Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zapiski na piersiach II


Oluśka

Rekomendowane odpowiedzi

Do domu dziewczyny zajechały wieczorem. Nie mogły zauważyć, jaki był dostojny. W mroku majaczył tylko jego kształt. Ale wiedziały, że był dokładnie taki, jaki Mała powiedziała, że zbuduje. Drewniany, dwupiętrowy budynek zachęcał, aby do niego wejść. Zielone okiennice we wszystkich oknach były otwarte, jakby witały gości szeroko otwartymi ramionami. Na każdym parapecie stały czerwone kwiaty w wielkich glinianych donicach. Na ganku, na schodach siedział prążkowany kot i przyglądał się obcym kobietom. Kiedy podeszły bliżej, przeciągnął się leniwie, ziewnął, zamiauczał i podszedł do dziewczyn, aby je obwąchać. Zamruczał z uznaniem i wszedł do środka.
W domu paliło się światło i widać było cień krzątającej się osoby. Zachęcone słodkim zapachem herbaty owocowej, Kara i Kwiatek weszły.
- Dobry wieczór, paniom, czekałam – mama Małej uścisnęła obie dziewczyny. – Wchodźcie – była średniego wzrostu, krótko obcięta. Jej czarna sportowa czuprynka pasowała do dżinsowych spodni i kolorowej koszulki. Na nogach miała srebrne szpilki.
- Pewnie jesteście głodne? – zmierzyła wzrokiem dwie chude postacie.- Zrobiłam placki ziemniaczane.
- Dobry wieczór. Bardzo zgłodniałyśmy. Przejechałyśmy dziś prawie tysiąc kilometrów – ośmieliły się dziewczyny, wnosząc swoje torby.
- Jestem Kara.
- A ja Kwiatek.
- A ja jestem mama Małej, ale mówcie mi po prostu Ela – i kobiety uścisnęły sobie dłonie. – Mała mówiła o was – zamilkła ze smutkiem, po czym dodała – Bardzo się cieszę, że przyjechałyście, przyda się jej towarzystwo. A teraz zostawcie te rzeczy i chodźcie jeść.
Prosto z dworu weszły do wielkiej kuchni połączonej z salonem i jadalnią. Mimo tak wielkiej przestrzeni, zapach jedzenia wypełniał cały dom. Dziewczyny ze smakiem wcinały placki polane śmietaną i posypane cukrem. Przez chwilę obie czuły się jak małe dziewczynki, które, będąc na wakacjach u babci, nie potrafią oprzeć się pysznościom, przygotowanym z miłością.
Ciepły głos mamy Małej przerwał ich stan rozmarzenia.
- U góry, po lewej stronie jest wasza sypialnia. Jutro pogadamy, a teraz idźcie spać. Po tak długiej podróży pewnie szybko zaśniecie – wstała i pocałowała obie w czoło. – Dobrej nocy, dziewczynki. I zapamiętajcie, co się wam przyśni.
Odeszła. Kara i Kwiatek popatrzyły na siebie ze zdziwieniem, ale i ze zrozumieniem. Wiedziały już, co Mała miała na myśli, mówiąc, że Ela przekazała jej swoje najlepsze cechy charakteru, najpiękniejsze wartości. Tak jak ona, Ela nie zadawała pytań, nie oceniała, nie ganiła. Uśmiechała się, głaskała po głowie, przytulała i karmiła, wszystkich i zawsze. „Miej serce i dawaj serce. Nikt ci tego nigdy nie zabierze. A dobro, które okażesz, zawsze będzie unosić się wokół” – powtarzała Małej, jak ta była jeszcze dzieckiem.

Promienie słoneczne przebijały się przez liście drzew i padały na twarze śpiących kobiet. Za oknem ptaki od paru godzin dawały poranny koncert, ale dziewczyny obudziły się dopiero po interwencji Anaela – wąsatego majordomusa. Nie wiedziały, jak się dostał do pokoju i jak długo siedział na łóżku. Musiało to trwać jakiś czas, bo, zniecierpliwiony czekaniem, głośno miauknął. Kiedy dziewczyny otworzyły oczy, w niewielkiej odległości od swoich twarzy zobaczyły dwa świecące bursztynki i długie białe wąsy.
- Cześć maleńki – zaspany Kwiatek pogłaskała puszystą kulkę, po czym, tak samo jak on, przeciągnęła się. – Kara, zobacz, gapi się. Chyba chce, byśmy wstały.
- To kot przecież. Będzie się gapił – odwróciła się na drugi bok.
Anael popatrzył jeszcze raz na dziewczyny, wskoczył na parapet, a potem długi susem przeniósł się na drzewo za oknem i zniknął.
- Niezły numer z tego zwierza – zaśmiała się jedna z kochanek. – Chyba musimy wstać. Zobacz, która godzina.
Kara sięgnęła po telefon, leżący na nocnym stoliku. – E, prawie jedenasta – wciągnęła powietrze. – Czujesz? Cudowny zapach.
Przez okno wpadało nie tylko słońce. W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy, kwiatów, zboża, a trele ptaków umilały przedpołudniowy czas.
Po szybkiej toalecie postanowiły zejść. Nie wypadało spać tak długo, zwłaszcza jak było się gościem i to u obcej osoby. Na parter prowadziły drewniane schody, które przy każdym stąpnięciu skrzypiały jak w starych dworach. W kuchni nie było nikogo, ale wabione zapachem kawy, dziewczyny podążyły w kierunku ogromnych szklanych drzwi. Prowadziły do ogrodu, którego istnienia nie były świadome.
Ogromny ogród, a w zasadzie park, otaczał dom z trzech stron. Rosły w nim lipy, kasztany i klony. Obok był sad, a w nim jabłonie, grusze i śliwy. Pod jednym z pachnących drzew, przy stoliku nakrytym białym obrusem, siedziała mama Małej.
- Witam śpiochy – odłożyła książkę, która właśnie czytała. – Chcecie kawy?
- Dzień dobry – odpowiedziały chórem. – Niech się pani nie kłopocze – powiedziała Kara, po czym, po ciężkim spojrzeniu kobiety, dodała – Elu, nalejemy sobie same, dziękujemy.
- Siadajcie. Jak chcecie, coś wam zrobię na śniadanie, bo tutaj jest tylko kawa.
- Piękny ogród – Kwiatek otworzyła usta z wrażenia. – Nie przypuszczałam, że tutaj będzie tak cudnie.
- Mała miała nosa do tego domu. Ogród już był, oczywiście, tylko trzeba było go uporządkować.
- A efekt jest niesamowity – dodała Kara, popijając czarny, gorący napój. – Cudownie. I te zapachy.
- Witajcie na wsi – Ela zaśmiała się serdecznie. Wzięła do reki książkę i, nie przejmując się gośćmi, zanurzyła się w lekturze. Dziewczyny wyciągnęły się na ławce i popijały kawę, łapiąc promienie słoneczne.
Sielski klimat, spokój delikatnego wiatru, kojące trele pieściły nerwy podróżniczek. Rozpłynęły się obie, zapominając o wydarzeniach wczorajszego dnia. Mogłyby rozkoszować się cisza wsi długo, gdyby nie obowiązki, o których przypomniał telefon. Kara weszła do domu. Nie lubiła załatwiać interesów przy innych. Wiedziała, że burzy to spokój i wprowadza chaos. Po dwudziestu minutach wróciła z talerzem kanapek.
- Pozwoliłam sobie przygotować – i podała talerz Kwiatkowi.
- Czujcie się jak u siebie. W sumie, to przecież też wasz dom – zdziwione, odłożyły kanapki. – Spokojnie – mama Małej dolała sobie kawy. – Wszystko w swoim czasie. Ale nie ma co się zamartwiać. Na razie delektujcie się tym smakiem. Nikt nie robi takiej kawy jak ja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie nie lubię zwracać uwagi na takie szczególiki, ale w zdaniu ''Pod jednym z pachnących drzew, przy stoliku nakrytym białym obrysem, siedziała mam Małej'' miało być ''obrusem'' i ''mama'' - takie tam drobnostki, ale jak je poprawisz, będzie ok.
Lubię Twoje opisy :)
I czekam na ciąg dalszy...

Pozdro :)
M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za cierpliwość. Poprawiłam to czego nie zauważyłam, a czasem mi się literki zagubią.
Ciąg dalszy może nastąpi. Kto to wie. Jak dotąd jest część przed i po i jakieś tam różne w trakcie. Jak Cię nie nudzą, to się cieszę :)

M. pozdrawiam Cię cieplutko :)
O. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam z rozpędu jeszcze część pierwszą i trzecią, ale nie bardzo mogę się połapać :( Może była wcześniej jeszcze jakaś część zerowa? Poszczególne fragmenty czyta się w miarę gładko, bez bólu i bez większych zgrzytów, ale czytając w kawałkach i nie znając zamysłu Autorki, trudno się odnieść, czy wątki fabularne dobrze ze sobą grają, czy rozłożenie akcentów dramatycznych jest ok, czy zwolnienie tempa - wyraźne w cz. III - szkodzi całości, czy pomaga, itp. itd. Przynajmniej ja nie potrafię, więc będę sobie czytać pomalutku kolejne części (jak będą) – a bardziej konstruktywnie odezwę się kiedyś w przyszłości, jak nazbieram wrażeń. Pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



O nudzie mam zdanie złe, żeby nie powiedzieć bardzo złe, żeby nie powiedzieć, że szlag mnie trafia, jak słyszę, że ktoś się nudzi :(
Jak można się nudzić? W czaszce wciąż mi dudni ''...Nieuków gnuśne próżnowania, nieuków gnuśne próżnowania...''. Po to włączamy radio, telewizor, głośną muzykę, paplamy gadką - szmatką, żeby nie słyszeć swoich myśli? Bo sparaliżowani i zdezorientowani dojdziemy do wniosku, że tak naprawdę nasza kontemplacja nas samych zawstydzić może, i spadniemy wtedy zupełnie bezbronni ze swoich piedestałów?
Chyba jestem na to wyczulony, czy jak...

No dobra, to powiem, jak było...
Dzień wcześniej bardzo piłem. Rano wyszedłem na balkon i stwierdziłem, że nawiedził mnie anioł, bo zobaczyłem jego szybko zbliżające się oblicze. Zamykane drzwi od balkonu, które pierdolnęły mnie w potylicę, kazały przełknąć kolejną, gorzką pigułkę w prozie, tym razem życia - to biało - brązowe krucze gówno rozbryzgało się o me ramię, nie był to więc anioł. Naprawdę nie wiem, co ja sobie myślałem...
O rany!

Pozdrowienia z czeluści :D
M.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Aniu, jak się uzbiera tego więcej, a istnieje taka możliwość, to wszystko stworzy pewien obraz. Teraz jest lekkie popierniczenie, ale kto powiedział, że musi być idealnie według zegarka. Jeżeli będziesz miała ochotę czytać, będzie git. Jeżeli ja podołam i nie zawiodę, będzie git. Czasem wystarczy jeden słuchacz, aby mówić.

Pozdrawiam :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



O nudzie mam zdanie złe, żeby nie powiedzieć bardzo złe, żeby nie powiedzieć, że szlag mnie trafia, jak słyszę, że ktoś się nudzi :(
Jak można się nudzić? W czaszce wciąż mi dudni ''...Nieuków gnuśne próżnowania, nieuków gnuśne próżnowania...''. Po to włączamy radio, telewizor, głośną muzykę, paplamy gadką - szmatką, żeby nie słyszeć swoich myśli? Bo sparaliżowani i zdezorientowani dojdziemy do wniosku, że tak naprawdę nasza kontemplacja nas samych zawstydzić może, i spadniemy wtedy zupełnie bezbronni ze swoich piedestałów?
Chyba jestem na to wyczulony, czy jak...

No dobra, to powiem, jak było...
Dzień wcześniej bardzo piłem. Rano wyszedłem na balkon i stwierdziłem, że nawiedził mnie anioł, bo zobaczyłem jego szybko zbliżające się oblicze. Zamykane drzwi od balkonu, które pierdolnęły mnie w potylicę, kazały przełknąć kolejną, gorzką pigułkę w prozie, tym razem życia - to biało - brązowe krucze gówno rozbryzgało się o me ramię, nie był to więc anioł. Naprawdę nie wiem, co ja sobie myślałem...
O rany!

Pozdrowienia z czeluści :D
M.


Gówno jako kwintesencja naszego życia. Prawda objawiona. Bardzo pięknie, nie powiem. Tylko czy ów poranny kruk był biały? Jeśli nie, to przemęczony umysł mógł zobaczyć w miejsce anioła uskrzydlonego diabła. I stąd ta kupa na ramieniu.
"Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie."

Pozdro:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie złość się tak, Oluśka. No przepraszam. Wiem, że powinienem się skupić, jeżeli już się wypowiadam, na jakimś kreatywnym komentarzu, a nie na tym, co mnie wkurza, a nie jest to związane z Twoim pisaniem.
Nie lubię pisać, co mi się w utworze nie podoba, wolę się zawsze skupiać na tym, co mnie pociąga. Dogłębną analizę zostawiam profesjonalistom.
Ty dobrze dobierasz słowa, w zasadzie nie ma u Ciebie żadnych ''niepotrzebnych'' wyrazów, a wbrew pozorom, wcale nie jest to rzadkością. Umiejętnie budujesz nastrój chwili, ten, kto czyta ( czyli czytelnik), od razu wtapia się w miejsce, które opisujesz, ''widzi'' tych ludzi i czynności, które wykonują. Inną sprawą są przesłania, które chcesz przekazać czytającym. Ja najbardziej wolę takie, które szarpną sumieniem, rzucą duszą o bruk, albo kopną w krocze :)
No, ale to ja.
Liczą się zawsze pierwsze, partykularne odczucia, więc pierwsza moja myśl po przeczytaniu kilku Twoich opowiadań była taka, że do tego, by stwierdzić, że masz ''lekkość pióra'' - tak upragniony atrybut wszystkich pragnących dobrze pisać, brakuje Ci bardzo, bardzo niewiele.

Tamten komentarz wywaliłem

Pozdrawiam na kolanach
M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze: bardzo trudno mnie rozzłościć, więc skąd taki pomysł, że popadam w podobny nastrój.
Po drugie: nie wyrzuca sie komentarzy, wszystkie są bardzo cenne, a o dyskurs nie trudno, kiedy można o coś się oprzeć. A ja lubię klimatyczne kupy i diaboły :) pod każdą postacią.
Po trzecie: nie łechtaj mnie tak, bo będzie mi zbyt dobrze.
Po czwarte: też lubię przywalić, ale czy to musi być tak od razu? Niestety, mi jako kobiecie zadanie bolesnego ciosu mężczyźnie jest znacznie utrudnione (cios w ryj - w sensie) :)
Po piąte: pisz!!! i nie rób więcej tego czegoś z kolanami:)

Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze: nie wiem, skąd miałem taki pomysł, ale cieszę się, że trudno Cię rozzłościć, bo to oznacza, że może czasem postaram się Cię pozaczepiać - no, konstruktywnie oczywiście...
Po drugie: wywaliłem to, i się stało. Ale z tymi gównami i czo(a)rtami też mogę zawsze i wszędzie...
Po trzecie: tu akurat nic niechciałbym zmieniać...
Po czwarte: może i zadanie masz znacznie utrudnione, dlaczego jednak nie miałabyś dać kiedyś w mordę jakiemuś facetowi, na przykład nie mnie?...
Po piąte: będę. A z kolan przeturlałem się na plecy i sobie teraz leżę( ale już niedługo)...

Jajamalaja - to ''pozdrowienia'' malezyjskiego plemienia Senoi, z którego pochodzę
M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taki przystanek, coby rozpędu nabrać. to, co Ania Ostrowska. jakaś kolejność dziwna tych odcinków.
ale płynnie, czyściutko, bez zgrzytów. podoba się, kiedy będzie całość? pachnie kryminałem, trupem w szafie, czy w piwnicy. jeśli kolejność nie ma znaczenia - lecę do pierwszej!
:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy to ładnie czytać od końca? hi hi hi

Kiedy skończę? Jak mi mały potwór zlezie z kolan. Ciesze się, że "wpada w ucho", choć pracy mnóstwo. Gdzieś mi grają, gdzieś stukają, w całość nie chcą się zbytnio poukładać. Najwyraźniej jeszcze nie czas.

Kryminał? hmmm, pomyślę.

cieplutko:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...