Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Recall


piotr_boruta

Rekomendowane odpowiedzi

Recall

Filo łapie się często na uczuciu dyskomfortu wynikającym z nieprzystosowania. Zapewne nie tylko on tego doświadcza i znalazłoby się więcej ludzi, którzy podzielają jego los. Błąd, który popełnia, tkwi w głowie – w myśleniu, że to on jest temu wszystkiemu winny. Zatem stara się ten stan rzeczy zmienić, pracując nad sobą. Lecz samo staranie nosi w sobie zarodek klęski, chodzi, bowiem o to, by jak zalecają mistrzowie włożyć właściwy wysiłek w te robotę.

- Ale jak? – Pyta Filo i rozkłada bezradnie ręce wpatrując się w niebo.

Dzień spędzony na Pikniku w Pszczynie jeszcze raz uświadomił mu jego klasę. Zwrot kosztów podróży ukoił ból w okolicach mostka. Spotkania z ludźmi, którzy mają chore dzieci i mimo przeciwności losu organizują akcje zbierania plastikowych nakrętek, pokazują mu znikomość jego problemów. Przyznaje się w duszy przed samym sobą, że ma roszczeniową postawę wobec świata. Daje, więc sobie spokój i pogrąża się w modlitwie, wierząc, że wszystko, co go spotyka, ma głębszy sens.

Czasem udaje mu się chwycić byka za rogi jak w poniższym obrazku z jego życia wziętym.

- Halo. Czy pan Filo? – Odzywa się głos w komórce.
- Tak – odpowiada.
- Był pan u nas na castingu do Media Markt, czy mogłabym pana zaprosić na recall?
- Tak oczywiście, tylko, kiedy?
- Przepraszam, że ja tak w ostatnim momencie, dziś o godz. 13
- Oj. Niestety. Wyjeżdżam do Gdyni na występ – podkreśla słowo występ z dumą w głosie.
- No to trudno, bardzo mi przykro. Do widzenia.

Filo odkłada komórkę i łapie się za głowę. Mechanizm jego myśli zostaje wprawiony w ruch. Na scenę wchodzą po kolei postaci z jego dramatu;
- Co ja zrobiłem – odzywa się ego, panicznie chwytające się każdej szansy, każdego okruchu resztek popularności, której tak bardzo się domaga z braku samoakceptacji.
- Bardzo dobrze zrobiłeś – komentuje super ego, bądź też Duch Sprzymierzeniec, – jeśli im na tobie naprawdę zależy odezwą się. Odbierz to jako dobrą monetę. Doceń siebie.
- Daj spokój – peroruje ego jak małe dziecko domagające się zabawki – kogo niby masz docenić? Kim Ty jesteś? Spójrz na siebie!
Filo patrzy na swoje podarte spodnie, buty z oderwaną podeszwą, dziurawe kieszenie i niespłacony bankowy kredyt. Powoli podnosi, głowę do góry…
- Patrz do środka – nie daje za wygraną super koleś – tam każdą dziurę jesteś w stanie załatać nicią swojego Poczucia Wartości. „Jesteś dzieckiem kosmosu. Masz prawo tu być” – cytuje dezyderatę.
Pięć lat psychoanalizy robi swoje. Filo wie, że podjął już decyzje a reszta jest Nieuchronną Koniecznością Przypadku. Jedzie w kolejną podróż, za kolejny zwrot podróży. Tak już jest napisane w scenariuszu i żaden reżyser nie zmieni zamiarów Demiurgicznego Producenta.
Pociąg turla się po torach jego wyobraźni. Koleje losu prowadzą go w nieznane, ku kolejnej przygodzie życia. Filo zastanawia się, kto wyjdzie po niego na stację. Zwykle pracownice ośrodków wsparcia i stowarzyszeń Podupadających na Duchu są tradycyjnymi pasztetami, z którymi konwersacja jest jak obowiązkowa msza w kościele. Życie nauczyło go nie zdradzać swoich uczuć i w takich sytuacjach gra, czasem nawet lepiej niż na scenie.
Tym razem PKP nie zawiodło swoich pasażerów i skład Kościuszko dojechał o właściwej godzinie. Filo wykaraskał się z wagonu i sunął po peronie w oczekiwaniu spotkania kolejnej nawiedzonej siostry Teresy. Tymczasem oczom jego ukazał się uśmiech pięknej młodej dziewczyny na widok, której klatka piersiowa zapadła mu się do środka nie pozwalając mu wydobyć z siebie głosu.
- Poznałam pana od razu – odezwał się anioł – Agnieszka jestem.
- Filo – odkrztusił – możemy mówić sobie na Ty - zręcznie przykrył swą nieśmiałość bezczelnością.
- Może pomogę – dziewczyna wyrwała się z pomocą.
- A, jeśli jesteś tak miła dziewczynko, to potrzymaj mi mój melonik – Filo odzyskał swoją pewność siebie.
- Myślałam, że to Czocher
- Nie. Czocher jest w walizce.

Szli po peronie otaczając się aureolą wesołości. Filo cieszył się na myśl, że zapowiada się ciekawie. Wpatrując się w piegowatą cerę Agnieszki rozkołysał swoje erotyczne fantazje. Była zgrabna, pełna dziewczęcego wdzięku i sprawiała wrażenie osoby szczęśliwej, z którą szybko nawiązuje się szczery kontakt.

- Masz pokój na plebani – powiedziała Agnieszka
- Ostatnio nocuje tyko na plebaniach. W dzieciństwie na pytanie dorosłych, kim chcę być w przyszłości, odpowiadałem, że chciałbym zostać księdzem. Wiedziałem też, że ksiądz nie może mieć dzieci, co mnie bardzo martwiło. Aż pewien wujek, powiedział mi, że to się da z sobą pogodzić, ale nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi.
Zaśmiała się szczerze. Wsiedli do firmowego citroena oklejonego logiem stowarzyszenia. Agnieszka zapalając silnik kontynuowała opowieść o ich działalności.
- Pracuję tu od niedawna. Jesteśmy organizacją pozarządową i dostaliśmy pieniądze na realizację programu aktywizacyjnego dla lokalnej społeczności. Tu jest cała masa ludzi bezrobotnych, żyjących tylko z zasiłków. Mieszkają w dwudziestu metrach kwadratowych po dziesięć osób. Narkotyki, alkohol, kradzieże.
- Takie miasto boga – wtrącił Filo
- Dokładnie. Dlatego robimy, co możemy, żeby zmniejszyć patologie, ale to jest droga przez mękę, te dzieciaki naprawdę myślą tylko kategoriami; „Po co się uczyć jak Mops da im pieniądze na przetrwanie.
- Miejski ośrodek pomocy społecznej
- Tak. Sorry, że tak skrótem opowiadam.
- Nic nie szkodzi inteligentny jestem.
- Nie wątpię.

Tak minęła im podróż na plebanię, gdzie Filo został ugoszczony swojską kolacją. W czterogwiazdkowym hotelu nie zjadłby tak pysznego bigosu. Potem pożegnał się i udał do swojego pokoju. Rozkładając w nim swoje rzeczy uważnie przyglądał się porozrzucanym na biurku, książkom. Na pierwszym planie oczywiście gruby tom biblii. Obok niej poradnik dla księży Pt; „Jak być dobrym spowiednikiem”. Najnowszy numer „W drodze” z artykułem polemizującym z myślą Richarda Dawkinsa, – Jeśli Bóg umarł, to, kto mi powie gdzie mogę znaleźć trupa? Filo myszkował dalej z nadzieją, że znajdzie jakieś ślady pornosa, lub czegoś wskazującego na zbereźne myśli ojców pallotynów. „Sam masz dewiacje” – przywołał go do porządku Czocher i nakazując umycie ząbków, zagonił do toalety. Potem kazał położyć ręce na kołdrze i zmusił do wizualizacji ekstazy św. Teresy wg dłuta Berniniego.
Filo śnił sen, w którym stał na szczudłach nad brzegiem sportowego basenu, głębokiego, jak do zawodów w skokach. Wśród zebranej wokół publiczności, byli ludzie z rodziny, mama, siostra, może i Dominika, ale tego do końca nie zarejestrował. Ktoś bardzo bał się o to, że może wpaść do wody i próbował go powstrzymać. Filo czuł, że upadek jest wpisany w jego przeznaczenie, ale też podskórnie domyślał się, że nic złego mu się stać nie może. Poślizgnął się i zgodnie z przypuszczeniami, zaczął osuwać się na dno. Woda była ciepła i przyjemna. Filo czuł, że ma zapas powietrza w płucach i schodząc w dół doskonale się bawił. Mimo iż trwało to długo nie opuszczało go wrażenie przyjemności z pływania. Odbił się od dna i niczym rakieta poszybował w górę. Widząc prześwit światła wiedział, że jest blisko granicy tafli wody. Machnął silnie nogami i wyskoczył ponad jej poziom niczym delfin. Nabrał wielki haust powietrza i zanurzył się raz jeszcze. O świcie notował skrupulatnie wszystkie szczegóły tego snu. Wiedział, że ma on dla niego Wielkie Znaczenie. Zastanawiał się, co też może być dla niego tym, że czuje się tak jak ryba w wodzie.

Dzień Pikniku minął szybko. Filo mimo intensywnej pracy nie czuł wielkiego zmęczenia. Radość, jaką daje mu kontakt z publicznością rekompensowała niedociągnięcia akustyczne, piski i szmery wydawane z głośników, z którymi musiał radzić sobie na bieżąco. Pouśmiechał się do aparatów komórkowych, przytulał do dzieci, kręcił baloniki, żonglował piłeczkami, stał na rękach, śpiewał, tańczył i nawet bisował. W miedzy czasie pomyślał nawet kilka razy „kurde, co ja tu robię?” „Czy to jest mój świat”, – po czym oddalił te myśli od siebie, delektując się teraźniejszością i pysznym wiejskim chlebem ze smalcem.

W krótkiej przerwie udał się do swojego pokoju, by chwilkę odsapnąć. Na telefonie komórkowym wyświetlił się nieodebrany numer abonenta. Filo dotknął palcem krystalicznego ekranu, by oddzwonić.
- Halo, ktoś dzwonił do mnie z tego numeru – odezwał się pewnym siebie głosem.
- Ach, tak. Panie Filo, czy może pan przyjechać do nas w poniedziałek na recal na godz. 17
- Teraz jestem w Gdyni, – Filo stara się zrobić wrażenie człowieka pełnego zajęć, – ale zobaczę, co da się zrobić. Poszukam takiego połączenia, żeby być na czas.
- Nic nie szkodzi, poczekamy na pana –zaszczebiotała sekretareczka.

Filo zakończył rozmowę i automatycznie na scenie pojawili się jego starzy znajomi;

- A widzisz, mówiłem ci.
- To jeszcze nic nie znaczy.
-Tak. Wmawiaj sobie, że jesteś do niczego.
- Zobaczymy po zdjęciach.

Potem zszedł na dół do swoich nowych przyjaciół. Pod wieczór miał przyjechać kolejny gość. Znany piosenkarz Ryszard R. ściągnięty przez znajomego księdza, miał wystąpić z krótkim recitalem. Gdy przyjechał ustawiła się kolejka amatorów autografów. Miejscowa ochrona złożona z barczystych kleryków nie dopuszczała ich do niego. Widać Rysiek nie lubi machać długopisem po strzępkach kartek papieru. Po uroczystym i pysznym obiadku organizatorzy usiedli dumnie na kanapie w plebani, omijając przy rozmowie polityczne tematy. Tylko Filo zastanawiał się w duchu czy by tak na przykład nie zadać klechom pytania, – dlaczego kościół zabrania stosunków od tyłu?. Czocher mógłby wtedy odpowiedzieć, – Bo jest za blisko krzyża. Na szczęście zrezygnował z tego pomysłu i pozwolił sobie jedynie na skromny żarcik sytuacyjny, sprawdzony już w innym gronie. Wstał i wraz ze swoim kudłatym towarzyszem, zaczął skradać się w kierunku jednego z księży. Towarzystwo czując suspens w powietrzu wyostrzyło zmysły. Czocher podszedł do najmłodszego z księżulków i szepnął do ucha;

- Proszę księdza, chciałbym się wyspowiadać.

Rysiek dał całkiem przyzwoity koncert. Śpiewał przygrywając sobie na pianinie. W przerwach zagadywał publiczność prostymi słowami. Chwytał za serce, bawił, wzruszał. Po dwóch bisach elegancko zszedł ze sceny. Zniknął w tłumie czarnych sutann i odjechał spokojnie dzięki pomocy straży miejskiej. Na scenę weszli organizatorzy. Agnieszka nie kryjąc łez wzruszenia, dziękowała wszystkim za pomoc w organizacji.

- Bardzo bym chciała podkreślić, że całe to przedsięwzięcie odbyło się dzięki wielkiemu Sercu Ludzi. Że wiele osób dziś występujących, zarówno pan Ryszard jak i pan Filo, nie wzięli nawet złotówki, za udział w tym pikniku.

„Jezus Maria, co ona gada” – w panice i odrętwieniu zaczął myśleć Filo – „przecież umawiałem się z nią na zwrot kosztów. Boże jedyny, Matko święta i wszyscy aniołkowie nad tą plebanią czuwający, czy ja już kompletnie zwariowałem? Czym opłacę ZUS? Mam nadzieję, że chociaż za bilet dostanę.”
Z tym atakiem panicznego lęku w swojej głowie udał się na plebanię, gdzie razem z wszystkimi poddał się natchnionemu atakowi radości. Zadowoleni z siebie organizatorzy głośno zachwycali się tym cudownym, pełnym Miłości i Dobrej Woli wydarzeniem.

- Ach jak wspaniale – klaskała w dłonie Agnieszka
- Ach jak cudownie – wtórowały niczym antyczny chór woluntariuszki.
- Cieszmy się i Radujmy – wołał w zachwycie ksiądz proboszcz.

„Za chwilę zwymiotuję” – myślał Filo a Czocher kopał go pod stołem w łydki i kazał się uśmiechać.

- Przyjedźcie do mnie – wtrącił się nagle ksiądz od Ryszarda – ja w zeszłym roku na pikniku zarobiłem 120 tysięcy złotych. Cały kościół od środka odnowiłem. Możecie zobaczyć to na you tubie.
- O! To mam nadzieję i mnie ksiądz zaprosi – wtrącił się Filo licząc, że przy okazji uda mu się załatwić cos dla siebie.
- Ależ oczywiście – zadeklarował się kapłan.

Towarzystwo wzajemnej adoracji taplało się w pełnym samouwielbienia brodziku euforii. Komplementy okalały ich głowy niczym święte aureolki. Tylko drżący z obawy Filo, zastanawiał się czy aby jego agnostycyzm nie jest zbyt widoczny i czy przypadkiem nie paruje mu z czachy. Na szczęście kolacja minęła mu szybko i wszyscy udali się do swoich dalszych obowiązków.

- Filo, mogę z tobą zamienić słówko – zawołała Agnieszka.
- Tak oczywiście - Filo odetchnął z ulgą czując, co się święci – chodźmy do mojego pokoju.
- Przede wszystkim chciałbym ci bardzo podziękować, za wszystko i w ogóle – jej anielskie oczy pokryły się rosą wzruszenia – naprawdę jesteś wspaniały…

„Dobra, dawaj kasę” – w głowie Filo odezwał się egoizm.

- Nie ma za co, naprawdę – przerwał jej – to dla mnie przyjemność, służyć wielkiej sprawie. Jestem pod wrażeniem, tego, co tu robicie i kibicuję szczerze waszym przedsięwzięciom.

,„Co ty Gadasz? Czy ty siebie w ogóle słyszysz? Ty Hipokryto, dwulicowcu na usługach mamony! Kogo chcesz oszukać, tymi pięknymi słówkami!” – Trajkotało ego jak nakręcone.
Filo zaś nie dając za wygraną kontynuował swój „święty bajer”

- Wiesz, gdybyś jeszcze mnie potrzebowała, chciała zorganizować na przykład jakieś warsztaty dla młodzieży, akcje, happeningi, to ja oczywiście służę pomocą. Jestem otwarty i pełen pomysłów.

Agnieszka słuchała go z podziwem. Naturalnym ruchem ręki wyjęła zwitek banknotów z kieszeni i położyła go na stole.

- To jest dla ciebie za podróż, tak jak się umawialiśmy.
- Dziękuję – w oczach rozbłysły mu komety – mam wydać reszty? – Zapytał widząc same setki.
- Nie trzeba – odpowiedziała z uśmiechem.
- Dziękuję raz jeszcze. To trzymaj teraz za mnie kciuki – wtrącił opowieść o swoich marzeniach, by przykryć swoje zażenowanie – jadę na casting do reklamy. Może się uda, a wtedy wpadnie parę groszy do garnka. Zresztą taki dzień zdjęciowy to fajna przygoda i można powiedzieć, że tygrysy lubią to najbardziej.
- Rozumiem. Będę trzymała. To teraz odpocznij, bo pewnie jesteś zmęczony.
Uścisnęli się na pożegnanie, wymieniając się tradycyjnie trzema pocałunkami w policzki. Filo wziął nominały narodowego banku polskiego i ku swojemu zaskoczeniu odliczył 500 złotych.

Po powrocie do domu, zaraz pojechał na umówione zdjęcia. Stanął w poczekalni na korytarzu i pokornie wypełnił ankietę. Po wejściu do studia uśmiechną się do kamery przedstawił i czekał na dalsze polecenia.
- Panie Filo – rzekł reżyser – robimy to samo, co, na castingu, tylko ja chcę mieć pana z innego ujęcia. Ma pan do zagrania postać, która będąc w totalnej depresji, nagle dostaje wiadomość o spadku, no nie wiem…no porostu spotyka pana coś niewyobrażalnego. Czyta pan kartkę, którą pan niespodzianie dostaje. Spada panu z nieba po prostu. Czyta pan i nagle pańska twarz się rozjaśnia. Wstępuje w pana nowy duch, nadzieja…wie pan, o co chodzi?
- Tak. Staram się. – Potakuje poważnie podchodząc do tematu.
- Ok. To spróbujmy. Pani Krysiu pani poda tą kartkę panu – zwraca się do asystentki. Padają zwyczajowe komendy; reżyser krzyczy – Kamera – operator – Poszła – i jeszcze raz reżyser – Akcja.
Filo wciela się w postać. Odegranie depresji nie jest dla niego wielką trudnością. Wystarczy mu spojrzeć w swoje życie. Pięćdziesiątka na karku. Nieudane małżeństwo. Aktorzyna - nieudacznik. Robi rachunek sumienia i już. Bez zbędnych min, nagrywania. Wystarczy Być niczym Peter Selers. Pani Krysia podchodzi wciskając mu do ręki świstek papieru. Filo bierze go do ręki. Wodzi wzrokiem od prawej do lewej strony i wskrzesza w sobie uczucie, którego nigdy jeszcze nie doświadczył. Ma się ucieszyć na wieść o tym,…że…próbuje szukać w myślach, co mogłoby w nim wywołać takie szczęście i nagle. O! Eureka! Wyobraża sobie, że wygrywa ten casting i najautentyczniej w świecie jego twarz rozpromienia się i bije prawdziwą radością. Filo czuje wiatr w żaglach. Cieszy się. Kamera kręci. Czas upływa. Żadnego ciśnienia na plecach. Pośpiechu, czy też nerwowości.
- Stop – odzywa się reżyser wybijając wszystkich z transu. - Bardzo ładnie. Ja mam jeszcze tylko taką małą uwagę. Niech pan jeszcze do tej radości dogra, takie…wie pan,…dlaczego ja? Co takiego jest we mnie, że to właśnie mnie ta niespodzianka spotkała? Ok. Rozumie pan?
- Oczywiście. Spróbuję – podłechtany pochwałą Filo zbiera się jak może by stanąć na wysokości zadania – Tylko, wie pan. To wcale nie jest takie proste.
- Jak najbardziej. Ale da pan radę. – Klepie go przyjacielsko po ramieniu.
Następuję powtórka ujęcia. Filo wie, że drugi dubel jest sprawdzeniem, czy aktor za każdym razem, bez rutyny jest w stanie uzewnętrznić te same emocje. Wraca, więc do swojego dołka i tapla się w przeszłości. Potem wyłania z siebie radość, chwytając się nagle naturalnie za głowę. Czuje, że ten gest jest autentyczny, wyraża coś z poza niego i jakby dopowiada komentarz do sytuacji. Trwa to jeszcze chwilę i znów jest przerwane okrzykiem;
- Stop. – Reżyser podchodzi do niego, ściska mu rękę – Dziękuję bardzo. To wszystko i mam nadzieje do zobaczenia.
- Ja również mam taką nadzieję.
- Nie mówię, zadzwonimy do pana – podkreśla zadowolony z dowcipu.
Obaj wybuchają głośnym śmiechem Filo był z siebie zadowolony, choć zielone ludziki z jego głowy wciąż podcinały mu skrzydła. „I tak nic z tego nie wyjdzie” „Na pewno, mają już kogoś lepszego”. Udał się na basen, dla poprawy nastroju, by doznać uczuć ze swojego snu. Spał spokojnie i głęboko. Rano dość wcześnie zadzwonił telefon.
- Halo pan Filo?
- Tak, w całej rozciągłości.
- Wygrał pan ten casting, może pan przyjechać jutro na przymiarki.
- Tak oczywiście – Filo niemalże krzyczał do słuchawki nawet nie myśląc o tym, co ma w planach.
- Dobrze, to czekamy na pana o 10.30 U nas w studio. Acha zdjęcia będą w piątek.
- Ok. ok. – odgrywał rolę swojej wielkiej wygranej.

Filo zatańczył na środku swojej kawalerki. Podrzucał ręce do góry i krzyczał w euforii radośnie improwizując;
- Dzięki Ci Panie, Dzięki. Jesteś Wielki! Wiedziałem, że wejrzysz na syna swego i go nie opuścisz. Wierzyłem w Ciebie, zapalając kadzidło i znosząc ofiary na Twym ołtarzu. Chwalić Cię będę na wieki, bo wielka jest Moc Twoja, Panie!

Potem obdzwonił znajomych by pochwalić się swoim sukcesem. Śpiewał goląc się przed lustrem. Robił pompki, dla poprawienia kondycji, brzuszki i przysiady. Liczył w myślach, czym pozatyka dziury budżetowe w swoim skromnym ekonomicznym gospodarstwie. Kupił płaty łososia na kolację z Dominiką i butelkę czerwonego hiszpańskiego wina. Motylki w brzuchu zapowiadały upojną noc. Tryskał szczęściem na wszystkie strony. Fruwał przez miasto niczym Aladyn w swej baśni na latającym dywanie. Odwołał swoje zajęcia teatralne z niepełnosprawnymi dziećmi, w czasie przeznaczonym na zdjęcia. Weselił się, Radował, taplał i pluskał w basenie eudajmonii, czuł się jak ryba ze swojego snu.

Późnym wieczorem, przy kolacji z Dominiką, jeszcze raz odezwała się komórka.
- Halo – odezwał się nasz bohater głosem pełnym chwały.
- Pan Filo? Strasznie mi przykro, nie wiem jak to powiedzieć, ale klient nie zgodził się na pański udział w tej reklamówce. Najmocniej pana przepraszam i dziękuję za gotowość. Odezwiemy się jak tylko będziemy mieć coś dla pana.

Jak podczas przewijania taśmy filmowej w drugą stronę, twarz Fila odtworzyła odegraną scenkę tylko w przeciwnym kierunku – od euforii do głębokiego smutku, którego nikt nie przerwał komendą – STOP?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...