Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Zdzisławie, za taką pochwałę mam ochotę Cię uściskać! Bardzo dziękuję! Nie spodziewałam się aż tak wspaniałych słów! I dzięki za wzięcie do Ulu!

Co pomimo? I pomimo czego?...
Odkłaniam się równie nisko nowemu Czytelnikowi. :)
.....oczywiście pomimo " sapdania na ziemię " w kontkście wpisu poprzedniczki ::)))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Witam Cię PannoBeato, rzeczywiście po kilku latach niebytu.:)
A propos Oxyvii- toż Ona poetka na 100%.
Pozdrawiam serdecznie



Wracam do formy Kochany Egzegeto:)Miło mi znowu Pana czytac:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dorota, bardzo lubię twoje komentarze, bo zawsze są przemyślane i szczere. Dzięki za pochwałę i uwagi.
Tytuł oraz wyrazy, które wymieniłaś, są szczyptą lekkiej autoironii Peelki, dystansu do własnego wyznania, jak to ładnie nazwałaś. Może faktycznie nie pasują do treści? Ale nie chciałam, żeby wyszło cukierkowo czy egzaltowanie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


O, jak miło! Jak miło, że wróciłaś i jak miło, że nadal podobają Ci się moje wiersze (czy mój wiersz, wszystko jedno)! Zapraszam w dalszym ciągu serdecznie. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Egzegeto, a to mnie mile zaskoczyłeś! Nigdy bym nie przypuszczała, że tak o mnie myślisz! Aż zaniemówiłam! Bo zawsze trochę się bałam Twoich opinii, mówiąc szczerze - jesteś raczej ostrym recenzentem... Tym bardziej teraz mnie ucieszyłeś taką niespodzianką!
Pozdrawiam również serdecznie. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a tak na marginesie, ja wolę jak mi ktoś czasem da popesku w komencie, niż bym miał wysłuchiwać ochuf i ahuf, jakich wiele na forum. ale to już kompletnie skompletowanym marginesie;P zdry
Co kto lubi. Ja jednak odwrotnie: nie lubię dostawać popesku, nie jestem masochistką, zdecydowanie zaś lubię ochy i achy, są dla mnie zawsze bardzo miłe. :)
Natomiast życzliwa, konstruktywna krytyka... Ale to już pisałam.
Opublikowano

Leokadio, bardzo Ci dziękuję za przemiły wpis. :)
Oczywiście, że każdy ma prawo do swojego gustu i nie podlega to dyskusji. Ale też każdy ma prawo swoje gusta wyrażać, byle by to robił w sposób miły i nikogo nie dotykający. Prawda?
Serdeczeństwa. :)

Opublikowano

Oxyvio : tak troszeczkę słabych ( lakonicznych ) fragmentów umieściłaś w tym wierszu .
W dojrzałych słowach ! Mnie trochę ... drażnią , Ciebie naprawdę stać na CAŁOŚĆ .
Na razie nadrabiam zaległości ale może jutro je wyszczególnię - wszak będzie to tylko moje
odczucie , a może nie ...
Pozdrawiam . C .

Opublikowano

to jest zapis mojej duszy
jej piękno
to głębokość i wielkość przeżycia

wieczny,wierny i roznamiętniony

... najbardziej mi nie leżą te właśnie fragmenty - uważam,że są zdecydowanie odstające od reszty.
Ale to takie moje tam...No i - nie dałem rady"jutro"...
Pozdrawiam,C.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...