Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Opowiem Ci bajkę …

Za siódmą górą za siódmą rzeką gdzie jest tak strasznie daleko, wzdłuż błękitnego potoku szła ona i pomyślała sobie tak …

- Ciekawe jak by wyglądało moje życie gdybym go nie spotkała - zadała sobie w myśli pytanie z przekonaniem, iż jest retoryczne. Jednak natychmiast pojawiła się odpowiedz.
- Może było by prostsze bez tego często pojawiające go się, “co by było gdyby”, ale z pewnością bardziej puste, pozbawione tego czegoś. Czegoś, czego nie dało się do końca sprecyzować – odpowiedziała sama sobie.
Często o tym myślała popadając z tego powodu w jakąś dziwną melancholie, która jednak nie nastrajała jej smutno, a wręcz przeciwnie. Myśl o nim powodowała, że życie wydawało się jej łatwiejsze do oswojenia. Zawsze, gdy z nim wirtualnie rozmawiała zastanawiała się, jaki jest w tej chwili jego wyraz twarzy i czy jego oczy nadal błyszczą tak jak podczas ich pierwszego spotkania - spóźniła się wtedy 10 minut. Nie pamięta z niego zbyt wiele. Nie pamięta, o czym wtedy rozmawiali. Pamięta tylko te wpatrujące się w nią błyszczące oczy i to dziwne uczucie jakby ból brzucha, który odczuwało się podczas pierwszych randek w ogólniaku. Dawno już się tak nie czuła.
Na kolejne spotkania czekała z dużą niecierpliwością. Niecierpliwość ta narastała z każdą kolejną przeprowadzoną rozmową. Zaczynała odczuwać, że trafiła na ideał, którego nigdy nie poszukiwała na „księcia na białym koniu zza siódmej góry i rzeki”, z którego zawsze tak się naśmiewała i przekonywała naiwne koleżanki, że taki facet nie istnieje. A tu „puch” ktoś ją chyba walnął w głowę i zachorowała, bo taki facet nagle się pojawił.
Prowadziła z nim rozmowy z pracy, potem biegła szybko do domu żeby go jeszcze zastać w pracy, by nie przeoczyć żadnego napisanego przez niego słowa. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Często wkraczali na „śliskie” tematy. Ona chciała wiedzieć wszystko, często naruszając pewne granice on zaś trzymał ją na dystans i kontrolował się za nich oboje. Pewnie dlatego nigdy nie rzuciła mu się na szyje, nigdy się nie przytuliła, nigdy nie wyraziła tego co naprawdę czuje, czego strasznie żałuje. A może on tego nie chciał, może się bał. Obawa ta jednak nie była jednostronna, bał się o nich oboje. Jednak niekiedy udawało jej się wkraść między ten jego dystans i samokontrole,wówczas wyciągała z niego informacje o tym, co do niej czuje. Czasem jego też dopadała nostalgia i sam miał ochotę o tym porozmawiać. Była wtedy bardzo zadowolona. Choć może nie było to fair.
Wysyłali sobie mnóstwo smsów, było ich tak wiele ze jej skrzynka odbiorcza pękała w szwach od wiadomości od K. Czuła się cudownie i chciała sprawiać, aby on czuł się tak samo.
Podarował jej kiedyś książkę. Bardzo smutną książkę. Do jej przeczytania potrzebny był nie tylko czas, ale i mnóstwo chusteczek, które znikały w zastraszającym tempie. Zniknęła też nadzieja na to, że kiedykolwiek będą mogli być razem.
Wiele razy zastanawiała się jak długo można by kochać dwie osoby. Wtedy ktoś jej odpowiedział na to pytanie „tak długo aż jedna z tych osób się nie zorientuje, ale wtedy jest koniec wszystkiego”. Długo walczyła, aby się nie zakochać. Udało się niestety, a może „stety”. Teraz czasem jest jej smutno.
Dobrze, że ona jest za siódmą górą i za siódmą rzeką gdzie jest tak daleko… i on jest daleko …

Opublikowano

Podstawowy zarzyt, jaki tu już rzucałem. Kulawo wygląda, gdy ktoś pisze o sobie w drugiej osobie, jak gdyby chciał byćz boku. Śmialości trochę. Jeżeli napisze się w 1 od, niekoniecznie czytelnicy muszą to odbierać, jak osobiste wyznania i najczystszą prawdę. Ja piszę często w 1 os, a bohater nie jest koniecznie mną samym. Pomysł fajny, tylko trochę mniej dydaktyki. Proponuję spróbować napisać od siebie i w swoim imieniu. Zaraz fałszywe nuty zaczną znikać. I trochę za mało tekstu i za mało jest gęsty....

Opublikowano

Napisane zupełnie sprawnie.

Z tym, że:
Ojej... kolejny związek nam się wykroił (Boże broń, nie mam nic przeciwko!). Aformy na końcu niefortunne, no i dystans budowany przez trzecioosobową narrację też nieporadny - zgadzam się ze starszym i bardziej doświadczonym przedmówcą.
Dwie nielogiczne konstrukcje: "Wiele razy zastanawiała się jak długo można by kochać dwie osoby" (chyba: mogą się kochać?), "Jednak niekiedy udawało jej się wkraść między ten jego dystans i samokontrole" (to gdzie się w końcu wdarła? za linię dystansu i samokontroli, czy między dystans a samokontrolę? - jeśli pierwsze, to błąd, a jeśli drugie to bardzo fajny pomysł :)

Opublikowano

Co to za argumenty ad hominem? przejąłem się Twoją krytyką, że wszystkie komentarze bez ikry. Toż powiedziałem, że jeśli wdarcie się między dystans a samokontrolę jest przenośne to zupełnie smacznie ;) resztę poglądów na tekst też wyłożyłem powyżej.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia niestety nie, za takie coś, czekają mnie lata zsyłki na syberię, wieczne zmarzliny i chuchanie na zimne, chyba, że to jest bardzo wyrafinowane, tupnięcie nóżką, które zarazem, głaszcze go  pod włos;)    skomplikowany typ mi się trafił:P  
    • @hania kluseczka A na tupnięcie nogą też nie reaguje? 
    • @KOBIETA Nic tylko zamknąć oczy i sobie dopowiedzieć, co po języku jeszcze…;)
    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem... Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie. Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.   Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.   – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.   Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.   Wtedy to się stało.   Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki. Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą. Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.   Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny. Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.   – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!   – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.   – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.   – Chłopie, ale o co ci chodzi? – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.   – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję! Nienawidzę was wszystkich!   Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:   – Co tu się odbrokatawia!   – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.   Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem. – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.   Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.   Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.   Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.   Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.   Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.   Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.   To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...   Wesołych Świąt!    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...