Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Już od godziny siebie szukamy,
w gwarnej spiekocie i pisku opon.
Wśród zakamarków ulic nieznanych,
gdzie nad głowami zadudni pociąg.

Snują się ludzie i samochody,
domy zaś drgają powietrzem dusznym,
w niebie ktoś puszkę z żarem otworzył,
a kicz z bilbordów bezmyślnych kusi.

Piwne ogródki, martwe w południe,
dom znieruchomiał w skrzywionym geście.
Uśmiech ożywił deptak przecudnie
oraz stwierdzenie "miło, że jesteś".

Ciut plotkujemy o B. w Krakowie,
że L. na niebie wyznacza szlaki,
A. gdzieś zniknęła, o niej nie powiem,
S. R. filuter - pan panie taki.

W trakcie rozmowy: o metaforach,
rymach, akcentach, układzie wersów,
o tym, że M. N. pisze doktorat,
nastrój czas zburzył - uciekł bez sensu.

Rację Ci muszę przyznać po latach:
"wiersze jak dzieci swym życiem żyją"
do spraw codziennych pora mi wracać
rozmowa z Tobą - nagrodą miłą.

Opublikowano

Krzysiek ma rację :D
a wiersz cudny, rytmiczny, rymiczny (wyższość Świąt Wielkiejnocy nad... :*),
czyta się, jakbyś płynął na łagodnej fali
wspaniały, taki jackowy, Jacku :))
dziękuję, ze tak piszesz, jak nikt.
buziak!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



gdzie kelnerzy noszą w szkiełkach zimne słońce
w żaglach parasoli w zacienionym porcie
siedział po raz czwarty liczyłam nie kłamię
wiersz mój ulubiony miał przypiętą pamięć
do koloru oczu niechby go nie zmieniał
a w białą serwetkę wiem to bez wątpienia
chował czy zawijał może i tęsknotę
albo coś słodkiego co będzie na potem


Pozdrawiam ciepło i dziękuję :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


wiersz Twój ulubiony w żaglach parasoli
super metafora zimnej szklanki coli
na niebiański upał gdzieś w piwnym ogródku
na poranną chandrę i na gorycz smutku
schłodzony kufelek z napojem tym złotym
lody bakaliowe słodkością na potem
a koloryt oczu powiem bez wątpienia
taki pozostanie - chyba że chcesz zmieniać
:)))

dzięki pozdrawiam Jacek
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


wskaż gdzie niezrozumiałe

pozdrawiam Jacek

Ja Cieee :))). powtórzę się zatem, :))))))
w IV i V strofce, niewiadomo czy to inicjały, czy co :)?
oczywiście, nie muszę wiedzieć,
ale skoro polecenie wskazać
to wskazuję co mi dziwne skręcone,
:)))hmmm i jak :)))?

pozdr.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


o co idzie z tym urokiem staroświeckim???

pozdrawiam Jacek

Poezja u swych początków, była przedłużeniem muzyki, miała pięknie brzmieć i nie obciążać za bardzo głowy ;) Tak jest z twoimi wierszami, gorączki intelektualnej przy nich nie dostanę ale z przyjemnością czytam :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...