Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Outsiderzy cz.II


Rekomendowane odpowiedzi

Ciche pukanie wyrwało Jaya z drzemki. Usiadł na materacu i przetarł oczy.
-Proszę ? powiedział cicho.
Do pokoju weszła Lynette.
-Przepraszam, widzę że spałeś.
-Nie, właściwie to się przebudziłem przed chwilą. Wejdź, proszę.
Dziewczyna przysunęła taboret spod ściany i usiadła przy kwadratowym stoliku w rogu pomieszczenia.
-Mogę? ? spytała wyjmując papierosa.
-Jasne. Płuca zawsze można przeszczepić.
Zapadła cisza. Lynette co chwilę wypuszczała kłęby siwego dymu.
Jay przełamał milczenie:
-Lyn, wybaczysz mi kiedyś, że cię do tego wszystkiego wciągnąłem?
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
-Wybaczyć? Chyba raczej podziękować. Gdyby nie ty, dawno skończyłabym w jakimś rynsztoku zaćpana na śmierć.
-A czy to jest lepsze? Za każdym razem ryzykujesz życiem dla tego dupka, który nawet nie jest w stanie tego docenić. Nie ty, przyjdzie kto inny. Ziemia jest pełna bezrobotnych ? westchnął. - Coraz częściej myślę, że nie mam po co dalej egzystować. Tu nigdy nic się nie zmienia. Mam już dość wszystkiego, chcę to skończyć...
-Jay ? Lynette przez chwilę zastanawiała się co powiedzieć. - Posłuchaj mnie, wszystko się jeszcze ułoży, zobaczysz. Nie wolno ci tak myśleć, nie wolno ci zostawić mnie samej. Zawsze byłeś dla mnie jak starszy brat, zaopiekowałeś się mną, kiedy nikt inny nie chciał na mnie nawet patrzeć. Nadal cię potrzebuję. Obiecaj, proszę obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz...
Po policzku Jaya powoli spływała łza. Otarł ją rękawem i popatrzył na dziewczynę.
-Nie zasługujesz na takie życie, Lyn...
-Proszę, obiecaj ? przerwała mu dziewczyna.
Mężczyzna popatrzył na nią. W jej oczach dostrzegł strach. To, co powiedział musiało bardzo nią wstrząsnąć.
Podszedł do niej i mocno ją przytulił.
-Obiecuję ? wyszeptał.
Lynette stała na taborecie i spryskiwała grzyba, który jakiś czas temu zadomowił się na suficie. Usłyszała ciche pukanie, a po chwili ktoś wszedł do pokoju.
Był to mężczyzna grubo po trzydziestce, bardzo elegancko ubrany. Dziewczyna nie miała wątpliwości, że to był człowiek, który przyleciał małym statkiem kilka dni temu. Wyglądał na nieco zaniepokojonego.
-Przepraszam, pani nazywa się Lynette?
-Tak ? odpowiedziała, schodząc z taboretu.
-David Parks. Wśród ogólnej wrzawy, ktoś poprosił mnie, żebym panią zawiadomił. James Summers nie żyje. Dzisiaj około dziesiątej popełnił samobójstwo. Bardzo mi przykro.
Lynette pobladła i upuściła na podłogę puszkę sprayu. Mężczyzna chciał jeszcze coś powiedzieć, ale ona wybiegła z pokoju.
Obok zwłok Jaya leżał gruby sznur. Lyn podbiegła do ciała, nikt nie starał się jej powstrzymać.
-Dlaczego? - łkała - Przecież obiecałeś mi Jay. Nie zostawiaj mnie... Przecież obiecałeś...
Pojazd nie chciał zapalić. Zdenerwowana spróbowała jeszcze raz, ale próba zakończyła się fiaskiem.
-Kupa złomu ? westchnęła wysiadająć.
-Może panią podwieźć ? usłyszała za sobą głos. - Jadę do miasta.
To był David Parks.
-A więc gdzie się pani wybiera? - zapytał.
-Do krematorium. Chciałam odebrać urnę z prochami Jaya.
-Chętnie panią zawiozę ? powiedział.
Jego statek był naprawdę wspaniały. Mały, przewidziany tylko dla dwóch osób, ale bardzo nowoczesny i wygodny. Lynette nigdy jeszcze takim nie podróżowała. Właściwie nie trzeba było nic robić, komputer sam wszystkim sterował.
-Dlaczego przyleciał pan na Ziemię? - zapytała Davida, gdy już unieśli się i pędzili ponad drogą wiodącą przez pustynię.
Ten spojrzał na nią, a potem przed siebie.
-Stąd pochodzę ? odpowiedział. - Nie wiem kim byli moi rodzice. Kiedy miałem pół roku, wysłali mnie na Marsa. Zrzekli się swoich praw do mnie, dlatego bez problemu mogłem zostać adoptowany. Wychowywałem się o niczym nie wiedząc. Dopiero kiedy miałem dwadzieścia dwa lata matka powiedziała mi prawdę. Przejąłem się tym. Postanowiłem, że kiedyś odnajdę prawdziwą rodzinę. I dlatego tu przyjechałem.
-Sądzi pan, że ma jakieś szanse po tylu latach?
-Tak, odnalazłem pewne ślady. Myślę, że jestem w stanie ich odszukać.
Lynette nic już nie powiedziała, David też zamilkł. Kilka minut później dolecieli do miasta.
-Mam pewną sprawę do załatwienia ? odezwał się mężczyzna. - Myślę, że nie potrwa to długo, więc jeśli pani wróci z krematorium to proszę poczekać tu w pobliżu. Nie będzie przecież wracała pani na nogach.
-Właściwie to chciałam iść na pustynię i pożegnać Jaya. Nie zabiorę jego prochów spowrotem do Szczurzej Nory, nigdy nie lubił tam przebywać - powiedziała.
-Rozumiem ? odpowiedział. - Proszę jednak poczekać, zawiozę panią na pustynię, a potem do Nory.
-Żegnaj Jay ? powiedziała Lynette rozsypując prochy.
Część od razu osiadła na spękanej ziemi koło jej stóp, część została poniesiona w dal przez łagodny podmuch wiatru.
Dziewczyna chwilę jeszcze stała w milczeniu, potem położyła urnę i obłożyła ją naokoło kamykami. Odwróciła się i odeszła, nieoglądając się za siebie. Po policzkach spływały jej łzy.
David zaparkował przy dużym głazie i zadeklarował, że na nią poczeka.
Stał tyłem i rozmawiał z kimś przez wideofon. Lyn chciała odejść dalej, by nie przeszkadzać w rozmowie. Nagle usłyszała słowa Davida:
-Tak, panie generale, zdobyłem pełne zaufanie przywódcy przemytników. Mamy ich w garści.
Nie usłyszała, co odpowiedział rozmówca.
-Nie odkryłem żadnych oznak zarazy. Może jednak epidemia nie pochodzi z Ziemi ? po tych słowach wideofon znowu wydał niezrozumiałe dla dziewczyny dźwięki.
-Zbadam wszystko dokładniej ? mówił David. - Myślę, że decyzja o zniszczeniu całej planety jest zbyt pochopna.
Generał powiedział coś jeszcze i się rozłączył.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze się czyta. Brak akapitów bardzo przeszkadza i powoduje uczucie chaosu - Lyn robi coś, a w następnej linijce jest już w zupełnie innym miejscu. Akapit by temu zaradził.
Czy Jay to ksywka czy zdrobnienie? Bo Jay nie jest zdrobnieniem od James. Jim tak, ale nie Jay. A jeśli ksywka to się nie czepiam. Podobają mi się nazwiska, już od pierwszej części imię Lynette bardzo miło wpadło mi w ucho, James Summers i David Parks brzmią również przekonująco, a wcale nie jest tak łatwo wymyślić dobre imię i nazwisko dla bohatera - oklaski.

Nie jestem miłośnikiem sf, więc jest to dla mnie tylko niewybitny przegląd utartych scen z filmów z gatunku. Jakoś z góry wiedziałem, że za miastem będzie pustynia...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a mnie się nie podoba, nawet akapity nie ratują tempa wydarzeń i zachowywania się Lyn, gdy się dowiedziała o śmierci Jay'a zareagowała bardzo mało przekonująco, jej słowa powinny świadczyć o przeżyciu wielkiej tragedii, tymczasem po chwilowej zadumie "dlaczego?" interesuje się Davidem. Nie, że go nie lubię, bo pewnie okaże się, że jeszcze będą razem przeciwstawiać się złu i będą narażać własne życie dla uratowania Ziemi, potem zakochają się, albo okażą spokrewnieni, więc wyjdzie na postać pozytywną, no ale to przejście od śmierci do samochodu mnie nie przekonuje. Ona powinna być szczerze załamana, gdy jej jedyny przyjaciel i opiekun odbiera sobie życie. A nic takiego nie poczułam. Bardzo szkoda.

Czekam jednak na rozwinięcie.

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za komentarze, szczególnie Natalii. Racja, może nie jest to wiarygodne, nie chciałam się jednak na tym załamaniu bohaterki szerzej skupiać. Może uda się to trochę poprawic, pomyslę jutro.
A co do dalszej części, to widząc jakie są przewidywania, może uda mi się czytelnika zaskoczyć.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...