Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kto mieczem wojuje
od miecza nie pada,
dam przykład, życiowy,
mojego sąsiada.

Choć miecz miał on twardy,
no prawie ze stali
i wszyscy wojowie
mu go zazdraszczali

to sąsiad mój, nie padł
od miecza przeszyty
lecz padł, chociaż leżał
na brzuchu kobity

bo nikt do sąsiada
z orężem nie stawał
a sąsiad z wysiłku
padł w bitwie, na zawał.

Śmierć jednak chwalebna,
śmierć na posterunku
choć nie od oręża,
lecz w trakcie fechtunku.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Jeszcze sił mi starcza
choć już prę ostatkiem.
Czyż się mam tłumaczyć?
- ja już jestem dziadkiem!

Człowiek jak maszyna,
także się zużywa
i choć nie ciekawa
jest to perspektywa

to kiedyś nadejdzie
taka kolej rzeczy
iż nawet z reklamy
lek mnie nie uleczy

lecz nim to nastąpi
to resztką jurności
mogę się upajać
w ekstazie miłości.


Madziu - pozdrawiam serdecznie / po Heńkowemu
:))))))))))))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Tak, w moim wierszyku
wiele przewrotności
bo sąsiad rębajło
nie znał namiętności

a że był osiłkiem
(osłem także bywał)
to bez pomyślunku
wnet miecza dobywał

nie licząc się z nikim
i z konsekwencjami
przeto często chodził
z sinymi oczami,

z oklejonym czołem,
ze złamaną ręką,
z owiniętym czołem
i z wybitą szczęką

bowiem ci zdradzeni
bez cienia litości
okładali gacha
rachując mu kości..


pozdrawiam serdecznie:)
HJ
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Rozpiera mnie duma,
takie notowania
to asumpt dla weny,
bodziec do pisania

a że mam go we krwi
i u weny chody
więc piszę na luzie
i pełen swobody

bez ram narzucanych
innym, przez wydawców
ja piszę co lubię
bez cenzur oprawców.


Pozdrawiam serdecznie
HJ
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





słysząc – pochwalony
odrzekłem – na wieki
wieków, amen
– potem
przymknąwszy powieki

usiadłem w fotelu,
który nieźle buja
żebym mógł rytmicznie
znaleźć rym do wuja

oraz masę innych
o różnych końcówkach
i znalazłem takie
- nie łap mnie za słówka

rzekła baba chłopu
gdy byli w alkowie
a więc chłop ją złapał
za włosy (na głowie)

i rzucił na glebę,
i wziął tak jak inne,
a wszystko przez słówka,
lecz czyżby - niewinne?


pozdrawiam serdecznie
HJ
Opublikowano

Henryku, Ty jesteś promieniem na tym forum, na którym coraz ciemniej, wręcz ponuro. Swoją drogą, różne bywają sposoby odchodzenia i jeśli miałbym wybierać to milsza byłaby mi śmierć opisana w Twoim wierszu. Szybka, bezbolesna no i podczas spełniania obowiązku, bądź też przyjemności. Serdecznie pozdrawiam. J. (Nieustający fan Twoich wierszy)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Dawka jako to dawka,
trzeba ją dozować
by broń boże zbytnio
jej nie przedawkować

bo jak narkotykiem
śmiechem także można
kogoś uzależnić
więc trzeba z ostrożna

dawkować z umiarem
co czynię od zawsze
niekoniecznie dając
wiersze najciekawsze.

Stosuję (i będę)
małą przeplatankę
- popitkę w kieliszek
a wódeczkę w szklankę

wbrew dobrym manierom
polewam sam sobie
i jestem na opak
bo stoję na głowie

i świat nieciekawy
oglądam z odwrotki
bo w życiu jak w filmie
też muszą być psotki.


Pozdrawiam serdecznie
HJ
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Dla mnie zaś się marzy,
że razem, we dwoje,
tuż po szczytowaniu
w niebiosach podwoje

otworzymy choćby
nawet i pilotem
by na skraju raju
lec, odpocząć, potem

już jako aniołki
zgrabne i niewinne
pozaziemskie życie
erotycznie inne

uprawiać rok cały
na poletku bożym
o czym dziś zapewniam,
że siły dołożym

i mocno przepraszam
za tego lapsusa
lecz to żona chciała
bym zrobił psikusa

a ja wciąż ulegam
żonie i pokusie
bo dwie to nie jedna
i cztery cycusie.


Pozdrawiam serdecznie – fanta, stycznie:))))
HJ

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija siemasz, Aga...
    • Ona: Daj! Dopijaj! I podjadano
    • Iwo, i cukru turkuciowi?   I cukru, Turku, ci?   Ano, Turku, cukru tona
    • @huzarc Cześć, dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @violetta O matko, jakie piękne...
    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...