Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

ech gdybym mogła
znać rajskie nuty
melodii duszy
orkiestry sprosić
na wieczór grany
z nadzieją wiary
skrzydeł pożyczyć
pasję w pół objąć
i ruszyć w tany

ech gdybym mogła
pląsem zatracić
się nieprzytomnie
skraść miejsce w niebie
dzień mylić z nocą
ogrody uczuć
szelestem sukni
w tańcu zachwycić
nie poznać siebie

ech gdybym mogła
tony melodii
pięknie ozdobić
serca zachwytem
w tańcu je trwonić
rytmu nie gubiąc
dotrzymać kroku
natchnieniu duszy
śmierć zamknąć w dłoni

Opublikowano

Leon! jeszcze chwila! siniaki sie wchłoną! będzie ok.
zatańczymy! jeszcze zatańczymy!

Leo! to jest w Tobie, słychać, jak zamiatasz suknią parkiet w ramionach tego od pary (bez urazy ;D)
bardzo mi się - taki nostalgiczny, walcujący, wszystko jest możliwe - bo wolność jest w naszych głowach, jak mi ktoś niedawno powiedział
buziak, Leon!
pięknie, Poetko
:*

Opublikowano

Leokadia Koryncka:podoba mi się Twój wiersz.
Ja mam w podobny w klimacie, ale w innym stylu.
Pisałem w tzw.(Pierścieniu dla tej formy)
a ja połączyłem ze ze sobą.
w taki swój eksperymentalny sposób.
Pierścień zaczyna się kończy zawsze.
tym samym wersem.
Jest siedmiosylabowy w każdym wersie
i zawsze musi mieć osiem wersów.
A między nimi sam sobie dodałem
to powtarzające się wersy.
Chcesz zobaczyć ten wiersze w wierszu.
To mogę go tu Tobie tu wkleić, a później wytnę.
Policz sobie sylaby w każdym wersje,
jak w w drugie zwrotce, czy w trzeciej.
Może już go, gdzieś widziałaś...
Napisz tylko, tak lub nie.

Pozdr. b;

J.S

Opublikowano

Miłość żyje wiecznie

Przykro mi tracę ciebie

Skąd na niebie tyle gwiazd
a byłem już tak blisko
podziel się ze mną niebem
jednym blask drugim ciemność
oczy duszy tkają sny
i zapisują w słowa
miłość rozdziela mi serce
Skąd na niebie tyle gwiazd

Przykro mi tracę ciebie

Jestem twój uwierz we mnie
niebo dotknęło ziemi
do drzwi realność puka
ja nie jestem wyrocznią
spadam jak zeschnięty liść
czasu cofnąć nie można
pragnę być blisko ciebie
Jestem twój uwierz we mnie

Przykro mi tracę ciebie

Ty jesteś dla mnie wszystkim
widzę łzy w twoich oczach
przytul mnie choć na chwilę
nie potrafię tak kochać
biegnę myślami w przyszłość
zabierz mnie ze sobą
więcej mi nie potrzeba
Ty jesteś dla mnie wszystkim

Opublikowano

Oj, nie tracisz Ty rytmu, dziewczyno! Bardzo walcujący, chociaż... może to i nie walc? Ale rytm trzymasz i mówisz o sytuacji, pragnieniach, tęsknocie, jaka jest mi bardzo bliska. Cieplutko, serdecznie! Podobasie, jak nie wiem co! Para:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wald; jak już wyżej, wiersz poleciał z marszu, więc wolałam ruszyć z Warsztatu.
Wolne rytmy, zatem i do P kilka obrotów.

Byłbyś chętny na kurs tańca? Choć nie z Gwiazdą, zapraszam....:)

Dziękuję za mnóstwo pyszności o wierszu.
Za pozdrowieństwa dla mnie i wszystkich gości.

Przyjaźnie, Leo.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...