Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wyrywam karty małej księgi...


Rekomendowane odpowiedzi

Wyrywam karty małej księgi
okładka z pejzażem
prześwituje w dłoni

Jak suche płatki kwiatów
płoną
zakratowane słowa powieści

Spadają ciężko, bezwiednie zarysowane
wątłymi liniami
i krzyczą bezgłośnie, i milkną zaraz
pustymi strofami

Żółć, czerwień i błękit
z papieru
ulatnia się, gorzko wonnieje

Duszący zapach pergamin rozsiewa
czerń liter słodko topnieje

Tańczy z poezją dramat
jak kiedyś
jednym tchem
ledwie zapomniane

Lecz walc to ostatni
zostaną tytuły
bo dzieła umarły
nieodczytane

dziś

Mądrość w wiosnę przekwita
półcieniami tęczy
wielobarwnie osacza, kolorowo zwodzi
pustosłowiem męczy

cóż

Ludzie nadal nie widzą
złota w milczeniu

i

pełzną po śladach mądrości
w sobie
sobością upojeni

A ty im powiedz
jak z tym żyć...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak suche płatki kwiatów
płoną
zakratowane słowa powieści

Spadają ciężko, bezwiednie zarysowane
wątłymi liniami

Nadekspresja, czyli grzech pierworodny "młodego" pisania, poświęcenie sensu i klarowności dla stopniowania uczuć, aż po histeryczny krzyk. Popatrzmy autorko jak znęcasz się nad banalnym "słowem" : słowo trafia za kraty - mało, płonie - mało, płonie jak kwiat - mało, płonie jak suchy kwiat - mało, spalone spada (jak uwolniło się z krat ?) - mało, spada ciężko(ciężki popiół ?) - mało, spadając jest bezwiednie zarysowane (jak zatem trafiło za kraty ?) - mało, poza uwięzieniem, spaleniem i upadkiem, słowo choruje jeszcze na anemię...wystarczy ? Niestety nie, następne wersy równie głośno "krzyczą" i "wzruszają się"...

Słabo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Panie H. Lecter...
W wierszu nie ma nadekspresji. Skąd takie wrażenie? Wydaje mi się, że Pan nie rozumie treści. "Słowo" nie jest banalne, choć rozumiem kontekst, w jakim użył Pan tego określenia (chcąc mi zapewne unaocznić moje nadekspresyjne słowotwórstwo).
Rzecz jest o pisaniu - szeroko pojętym. Wiersz powstał już jakiś czas temu i jest bardzo osobisty, choć oczywiście nie widać tego między wersami...
Odnośnie Pańskich uwag (które sobie cenię):
- nie znęcam się nad słowem... to zabieg - celowość jego jest uzasadniona sensem tkwiącym w słowach właśnie.. - to "pisarze", ludzie, którzy upojeni sobością, znęcają się nad słowami tworząc tak zwane "utwory", w których już ani złota, ani milczenia...
- słowo nie trafia za kraty - zakratowane słowa powieści oznacza co innego. Weźmy czystą kartkę papieru... na niej kreślone zdania - jak czarno na białym - krzyczą bezgłośnie.. krzyczą wyrazistością, swoją naocznością, nieskazitelnością, jakby sens ich był tak oczywisty jak czerń atramentu, jak blask słońca itp. A weźmy kartkę z notatnika... pierwszą lepszą, wydartą z byle zeszytu (choćby i taką w kratkę).. który staje się małą księgą... z pejzażem na okładce.. i nakreślmy na niej słowa wiersza... zakratowane, uwięzione w papierze, zamknięte za okładką księgi, z pejzażem, który sens słów przesłania. Wiersz trafia do szuflady, nieodczytanie dzieło, które umarło.. przesłonięte "pejzażem" - życiem, w którym "mądrość przekwita w wiosnę" i "męczy pustosłowiem"... i te nieznaczące nic słowa to obłuda, w której topią się ludzie.. a im się wydaje, że wszystkie rozumy pozjadali - "pełzną po śladach mądrości w sobie"
-jak suche płatki kwiatów płoną zakratowane słowa powieści - Pan zbyt bezpośrednio odczytuje SŁOWA i następnie imputuje mi znęcanie się nad nimi w wierszu - a czymże jest Pańska uwaga w tym kontekście? Do meritum - ogień jest symbolem. Żar i gorączka tworzenia w nicość się obraca wobec bezmyślnego odczytywania SŁÓW przez "mądrych" "znawców". Dzieło nieodczytane to też takie, które jest niezrozumiałe lub z gruntu skreślone - odczytane nie tak, jak powinno... wyrok na dzieło to ogień, który je trawi. Ogień SŁÓW zewsząd padających w krytycznej opinii itd. W małej księdze dzieło powoli zamiera - wątłe, bezwiedne, spalone... opada na dno - w nicość, nieuznane, zapomniane, już nawet nieme, bezgłośne, bez wyrazu, bez sensu, którego nikt nie dostrzegł... krzyczy tytułem jedynie.. ale krzyk to bezsilny, bezgłośny.. bo tytuł rzucił się w oczy, a treść została stłamszona...
-i dlatego "milkną zaraz pustymi strofami" - strofami złożonymi ze słów bez znaczenia, tzn. bez znaczenia dla czytających, którzy tak właśnie je zaszufladkowali. Zapomniane dzieło, zapisane w księdze, czarnymi literami na białym tle, którego sens nie został odkryty... a zatem strofy nie mają wyrazu, są puste, spalone, bez przesłania... Bo tak chcą Ci, którzy mądrością swoją wyrażaną słowami krytyki, określają, czy jest ono cokolwiek warte... bo tak chcą Ci, których mądrość wielobarwnie (w kwietnych komentarzach) osacza...

- więc "jak z tym żyć"? Całe szczęście nie znam odpowiedzi!!! Histeryczny krzyk, o którym Pan napisał... hmm.. być może gdzieś tam na dnie nieodczytania, został spalony wraz z powieścią - sensem w wierszu zakratowanym po raz kolejny.

Pozdrawiam i dziękuję za uwagi.

In-humility,
K. W.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Panie H. Lecter...
W wierszu nie ma nadekspresji. Skąd takie wrażenie? Wydaje mi się, że Pan nie rozumie treści. "Słowo" nie jest banalne, choć rozumiem kontekst, w jakim użył Pan tego określenia (chcąc mi zapewne unaocznić moje nadekspresyjne słowotwórstwo).
Rzecz jest o pisaniu - szeroko pojętym. Wiersz powstał już jakiś czas temu i jest bardzo osobisty, choć oczywiście nie widać tego między wersami...
Odnośnie Pańskich uwag (które sobie cenię):
- nie znęcam się nad słowem... to zabieg - celowość jego jest uzasadniona sensem tkwiącym w słowach właśnie.. - to "pisarze", ludzie, którzy upojeni sobością, znęcają się nad słowami tworząc tak zwane "utwory", w których już ani złota, ani milczenia...
- słowo nie trafia za kraty - zakratowane słowa powieści oznacza co innego. Weźmy czystą kartkę papieru... na niej kreślone zdania - jak czarno na białym - krzyczą bezgłośnie.. krzyczą wyrazistością, swoją naocznością, nieskazitelnością, jakby sens ich był tak oczywisty jak czerń atramentu, jak blask słońca itp. A weźmy kartkę z notatnika... pierwszą lepszą, wydartą z byle zeszytu (choćby i taką w kratkę).. który staje się małą księgą... z pejzażem na okładce.. i nakreślmy na niej słowa wiersza... zakratowane, uwięzione w papierze, zamknięte za okładką księgi, z pejzażem, który sens słów przesłania. Wiersz trafia do szuflady, nieodczytanie dzieło, które umarło.. przesłonięte "pejzażem" - życiem, w którym "mądrość przekwita w wiosnę" i "męczy pustosłowiem"... i te nieznaczące nic słowa to obłuda, w której topią się ludzie.. a im się wydaje, że wszystkie rozumy pozjadali - "pełzną po śladach mądrości w sobie"
-jak suche płatki kwiatów płoną zakratowane słowa powieści - Pan zbyt bezpośrednio odczytuje SŁOWA i następnie imputuje mi znęcanie się nad nimi w wierszu - a czymże jest Pańska uwaga w tym kontekście? Do meritum - ogień jest symbolem. Żar i gorączka tworzenia w nicość się obraca wobec bezmyślnego odczytywania SŁÓW przez "mądrych" "znawców". Dzieło nieodczytane to też takie, które jest niezrozumiałe lub z gruntu skreślone - odczytane nie tak, jak powinno... wyrok na dzieło to ogień, który je trawi. Ogień SŁÓW zewsząd padających w krytycznej opinii itd. W małej księdze dzieło powoli zamiera - wątłe, bezwiedne, spalone... opada na dno - w nicość, nieuznane, zapomniane, już nawet nieme, bezgłośne, bez wyrazu, bez sensu, którego nikt nie dostrzegł... krzyczy tytułem jedynie.. ale krzyk to bezsilny, bezgłośny.. bo tytuł rzucił się w oczy, a treść została stłamszona...
-i dlatego "milkną zaraz pustymi strofami" - strofami złożonymi ze słów bez znaczenia, tzn. bez znaczenia dla czytających, którzy tak właśnie je zaszufladkowali. Zapomniane dzieło, zapisane w księdze, czarnymi literami na białym tle, którego sens nie został odkryty... a zatem strofy nie mają wyrazu, są puste, spalone, bez przesłania... Bo tak chcą Ci, którzy mądrością swoją wyrażaną słowami krytyki, określają, czy jest ono cokolwiek warte... bo tak chcą Ci, których mądrość wielobarwnie (w kwietnych komentarzach) osacza...

- więc "jak z tym żyć"? Całe szczęście nie znam odpowiedzi!!! Histeryczny krzyk, o którym Pan napisał... hmm.. być może gdzieś tam na dnie nieodczytania, został spalony wraz z powieścią - sensem w wierszu zakratowanym po raz kolejny.

Pozdrawiam i dziękuję za uwagi.

In-humility,
K. W.

Nie rozumiem, dlaczego wyważa pani otwarte drzwi ? :)
Słowo w tekście poetyckim, ma do spełnienia (w dużym uproszczeniu) dwie podstawowe funkcje : informacyjną (sens wiersza, komunikat myślowy nadany przez autora) i estetyczną (uruchamiającą naszą wrażliwość i zmysły, definiowaną często jako : klimat, brzmienie, melodyka, piękno obrazowania, finezja tworzywa/ słowa). Streszcza pani treść, którą znam i "zrozumiałem" ;), i broni przed domniemanym atakiem, tyle że...ja nigdzie nie zanegowałem warstwy "informacyjnej" wiersza :) Zarzut dotyczy sposobu dotarcia z komunikatem do czytelnika. Potrafi pani skutecznie go zagłuszyć/ osłabić, właśnie nadekspresją, stylem egzaltowanego, uduchowionego ponad miarę i narcystycznego męczennika (takiego od "tęczy" i "męczy"...). Mając do dyspozycji całą orkiestrę symfoniczną (możliwości, jakie daje nam słowo), używa pani jedynie wielkiej trąby i dmie w nią z zapałem... ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Panie H. Lecter...
W wierszu nie ma nadekspresji. Skąd takie wrażenie? Wydaje mi się, że Pan nie rozumie treści. "Słowo" nie jest banalne, choć rozumiem kontekst, w jakim użył Pan tego określenia (chcąc mi zapewne unaocznić moje nadekspresyjne słowotwórstwo).
Rzecz jest o pisaniu - szeroko pojętym. Wiersz powstał już jakiś czas temu i jest bardzo osobisty, choć oczywiście nie widać tego między wersami...
Odnośnie Pańskich uwag (które sobie cenię):
- nie znęcam się nad słowem... to zabieg - celowość jego jest uzasadniona sensem tkwiącym w słowach właśnie.. - to "pisarze", ludzie, którzy upojeni sobością, znęcają się nad słowami tworząc tak zwane "utwory", w których już ani złota, ani milczenia...
- słowo nie trafia za kraty - zakratowane słowa powieści oznacza co innego. Weźmy czystą kartkę papieru... na niej kreślone zdania - jak czarno na białym - krzyczą bezgłośnie.. krzyczą wyrazistością, swoją naocznością, nieskazitelnością, jakby sens ich był tak oczywisty jak czerń atramentu, jak blask słońca itp. A weźmy kartkę z notatnika... pierwszą lepszą, wydartą z byle zeszytu (choćby i taką w kratkę).. który staje się małą księgą... z pejzażem na okładce.. i nakreślmy na niej słowa wiersza... zakratowane, uwięzione w papierze, zamknięte za okładką księgi, z pejzażem, który sens słów przesłania. Wiersz trafia do szuflady, nieodczytanie dzieło, które umarło.. przesłonięte "pejzażem" - życiem, w którym "mądrość przekwita w wiosnę" i "męczy pustosłowiem"... i te nieznaczące nic słowa to obłuda, w której topią się ludzie.. a im się wydaje, że wszystkie rozumy pozjadali - "pełzną po śladach mądrości w sobie"
-jak suche płatki kwiatów płoną zakratowane słowa powieści - Pan zbyt bezpośrednio odczytuje SŁOWA i następnie imputuje mi znęcanie się nad nimi w wierszu - a czymże jest Pańska uwaga w tym kontekście? Do meritum - ogień jest symbolem. Żar i gorączka tworzenia w nicość się obraca wobec bezmyślnego odczytywania SŁÓW przez "mądrych" "znawców". Dzieło nieodczytane to też takie, które jest niezrozumiałe lub z gruntu skreślone - odczytane nie tak, jak powinno... wyrok na dzieło to ogień, który je trawi. Ogień SŁÓW zewsząd padających w krytycznej opinii itd. W małej księdze dzieło powoli zamiera - wątłe, bezwiedne, spalone... opada na dno - w nicość, nieuznane, zapomniane, już nawet nieme, bezgłośne, bez wyrazu, bez sensu, którego nikt nie dostrzegł... krzyczy tytułem jedynie.. ale krzyk to bezsilny, bezgłośny.. bo tytuł rzucił się w oczy, a treść została stłamszona...
-i dlatego "milkną zaraz pustymi strofami" - strofami złożonymi ze słów bez znaczenia, tzn. bez znaczenia dla czytających, którzy tak właśnie je zaszufladkowali. Zapomniane dzieło, zapisane w księdze, czarnymi literami na białym tle, którego sens nie został odkryty... a zatem strofy nie mają wyrazu, są puste, spalone, bez przesłania... Bo tak chcą Ci, którzy mądrością swoją wyrażaną słowami krytyki, określają, czy jest ono cokolwiek warte... bo tak chcą Ci, których mądrość wielobarwnie (w kwietnych komentarzach) osacza...

- więc "jak z tym żyć"? Całe szczęście nie znam odpowiedzi!!! Histeryczny krzyk, o którym Pan napisał... hmm.. być może gdzieś tam na dnie nieodczytania, został spalony wraz z powieścią - sensem w wierszu zakratowanym po raz kolejny.

Pozdrawiam i dziękuję za uwagi.

In-humility,
K. W.

Nie rozumiem, dlaczego wyważa pani otwarte drzwi ? :)
Słowo w tekście poetyckim, ma do spełnienia (w dużym uproszczeniu) dwie podstawowe funkcje : informacyjną (sens wiersza, komunikat myślowy nadany przez autora) i estetyczną (uruchamiającą naszą wrażliwość i zmysły, definiowaną często jako : klimat, brzmienie, melodyka, piękno obrazowania, finezja tworzywa/ słowa). Streszcza pani treść, którą znam i "zrozumiałem" ;), i broni przed domniemanym atakiem, tyle że...ja nigdzie nie zanegowałem warstwy "informacyjnej" wiersza :) Zarzut dotyczy sposobu dotarcia z komunikatem do czytelnika. Potrafi pani skutecznie go zagłuszyć/ osłabić, właśnie nadekspresją, stylem egzaltowanego, uduchowionego ponad miarę i narcystycznego męczennika (takiego od "tęczy" i "męczy"...). Mając do dyspozycji całą orkiestrę symfoniczną (możliwości, jakie daje nam słowo), używa pani jedynie wielkiej trąby i dmie w nią z zapałem... ;)

Skoro drzwi są otwarte...
Wiem, jakie funkcje pełni w tekście słowo :-) Ale nie w tym rzecz.
Hmm... być może rzeczywiście źle odczytałam intencję Pańskiej wcześniejszej uwagi (?) Jednak, skoro stawia Pan pytania - "jak", to dla mnie jest to sygnał, że nie do końca coś jest zrozumiałe. Ok, wiem, nie chodziło o treść samą w sobie, ale o przekaz. Jeśli sposób pisania jest "nieodpowiedni" (ale dla kogo? i czy rzeczywiście?) to i treść przekazana tą drogą nie wzbudzi emocji i nie sprawi, że nad tym konkretnym wierszem zatrzymasz się, zamyślisz, zastanowisz itp. Nie uważam jednak, abym w tak przesadny sposób, jak mi się to zarzuca, czyniła z e słów orkiestrę złożoną z samych tylko trąb.. i to "wielkich"! Jak mam zatem wyrazić stan, w którym będąc, zaczęłam pisać ten wiersz? Tego nie da się przełożyć na słowa "odpowiednie".. życie splata się z poezją... Człowiek nie czuje w jakimś konkretnym języku (np. poetyckim), a mimo tego swoje doświadczenia w nim zamyka.. A dla jego orkiestry publicznością staje się krytyka.. i dobrze. Tylko, że nie dla oklasków pisanie i nie dla owacji... prawda?? Bo może się okazać, że nawet trąba jest źle nastrojona... albo odbiorca przygłuchy ;) Żarty na bok..
Dziękuję po raz kolejny za uwagi. Ma Pan wpływ na moje przemyślenia. Stylu pewnie nie zmienię, ale zważać będę na pewno na większą w tych "trąbach" oszczędność. Ciekawe, co by było, gdyby świat stał się głuchy na słowa... lub przeciwnie... gdyby nagle pojął jaka siła tkwi w ich melodyce...

Tymczasem - moja dusza płacze z muzyką w nutach - ot, kolejna słowna trąba... a w tle Rachmaninov :-)
Dobrej nocy!

In-humility,
K. W.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...