Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wiesz, Walerio, takimi zmokniętymi wieczorami można dorastać
i wracać na miejsce, w ziarenko, które jeszcze nie zaczyna pękania.
To nazywamy klatką, mieszczącą stare rytuały;
na wierzchu ubita filiżanka z jakiegoś motelu. Jest wiosna.

I jeszcze dworcowe tunele, Walerio, twoje portrety wiezione do ojca,
brakuje tylko pośmiertnego. Tak wygląda przejście
międzyświatowe, podobno. Motyli lot w stronę światła.

Wszystko ma zwieńczenie, Walerio,
również nadstolikowe gapienie się na przechodniów, ich mieszkania,
książki i ulubione piosenki, wpisane w sposób chodzenia. Na później
zostaje tresura kota i układanie klatek, jedna po drugiej, aż do filmu.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ładnie mi tu pasuje Waleria, do tego wiersza, a szczególnie do pierwszego wersu. Jest on moim zdaniem w całym wierszu najlepszy, taki ciepły i przyjemny,że czytający chciałby się znaleźć w takim jednym zmokniętym wieczorze. Dalej jednak wiersz za szybko rośnie i zaczyna się chwaścic, a to psuje widok, i ciężko pierwszemu posianemu słowu wzrastać.
Opublikowano

Kurcze w ogóle to się muszę jeszcze nad dalszą częścią zastanowić, bo to wszystko nigdy nie jest takie proste. Teraz czytam kolejny raz i te wszystkie stolikowo filiżankowe rzeczy mi nie pasują do mojej wizji, ale się zastanowię ciut.

Opublikowano

Życie, jako ciąg pozornie chaotycznych i przypadkowych "kadrów", próba dorośnięcia do sensu, zapanowania nad tą zatomizowaną strukturą - dystansu, ujęcia w klamrę początku i końca. Trzymając się filmowej konwencji, to scenariusz (ziarenko) i stół montażowy (układanie klatek, film). Stare rytuały, to kwestia zaufania wobec "życia" (akceptacja bałaganu na planie), atawistyczne podążanie w stronę światła "przejściem międzyświatowym"...

Dobre.

  • 4 tygodnie później...
Opublikowano

Szpula. Kałużny.

Wiesz, Walerio, takimi zmokniętymi wieczorami można dorastać [z jednej strony rzadkie imię Waleria wzmacnia klimat, z drugiej strony przez swą rzadkość ogranicza wymowę wiersza - czy Waleria istniała? wychodzi na to, że Waleria to imię dla dziewczyny, której smutek pisany.]
i wracać na miejsce, w ziarenko, które jeszcze nie zaczyna pękania. [no albo się dorasta, albo się wraca do "ziarenka, które jeszcze nie pęka". Może tak już niektórzy mają, ale przez rozpamietywanie się nie dorasta]
To nazywamy klatką, mieszczącą stare rytuały; [rytuał to pewne powtarzalne zachowania. Wraca sie raczej do wspomnień (treści) a nie rytuału (formy), po co wracać samemu z siebie do rytuału, gdy nie ma już wypełniającej go treści?]
na wierzchu ubita filiżanka z jakiegoś motelu. Jest wiosna.

I jeszcze dworcowe tunele, Walerio, twoje portrety wiezione do ojca,
brakuje tylko pośmiertnego. Tak wygląda przejście [portret pośmiertny - czyj, ojca? - niepokoi, rozbija całość. Skoro ktoś odszedł, po co słowa? cisza nie wystarczy?]
międzyświatowe, podobno. Motyli lot w stronę światła. ['naturalna' śmierć to rzeczywiście może być motyli lot... cymes z zastrzeżeniem]

Wszystko ma zwieńczenie, Walerio, [jesli ta wzmianka ze śmiericą ma sens, to ten wers zakrawa na truzim]
również nadstolikowe gapienie się na przechodniów, ich mieszkania, [podsumowanie czyjegoś życia przez nawyki, podoba mi się :) ]
książki i ulubione piosenki, wpisane w sposób chodzenia. Na później
zostaje tresura kota i układanie klatek, jedna po drugiej, aż do filmu. [śmierć - film gotowy; podoba mi się ta metafora]

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jura, dała za kozła koza; z oka łzo - kazał, a daruj.  
    • @viola arvensis dziękuję za miłe słowa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I.         Nadpalonej świecy migocący płomień, Budzi rzewne odległego dzieciństwa wspomnienie, Niedosięgłe jak drugi wielkiej rzeki brzeg, Niewyraźne i rozmyte jak sen,   Chodząc w życiu różnymi drogami, Potykając się o losu przeciwności, Wspominamy barwne z dzieciństwa obrazy, Czasem próbując się nimi pokrzepić,   Zapamiętany w dzieciństwie babci śmiech, Czasem wlewa w duszę otuchę, Gdy nocami huragany szalejące, Do snu nie pozwalają zmrużyć powiek…   A gdy wokoło druty pozrywane, Od uderzeń piorunów żarówki popalone, Roztrzęsioną dłonią dzierżąc zapałkę, Czasem strwożeni zapalimy świecę.   I jak przed laty nasi dziadowie, Niewielką choć świeczkę postawimy w oknie, By swym blaskiem odbijając się w szybie, Nikły na twarzy zarysowała uśmiech,   Wtedy blask maleńkiego świecy płomyka, Zdaje się samotnie stawiać czoła, Srogim piorunom przeszywającym czerń nieba, Wichurom uderzającym o trzeszczący dach….   II.   Spalającej się świecy migocący płomień, Na wszystkie strony łagodnie chyboce, Niczym zatroskany, zmartwiony człowiek, Podejmujący w życiu decyzje niepewnie.   Bo te zawiłe losu koleje, Milionów ludzi na całym świecie, Są jak te tajemnicze świec płomienie, Z czasem wszystkie gasnące.   Ten tańczącego płomyka nikły blask, Na tle mroku nocnego nieba, Jest jak odmierzony ludzkiego życia czas, Na tle nieskończonego niepojętego wszechświata.   Te gorącego wosku krople, Spływające wzdłuż palących się świec, Są jak naszego życia lata kolejne, Biegnące nieśpiesznie aż po jego kres.   A ten gorący roztopiony wosk, Zdaje się kłaniać minionym wiekom, Pełnym wyrzeczeń, trudów i trosk, Spowitym mgłą niepamięci zamierzchłym tysiącleciom.   I jak ten maleńki świecy płomyk, Sami niegdyś zagaśniemy, Na wieki zamkną się nasze powieki, Ku wieczności nieśpiesznie odpłyniemy…   III.   Dogasającej świecy migocący płomień, Gdy zamigoce życia już kres, Ozłoci nikłym blaskiem włosy srebrne, I spływającą po policzku łzę,   A gdy zmęczeni życiem na starość, Wspomnimy z rozrzewnieniem odległe dzieciństwo, Czapkujmy naszym bezcennym wspomnieniom, Migocącym za niepamięci zasłoną,   Gdy będąc roześmianymi dziećmi, Pełni radosnej beztroski, Byliśmy jak te migocące świec płomyki, Nie lękając się odległej przyszłości,   Wciąż tylko na zabawach, Spędzaliśmy cały swój czas I tak płynęły kolejne lata, Pośród radości bez żadnych obaw,   Aż dorosłość naszą beztroską zwabiona, Za rogiem niepostrzeżenie się zaczaiła, By pochwycić nas w swe sidła, Pełnego trosk i problemów dorosłego życia,   Aż za pełną problemów dorosłością, Przykuśtyka niebawem już starość, By twarz zarysować niejedną zmarszczką I uprzykrzyć końcówkę życia niejedną chorobą…   IV.   Wypalonej świecy gasnący już płomień, Nim ulotni się z sykiem, Przerażony gwałtownie zamigoce, Nim już na wieki zagaśnie…   Podobnie i niejeden człowiek, Wydając w życiu ostatnie już tchnienie, Duszę swą gwałtownym strachem przeszyje, Nim ku wieczności nieśpiesznie odpłynie,   A czasem z wolna poruszając wargą Pokrzepi się jeszcze cichuteńką modlitwą, Nim w gardle uwięźnie już głos, Nie dając kształtu kolejnym słowom.   I jak z wypalonej świecy delikatny dym, Tak dusza z schorowanego ciała się ulotni By po przekroczeniu progów Wieczności, Stanąć wkrótce przed Stwórcą Wszechmocnym…   A wtedy Bóg Litościwy, Spyta ją głosem łagodnym, Czy pośród ziemskiego życia kolei, Była jak ten maleńki świecy płomyk…   Czy odbiciem Bożej Dobroci, Jaśniała w grzesznym człowieku ułomnym, Czy zanieczyszczona szpetnymi grzechami, Była jak czarny z smolnego łuczywa dym…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Berenika97    Dziękuję Ci wielce za uważne czytanie. I za uznanie oraz oczywiście za komentarz.     Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę spokojnego week-end'u.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...