Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Freud ojciec
intro-przewodników do samego ducha i z powrotem
uczynił nasze ja przejrzystym,
namacalnym, zrozumiałym, lecz tylko
przedmiotem.
Wśród przewidywalnych procesów kooperacji,
tworzących neoczłowieczeństwo,
na szczególną uwagę zasługuje zjawisko
s u b l i m a c j i.

Kochasz i z miłości
budujesz słów-paletę wcale niebanalną,
psychoanalityk na to, że zwyczajnie
zaspokajasz niezaspokojoną potrzebę
seksualną.
Kulturalny dorobek, uczuć idealizacja
miała nas od małp odróżnić,
a tu psikus - to po prostu przeniesienie - czyli
sublimacja.

Budzę się
słyszę, widzę świat bez asekuracji,
mglistych wierzeń, ideałów,
bez ludzi do bicia, wiecznie winnych
nacji.
Komercyjna papka mass-życia powraca,
nie mam odwagi umrzeć,
kartkę więc chwytam, ołówek - to właśnie
sublimacja.

Do odważnych
świat należy, myślę to nie do mnie,
mając dość odwagi, byłbym dzisiaj w sferze
wspomnień.
Teraz tylko z której strony racja,
choć bardzo się skupiam,
nie wiem – dobra jest czy nie, ta
sublimacja?

Opublikowano

Niech zgadnę: autor jest świeżym studentem psychologii.

Ten wywód przypomina mi jako żywo przemądrzałych studentów, którzy ledwo co posiadłszy żargon środowiskowy, nadużywali go do tego stopnia, że aż potok słów stawał się bełkotem.

To nie jest dobra droga. Przynajmniej tyle, że peel przyznał się, że pisanie wierszy to sublimacja. Ale ja proponuję iść do jakiejś roboty i zajechać się - wtedy łapie się zupełnie inną perspektywę i nie trzeba sublimować. :)

No i pojawia się wtedy masa problemów rzeczywistych i wartych opisania zamiast tych wydumanych.

Pozdrawiam :)

Opublikowano

Muszę przyznać, że rozbawił mnie (jak najbardziej pozytywnie) Twój komentarz. Nie, nie jestem studentem psychologii. (Do studenta mi jeszcze daleko, psychologia to też z pewnością nie będzie.)
W stu procentach zgadzam się, że jak się człowiek weźmie za robotę, to nie ma czasu na myślenie wysublimowane do granic możliwości i wszystko jest w najlepszym porządku. A że czasem się trafia jednak taka burza "egzystencjalnych"
katastrof, to czemu się tego w ten sposób nie pozbyć ;)
Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Waldemar_Talar_Talar fajny.
    • ich życie to łysa żarówka zawieszona nad czaszką, w malutkim kwadracie w bloku, wyjąca jak rtęć w gorączce. nie świeci - tylko rzuca cień własnego śmierdzącego światła, a oni siedzą pod nią jak karaluchy w garniakach zrobionych z porzuconych butelek i plastiku z dna oceanu, kupionych w lumpeksach z centrów ich ponurych miasteczek. umierają na miękko, z oczami wbitymi w ekran jak w hostię. nie mają marzeń - tylko zdrapki, które śnią im się nocą jako języki lizane przez automat do kawy. ich głowy to akwaria z brudem po reklamach, gdzie pływają złote rybki z amputowanymi życzeniami. serca mają zrobione z topniejącego linoleum, biją na przemian z dźwiękiem nadchodzących powiadomień. nie mają idei -  tylko strzępy logotypów wbite w korę mózgową jak tatuaże z supermarketu. ich dusze są jak portfele po przejściach - pełne paragonów i kieszonkowego od rodziców na emeryturze. przyjaciele? głosy w słuchawkach, co grają playlisty melancholii, czasem piwo na murku pod sklepem. kochankowie? ciepłe zwierzęta z funkcją „mute” i oczami jak ślepe panele dotykowe, na jedną noc przy zgaszonym świetle, bez funkcji wydaj resztę. w ciemności prezerwatywa wypada z ręki i wrzask na placu - ful  aborcja od zaraz. dni - długie gumy do zucia, ciągną się jak kisiel po podłodze w lunatycznym biurze, zostawiając na stopach lepką warstwę cyfrowego kurzu. sny - pamiętniki cudzych pożarów, które próbują odczytać przez filtr z benzyny. jedzenie - topiony serek z biedronki, gratisowy hot dog od kumpla z marketu i niedzielny schabowy u mamy. chodzą jak strusie w szpilkach, z głowami w powietrzu, które śmierdzi Wi-Fi. oczy mają jak przeterminowane lody - niby słodkie, ale coś się w nich psuje. a pod powiekami mieszkają dźwięki niedokończonych myśli: "ja...ja...ja..." „może… może… może…" kiedyś...kiedyś...kiedyś..." ich zazdrość to pies z dwiema głowami, gryzie ich krtań i genitalia naraz, znaczą podłogi krwią, ale myślą, że to nowa wersja dywanu IKEA co dziadek kupił im na imieniny. i żyją - nie dlatego, że chcą, ale boją się, że śmierć nie ma Wi-Fi. bo w ciszy słychać echo: „tu nic nie ma”, głodne, lepkie słowa, co śpią pod językiem jak zdechły szczur w kiblu. nie mają hobby - tylko palce, co w nocy same scrollują do końca internetu. nie mają Boga - mają aplikację, co przypomina o oddychaniu i wysyła wersety z cytatami motywacyjnymi. kiedy umierają - to jak dym z grilla zrobionego z plastikowych lalek od dorosłych dzieci sąsiadów, a ziemia przyjmuje ich cicho, jakby wrzucała imię do folderu „spam”. i gniją - powoli, elegancko, jakby ktoś chciał z tego zrobić reklamę perfum Armani unisex, dla ludzi, którzy już nie czują niczego.    
    • @Annna2 Miłość do przeznaczenia...to Podziękowanie za istnienie.    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...