Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Tyżeś to oszczekał mię pamiętnej tamtej nocy,
Czyżem ci zawinił, Cerberze budowlany?
Czyś mię wziął za złodzieja bom w ciemnościach się czaił?
Tak się czai zakochany, co skryty między cienie,
Czyha by obrabować dziewczę ukochane:
Z ust skraść jej słów kilka, z jej z oczu spojrzenie.

Głos swój dobyłeś na mnie z parszywej, przepastnej gardzieli,
niby brzeszczot rdzawy co ciężej słuch rani swym zgrzytaniem,
niż ciosami członki; jej głos! Tak w chórach niebiańskich śpiewają anieli,
piękniej niż słowik gdy wita świtanie, gdy lot swój wieszczą skowronki.

I wśród gęstej nocy błysły mi dwa posępne księżyce,
gorejące groźbą ślepia twoje któreś wlepił we mnie był, potworze,
nie mniej jasno - a piękniej! - ciemność rozświetlać muszą jej źrenice,
jak niebiańskiej światłości krynice, jak północne zorze.

Słuchaj! Ona cię we własnym rzemiośle twoim przewyższa,
które jest: trwożyć, bo tak rozkosznym przejmuje dreszczem,
że nie czmycham jakbym czmychnął był w potrzebie przed tobą,
a sam gonię wciąż za nią, błagając o jeszcze.

Starczy tej kraty ledwie między mną a tobą,
bym drwił z twych wściekłych ujadań,
gdy ona - upiór skrzydłami wspomnienia skrzydlaty,
w zaświaty mógłby mnie ganiać.

A choćby czarodziej potężny w nicość te kraty obrócił,
rozgniewany na mnie dla tajemnej jakiej przyczyny,
to w szczerym polu, poczwaro zębata, wciąż mniej!
Mniej straszną mi będziesz od tej okrutnej dziewczyny.

Ty krwi mi upuścisz, ona życia chęci,
ciebie serce me nie nęci, ona szarpie je wściekle,
spojrzeniem nieczułym, chłodnym jak mogiła,
i w słowach skryte harpie posyła ku niemu.
A szpony, niecnoty, sycone mają trucizną,
co sny i myśli zatruwa jej obrazem,
który jawi się w jednych i drugich bezustannie,
i żąda zachwycać się sobą niby pejzażem,
zdobnym dwoma jeziorami soczystego błękitu,
czarowymi gwiezdnym swoim lśnieniem,
okolonym płową kosą, która postać cudną wieńczy,
gdyby Saturn swym pierścieniem.

Jakiż szał! Ach, poczciwcze,
nie poczytuj tego sobie za dyshonor,
żem tak niewzruszony trwał przed tobą - mnie,
którego zdradliwie słodkie oczy poraniły,
krwi żądne kły trwożyć już nie mogą.
I cóż że mię pożresz może paszczą straszliwą?
Ona już dawno pożarła wszystek co we mnie było:
każda myśl, pragnienie - w jedno się obróciło,
i wszystkie w chór się zlały niespokojny,
co w nieskończoność powtarza jej imię.

Tak cudnie brzmi ten śpiew!
choć goryczą przepełnia bezdenną,
jak wędrowca co wśród jesiennych słót,
posłyszy wnet pieśń wiosenną.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Bożena De-Tre Z szacunkiem schylam głowę :) Wszystkiego pięknego :)
    • @Migrena Mam „ wrażliwcom” co wiedzą jak smakuje kawa o poranku….niech płynie wszystko-:)od

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      życzę….
    • Piłaś siebie z jego ust jakby każde słowo było toastem. Był zachwycony – do pierwszego haustu. Potem już tylko pił. I pił. Nie rozróżniał roczników, nie czytał etykiet. Szukał ciężaru w ciele, nie w tym, co dojrzewało latami. A ty – dumna jak burgund w kryształowym kieliszku – stałaś się wodą w plastikowej szklance. Nie dlatego, że przestałaś błyszczeć. Lecz dlatego, że on patrzył tylko przez szkło.
    • @Annna2Bardzo dziękuję! Masz rację  - Człowiek poraniony w dzieciństwie, często nie może się odnaleźć w dorosłym życiu. 
    • Zacząłem od rekonesansu - począłem subtelnie zataczać wokół niej kręgi, przyglądając się jej z każdej strony, uważając, aby przypadkiem nie pokazać mojego zainteresowania. Uważałem wtedy naszą domniemaną bliskość za dosyć intymną, za delikatną i gotową do rozsypania się w drobne kawałki pod nieuważnymi, obcymi dłońmi, ponaglającymi ruchami nie cierpiącymi subtelności. Dopiero potem skojarzyłem te spacery z orbitowaniem, choć byłem raczej księżycem (a ona nie była słońcem!), bowiem o ile pozwalała mi na to okazja, moją twarz cały czas kierowałem ku niej, starając się łapać wszystkie refleksy, które mogły mi rzucać poroztrzaskiwane szyby, czy fragmenty gołej blachy. Nie zliczyłbym ile takich okrążeń zdołałem wykonać przed powrotem do domu, lecz pewny byłem wszystkich uzyskanych informacji - całkowicie pustej framugi po oknie na parterze, idealnego miejsca na wtargnięcie do środka, otoczonego z trzech stron samą fabryką, tworzącą w tym miejscu odrobinę prywatności, z dala od pustych przechodniów jak i wścibskich oczu lokatorów przyległych do niej bloków. Następny tydzień spędziłem na wyczekiwaniu - w drodze do szkoły nadal ją mijałem, tym razem bez tak wcześniej nierozłącznego ze mną wstydu, obnażyłem się już przed nią, byłem już w pełni winny dokonanej myślozbrodni, która już w sobotę miała stać się czynem. Siedząc w ławce starałem się zadowolić rudymi włosami koleżanki siedzącej dwa rzędy przede mną, nawet starałem się docenić jej urodę, to jak słońce wpadało jej we włosy, lecz zacząłem brzydzić się tym, jak starałem się zastąpić nasze uczucie takim substytutem, brzydziłem się moją młodzieńczą naiwnością, myślą, że będę mógł doznać tej samej przyjemności w ramionach byle dziewczyny, że próbuję sprowadzić namiętność bliskiego kontaktu z istotą tak skomplikowaną jak ona do czystej sensacji dotyku.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...