Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Powiedz mi, jak mnie lubisz?
Czy tak,
jak się lubi nad grzywami biały wiatr,
jak się zawrót głowy lubi w maciejkach
i przygodę w zabieganych pantofelkach?
Czy mnie lubisz może tak, jak noc,
taką ciepłą, krótką i czerwcową,
co owija w szepty świerszczy niczym w koc
i szczebioty słowikowe ckni pod głową?
A może raczej mnie lubisz na sposób
mniej ulotny, jakby siostrę lubił brat,
jak się wdzięcznym jest za każdy dar losu;
powiedz, czy mnie lubisz jakoś tak?
Może mniej marzennie i mniej sennie,
może bardziej zwykle i przyziemnie,
może bez uniesień i westchnień?
Wśród domysłów łatwo się zagubić,
więc…
powiedz mi, jak mnie lubisz?
Kim jestem?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bardzo lirycznie wędrówka w marzeniach ślicznie:)

Lubię Ciebie w dzień, wieczorem,
lubię Ciebie o świtaniu,
bez względu na jaką porę,
przy kolacji czy śniadaniu.

Gdy masz nawet w oczach łzy
kiedy jesteś uśmiechnięta
w pochmurne w słoneczne dni
i na co dzień i od święta.

Serdeczności Oxyvio:)
Opublikowano

W przedostatnim wersie nie dodałabym już "jak mnie lubisz", tak to widzę, że skoro już tajemniczo, to bez tego dopowiedzenia. Fragment o nocy jest tak urokliwy, że kłaniam się Twoim zdolnościom. Jeden z piękniejszych Twoich liryków, Oxywio miła, Serdeczności. Elka.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Udaje? Nie, niczego nie udaje. Jest to zupełnie inny wiersz, na inny temat i skierowany do innego adresata, a podobieństwo jest tylko w tytule i w formie pierwszego pytania.
Infantylny? Może, chociaż nie widzę tu różnicy między "dziecinnością" swojego wiersza a wiersza mojego ulubionego Gałczyńskiego. :-)
Natomiast Ty zrobiłeś niezłe wejście: początek na tym forum od ataku i wyrazu agresji. Dojrzałość? ;-)
Życzę powodzenia.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Grażyno, dziękuję za tak wysoką pochwałę, ale z Gałczyńskim nigdy nie śmiałabym konkurować ani też nie chciałabym, bo to mój ukochany poeta (poza jeszcze jednym, tym, z którym wydaliśmy książkę). ;-)
Bardzo, bardzo Ci dziękuję, bo mimo wszystko fajnie czytać coś takiego! :-)))
Pozdrawiam słonecznie i letnio.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Balesławie, bardzo Ci dziękuję za piękną, liryczną dopowiedź do mojego wiersza. Jesteś niezawodny w komponowaniu wspaniałych wierszowanych komentarzy.
Odserdeczniam. :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Elu, dziękuję za wielką pochwałę zdolności oraz wiersza! Baaardzo mi miło. :-)
Pytanie: "Powiedz mi, jak mnie lubisz" jest powtórzone na zasadzie klamry spinającej całość - jest pointą tego wiersza, jego najważniejszą myślą, dlatego powtarza się na początku i na końcu. Poza tym, gdyby uciąć jego połowę, to zakończenie straciłoby rytm, melodię i rym. :-)
Serdeczności.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Krysiu, bardzo Ci dziękuję za "podobaśkę", zwłaszcza, że jesteś absolutnym fachowcem w dziedzinie liryki "damsko-męskiej". :-)
Pozdrowieństwa serdeczne.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Maggi, dzięki serdeczne, Siostro! Buziak! :-* :-)
Jeśli nie lubi, to po takim wierszu może tylko zwiać - i wtedy sprawa jasna. :-) Najlepsza próba na faceta - to napisanie mu wiersza, i to najlepiej z zapytywaniem. ;-D
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Maggi, dzięki serdeczne, Siostro! Buziak! :-* :-)
Jeśli nie lubi, to po takim wierszu może tylko zwiać - i wtedy sprawa jasna. :-) Najlepsza próba na faceta - to napisanie mu wiersza, i to najlepiej z zapytywaniem. ;-D

?????????
a wiesz, że coś w tym jest ;(((((((((
no to już wiem, co
:*
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Maggi, dzięki serdeczne, Siostro! Buziak! :-* :-)
Jeśli nie lubi, to po takim wierszu może tylko zwiać - i wtedy sprawa jasna. :-) Najlepsza próba na faceta - to napisanie mu wiersza, i to najlepiej z zapytywaniem. ;-D

?????????
a wiesz, że coś w tym jest ;(((((((((
no to już wiem, co
:*
No właśnie. My się rozumiemy. ;-)
Opublikowano

Oxyvia J.;

- czy nie jest to portal dla Początkujących?
uważasz że zagłaskiwaniem się na śmierć i cmokaniem dokonuje się postępu w sztuce wierszowania?
- tak bez zastrzeżeń przyjmować trzeba każde "dzieło"? i traktować je jak Arcydzieło?!

- żadnych wymagań? wskazówek?

pokazuję miejsca słabe bo na tym polega rzetelna krytyka;
natomiast co do "agresji" - zgłaszam stanowcze votum separatum! agresję i kpinę otrzymuję tylko zwrotnie od samych - dotkniętych krytyką autorów;
- "agresja"?! nie mam z tym nic wspólnego
natomiast fałszywie zachwalać nie mam zamiaru - namawiam tylko do pracy, ciężkiej, niełatwej pracy -

Opublikowano

Kaligraffie, bardzo Ci dziękuję za troskę, ale nie jestem początkującą poetką - piszę od czterdziestu kilku lat, wydałam jakieś książki, zapraszają mnie do antologii, drukują mnie w prasie, recytują i śpiewają w radio (jak jeszcze kilka osób stąd). Ale to nie ma znaczenia, bo gdybym nawet była początkująca, i tak rozdrażniłoby mnie Twoje określenie: "infantylność" - to jest zwyczajnie niegrzeczne, agresywne właśnie. To nie jest żadna wskazówka ani konstruktywna krytyka (o jaką nigdy się nie obrażam, wierz mi). Trzeba odróżniać życzliwość od agresji, trzeba mieć poczucie taktu, żeby móc pomagać innym. Dlatego nie proszę Cię o wskazówki, nie troszcz się o mnie więcej - nie potrafisz tego robić po prostu.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Te, i bok imano im, Izydor; bokobrody z imionami kobiet.  
    • Dał: kura i kwoka, jako w kar układ.   A koguta kot, a to kat u goka.  
    • To było: goły bot.                       Nabyty ban.    
    • I rozbita na kawałki ostatni zestaw porcelany, który służył do zaspokajania najgorętszych pragnień. Chciałoby sie zapytać, z czego teraz będę pić  kojące soki uzależnienia przesiąknięte cukrem. Gdy padło pytanie odpowiedziała skromnie:              "czyżbyś juz zapomniał                           jak czerpać z mojej studni ?"
    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego. Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką. Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie. Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić? Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt. Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam. Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam. Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą. Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim. Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać. To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka. Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy. Gorące pozdrowienia z Piekła,  Allen
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...