Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jest to stare opowiadanie. Niestety lub na szczęście nie odnalazłem w sobie siły, by napisać cokolwiek nowego. Jeśli ktoś je czytał w przeszłości, proponuję, by potraktował je jako film – niegdyś czarno-biały, dziś natomiast wychodzący w kolorze na DVD (lecz w żadnym wypadku dla celów komercyjnych).


"2 x 3"


- Bardzo mi przykro, wszystkie zajęte – stwierdziła pani L., wydychając obłok dymu przez rurkę w tchawicy.
- Bo się rozpłaczesz – pomyślałem.
- Rozpłakałabym się nad pańskim losem, lecz nałóg nikotynowy pozbawił mnie zmysłu węchu i smaku. A w dodatku nie mogę też płakać, dziwne – spuentowała, modulując wyraz twarzy z neutralnego na przygaszony.
- No, cóż, trudno – powiedziałem, po czym wykreśliłem ostatni adres z notatnika. – Więc co, przede mną dworzec? – szepnąłem, śledząc umykający wraz z kolejnymi krokami cień swojej wątłej sylwetki.

Już po chwili schodziłem w dół ulicy wąskim chodnikiem, na którym co chwila odnajdywałem interesujące obiekty, podlegające zapewne lokalnemu – niepisanemu UNESCO: kapsle, akcyzy, niedopałki, żałosne filtry, a także zużyte prezerwatywy.
- Zaraz, chwileczkę! Proszę zaczekać! – raptem usłyszałem charczenie. Niby wrzaski. Coś, co chciałoby być krzykiem, lecz ogranicza to rurka w tchawicy. Pani L. zbliżała się do mnie.
- Panie Wiktorze – zaczęła, dysząc przeraźliwie, łykając rozpaczliwe hausty powietrza. – Pa... panie Wiktorze, ma... my coś dla pana.
- A jednak – uśmiechnąłem się, a mój wzrok mimowolnie skupił się na wnętrzu tej specyficznej lunety prowadzącej do ludzkich trzewi.
- Tak. Proszę, sam pan zobaczy.

Po raz trzeci mijałem dzisiaj ten sam posępny żywopłot, oglądałem rozbite płytki chodnikowe i skąpo oświetlone boczne aleje. Osiedle wybudowane wiele lat temu, niegdyś luksusowe, dziś straszyło niczym zapomniany cmentarz.
Hotel państwa L., dawna kamienica czynszowa, przerażał swym ogromem, w niezliczonych pokojach paliło się światło. Weszliśmy; dosłownie wszędzie jak wierny pies wędrował nikotynowy cumulus.
Musiałem przetrzeć oczy, by cokolwiek zobaczyć. Z oparów dymu wyłonił się obszerny salon, urządzony w stylu peerelowskim i zaniedbana recepcja. Gdzieś w tle majaczyły uwiędłe nikotynowe kwiaty. Zewsząd dochodził wrzask telewizorów.
Nie było czasu, by rozejrzeć się dokładnie. Pani L. natychmiast zaproponowała, bym obejrzał swój pokój.

Kręte, strome schody wiodły ku ciemności. Ściany obite boazerią pachniały mokrą tekturą, a powietrze – którego haust zaczerpnąłem – bagnem. Po chwili poczułem się tak, jakbym wypił szklankę wapna musującego.
Pani L. zapaliła latarkę, a naszym oczom ukazało się wnętrze ciasnej komórki.
- Prąd można podciągnąć – stwierdziła. Znajdowaliśmy się w łazience.
- Proponuje mi pani sanitariat?! – spytałem z niedowierzaniem.
- Tak, otóż to. Mamy na dole drugą łazienkę, ta nie jest nam potrzebna – odparła spokojnie, przypalając papierosa.
Cofnąłem się o krok, lecz nagle powstrzymała mnie nie tyle niepewność schodów, które miałbym przebyć niebawem, brodząc w ciemności, co niepewność jutra – perspektywa spania na dworcu, w oparach moczu, pośród wszechobecnych wyziewów, neonów, ofert burdeli i podejrzanych podróżnych. Tylko jedna noc, jedna noc…
- Ile? – zapytałem.
- Na razie dwieście złotych miesięcznie, to znaczy per month – puściła oko i uśmiechnęła się, popisując znakomitą angielszczyzną. Obce słowa płynęły bez akcentu, przez jej bezzębną jamę ustną.
Pani L. przełożyła papierosa do lewej ręki. Podaliśmy sobie dłonie.
- Zostawię latarkę – powiedziała i poszła sobie.

Wreszcie pozostałem sam na placu boju.
Łazienka miała jakieś dwa na trzy metry – to właściwie wszystko. W pomieszczeniu była wanna na czterech nogach, zlew i sedes. Na ścianie wisiało małe, pęknięte lustro… Postawiłem latarkę na brzegu muszli klozetowej, torbę podróżną i plecak rzuciłem pod zlew. Wannę zaś zasłałem kocem i ułożyłem tam śpiwór.
Żółte ściany łazienki w umiarkowanej ciemności zdawały się być żwirową drogą. Wrażenie to potęgowała podłoga, goły beton, kruszący się, trzeszczący pod podeszwą.

Gdy się obudziłem, nie miałem pojęcia, która jest godzina (brak okna w pomieszczeniu). Byłem wypoczęty. Wyszedłem z wanny, w tym samym momencie uprzytomniając sobie, iż śniło mi się, że nie mogę wydostać się z tonącej łodzi podwodnej. Coś mnie niepokoiło. Spojrzałem na zegarek – wybiła piąta nad ranem.
O ósmej zszedłem na dół zakomunikować, że rezygnuję z mieszkania. Za późno. Pan L. oznajmił ze łzami w oczach, że pani L. udławiła się papierosem…
Nie mogłem odejść w takim momencie, nie potrafiłem…

Zostałem. Pan L., zgodnie z przedśmiertną obietnicą pani L., podciągnął prąd do mojej łazienki, podłączył kablówkę, a także przytaszczył zdezelowaną chłodziarkę w formacie mini. Moje lokum stało się mało przestronne.
Telewizor zawisł nad wanną, chłodziarkę upchnąłem między zlewem a sedesem, zaś wyproszoną heroicznie komodę – obok wanny. Rozlokowałem się na dobre.
- Może i ma to pozytywne strony – myślałem nieraz, rozważając swoją sytuację z wielu perspektyw – mam wszystko pod ręką.

Absolutnie nie spodziewając się tego, z biegiem czasu poczułem się spełniony.
Polubiłem moje dwa metry na trzy. Mogłem zapraszać znajomych, urządzać nietypowe imprezy, organizować herbaciane popołudnia w stylu angielskim. Drobnostką okazał się brak stołu, ale wówczas gdy był potrzebny, opuszczałem klapę sedesu, zaściełałem ją kwiecistą narzutą i tam stawiałem dzbanek z herbatą i talerze z poczęstunkiem.

Pewnego wieczora postanowiłem zrelaksować się, odpocząć, obejrzeć film. Puściłem wodę do wanny, wlałem trochę płynu do kąpieli i ulokowałem się pomału. Przełączyłem na wybrany wcześniej horror katastroficzny.
Na ekranie pojawiła się opadająca na dno łódź podwodna, członkowie załogi krzyczeli przeraźliwie. Popadłem w głęboką zadumę.
Kilka sekund później ze ściany odpadł hak podtrzymujący telewizor. A wraz z nim zsunął się odbiornik, który wpadając do wanny raził mnie prądem.


KONIEC

Opublikowano

Nowicjuszem gość nie jest:)

Kiedyś szło mu lepiej. Zawsze mnie zaskakiwał i rozbawiał. Ale i tak nie jest źle.

Styl nadal ma rozpoznawalny, choć pisać mu się nie chce. Ziemniaki by poobierał, gary pozmywał, to by mu się zachciało...:))

Opublikowano

Sanestisie, dziękuję. Oby tak się stało.

Magdo, trzymam za słowo.

Aniu, dziękuję za wizytę. No, nie wiem:)

Ash, uwierz, że miałem (a nawet mam) wiele przygód o podobnej specyfice. Cały czas staram się pisać "na boku". To opowiadanie ma jakieś trzy lata, akurat było pod ręką. Dzięki:)

Opublikowano

Sprawnie i obrazowo wprowadzasz nas w świat bohatera. Czeka się i już się chce wiedzieć co dalej, jakież to żywota spędzi on (bohater - dopisek autora komentu), w tej ciasnej norze, którą właśnie wynajął, jakież to bóle egzystencjalne spotęgowane mocnym łiskaczem marki Dżony Łolkier przyjdzie mu tam przejść, jekież to wewnętrze przemiany i rozterki światem wewnętrznym miotać będą i w mrok półpiwnicy wcisną jeszcze bardziej. Atmosfera nowojorskiego slasmu i faceta, któremu coś nie wyszło, ale nagle bam! I bohater znika. Szkoda.

Ożyw go, że niby prądu nie było, albo woda mydlana stała się izolatorem i przeżył. I żyje w tej norze, przygnębiony. Albo nie, niech się okaże, że dziwkę wcześniej zamówił i dziwka z alfonsem wszedłwszy znalazła trupa w wannie i oboje mają problem. Jak ukryć zwłoki, żeby nie było, że to oni...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To fakt, a publikuje w dziale dla początkujących ze skromności i po części dlatego, że tu większy ruch, jeśli jeszcze coś umieszczę to chyba tutaj.

"Weszliśmy; dosłownie wszędzie jak wierny pies wędrował nikotynowy cumulus."

Kapitalne :) perełka dosłownie.
Opublikowano

Marcepanie, obawiam się, że i wanna, i prąd były prawdziwe. Musiałbym znaleźć naprawdę ważny powód, by oszczędzić bohatera. A to miało być w zamyśle krótkie opowiadanie, to wszystko. Dzięki.

Pedro, e tam, raczej poczucie racjonalności:) dzięki za odwiedziny.

pozdrawiam komentujących i czytających.

Opublikowano

a broń Cię przed ukolorowianiem tego! genialny czarno-biały obrazek w peerelowskiej stylistyce.
miodzio!
lubię miodzio, to pożarłam wg obietnicy.
czyta się jednym tchem, i tli się nadzieja, że peela jednak szlag nie trafił, bo wyłączyli nagle prąd w ramach przerw oszczędnościowych! w końcu - jakieś plusy być musiały w tamtej (odległej) rzeczywistości
:)))))))
ściskam z nadzieją!

Opublikowano

Wszelkie wydłużanie kontynuowanie nie miałoby sensu to już balansuje na granicy kiczu, bardzo zgrabnie zresztą (duża liczba niespodziewanych trupów + nietypowe rodzaje zgonów) gdyby teraz ożywić bohatera (nie umarł, a stracił przytomność) to popsułoby się wszystko i całość zleciałaby w przepaść kiczu ;) Jest dobrze tak jak jest.

Napisz coś nowego Jay Jay'u w tym klimacie, ale nic na siłę :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Odnosiłem się bardziej do wypowiedzi Marcepana :) Nie doczytałem twojej. Zresztą kto wie Jay jest tak zwinny i sprytny, że może by mu się udało ożywić bohatera, bez upadku z krawędzi jedynie z małym zachwianiem. Poza tym zawsze może napisać prequel,w ten sposób nie będzie musiał się bawić w cudotwórce, a my otrzymamy kolejną porcję jego wypocin ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Odnosiłem się bardziej do wypowiedzi Marcepana :) Nie doczytałem twojej. Zresztą kto wie Jay jest tak zwinny i sprytny, że może by mu się udało ożywić bohatera, bez upadku z krawędzi jedynie z małym zachwianiem. Poza tym zawsze może napisać prequel,w ten sposób nie będzie musiał się bawić w cudotwórce, a my otrzymamy kolejną porcję jego wypocin ;)

o.k. przepraszam, ze się wcięłam, wycofuję całą wypowiedź!
pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Odnosiłem się bardziej do wypowiedzi Marcepana :) Nie doczytałem twojej. Zresztą kto wie Jay jest tak zwinny i sprytny, że może by mu się udało ożywić bohatera, bez upadku z krawędzi jedynie z małym zachwianiem. Poza tym zawsze może napisać prequel,w ten sposób nie będzie musiał się bawić w cudotwórce, a my otrzymamy kolejną porcję jego wypocin ;)

o.k. przepraszam, ze się wcięłam, wycofuję całą wypowiedź!
pozdrawiam.

Nie no wyluzuj teraz jak zniknął twój wpis ludzie nie załapią o co chodzi ;)
Opublikowano

coś mi świta, zdaje się, że kojarzę to z owej 'przeszłości' ale jak przez mgłę.
cóż rzec, masz łatwość tworzenia wiarygodnych realiów. bardzo lubię taką dbałość o szczególiki. choćby ta rurka w tchawicy Pani L. dodaje całości... hmmm... uroku, jeżeli można tak to nazwać.
ten świat jest mocno... słowiański. totalnie nie-zachodni. i bardzo dobrze. może przez to pobrzmiewa mi nieco gdzieniegdzie Hłaską ale tylko troszeczkę, na pewno nie jest to żadne naśladownictwo.
ten świat jest zgrzebny i przybrudzony. i przez to prawdziwy. w dodatku podszyty czarnym humorem, dzięki czemu całość, przynajmniej dla mnie, nie jest stricte dołująca. jest po prostu naprawdę dobra. i jakkolwiek nie lubię radzieckich zakończeń, gdzie wszyscy giną, to tak, jak ów tekst podobał mi się kiedyś, tak podoba mi się i w takiej, odświeżonej wersji=)
pozdrawiam
G.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • ani kolorowa cerata ani biały obrus ba nawet bukiet polnych kwiatów   nie upiększy tak kuchennego  stołu jak najzwyklejsza kromka chleba   pachnąca polem wiatrem słońcem która nie mówiąc  do nas przemawia  
    • @Robert Witold Gorzkowski, @Jacek_Suchowicz,@Naram-sin,@Roma   Moja odpowiedź – z szacunkiem i sercem dla poezji (i poetów):   Dziękuję Wam wszystkim za ten głos w dyskusji - czytam z uwagą i sercem, bo każdy z nas przychodzi do poezji z innej strony, ale z tą samą wrażliwością. Nie piszę tego, by kogokolwiek pouczać czy oceniać. Wręcz przeciwnie - to, co mnie cieszy najbardziej, to że w ogóle rozmawiamy o warsztacie, o formie, o treści - bo poezja nie jest przecież tylko "czuciem", ale i "sztuką słowa". A jedno nie wyklucza drugiego. To, że dzielę się wiedzą o rymach, rytmie, akcentach - nie znaczy, że mówię komuś: "piszesz źle". Mówię raczej: "Zobacz - możesz pisać jeszcze lepiej, pełniej, świadomiej. Masz już serce - teraz daj mu język, który uniesie je wyżej." Rozumiem dobrze głos Roberta - czasem czytam tekst, który formalnie jest "nieskładny", a mimo to porusza - i nie chcę mu tego uroku odbierać. Ale to, że coś mnie porusza, nie zawsze oznacza, że jest poezją w sensie literackim - czasem to po prostu emocjonalna wypowiedź, poetycka impresja. I to też jest cenne, tylko... warto mieć świadomość, gdzie kończy się "słowo intuicyjne", a zaczyna "słowo świadome".   Bo świadomość to nie kaganiec. To światło.   Nie każdy musi pisać według reguł - ale warto je znać, choćby po to, by łamać je z premedytacją, a nie przez przypadek. Tak samo jak w muzyce: można zagrać ze słuchu, ale jeśli znasz nuty - grasz odważniej. Dlatego - dziękuję, że mnie słuchacie (tu kładę rękę na sercu i kłaniam się z wdzięcznością).   Ja Was słucham też. I choć jestem trochę taką „ciocią od rymów”, nie chcę być ani strażnikiem poprawności, ani recenzentem dusz. Chcę być tylko osobą, która pomoże słowom chodzić prosto - wtedy, gdy się potykają. Reszta należy do serca - i do poezji. Z serdecznością, Ala
    • @Migrena Rączki nie myj toż to balsam,                      stąpasz drogą, jakaś trwalsza?
    • Mocne uderzenie w jądro systemu*             Poddanie w wątpliwość najbardziej szokującego współczesnego odbiorcę dogmatu dzisiejszej religii imperialnej, jaką jest niewątpliwie holokaustianizm, doprowadziło do wielkiej nadaktywności jego nadwiślańskich wyznawców. Sarkaniom i potępieniom nie było końca. W jednym, zwartym, szeregu stanęli i Jarosław Kaczyński i Donald Tusk i rabin Michael Schudrich i kardynał Grzegorz Ryś i wielu, wielu innych. Chciałoby się przypomnieć w tym kontekście wiersz Cypriana Kamila Norwida „Siła ich”: — Ogromne wojska, bitne generały, Policje tajne, widne i dwupłciowe Przeciwko komuż tak się pojednały? — Przeciwko kilku myślom, co nie nowe!… Jarosław Kaczyński, przy tej okazji, stwierdził wręcz, że to „jest uderzenie w nasze najbardziej elementarne interesy” bo „nie było administracji tak bardzo związanej ze środowiskami żydowskimi, jak ta (obecna – przyp. Red.), chociaż oczywiście sam Trump nie jest Żydem, ale Żydów już w rodzinie ma, a wiadomo, że jest bardzo rodzinny”. Nie wiem czy Kaczyński zdaje sobie sprawę, że wypominając żydowskie wpływy w Białym Domu, wyczerpuje tzw. „roboczą definicję antysemityzmu”, którą starają się rozpropagować po świecie organizacje żydowskiego lobby, na pewno jednak zupełnie świadomie pokazał, że przyjmuje wobec nich postawę służebną, gdyż panicznie się ich boi. To ponure widowisko rasowego serwilizmu, rozgrywające się na naszych oczach skłania do przypomnienia, że nie jest to wcale sytuacja specjalnie nowa. Opisywał ją już dość szczegółowo jeden z Ojców Kościoła, św. Jan Chryzostom, który w swoich „Mowach przeciwko judaizantom i Żydom”, wygłoszonych pod koniec IV w. po Chrystusie w Antiochii, zwracał uwagę na potrzebę zatrzymania judaizacji Kościoła i państwa, która najwyraźniej podówczas zaszła być może nawet dalej niż dzisiaj, przy czym szczególną uwagę przywiązywał do powstrzymania chrześcijan od udziału w judaistycznych świętach i celebracjach. Gdyby św. Jan Chryzostom przyjrzał się dzisiejszej sytuacji, zauważyłby, że jego nauki zostały niemal całkowicie zapomniane, a judaizantów, zarówno w Kościele, jak w i w państwie znów przybyło. Zresztą, po czasach Jana Chryzostoma, podobne sytuacja w różnych zakątkach świata chrześcijańskiego, wielokrotnie się powtarzała. Zawsze udawało się jednak wrócić do korzeni. Słowem nihil novi sub sole. Co nie zwalnia świadomych sytuacji ludzi od działania. - Prośba o wsparcie - Wesprzyj wolne słowo. Postaw kawę nczas.info za: 10 zł20 zł30 zł Społeczeństwo jest przecież homeostatem, czyli ma zdolność do korygowania skrajności. Najnowsza inicjatywa Grzegorza Brauna jest właśnie takim zdrowym odruchem w kierunku przywrócenia równowagi, by zbytni przechył spowodowany przez polskich judaizantów nieco wyrównać. A niejako przy okazji przywrócić wolność słowa, która jest ograniczona sprzeczną z konstytucją ustawą penalizującą „negowanie zbrodni nazistowskich i komunistycznych”. Każdy wolnościowiec chyba się przecież zgodzi, że karanie za poglądy, bez względu na to, jakie by one nie były, to barbarzyński skandal. Więc każdy wolnościowiec musi dziś sine qua non popierać Brauna.   Źródło: Najwyższy Czas!
    • I zdaniem - 58,8% - ankietowanych - kościół katolicki wywiera zbyt duży wpływ na politykę w Polsce, a odpowiedzi przeciwnej udzieliło - 25% - respondentów, natomiast - 16,2%- nie wyraziło na ten temat zdania.   Źródło: Do Rzeczy 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...