dni gitarą do wieczoru)
i patrząc w lustro naprawię w nim błąd
piosnką o - tą

o tym, że mam wspaniały, urbanistyczny
wyyyyygląd (hej, a potem beatlesowskojesienne: ye ye yeee..)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki za dobre słowo oraz za świetną i zabawną, acz tragikomiczną trawestację piosenki (głupawej zresztą, a więc bardzo zdatnej do parodiowania). :-) Zabrałam ją (trawestację, znaczy się) do prywatnego albumu.
A tak poważnie, to wiesz... ja też usiłowałam podchodzić na luzie do tematu śmierci i w młodości nawet mi się to udawało, a teraz po prostu nie potrafię - od kiedy straciłam prawie wszystkich, których kochałam.
Ale w takim razie specjalnie dla Ciebie cytuję mój "luzikowy" wierszyk z tamtych lat:

Ballada o człeku

Człowiek rodzi się bardzo młodo,
bo w dziewiątym miesiącu już,
i wraz z chwilą, gdy przestał być płodem,
jest człowiekiem sędziwszym co rusz.
Hej, hola, dolaż moja niedola!
Jest człowiekiem sędziwszym co rusz.

Mózg się coraz to wolniej powiększa,
jeszcze roczek z rozpędu – i stop,
i zostaje głupota – tym mniejsza,
im doświadczeń więcej i trosk.
Hej, hola, dolaż moja niedola!
Im doświadczeń więcej i trosk.

A te troski i wielkie tragedie,
i ta mądrość, co płynie z nich,
to jest ciężar, że człowiek aż blednie
i wciąż mniej kolorowe ma sny.
Hej, hola, dolaż moja niedola!
I wciąż mniej kolorowe ma sny.

Wreszcie świat go przestaje ciekawić,
wreszcie go nie zadziwi już nic,
już entuzjazm go własny nie bawi,
już i zapał – to kłamstwo i pic.
Hej, hola, dolaż moja niedola!
Już i zapał – to kłamstwo i pic.

Potem zdarza się kiedyś nad ranem,
że się nie chce wyjść z łóżka i żyć,
i udawać przed sobą barana,
i przeżywać, i śmiać się, i wyć.
Hej, hola, dolaż moja niedola!
I przeżywać, i śmiać się, i wyć.

A na końcu nadchodzą choroby,
coraz więcej umiera w nas;
nasze myśli – żałoby i groby,
i wygoda, i woda, i gaz.
Hej, hola, dolaż moja niedola!
I wygoda, i woda, i gaz.

Zauważcie, panowie i panie:
każde z istnień, od żłobka po grób,
to powolne, powolne konanie
i wciąż bardziej zmartwiały trup.
Hej, hola, dolaż moja niedola!
I wciąż bardziej zmartwiały trup.


Serdeczności. :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ładne, Młynarski powinien Cię wtedy zatrudnić :)

Ja nie pisałem w młodości, a potem, jeśli już zakładałem, że muszę umrzeć to buntowałem się jak Faust
przeciwko takiej kolei rzeczy. Co mi tam gdybanie, co będzie potem, kiedy mnie nie będzie? Wystarczy, że BYŁEM
jednym z wielu. A, że Peel może być dowolny... tak i mój wiersz zaczynał się wersem na kolejną literę alfabetu
symbolizując podobną, ale równą samemu Bogu, przeciwną mu Jedność:



"Na imię mi Legion, bo nas jest wielu."
(Ewangelia św. Marka)




...H,I,J,K,L,Ł,M,N,O,Q,P,R,S,Ś...

Huncwot i ladaco jest miłość dla Ciebie
Ibi patria ubi bene więc mnie w Piekle
Judaszem nie jestem nie zdradzę sam siebie
Kolor czarny kocham od bieli się strzegę

Lubię jak Ty dusze choć inaczej łowię
Łachudrów nawracać ani mi to w głowie
Mnichów świętych kocham zapiekłe dziewice
Nocą ślę im ciemną niech pożrą ich pice

Otchłań sam stworzyłeś nie mnie lecz niewieście
Órwę Ci więc oddam od Ciebie nic nie chcę
Pychę mam nie po to cierpię od lat biedę

Ręki Ci nie podam bo brzydzę się Niebem
Skruchy nie okażę nie jestem Twym synem
Świętym nie chcę zostać - już jestem Niewinien


Opublikowano

O, tu jesteś najbardziej, najwyraziściej, najdosadniej SOBĄ! O, takie Twoje wiersze uwielbiam! (Inne Twoje też). Ten gatunek - tylko Tobie właściwy: satyry pieprznej Sztarbowskiej, swoiście przedowcipnej (przepraszam za wulgaryzm) i zwalającej z foteli wszelkich świętoszkowatych idiotów - to jest to, co szaleńczo lubię w Tobie i co daje mi nieledwie jakiś orgazm sztuczny! (czyli zapłodniony sztuką)! Taki mi pisz Waść! Ubawiłam się setnie! ;-)))

Opublikowano

Witaj :-)

Te odlatują, te zostają...

Dobrze pamiętam tę Piosenkę o żurawiach.
www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=100967

Dwa lata minęły, jak jeden dzień i dziś troszeczkę inaczej popatrzyłam
i na haiku, i na Piosenkę, i na Twoje żurawie, i na moje, i na nasze.
Być może też i w świetle komentarzy i wierszy Oxywii, kojarzą mi się
dzisiaj z semaforami do nieba.

Pozdrawiam,
jasna :-))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @KOBIETA Na Wenus? To nawet lepiej. Większa odległość to mniejsza pokusa, którą roztaczasz.
    • Pozostawiłam na chwilę własne myśli, stawiając przy taksówce od strony bagażnika walizki i informując chowającego je kierowcę, na którą ulicę zamiawiam kurs. Gdy wsiadłam i zamknęłam za sobą drzwi, zdecydowałam się do nich wrócić. A tym samym do naszej rozmowy.     - Jak to, co masz ze mną zrobić? - popatrzyłam na niego zaniepokojona. Do treści pytania, będącego w oczywisty sposób uzewnętrznieniem wątpliwości, doszedł jeszcze podkreślający je ton. Pierwsze pytanie wypowiedziałam zwykłym tempem. Drugie już znacznie szybciej - jak zwykle wtedy, kiedy coś mnie rozemocjonowało. - Chyba nie rozważasz odejścia ode mnie? Nie! No coś ty! Powiedz, że nie! - moje spojrzenie stało się o wiele bardziej niespokojne, podążając za zawartą w wypowiadanych słowach emocją.     - Nie! - powtórzyłam, ściskając mu dłonie. - Ty nie mógłbyś, prawda?! Nie po tych wszystkich twoich deklaracjach i zapewnieniach! Powiedz, że... - zgubiłam się na chwilę wśród swoich myśloemocji, przestając nadążać za słowami - że nie powiedziałeś tego i że ja tego nie usłyszałam - pokonałam na moment swoje zdenerwowanie.     - Prawda jest taka, że rozważyłem - odpowiedział wolno na moje pytanie. - Rozważyłem, ponieważ twoje postępowanie pokazuje, że nie jesteś gotowa na ten związek. Unikasz rozmów o istotnych kwestiach, zapowiadając "pogadamy", ale nie wracasz do nich. Ta sytuacja z koleżanką - wiesz, o której mówię. Test, co zdecyduję i jak się zachowam, dobitnie wskazał na twój brak zaufania pomimo, że o nim zapewniasz. Wreszcie ten wyjazd. Wiesz, że jego uzasadnienie stanowi sprzeczność z twoją obietnicą, że nie planujesz zniknąć? Robisz dokładnie to: zaplanowałaś zniknąć na półtora tygodnia. Skoro tak szanujesz swoje słowa, jak mam być pewien, że za jakiś czas nie znikniesz na miesiąc uzasadniając to potrzebą wakacyjnego wyjazdu?     Nie wiedziałam, co mu wtedy odpowiedzieć. Zrobiło mi głupio przed nim i przed sobą do tego stopnia, że mojemu umysłowi zabrakło słów.     - Słuchaj... muszę iść... - tylko tyle zdołałam wykrztusić.     Tak samo jak w tamtej chwili, poczułam spływające po twarzy łzy. Na szczęście wewnątrz taksówki było ciemno. Kierowca zwolnił, skręciwszy z głównej ulicy i wjeżdżając osiedlową drogą pomiędzy budynki, wreszcie zatrzymując samochód pod znajomo wyglądającym domem. Na szczęście dla siebie zdążyłam szybko otrzeć policzki.    - Jesteśmy na miejscu, proszę pani - oznajmił. - Pięćdziesiąt dwa złote. Będzie gotówką czy kartą?    - Gotówką - odparłam szybko, zaklinając go myślami, aby nie zapalał światła.                     *     *     *      Wszedłszy do domu i zmusiwszy się do jak najbardziej uczciwie i szczerze wyglądającego przywitania z mamą, posiedziałam z nią około godziny. Po czym oznajmiłam, że pójdę już się położyć.    - Tak szybko? Ledwie przyjechałaś... - mama była naprawdę zawiedziona.    - Muszę, mamo. Ja... Przepraszam - objęłam ją i przytuliłam. - Dobranoc.    Idąc po schodach, prowadzących na piętro i zaraz potem do swojej sypialni, wróciłam myślami do niego. Do nas i naszej skomplikowanej sytuacji.    - Czemu znowu to ja wszystko psuję?! - zezłościłam się na siebie. - I czemu on jest uczciwy, solidny i przejrzysty?! Musi taki być? I tak się starać, do cholery?! - zaklęłam. - Gdyby chociaż raz mnie okłamał albo zrobił coś nie fair, byłoby mi łatwiej go zostawić! Uznać, że nie jest dla mnie dość dobry! A tak tylko szarpię się pomiędzy miłością doń a obawami przede wspólną przyszłością! Pomiędzy tym, co czuję a tym, czego chcę!     Rozpłakałam się ze złości na siebie, na niego, na swoje uczucia i na swoje lęki.     - Gdybyś był chociaż mniej wytrwały...       Rzeszów, 27. Grudnia 2025 
    • @Leszczym ostatnio słyszałem tezę że ciężko jest być facetem i nie nosić masek co zdaje się potwierdzać Twój wiersz. Ja robiłem to zawsze instynktownie(co nie zawsze było słuszne) jak w jednym z pierwszych moich tekstów    
    • @Krzysic4 czarno bialym fajne:)
    • @KOBIETA no tak, odmładzam się:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...