Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nad rozlewiskiem czerni
zdziczałe pragnienie zajada
wczorajszą kolację
jeszcze nienasycone pęcznieją wargi
pogromcy rozkoszy

nad rozlewiskiem czerni
kłus przechodzi w cwał
odkształca się prześcieradło
echo spięte agrafką
ustawione na baczność pod oknem

nad rozlewiskiem czerni
zapominam imię
jego dotyk i smak czekolady
wtopiona w narkotyk
pędzącego wiatru

nad rozlewiskiem czerni
spalam adresy
wymazuję punkty podniecenia
do bram
zabieram nienaganny porządek
ostatni guzik płaszcza
z impetem wpadam w dzień

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



zdziczała, pierwotna intymność,
w ślepym galopie
hen, hen po zapomnienie
aż po ten płaszczyk schludny
i oddech rumiany
czyste biurko w pracy
ołówki, długopisy
i wiele papieru
przeraźliwie jasnego
od tej nocy
Opublikowano

czerń rozlewiska - rozumiem;
"rozlewisko czerni" - nie rozumiem...(?!)
ale są tu fragmenty frapujące - taki pół na pół;
gdyby skrócić o te gorsze pół?

pozdrawiam
J.S

PS.;
rzeczywiście, jak jeden z komentatorów zauważył, jest tu taki pierwotny instynkt życia, ale ani "biurka" ani ołówków nie zauważyłem...więc ktoś sobie tu dopisuje swoją śpiewkę...

pozdrawiam
J.S

Opublikowano

Agrafka pod prześcieradłem!
Widać była, bo poplątała naturalne, pierwotne z wysublimowanym, szkoda że manierycznym - w "odczuciach" (ale: de gustibus...). Może nawet to dobra droga, ale jeszcze wiele jej przed Autorką.
Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



rozlewisko czerni
nocą zwiemy Panie drogi
bądźmy poezji wierni
nie wszystko wpada pod nogi
a biurko ołówkowe
masz tu Panie jak na tacy
następstwem impetu życia
jest dzień w sposobnej pracy
Opublikowano

Czy mógłbym prosić szacownych współkomentatorów, o wskazanie w tekście miejsc emanujących pierwotną intymnością, pierwotnym instynktem życia, naturalnością... ?
Mogę tylko zgadywać : zdziczałe pragnienie, narkotyk pędzącego wiatru, punkty podniecenia, nienasycone wargi, pogromca rozkoszy, kłus przechodzi w cwał... ? ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Szanowny współkonkretatorze
tak się nie da w ten sposób
na proste i prostopadłe
na wektory wymiarów i wartości
czytając całość
musi zadudnić

co prawda imię nocy
bez potrzeby powraca
lecz resztę erotyka
doskonale wzbogaca

ba erotyka
toż to jest ujęte całkiem zgrabnie
coś co nazwać można bardziej dosadnie
Opublikowano

Gdyby wiersz otrzepać może wyszłoby całkiem ładnie:

kruczoczarne zdziczałe pragnienie
jeszcze nienasycone pęcznieją wargi
pogromcy rozkoszy

dotyk pędzącego wiatru
przez bramy
zabieram z nim nienaganny porządek
i ostatni guzik płaszcza
z impetem wpadamy w dzień

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.







Proszę pisać ad personam (lub przynajmniej czytać z... uwagą).
Do usług
Pozdrawiam

Najmocniej przepraszam za pominięcie w mojej wypowiedzi pańskiego nicka :)
Prośba była zbiorcza, bo cytowani komentatorzy byli zgodni w odbiorze pierwotnych i naturalnych składowych wiersza. Co do czytania z uwagą - żeby splątać, najpierw trzeba mieć co plątać. Miałem co do tego pewne wątpliwości ale po wyczerpującym i dobitnym udokumentowaniu faktu naturalnej pierwotności, temat uważam za zamknięty.
Dziękuję bardzo za rozproszenie duszących mroków, spowijających moją nikczemną głowę.
Pozdrawiam.
:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


cóż Jacku :)

w długiej sukni
w czerni jestem
skryłam przed tobą
powabne kształty

nie kuś krawca
nie skróci falbanek
ni w pół ni o centymetr
mój kochanek (czytaj mistrz)

nie mów żeś zaskoczony
bo nie uwierzę
i nie wyznawaj wczorajszej miłości
nigdy jej nie było

zapomnij nasze szalone
rozlewisko czerni
zapomnij jesteś stracony
jeśli szukasz przyczyny

słodycz węgierki
w mych żyłach płynie
w jej ramionach byłeś
moje zniszczyłeś

:)))

wybacz lecz nic mądrzejszego mi do głowy nie wpadło.

serdecznie - Jola.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



zdziczała, pierwotna intymność,
w ślepym galopie
hen, hen po zapomnienie
aż po ten płaszczyk schludny
i oddech rumiany
czyste biurko w pracy
ołówki, długopisy
i wiele papieru
przeraźliwie jasnego
od tej nocy
nocą srebrzystą

namalował portret damy
w złocone ramy starannie oprawił
nie zostawił samotnej na ścianie
waleta obok zawiesił

serdecznie pozdrawiam - Jola.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Doroto dziękuję za krok do przodu - staram się.
Nauka chodzenia jest fascynująca :)

Serdecznie - Jola.

p.s.

miałam jeden dzień
myślałam tylko o mleku

miałam rok w garści
kochałam
a one skakały z nóżki na nóżkę

miałam naście
bujałam w obłokach

teraz kiedy dojrzałam
wylały się ambicje
jestem w swoim żywiole
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie było pod prześcieradłem agrafki!

echo spięte agrafką
ustawione na baczność pod oknem


nic też autorka nie poplątała napisała co napisać chciała (miała)!

Pan napisał super komentarz pomijając małe szczegóły :)*

serdecznie pozdrawiam - Jola.


p.s.

droga przede mną długa

w sadzie zakwitam jabłonią
nim dojrzeją nim opadnę
w twoich ramionach
miłość zostawię

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...