Pan_Biały Opublikowano 10 Września 2010 Autor Zgłoś Opublikowano 10 Września 2010 Okłamali mnie. Czas nie leczy ran. W roku 1943 mój dziadek Roman miał 12 lat. Romek nie raz już wchodził na zakład, jak to nazywał, „tajnym przejściem”. Na terenie fabryki rosły jagody wielkości czereśni, jeżyny o smaku miodu oraz ocean grzybów: prawdziwków i kozaków; innych grzybów Romek nie zrywał. To była „gra warta świeczki” powtarzał dziadek, kiedy opowiadał o czasach wojny. Kiedy to robił, zawsze siedział przy kwadratowy stole, tuż przy oknie. Jedynym utrudnieniem, było to, by przejść niezauważonym obok budki strażnika – mawiał. W czasie deszczu było łatwiej. Strażnik rzadko wystawiał nos poza suchą wartówkę. Jeżeli unosił się papierosowy dym, spadający jak wodospad, z otworów widokowych; droga był wolna. A z nią całe bogactwo lasu, aż prosiło się by je zanieść do domu. Matka Romka gotowała pyszne sosy grzybowe i robiła bułki z jagodami, na które rodzeństwo czekało z wypiekami na twarzy. Z jeżyn był pyszny kompot, którym pachniało w całym mieszkaniu. Tego dnia dzień był pogodny. Niemiec nerwowo kręcił się koło strażniczej budki. Widać było, że coś go dręczy. Romek czekał w ukryciu na odpowiednią chwilę, by dostać się na teren fabryki. Minuty stawały się bezczasowe. Rozległ się tępy sygnał radiotelefonu. Każda wartówka była połączona kablem telegraficznym, grubości węża strażackiego, z centralą na bramie głównej. Romek usłyszał tylko zdecydowane – Ja vol – i Niemiec popędził w stronę wschodniego wejścia z PWP*. Sprawa musiała być pilna. Romek nie czekał. Ruszył znanym sobie przejściem i po chwili był po drugiej stronie kolczastego drutu. Wszedł do stróżówki. Na wieszaku strażnik zostawił płaszcz. Chłopak przeszukał kieszenie, nic nie znalazł, poza papierkami po cukierkach. Pod płaszczem na wieszaku wisiała jeszcze kabura z pistoletem. Romek wyciągnął broń, schował ją za pas spodni i wrócił skąd przyszedł. Dziś nie znalazł grzybów. Łup, który zabrał ze sobą, był wart o wiele więcej, o czym przekonał się w bliższej i dalszej przyszłości. Po powrocie do domu pistolet schował pod podłogą w spiżarni. Ta kryjówka była znana tylko jemu. Następnego dnia po powrocie ojca Romka z fabryki, matka podał obiad na stół. Cała rodzina usiadła do posiłku. Ojciec opowiedział jak to dziś rozstrzelano trzech mężczyzn z powodu kradzieży pistoletu. Żaden z mężczyzn nie przyznał się do winy i żaden nikogo nie wydał. Broni nie znaleziono. W 1989 roku widziałem dziadka Roman. Leżał pijany na trawniku. Głowa tuliła się do krawężnika. Szedłem wtedy z kolegami do szkoły. Myślałem, że nie zwrócą na niego uwagi. Niestety, któryś z moich kumpli, zagadnął: - Patrzcie! Ma nos jak truskawka. - Ej, wujku! Daj na loda – krzyknął drugi. - Zróbmy mu kieszenie. Pewnie ma trochę kasy? Starałem się zbić ich z tropu. Musiałem to zrobić. - Dajcie mu spokój. Znam go. To sąsiad mojego dziadka. Jakby mnie poznał, to byłby kanał. Chodźcie, spadamy. Odpuścili. A ja noszę w sobie do dziś tamtą twarz. Twarz pijanego dziadka. Ojca mojego ojca. Ta twarz jest gorsza od sennych koszmarów. Jest jak tatuaż. Jak sznyt. Nie da się wymazać z pamięci. Tamtego dnia dziadek Roman stracił wnuczka. Przestałem nim być bezpowrotnie. Mogłem być sobą. Bezwzględnym i zimnym chłopakiem z blokowiska. Jak przez grubą firankę pamiętam rok 1986. Głuchy strzał przeszył plac zabaw. Uciszył to spokojne miasto i przedziurawił ścianę w mieszkaniu numer 9. Nikt nie krzyknął. Nikt nie zapłakał. Nawet psy nie nastawiły uszu. Tylko dorośli zaczęli się schodzić za głosem huku. Tamtego dnia Roman zabił miłość. A po zabójstwie miłości, umarła nasza rodzina. Rozsypaliśmy się jak domek z kart. Wieczorami podsłuchiwałem rodziców. Rozmawiali o tym co zaszło. Ojciec płakał. Podobno dziadek podejrzewał babcię o zdradę. Drażniły go również jej modne sukienki. Nie pozwalał jej spotykać się z koleżankami. Każde wyjście do sklepu, w którym pracowała jako sprzedawczyni, wiązało się z niezliczoną ilością pytań, podtekstów i dociekań. Babcia żyła jak na niewidocznej smyczy, która ją uwierała. A on chciał zacisnąć pęta i mieć ją tylko dla siebie. „Nie opuszczę cię, aż do śmierci" – powiedział, a ona osunęła się na podłogę w spiżarni. I roztrzaskała się konfitura z jagód. I spadły z półek marynowane grzybki. Dotrzymał słowa. Tym razem nie schował broni pod podłogą. Położył pistolet na stole, a sam usiadł na stołku przy kwadratowym stole. Wpatrywał się w ciało. Wszystko ma swój koniec. Żądza, miłość i zazdrość. Czasem kończą się też naboje w magazynku. Wtedy ich nie zabrakło. A to co było w butelce zwietrzało, jak szczęśliwe zakończenie.*PWP - Państwowa Wytwórnia Prochu założona w 1923 roku w Pionkach
Magda_Tara Opublikowano 10 Września 2010 Zgłoś Opublikowano 10 Września 2010 po pierwszym czytaniu - wiesz już. wrócę, jestem pod takim wrażeniem, że idę się przejść :)) nareszcie, Rafał, czujesz prozę, to już drugie - lekko, pomimo takiego ciężaru gatunkowego, pięknie poprowadzone opowiadanie. idę, bo jestem na zadechu. jest dobrze, R :) p.s. literówki...a! chrzanić literówki :*
Pan_Biały Opublikowano 10 Września 2010 Autor Zgłoś Opublikowano 10 Września 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. dziękuję za czytanie wiesz, że ono jest dla piszącego najistotniejsze a jeśli dodatkowo czytelnikowi sprawia przyjemność to czego więcej chcieć:) pozdrawiam i najlepszego r
Ania_Ostrowska Opublikowano 11 Września 2010 Zgłoś Opublikowano 11 Września 2010 Jestem pełna podziwu :) w tak króciutkim opowiadaniu upakować tyle emocji, sprawić, by czytelnik po prostu BYŁ razem z Romkiem, a potem cierpiał z jego wnukiem, to nie lada sztuka. Z pewnością to nie jest dzieło amatora, chyba czas do Zetki :) Pomijając zaburzenie chronologii, bo, jak rozumiem, to Twój świadomy zabieg (mimo, iż rodzi oczywiste pytania bez odpowiedzi), jedno tylko sformułowanie mi zgrzytnęło: "Jeżeli unosił się papierosowy dym, wypływający jak lawa, z otworów widokowych; droga była wolna" Lawa spływa w dół, dym przeciwnie, więc porównanie jest chybione. Poza tym, od strony technicznej, parę drobiazgów niewartych wzmianki. Pozdrawiam - Ania
Leokadia_Koryncka Opublikowano 11 Września 2010 Zgłoś Opublikowano 11 Września 2010 Czytając, ślozy mi pociekły, bo mój dom, smutek nawiedził ostatnio, no może nie tak tragiczny jak w Twoim opowiadaniu, ale też zejściowy. Zastanawiam się, jak to Bozia obdarza poezją i prozą, a właściwie głupstwa wypisuję, bo wiadomo, że każdemu coś. Zgadzam się z sugestią Ani, Twoje teksty już dawno dojrzały do Z. Biały Panie, dziękuję za chwile wzruszenia, nie tylko z rozedrgania mojego wypływające. Pozdrawiam, Leo.
Magda_Tara Opublikowano 11 Września 2010 Zgłoś Opublikowano 11 Września 2010 wróciłam. zacząłeś jak Bukowski :) po pierwszym zdaniu - strzale - nie sposób odejść.nie mają szczęśliwego zakończenia takie historie okłamali cię "czas nie leczy ran" to rany stają się częścią nas duszone wietrzone zasypywane rozdrapywane do końca jak obsesyjnie obgryzane paznokcie obłaskawienie cierpienia nienawiści pozwala dopaść obolałemu ciału to czego pragniemy najbardziej maski "zimnego chłopaka z blokowiska" beztroskiej maskotki klasowej na twarzy dziewczyny po przejściach spadną gdy dotknie żywej tkanki zaleczy poezja ty wiesz
Pan_Biały Opublikowano 13 Września 2010 Autor Zgłoś Opublikowano 13 Września 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. chronologia jest świadomie zachwiana, do zetki się nie wybieram, a co do "lawy" to faktycznie klops dziękuję Aniu za dobre słowa, które cieszą i mobilizują:) pozdrawiam i najlepszego r
Pan_Biały Opublikowano 13 Września 2010 Autor Zgłoś Opublikowano 13 Września 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. cieszę się że opowiadanie się podoba:) i życzę najlepszego w życiu osobistym pozdrawiam r
Pan_Biały Opublikowano 13 Września 2010 Autor Zgłoś Opublikowano 13 Września 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. jak Bukowski, Madziu to mój Bóg w prozie i poezji, a człowiek Bogu nie równy, więc nie śmiem się porównywać i być porównywanym z Mistrzem dziękuję za wiersz:)) pozdrawiam i najlepszego r
karolciaa Opublikowano 23 Września 2010 Zgłoś Opublikowano 23 Września 2010 REWELACJA jeżeli kiedykolwiek używałam tego słowa, nie miało nigdy tak głębokiego znaczenia że buzia mi się otworzyła że łzy popłynęły że głos mi zadrżał przy czytaniu na głos nie będę mówić po prostu dziękuję ;)
Pan_Biały Opublikowano 28 Września 2010 Autor Zgłoś Opublikowano 28 Września 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. to ja dziękuję za wyróżnienie jakim miało być czytanie tego tekstu na wieczorku wyjaśniłem, dlaczego nie mogli go usłyszeć zgromadzeni goście, może kiedyś to bardzo miłe, że aż tak przypadł do gustu:) najlepszego i pozdrawiam r
piotr_boruta Opublikowano 6 Października 2010 Zgłoś Opublikowano 6 Października 2010 Nic Dodać, nic ująć. Każde zdanie na właściwym miejscu, każde słowo warte przeczytania. Tekst krótki, ale jakże Mądry. Wielka Sztuka!!!
Oluśka Opublikowano 6 Października 2010 Zgłoś Opublikowano 6 Października 2010 Czas nie leczy ran, wódka nie leczy ran, śmierć nie leczy ran. Wszytko prowadzi w dół po równi pochyłej. Brak mi słów. Mocno daje po głowie. I dziękuję za natchnienie. Pozdrawiam serdecznie:)
Pan_Biały Opublikowano 13 Października 2010 Autor Zgłoś Opublikowano 13 Października 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. dziękuję:) miło czytać takie komentarze pozdrawiam r
Pan_Biały Opublikowano 13 Października 2010 Autor Zgłoś Opublikowano 13 Października 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. dziękuję za czytanie i słowa tknąłem? to dobrze:) pozdrawiam r
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się