Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

przychodzą dni na wątłych nogach
donikąd pełznie cień ze ściany
wypiję wodę prosto z kwiatków
i wrócę znowu do piżamy

piżamka w misie i tygryski
wszystkie je liczę skrzętnie rano
nigdy żadnego nie brakuje
no może tylko poza panią

wszystko mi wisi to co stało
się tamtej nocy między nami
na razie leżę tam gdzie zawsze
i wdycham zapach twoich włosów

ślad twojej głowy na poduszce
znika z godziny na godzinę
za tydzień pójdę cię poszukać
następny rozdział nowe strony

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zaciąga leniem ;)
wlej w toto więcej fantazji, poza tym policz sylaby i ustabilizuj rymy i te, jak im tam... średniówki [?] ;)
póki co - amebę widzę... przelewa się, i daje nogę ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zaciąga leniem ;)
wlej w toto więcej fantazji, poza tym policz sylaby i ustabilizuj rymy i te, jak im tam... średniówki [?] ;)
póki co - amebę widzę... przelewa się, i daje nogę ;)

Hm, powiadasz leniem. Nie bardzo można się z tym zgodzić.
Wyobraź sobie małą dziewczynkę w pszenicznych warkoczach... gra w piłkę nożną, pluje, przeklina, wspina się na drzewa i wali chłopaków po tych pustych czerepach. Z czasem dziewczyka stała się kobietą i zrozumiała po wielu latach, że nie chce nią być dłużej. Poddała się serii zabiegów koniecznych do przeobrażenia płci, nie tylko metodą hormonalną, ale również kliniczną. Dokładnie mija 3 miesiące od tych okrutnych interwencji medycznych a ona ciągle śpi ze swoją piżamą i liczy tygryski, wdycha zapach włosów, nie może zrozumieć, że pachnie jakąś dziwną wodą kolońską Guerlain'a, a nie uwodzicielskim cudem Silviany Casoli i uczy się mówić, jak maszyna, żeby nie mylić się "wziełam, poszłam, umyłam..." to nie jest łatwe. Nie rozumie do końca świata i zastanawia się kim teraz jest:mutantem, cyborgiem czy hermafrodytą? Nowy "On" rozmawia ze starą "Nią" i nie mogą się dogadać.
Czy teraz ameba nie przypomina szczeżui, małży naszych wód? Chciałabyś być na miejscu tej peelki?
Co do rymów, to nie były planowane i chyba nie są aż tak widoczne, jak z czytania wynika, zaś średniówka? Konieczna przy wierszach nierymowanych? Zbyt szybko dałaś nogę, ale to rzeczywiście skomplikowana szarada życia.
  • 10 lat później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...