Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Eryk.


Piotr Rowicki

Rekomendowane odpowiedzi

Nie miał Eryk w życiu szczęścia, no cóż, wielu jest ludzi, którzy tak o sobie mówi. On sam nigdy tego nie twierdził, odczuwał brak szczęścia na sobie, na własnej skórze.

Największym nieszczęściem była babka Matylda. To ona wymyśliła dla Eryka imię. Upierała się, że nosił je pewien król, ale zapomniała który. Eryk jak tylko nauczył się czytać, zaczął go szukać. Na próżno. Jeśli nawet żył kiedyś, gdzieś taki król, to co z tego, skoro nikt nigdy o nim nie słyszał. Został na zawsze ze swym królewskim imieniem, co we wsi, gdzie pełno było Pietrków, Pawełków, Jasiów i Grzesiów nie było dobrze widziane. Ktoś, kto tak się nazywał był skazany, na samotność, na odtrącenie a w końcu na zdziwaczenie.

Przez tą samą babkę, Eryk stracił ojca. Ojciec miał imię całkiem zwyczajne, Stanisław i był chłoporobotnikiem. Przez dwanaście godzin pracy na kolei był robotnikiem, potem przez trzydzieści sześć chłopem. Przez dwanaście godzin poganiał go zawiadowca Tadeusz Duda, a przez kolejne trzydzieści teściowa Matylda Nagrabska. Ojciec ciągle był niewyspany, czasem nie wiedział czy jest chłopem czy robotnikiem. Do teściowej mówił wtedy – Tak, tak panie zawiadowco, zrobi się. - Zdarzało mu się też do przełożonego Dudy, powiedzieć – Dobrze mamusiu. - Dochodziło do tego, że ojciec wychodząc z obory szukał zwrotnic. To musiało się tak skończyć. Któregoś wieczora ojciec będąc robotnikiem zdrzemnął się na chwilę. Śniło mu się, że jest chłopem i że kładzie się w stodole na sianie. Pech chciał, że maszynista pośpiesznego do Suwałk nie wiedział, że tory, którymi jedzie, śnią się ojcu jako stodoła z sianem. Kiedy pochowano ojca Eryk miał cztery lata. Babka postanowiła sprowadzić swoją siostrę, która samotnie mieszkała w dalekim mieście. Eryk na własne uszy słyszał jak mówiła do niej przez telefon – Przyjedź kochana, u nas teraz tyle miejsca. - No to przyjechała. Oprócz babci i jej siostry Aliny, (która jak się okazało całkiem samotna nie była, bo przyjechała z jamniczką Walą), w domu z Erykiem mieszkała matka i trzy siostry. Od czasu do czasu, a właściwie częściej przychodziły sąsiadki. Eryk czuł się osaczony, bał się tych wszystkich bab, jako o nich mówił po cichu i coraz częściej prosił matkę o cycka.

O tym, że Eryk ciągle ssie wiedzieli tylko oboje. To była ich największa tajemnica. Ukrywali się z tym, jakby robili coś złego, jakby bali się, że ktoś może ich nakryć, przyłapać. Próby odstawienia Eryka kończyły się niepowodzeniem. Chłopiec bez matczynego mleka zapadał na jakąś dziwną chorobę, właściwie na wiele chorób. Dostawał gorączki, całe ciało pokrywały krosty, wymiotował. Wystarczyło, że przyłożył głowę do matczynej piersi, wystarczyło, że pociągnął kilka łyków, a natychmiast odzyskiwał zdrowie. Blade policzki, dostawały rumieńców, oczy z dawnym blaskiem patrzyły na świat, nic dziwnego, że matka, nie miała sił, żeby Erykowi odmawiać piersi – Ssij mój mały, ssij, na zdrowie – mówiła głaszcząc go po głowie.

Eryk coraz rzadziej rozmawiał z matką. Od dnia, gdy prowadzona pod rękę przez wąsatego policjanta, poszła na tory, żeby rozpoznać ojca, w ogóle mówiła nie wiele, z każdym dniem, coraz bardziej pogrążając się w krawiectwie. Zamykała się w swoim pokoiku, za kuchnią i szyła. Przed oczami kładła sobie zegarek, po którym go rozpoznała – To Staśka - powiedziała do policjanta. Przez te wszystkie lata, które minęły, czas się dla niej zatrzymał. Ciągle była jedenasta dziewięć, dwadzieścia pięć sekund. Pośpieszny do Suwałk za dziesięć minut miał minąć Małkinię.

Kiedy Eryk dowiedział się, że ma iść do szkoły bardzo się ucieszył. Cały sierpień opowiadał wszystkim o tym jak to będzie w szkole. Jak będzie miał kolegów, bardzo dużo kolegów, z którymi będzie grał w piłkę, chodził po drzewach i robił różne inne rzeczy, które zazwyczaj robią mali chłopcy. Zastanawiało go tylko, czy nauczyciel będzie panią czy panem. Nikt nie potrafił, a może nie chciał odpowiedzieć mu na to pytanie. – Nauczycielami są kobiety i mężczyźni, zależy jak ci się trafi – kłamała matka, która wiedziała, że w pierwszych klasach uczą wyłącznie kobiety. – To zrób tak, żeby mi się trafił pan – powiedział Eryk, wierząc ciągle, że jego matka może wszystko.

Pierwszy września był dla Eryka najgorszym dniem w życiu. Początkowo był tak oszołomiony całym zamieszaniem, gwarem i krzykiem, że niczego nie zauważył. Dopiero po jakimś czasie, kiedy matki opuściły klasę, Eryk spojrzał w stronę biurka. Siedziała tam młoda pani w okularach i ciągle się uśmiechała. Pani Justyna mówiła coś o tym, że się bardzo cieszy, że jest szczęśliwa i w ogóle, że wszystkie dziewczynki też powinny się cieszyć i być szczęśliwe. Eryk zdrętwiał. Zaczął rozglądać się po klasie. W pewnym momencie zerwał się i z głośnym płaczem wybiegł z klasy w tłum czekających kobiet – Mamo, mamo – darł się jak opętany. Chciał coś powiedzieć, łzy stanęły mu w gardle, kiedy matka przytuliła go do piersi, odchylił jej bluzkę i zaczął ssać. Przez chwilę znów był szczęśliwy.

Utrzymywana od lat tajemnica przestała nią być. Mówiono o niej w całej szkole, na ulicy, w sklepie. Eryk nie dość, że dostał się do klasy, w której były wyłącznie dziewczynki i którą uczyła pani, miał teraz jeszcze jeden problem. Od wczesnych godzin rannych, kiedy z przyginającym go do ziemi plecakiem wyruszał w stronę znienawidzonego budynku z napisem Szkoła Podstawowa im. Marii Konopnickiej, musiał wysłuchiwać nowego przezwiska – Eryk Cyc. Starał się, udawał, że nie słyszy biegnących tuż obok dzieciaków, że nie widzi ich ust cmokających, jak wyciągnięte z wody karpie. Pewnego razu jeden z prześladowców, nie mógł wytrzymać obojętności Eryka, złapał go i z całych sił krzyknął mu do ucha – Ty cycu! Eryk uderzył go tylko raz. Tamten upadł i leżał jakby nie żył. Z nosa ciekła mu krew. Wystraszone dzieciaki pobiegły z krzykiem – Eryk zabił Tomaszka, Eryk zabił Tomaszka. - Nie zabił go jednak całkiem, czego osobiście bardzo żałował. Tomaszek i reszta prześladowców omijała Eryka z daleka, traktując go jak śmierdzące powietrze.

Zaraz po szkole Eryk dostawał się w doskonale naoliwione tryby kobiecej maszynerii. Siostry, poinstruowane przez babkę, znęcały się pojedynczo, każda na swoim odcinku. Pracami porządkowymi zarządzała Ewa. Najstarsza i najbrzydsza w rodzinie. Wyglądała jak miotła i tak się zachowywała. Na widok Eryka wyrzucała z siebie słowa – klucze. Odkurzacz, przedpokój, chodnik, kuchnia, podłoga, dywan. Nie musiała powtarzać dwa razy, jeszcze przez jakiś czas, póki przerastała brata o dwie głowy. Średnia z sióstr, Zuza pilnowała Eryka przy odrabianiu lekcji. Nie mówiła do niego inaczej jak – ty matole, ty skończony matole lub ty skończony, zidiociały matole. Miała zadatki na doskonałą nauczycielkę. Najmłodsza Natalia, była z trzech sióstr najładniejsza i doglądała czystości brata. Gdyby nie to, że z byle powodu latała na skargę do babki, Eryk mógłby ją trochę lubić.

Tryb główny, babka Matylda, matka przełożona, alfa i omega domowego ogniska nie miewała chwil słabości. Nie nachodziły ją nigdy wyrzuty sumienia, nie wykazywała oznak litości, nie mówiąc o czułości. Jedną czułością, jaką od niej otrzymywał były „czterdziestki”. Kara kar. Stosowana za przestępstwa niepospolite, niezwyczajne. „Czterdziestka” wykonywana była na kuchennej ławce. Zawsze na goły tyłek, zawsze tą samą prawą ręką, z odmierzoną starannie siłą. Babka głosem monotonnym liczyła – raz, dwa, trzy, cztery aż do czterdziestu. To dzięki temu Eryk już w pierwszych dniach szkoły zachwycił wszystkich doskonałą znajomością matematyki. Był pewien, że czterdzieści jest liczbą ostatnią. Gdy dowiedział się, że jest czterdzieści jeden, czterdzieści dwa i jeszcze dużo więcej, pomyślał, że babka nie była taka całkiem zła.

Po przyjeździe ciotki Aliny Eryk niespodziewanie zyskał sprzymierzeńca. Nowa ciotka, całkiem bezinteresownie zaczęła się za nim wstawiać. – Zostaw chłopaka, daj mu spokój – powtarzała. Eryk przyglądał się jej z rosnącą ciekawością. Na pierwszy rzut oka podobna do babki, a jednak zupełnie inna. Wszystkie kobiety mieszkające z Erykiem (oprócz matki) mówiły do niego w trybie rozkazującym. Nie próbowały go wysłuchiwać, z góry zakładając, że ktoś taki jak Eryk nic mądrego powiedzieć nie może. Ciotka Alina, patrzyła swymi wielkimi niebieskimi oczami, zadawała mu pytania i o dziwo czekała na odpowiedź.
-Powiedz mi Eryku, dlaczego masz taką dziwną fryzurę?
Fryzura Eryka była rzeczywiście dziwna, może dlatego, że fryzurą nie była. Od lat jego włosów nie tknęły nożyczki.
-Muszę.
-Dlaczego musisz? Chłopcy teraz noszą krótkie włosy. Latem jest chłodniej i wygodniej.
-Muszę przykrywać ucho.
-A co ci w ucho?
-Nic.
Ciotka Alina odsłoniła włosy i aż złapała się za swoją głowę.
-Mój Boże, masz tylko pół.
-To było tak. – Eryk nie był wylewny, czuł jednak, że ciotce musi tą historię opowiedzieć. – Babcia Matylda się strasznie śpieszyła. Radio grało, a w telewizji leciały wiadomości. Obcinała mi włosy i jednocześnie patrzyła jak w telewizji pokazują wojnę. To była wojna w Rumunii a może w Norwegii, nie pamiętam. W radiu też mówili o niej, więc musiała to być wojna nie byle jaka. No i babcia z tego wszystkiego obcięła mi ucho, a jak zacząłem płakać, to powiedziała, że powinienem się cieszyć, że mi głowy nie obcięła, ale ja myślę, że tymi nożyczkami to by nie dała rady. Co innego, jakby wzięła nóż z kuchni. Wtedy to tak, ale też nie jednym cięciem. Musiałaby się namęczyć. Mam twardą głowę. Jak byłem bardzo mały, to wypadłem z kołyski. Powinienem się zabić, ale się nie zabiłem. Ciociu?
-Tak Eryku, dlaczego twój pies nazywa się Wala?
-A dlaczego ty nazywasz się Eryk?
-Bo był kiedyś taki król. Tak się nazywał.
-No widzisz. A mój pies nazywa się na cześć pewnej kobiety. Nazywała się Walentyna Tiereszkowa.
-Była królową?
-Więcej. Ona poleciała w kosmos.
-W kosmos? – Eryk przez dłuższą chwilę pozostał z otwartą buzią.
-Dalej nie wiem dlaczego masz taką fryzurę, przecież można je trochę pocieniować, z tyłu obciąć.
-A czym poleciała w ten kosmos?
-Jak to czym rakietą. Musisz koniecznie pójść do fryzjera.
-I została?
-Co została?
-No ta Walentyna...
-Gdzie miała zostać?
-W kosmosie.
-A po co? Przecież tam nikogo nie ma?
-Nie ma. To po co leciała?
-Żeby sprawdzić.
-Ja bym został – powiedział Eryk i wybiegł na dwór. W jego głowie kłębiło się od myśli. Po raz pierwszy od wielu lat pojawiła się nadzieja, szansa na ucieczkę. Spojrzał w zasłonięte chmurami niebo i westchnął – Żebym ja miał rakietę.

Babce Matyldzie nie spodobało się zachowanie siostry.
-Rozpuszczasz bachora, czy nie widzisz, że trzymamy, go krótko? Są jakieś reguły, jakieś zasady. Trzeba pamiętać o konsekwencji, w wychowaniu nie ma miejsca na pobłażliwość. Okazując dziecku pobłażliwość, pokazujesz swoją słabość. Chcesz żeby wyrósł z niego bandyta?
Ciotka Alina nie przebierając w słowach powiedziała.
-W dupie mam takie zasady. Dlaczego tylko Eryka tak traktujesz?
-Och, moja droga, dziewczynki są już na tyle ułożone, że wystarczy im jedno słowo. Kiedy Eryk będzie na tyle rozsądny...
-Ułożone, fuj, a co to hodowla psów?
-Proszę cię, nie wtrącaj się w moje sprawy, jeśli ci się nie podoba, możesz wrócić.
-A właśnie, że zostanę.
-W takim razie, pozwól, że ja zajmę się Erykiem.
-Jest inteligentniejszy niż ci się wydaje. Nie wytresujesz go, wspomnisz moje słowa – powiedziała ciotka Alina zdejmując okulary, co oznaczało, że dyskusję uważała za zakończoną.

Eryk mimo gnębiących go przezywaczy, coraz częściej bywał postrzegany jako ktoś wyjątkowy. Kiedy dziewczynki zaczynały dukać pierwsze wyrazy i zdania – „Ala i As”, „To Ala, a to As” on czytał płynnie i bez zająknięcia. Pani Justyna podeszła i pogłaskała go po głowie, co było najwyższą formą uznania.
-Pewnie macie w domu dużo książek? – zapytała.
Eryk pokiwał przecząco.
-Tylko jedną.
-I z tej jednej nauczyłeś się czytać?
-Tak proszę pani.
-A co to za książka?
-Anna Michalina Wisłocka – „Sztuka kochania”.
Pani zaczerwieniła się i wróciła do biurka. Nigdy więcej nie zapytała Eryka ani o tą książkę, ani w ogóle o nic. Eryk pomyślał, że się na niego obraziła, nie wiedział tylko dlaczego, czyżby czytanie książek było czymś złym. Postanowił to sprawdzić. Zapisał się do szkolnej biblioteki. Pani bibliotekarka przyglądała mu się długo i uważnie.
-A ty synku umiesz już czytać?
-Umiem.
-A w której jesteś klasie?
-Pierwszej.
-To znaczy, że nie umiesz. Może dam ci jakąś książkę z obrazkami.
-Wolałbym bez.
-Więc twierdzisz, że potrafisz czytać.
-Tak.
-To czytaj.
Bibliotekarka wręczyła mu książkę. Eryk otworzył ją mniej więcej w połowie i zaczął czytać – „Sztuka rzucania nożów, straszna w ręcznej bitwie, już była zaniedbana podówczas na Litwie. Znajoma tylko starym; Klucznik jej próbował, nieraz w zwadach karczemnych, Wojski w niej celował.”
-Wystarczy, wierzę ci. Czy masz jakiegoś ulubionego autora? – bibliotekarka rozglądała się po półkach za czymś odpowiednim. – Może Szklarski, albo coś Bahdaja?
-Czy jest coś Wisłockiej?
-Masz na myśli Wisławę Szymborską. Mamy, owszem, naszą kochaną noblistkę, zaraz coś ci znajdę.
Eryk obejrzał podane tomiki i odepchnął je ze wstrętem.
-Chciałem coś Wisłockiej. Anny Michaliny Wisłockiej.
Eryk nie wiedział dlaczego bibliotekarka uderzyła go w twarz, czym ją tak obraził. Wiedział jedno, jego noga nigdy więcej nie postanie w żadnej bibliotece. Jeśli kiedyś najdzie go ochota, żeby przeczytać książkę, sam ją sobie napisze. Bez łaski.

c. d. n.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ludzi, którzy tak o sobie mówi = którzy tak o sobie mówią

Jeśli nawet żył kiedyś, gdzieś taki król, to co z tego, skoro nikt nigdy o nim nie słyszał.= proponuję na koniec pytajnik :)

skazany, na samotność = zbędny przecinek

wiedział czy jest chłopem czy robotnikiem = a tu by się przydały przed "czy" wydaje mi się...

bał się tych wszystkich bab, jako o nich mówił po cichu = tu nierozumiem... on mówił cicho według nich? Czy jak o nich mówił, to szeptem?

-Tak Eryku, dlaczego twój pies nazywa się Wala? = tu chyba dwa głosy się połączyły
............


hmm, interesuące :)
trochę dziwne, że kobieta po czterech latach od porodu ma mleko...nie uważasz? Możesz zostawić, że przykładała go do piersi, ale mleko radzę wykreślić.
trochę Gombrowiczem mi to pachnie... nie wiem, czy zamierzenie
czekam na ciąg dalszy bo może być ciekawie :)

Serdecznie pozdraiwam
Natalia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gombrowicza tu nie czuję; "Wisłockiej. Anny Michaliny Wisłockiej" to prawie jak "Bond. James Bond" ;-) do karmienia x lat po porodzie też się nie czepiam, bardzo smakowite. Z początku byłem zdziwiony brakiem dialogów (tylko dlatego, że zazwyczaj masz ich sporo), później oczywiście zupełna satysfakcja.
Pod błędami językowymi wytkniętymi przez Natalię podpisuję się także.
Ech, trudno mi cokolwiek skrytykować - proza naprawdę wysokiej próby, znakomicie wyważone proporcje, brak jakiejkolwiek przesady. Proszę nie podejrzewać mnie o słodzenie ;)

Pokłony,
Freney.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre. Oryginalne. Czytałam z przyjemnością. Interesujące poczucie humoru. Proponuję troszkę więcej ekspresji, chociaż i tak jest jej mnóstwo. To jednak tylko moje zdanie, proszę tego nie traktować jak wyroczni, ogólnie: bardzo mi się podoba.
Serdeczne pozdrowienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotrze! Wciągnął mnie Twój tekst niesamowicie.
Zauważyłam kilka błędów interpunkcyjnych, ale to tak na marginesie.
A co do uwagi Natalii, to nie ma racji. Laktacja u kobiet cztrery lata po porodzie (i nawet więcej), wbrew pozorom- jest możliwa. Ja to wiem!
Czekam na ciąg dalszy historii o Eryku
Cieplutko pozdrawiam.
Asa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...