Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

strofa

dzieci całują ręce komisarza
co prawda przed chwilą zastrzelił im ojca
ale przecież zostawił mamusię przy życiu
gwiazdką szczęścia okazała się czerwona gwiazda
niechaj świeci ludziom i narodom
po wsze czasy bo czasy są wsze
i będą zawsze z komisarzem

antystrofa

dziś sponiewierany zaszczuty opluty
musisz przeprosić tego co opluwa
on ciebie pozywa do sądu
bo plując karygodnie sam haniebnie opluł
swój własny cenny krawat
sąd wymierzy karę lizania sobie podłóg
byś zapomniał żeś człowiek ty nic ty robaczek

epod

dlatego do swojego módl się komisarza
by pozwolił za pracę powrócić do kąta
gdzie sen będzie jedyną dozwoloną książką
chociaż kafkowska czeka cię kolonia karna
sam komisarz napisze śmiertelny protokół
zmarł byle co poeta na milczenia zawał
ignorował nakazy udawał człowieka

przyjacielu broń się
to choroba epoki i gorsza niż dżuma


-------------------------------------------------------
* prol - zajrzyj do: "Rok 1984" George'a Orwell'a

Opublikowano

Rozumiem, że forma wywodząca się z liryki chóralnej starożytnej Grecji ma unieść to, co peela wkurza współcześnie, co inaczej sformułowane trąciło by dydaktyzmem, czy nawet politycznym manifestem. I unosi, i uczucia podzielam, ale tylko w dwóch trzecich. Trzecia nie trzyma poziomu, opada, brzmi niepoważnie. Tak to Jacku odbieram i pozdrawiam serdecznie. Leszek

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




- właściwie masz rację, za dużo o jeden grzyb w tym barszczu; już go nie ma...co prawda mówienie wprost jest szlachetniejsze niż gadanie półgębkiem, ale sztuka nie lubi dosłowności, zatem mała korekta - kosmetyczna...

pozdrawiam
J.S
Opublikowano

Ładna rzecz o „ładnych rzeczach”. O czym właśnie teraz w dobie renesansu bolszewi, trzeba na lewo i prawo mówić (prawić otwarcie), śpiewać, trąbić… Do skutku, czyli do czego, jeśli nie (po pierwsze) do przebudzenia się, jak ze złego snu (na jawie). A przebudzić, któż się ma, jak nie właśnie prole. No i ten wiersz jest pewną (swego rodzaju) klasą i klasyką. Pozdrawiam.

Opublikowano

Wprawdzie nic nie jest czarne ani białe, świat jest o wiele bardziej skomplikowany i trudniejszy do oceny, a książki Orwella to baśnie, science fiction - pokazują pewne zjawiska w ogromnym uproszczeniu, żeby je wyeksponować.
Ale wszelkie totalitaryzmy są realnym zagrożeniem naszych czasów. I jest to choroba cywilizacji, w rzeczy samej.
Ładnymi słowami to wyraziłeś, Jacek.

Opublikowano

A co to jest do diabła! Deformacje groteski Kawki przy tym, to pikuś. Dawno nie czytałem czegoś bardziej dla poezji bolesnego. To jakieś nieporozumienie. Posmutniałem i teraz jestem Bardzo Smutny Jan :(

Opublikowano

Oxyvia J.
Verne w czasach gdy pisał swoje 20 000 mil podmorskiej żeglugi to też było science fikcion, a dziś atomowe okręty podwodne przepływają pod lodem bieguna północnego na trasach dziesięć razy większych...Orwell to nie baśń, to intuicja ubrana w konkretną rzeczywistość która realizowała się w sposób karłowaty w systemie komunistycznym, a obecnie - w Unii Europejskiej - tzw. socjaldemokracja na gruzach systemu komunistycznego buduje system doskonałej inwigilacji obywatela ze wszystkimi obostrzeniami "wychowawczymi" nowego obywatela Europy, jak to zapowiedział Orwell....czuj duch!

Opublikowano

Smutek Jan;
groteska - nomen omen pojawia się jakby na przekór intencjom;
Kawki to pan znajdzie na czereśniach za cztery miesiące;
bul - według nowej ortografii obowiązującej od czasów objęcia urzędu przez niemołosiernie nam panującego Komorowskiego - faktycznie - wynika z konieczności podjęcia tematu w poezji, która powinna kołysać, usypiać, czarować...ale nie zawsze!
Bardzo Smutny Jan rozśmieszył mnie bardziej niż ktokolwiek - paradoksy na tym polegają;
pozdrawiam i dziękuję za obecność pod wierszem -
J.S

Opublikowano

Kolczyk prola przypomina o ludzkiej slabosci do absolutnej wladzy czy uciemiezenia, w imie
idealow (idealista gorszy niz faszysta).
Unia Europejska to pikus w porownaniu z totalitarnymi systemami spolecznymi stworzonymi do spolki z Religia przez Nerona, Borgia, Henry the 8th, Napoleona, Hitlera, Franco etc etc i bez pomocy Religii przez Braci z Zachodu i ze Wschodu.
Pomimo ze to pikus to ostrzezenie " przyjacielu bron sie " jest na czasie i przypomina ze "wielki brat" kolekconuje kazdy oscypek info o naszej osobowosci i nie tylko; kto kontroluje przeszlosc kontroluje przyszlosc i mozna polemikowac czy Machiaveli to juz cywilizacja czy jeszcze ciemnosci srednowiecza. Jadnakowoz zastanawia mnie postawa wielu bliznich wobec siebie i szalupy ratunkowej zwanej Ziemia czy XXI wiek mozemy juz zaliczyc do "cywilizowanych czasow" - lektura gazet i obrazy na szklanym ekranie tv takiej tezie zaprzeczaja

Pozdro

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jacek, zgadam się, że totalitaryzm (nieważne, jaki - komunistyczny, faszystowski czy inny) - to realne i ciągłe zagrożenie naszej cywilizacji.
Ale książki Orwella - to baśnie w tym sensie, że pokazują te zjawiska (bardzo złożone) w sposób mocno uproszczony, "czarno-biały", a nic takie w rzeczywistości nie jest. Książki Orwella są proste, wyraziste, bezdyskusyjne i z morałem - jak wszystkie baśnie. :-)
Czuwaj!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • milczenie  wplata się w myśli  chciałoby powiedzieć …   nikt nie słucha nie widzi  bólu cierpienia wojen  obok i nie tyłko    życie płynie wartkim nurtem  i na betonie  w szczelinach rosną kwiaty    świat dostrzega tylko siebie  swoje ja  i jeszcze  jeszcze poucza    a my  nam trudno znaleźć klucz  aby się wypowiedzieć    7.2025 andrew   
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...